poniedziałek, 12 listopada 2018

Matuszewski: W sprawie Marszu Niepodległości 2018


       O ile do prowokacji na poszczególnych Marszach Niepodległości zdążyliśmy się już przyzwyczaić, o tyle sytuacja, jakiej doświadczamy w ostatnich dniach, stanowi zupełnie nowy poziom tego, do czego zdolna jest władza POPiSu.
Podsumujmy: we Wrocławiu oraz w Warszawie zabroniono organizacji marszy mających uczcić 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości. Obydwie decyzje stosowne instancje władzy sądowniczej unieważniły niemal natychmiast, ale oto w ciągu dosłownie jednego dnia, w trakcie którego organizatorzy Marszu w Warszawie odwoływali się od decyzji ustępującej prezydent miasta, rząd oraz prezydent RP obwieścili, że dokładnie na tej samej trasie, na której miał się odbyć przedmiotowy przemarsz, oni zorganizują własny.
Jeżeli ktoś nie zrozumiał, proszę pozwolić, że wytłumaczę. Według oficjalnej wersji mamy uwierzyć, że w ciągu jednego dnia przygotowano całe zaplecze techniczne, plan akcji zabezpieczającej (Policja, jednostki AT, wojsko, żandarmeria wojskowa, saperzy), udział pojazdów wojskowych, wydano stosowne decyzje administracyjne (w tym te szczegółowe, np. zarządzenie premiera, nadające Żandarmerii Wojskowej uprawnienia Policji), a prezydent, premier i połowa rządu w mgnieniu oka potrafili znaleźć czas w zazwyczaj dosyć mocno obciążonych kalendarzach.
Twierdzę, że cała sytuacja to niezbity dowód manipulacji, jakiej poddawane jest od lat polskie społeczeństwo. Władza POPiS, na użytek publiki posługująca się dwoma różnymi szyldami, a nawet manifestująca postawy wobec siebie wrogie, reprezentuje to samo środowisko i te same interesy. Uważam, że to, co zrobiła prezydent Warszawy, z góry skazane było na prawne niepowodzenie (zresztą HGW, z wykształcenia profesor prawa, najpewniej doskonale zdawała sobie z tego sprawę). Jej posunięcie dało jednak ów jeden, bardzo cenny, dzień, potrzebny na formalne przejęcie trasy marszu przez nową imprezę. Dzień potrzebny na to, by wprowadzić w życie przygotowany wcześniej plan. By wyrazić się jaśniej: moim zdaniem rzecz była z góry ustalona i znakomicie zorganizowana. Czegoś takiego, jak marsz pod patronatem i z udziałem prezydenta oraz rządu RP, nie da się przygotować w ciągu jednego dnia.
Środowiska narodowe oraz wszyscy ci, którzy chcieli wziąć udział w Marszu Niepodległości, potraktowani zostali bez pardonu, z bezgraniczną pogardą i wrogością, której jaśniej wyrazić niepodobna. Z tym większym zaskoczeniem przyjąłem informację, że liderzy Ruchu Narodowego podjęli niezrozumiałą (i w swej istocie bezgranicznie naiwną) decyzję o przystąpieniu do rozmów z rządem w celu przeprowadzenia dyskusji nad możliwymi rozwiązaniami zaistniałej sytuacji. Polityczne dzieci, których po raz kolejny spece z UB i MO ogrywają jak chcą i kiedy chcą… Prof. Jacek Bartyzel podsumował to chyba najlepiej, gdy w jednym ze swoich wpisów zauważył, że nawet złodzieje pospolici na ogół nie są aż tak bezczelni, żeby zapraszać obrabowanych do wspólnej konsumpcji ukradzionego.
Jest faktem, że narodowcy mają do wyboru dwie opcje – niestety, obydwie złe. Jeżeli odmówią udziału we wspólnym marszu z prezydentem, to dadzą rządzącej Polską sitwie pretekst do dalszej marginalizacji swojego ruchu i kolejnych szykan. Rząd natomiast odtrąbi sukces, bo zgodnie z dyrektywą UE zablokuje faszystów. Jeżeli natomiast organizatorzy Marszu Niepodległości zgodzą się na warunki strony rządowej, a zatem ulegną tym, który chwilę wcześniej splunęli im w twarz, stracą jakiekolwiek resztki autorytetu i szacunku. A strona rządowa i tak odtrąbi sukces, bo zjednoczy Polaków ponad podziałami.
Nie wiem, czy istnieje dobre rozwiązanie tej sytuacji. Wiem natomiast, że jest jedno honorowe. Do hucpy firmowanej przez najwyższe urzędy państwowe dołączyć nie wolno. Należy natomiast być 11 listopada w Warszawie. I to jak najliczniej. Jeżeli nawet (co już potwierdził portal WirtualnaPolska) wojskowe wozy bojowe zablokują Rondo Dmowskiego, to niech przed nimi stoi 50.000 lub 100.000 ludzi z biało czerwonymi flagami. Jeżeli nie będzie można maszerować, niech każdy chodnik i każdą wolną przestrzeń w Warszawie zakryją biało-czerwone barwy niesione przez tych, którym bezprawnie zablokowano możliwość wyrażenia dumy z odzyskanej lat temu 100 niepodległości. Żadna kamera i żaden fotograf tego nie przeoczy – i o to chodzi. Jeżeli w dodatku na marsz rządowy przyjdzie mniej uczestników, niż zbierze się tych, którym maszerować zabroniono, to moralnie oraz medialnie i tak wygramy.
Ulec nie wolno. Dołączyć – tym bardziej. 
OD REDAKCJI: Wspólna hucpa się odbyła. Tzw. organizacje narodowe swoim udziałem we wspólnym przedsięwzięciu zalegitymizowały pseudopatriotyczny demoliberalny reżim pisowski. Czas pseudonarodowcom pokazać środkowy palec i zacząć się organizować.