O ile do prowokacji na poszczególnych Marszach Niepodległości
zdążyliśmy się już przyzwyczaić, o tyle sytuacja, jakiej doświadczamy w
ostatnich dniach, stanowi zupełnie nowy poziom tego, do czego zdolna
jest władza POPiSu.
Podsumujmy: we Wrocławiu oraz w Warszawie zabroniono organizacji marszy
mających uczcić 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości.
Obydwie decyzje stosowne instancje władzy sądowniczej unieważniły niemal
natychmiast, ale oto w ciągu dosłownie jednego dnia, w trakcie którego
organizatorzy Marszu w Warszawie odwoływali się od decyzji ustępującej
prezydent miasta, rząd oraz prezydent RP obwieścili, że dokładnie na tej
samej trasie, na której miał się odbyć przedmiotowy przemarsz, oni
zorganizują własny.
Jeżeli ktoś nie zrozumiał, proszę pozwolić, że wytłumaczę. Według
oficjalnej wersji mamy uwierzyć, że w ciągu jednego dnia przygotowano
całe zaplecze techniczne, plan akcji zabezpieczającej (Policja,
jednostki AT, wojsko, żandarmeria wojskowa, saperzy), udział pojazdów
wojskowych, wydano stosowne decyzje administracyjne (w tym te
szczegółowe, np. zarządzenie premiera, nadające Żandarmerii Wojskowej
uprawnienia Policji), a prezydent, premier i połowa rządu w mgnieniu oka
potrafili znaleźć czas w zazwyczaj dosyć mocno obciążonych
kalendarzach.
Twierdzę, że cała sytuacja to niezbity dowód manipulacji, jakiej
poddawane jest od lat polskie społeczeństwo. Władza POPiS, na użytek
publiki posługująca się dwoma różnymi szyldami, a nawet manifestująca
postawy wobec siebie wrogie, reprezentuje to samo środowisko i te same
interesy. Uważam, że to, co zrobiła prezydent Warszawy, z góry skazane
było na prawne niepowodzenie (zresztą HGW, z wykształcenia profesor
prawa, najpewniej doskonale zdawała sobie z tego sprawę). Jej
posunięcie dało jednak ów jeden, bardzo cenny, dzień, potrzebny na
formalne przejęcie trasy marszu przez nową imprezę. Dzień potrzebny na
to, by wprowadzić w życie przygotowany wcześniej plan. By wyrazić się
jaśniej: moim zdaniem rzecz była z góry ustalona i znakomicie
zorganizowana. Czegoś takiego, jak marsz pod patronatem i z udziałem
prezydenta oraz rządu RP, nie da się przygotować w ciągu jednego dnia.
Środowiska narodowe oraz wszyscy ci, którzy chcieli wziąć udział w
Marszu Niepodległości, potraktowani zostali bez pardonu, z bezgraniczną
pogardą i wrogością, której jaśniej wyrazić niepodobna. Z tym większym
zaskoczeniem przyjąłem informację, że liderzy Ruchu Narodowego podjęli
niezrozumiałą (i w swej istocie bezgranicznie naiwną) decyzję o
przystąpieniu do rozmów z rządem w celu przeprowadzenia dyskusji nad
możliwymi rozwiązaniami zaistniałej sytuacji. Polityczne dzieci, których
po raz kolejny spece z UB i MO ogrywają jak chcą i kiedy chcą… Prof.
Jacek Bartyzel podsumował to chyba najlepiej, gdy w jednym ze swoich
wpisów zauważył, że nawet złodzieje pospolici na ogół nie są aż tak bezczelni, żeby zapraszać obrabowanych do wspólnej konsumpcji ukradzionego.
Jest faktem, że narodowcy mają do wyboru dwie opcje – niestety, obydwie
złe. Jeżeli odmówią udziału we wspólnym marszu z prezydentem, to dadzą
rządzącej Polską sitwie pretekst do dalszej marginalizacji swojego ruchu
i kolejnych szykan. Rząd natomiast odtrąbi sukces, bo zgodnie z
dyrektywą UE zablokuje faszystów. Jeżeli natomiast organizatorzy Marszu
Niepodległości zgodzą się na warunki strony rządowej, a zatem ulegną
tym, który chwilę wcześniej splunęli im w twarz, stracą jakiekolwiek
resztki autorytetu i szacunku. A strona rządowa i tak odtrąbi sukces, bo
zjednoczy Polaków ponad podziałami.
Nie wiem, czy istnieje dobre rozwiązanie tej sytuacji. Wiem natomiast,
że jest jedno honorowe. Do hucpy firmowanej przez najwyższe urzędy
państwowe dołączyć nie wolno. Należy natomiast być 11 listopada w
Warszawie. I to jak najliczniej. Jeżeli nawet (co już potwierdził portal
WirtualnaPolska) wojskowe wozy bojowe zablokują Rondo Dmowskiego, to
niech przed nimi stoi 50.000 lub 100.000 ludzi z biało czerwonymi
flagami. Jeżeli nie będzie można maszerować, niech każdy chodnik i każdą
wolną przestrzeń w Warszawie zakryją biało-czerwone barwy niesione
przez tych, którym bezprawnie zablokowano możliwość wyrażenia dumy z
odzyskanej lat temu 100 niepodległości. Żadna kamera i żaden fotograf
tego nie przeoczy – i o to chodzi. Jeżeli w dodatku na marsz rządowy
przyjdzie mniej uczestników, niż zbierze się tych, którym maszerować
zabroniono, to moralnie oraz medialnie i tak wygramy.
Ulec nie wolno. Dołączyć – tym bardziej.
Mariusz Matuszewski
Za: http://myslkonserwatywna.pl/matuszewski-w-sprawie-marszu-niepodleglosci-2018/
OD REDAKCJI: Wspólna hucpa się odbyła. Tzw. organizacje narodowe swoim udziałem we wspólnym przedsięwzięciu zalegitymizowały pseudopatriotyczny demoliberalny reżim pisowski. Czas pseudonarodowcom pokazać środkowy palec i zacząć się organizować.