Jeszcze nikomu nie udało się na czele tego wydarzenia postawić
ludzi, których aktywność polityczna sprowadzała się do scalania
republiki okrągłego stołu z Germańskim Dominium zwanym Unią Europejską,
także do instalowania na terytorium obcej armii i zapewnienia żydowskim
osadnikom bezpiecznej egzystencji. 11 listopad 2018- kończy ośmioletnią
wędrówkę narodowców po stołecznych ulicach, tak jak kończy się pewna
dekada polityczna, która zamyka szczególny- jak na demoliberalny świat-
rozdział polityczny.
Cóż, nie udało się ani stworzyć jednolitej
organizacji narodowej, mającej wpływ na życie Polaków, ani nawet nie
zaprojektowano planu na odrodzenia klasy średniej, bez której to
jakakolwiek zmiana na korzyć jest niemożliwa. Osiem lat budowania
widowiskowej narracji, wypełnionej pustymi hasłami kończy się w sposób
groteskowy dla ruchu narodowego i korzystny dla „dobrej zmiany”.
Korzystny podwójnie: po pierwsze- władza warszawska zyska w marszu
urzędniczym spora frekwencję, po drugie- podzieli jeszcze bardziej
środowiska narodowe, które szybko zejdą do pozycji grup
rekonstrukcyjnych manifestacji z pierwszej połowy lat 90-tych XX wieku.
Kto będzie się opierał i słusznie argumentował zaistniałą sytuację, tego
spotkają różne represje, jak to ma teraz miejsce pod groteskowym
pretekstem propagowania tego, co środowisko doradcze MSW zwane w skrócie
„Nigdy Więcej” i „Krytyka Polityczna” funkcjonariuszom bezpiek do
wierzenia podaje od lat.
Ale do rzeczy. Jak sobie można wyobrazić jutrzejszy marsz?
Prym będzie wiódł namiestnik rodem z Unii Wolności, który na rozpoczęcie poda zgromadzonym masom kilka sofizmatów o tym jak nie ma wolności bez solidarności, że NATO gwarantuje nam bezpieczeństwo i że to właśnie dzięki sojusznikom, mamy teraz żyć szczęśliwe. Rzecz jasna- premier bankster roztoczy wizję dobrobytu „dobrej zmiany”. Wymieni sukcesy, o jakich poprzednia ekipa nawet nie śniła. W eter popłyną epifania o narodowej wspólnocie, wobec której sojusz robotniczo –chłopski byłby tylko zaczynem nowego wspaniałego świata, a tenże świat właśnie wyłania się ponad podziałami, co widać będzie na rondzie Dmowskiego, gdzie prócz morza głów, popłynie morze obietnic.
Na
czele pojawi się świta wraz z Andrzejem Dudą. Można sobie to wyobrazić.
Rząd i nierząd, Jony Daniels w nowej roli maklera zgody narodowej, kto
wie czy nie sam Szewach Weiss- dyżurny przyjaciel Polin, ponadto
zawodowi piewcy antykomunizmu: Wildsteiny dwa i Pereira, redaktor
Sakiewicz wraz ze swoimi płaczkami od smoleńskich miesiączek, wyznawcy
kultu Marii i Lecha Kaczyńskich wraz z pierwszą sierotą IIIRP- Martą
Kaczyńską, narodowy kawaler IIIRP, naczelnik państwa- Jarosław
Kaczyński, pewnie też i sam minister Gowin, za którego czasów kiedy
należał do PO, policja pałowała narodowców w ten dzień właśnie bez
opamiętania w latach poprzednich. Ale kto by się teraz zajmował tymi
rzeczami. Trzeba iść, by pokazać światu, że nie oddamy ani jednej kostki
od bruku, nawet jeśli przyjdzie nam zastawić IIIRP u Rotszylda w zamian
za mienie pożydowskie.
Wszystkie media- zarówno władzy i
pozycji- pokażą jak bardzo prezydent jest kochany (republikanie) i jaka
to patologia (demokraci), ze przyciągnął do siebie faszystów i rasistów.
Nazista i demokrata- powiedzą potem jednocześnie, w zależności jakiego
prezentera się zapyta.
Zauważmy jedno. Nie ma relacji z
negocjacji, ani nagrań z tych rozmów Stowarzyszenie Marsz
Niepodległości – Kancelaria Prezydenta RP. Nie wiemy czy byli tam jacyś
kelnerzy z urządzeniami do rejestrowania dźwięku i obrazu. Nie wiemy
jakich argumentów używały obie strony, kto miał, a kto nie miał przewagi
w tej konwersacji. Możemy się tylko domyślać, jak przebiegała owa
dyskusja, skoro przeciągnęła się do nocy. A jak wiemy z baśni- nocami
kochankowe są ulegli.
Myślę, że efekty tej „nocnej zmiany” wyjdą
podczas najbliższych wyborów parlamentarnych, jeśli tylko wszystko
pójdzie według planu Starego Kiejkuta, który ma doskonałe rozeznanie o
marzeniach, potrzebach i zobowiązaniach członków Stowarzyszenia Marsz
Niepodległości. Bo choć jedni mają asy w rękawie, to drudzy mają teczki w
szafach Lesiaków. W przeciwnym razie świat byłby banalny- bez popytu i
bez podaży.
Tak więc Marsz Niepodległości będzie doczepiony do
prezydenckiej lokomotywy za kordonem policji jawnej, tajnej i
dwupłciowej. Mówi się, że sporo zainwestowano w nagłośnienie, aby nie
było nieprzewidzianych wpadek. Czy będzie jakiś nowy zestaw okrzyków,
dajmy na to: „Duda, Duda- znowu ci się uda”, „nie ma lepszego nad Jacka
Kurskiego” lub „Tel Aviv – Warszawa, wspólna sprawa” – tego nie wiemy.
Zresztą jest taka obawa, że kiedy zostaną odpalone race, albo pojawia
się „kontrowersyjne” transparenty, to Gronkowiec z ratusza marsz
zdelegalizuje. Znaczy się lokomotywa pojedzie dalej, a wagony się
wykoleją.
Szkoda tych kilku lat, pośród których ten jeden dzień w
roku pańskim mobilizował masy do- z jednej strony- banalnej, a z
drugiej strony- niezwykłej aktywności, której nam umarły Zachód
zazdrościł. Szkoda, że Marsz Niepodległości uległ aktywistom poprawności
politycznej i już zapomniał o tym jak wielu jego uczestników doznało
prześladowań, upokorzeń i krzywd ze strony władz IIIRP. Czy podczas
negocjacji ze stroną rządową organizatorzy Marszu Niepodległości,
starali się chociaż zobowiązać władzę do wszczęcia postępowania wobec
funkcjonariuszy i urzędników, którzy dokonywali przestępstw na
uczestnikach marszy w latach poprzednich?
Szkoda, że ten polski
potencjał- cały front młodości w idei nie został przekuty na trwały
czyn, a teraz punkt kulminacyjny należy do sympatyków V rozbioru Polski-
zwanym Traktatem Lizbońskim. Marsz Niepodległości stał się marszem
sprzeczności, a krótkowzroczni idealiści przywykli jedynie do efektów
wizualnych, stali się grabarzami marzeń. Najgorsze, że nie swoich.
„Dla Ciebie Polsko- pójdziemy po etaty,
Bo my nie Polacy, jeno zwykłe szmaty”
TJK