Dziennik „Rzeczpospolita” pisze dzisiaj o bezprecedensowym ataku,
jaki służby specjalne pod dowództwem Mariusza Kamińskiego przeprowadziły
na środowiska nacjonalistyczne, chcące uczcić niedzielne Święto
Niepodległości. Represje polityczne dokonane przez neokonserwatywną
władze były więc możliwe dzięki przepisom ustawy „antyterrorystycznej”,
która pozwala między innymi na przetrzymywanie ludzi przez dwa tygodnie
bez wyraźnych dowodów, a także na stosowanie szerokiej inwigilacji bez
zgody sądu. Do całej szopki związanej z Marszem Niepodległości użyto
również… językoznawców.
Gazeta przytaczając swoje źródła w rządzie Mateusza Morawieckiego
pisze, iż minister-koordynator służb specjalnych Mariusz Kamiński „wydał
specjalną zgodę na wszelkie działania, które zablokują „działania
niepożądane” z okazji rocznicy”. Same służby specjalne nie ukrywają, że
do represji politycznych posłużyły im przepisy ustawy
„antyterrorystycznej”, ponieważ znajdujące się w niej zapisy „pozwalają
zatrzymać nawet na dwa tygodnie osoby podejrzewane o działania
terrorystyczne lub ekstremistyczne bez formalnych dowodów”.
Ponadto Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego mogła stosować
inwigilację na szeroką skalę, działając w tej kwestii bez zgody sądu.
Taka działalność była możliwa głównie dzięki „skali i randze masowej
imprezy o specjalnym charakterze”, która była porównywalna do
piłkarskich Mistrzostw Europy w piłce nożnej czy też katolickich
Światowych Dni Młodzieży z udziałem papieża Franciszka (czy były to dni katolickie i czy był na nich papież to już inna bajka-przyp. Redakcji RCR).
W dalszej części tekstu „Rzeczpospolita” przytacza kłamliwe zarzuty
ABW i policji, bredzących o rzekomym znalezieniu „materiałów
faszystowskich” wśród osób represjonowanych przed Marszem
Niepodległości. Wczoraj podobnymi informacjami chwaliła się pomorska
policja – na załączonych zdjęciach widać było jednak wyraźnie, iż
„treści faszystowskich” dopatrywano się we wlepkach… krytykujących
środowiska homoseksualne i zawierających napisy „Śmierć Wrogom
Ojczyzny”, które widnieją też na mundurach jednostek specjalnych.
Policja przyznaje dodatkowo, że na trasie przemarszu ulokowanych było
pięć tysięcy policjantów „w mundurach i po cywilnemu” – czyli poza
miejscem pikiety UBywateli RP rozlokowano niemal samych tajniaków. To
jednak standardowa zagrywka każdej „demokratycznej” władzy, tymczasem
teraz służby sięgnęły po nowe rozwiązanie, jakim było wykorzystanie…
językoznawców. Poprzez monitoring mieli oni bowiem analizować treść
noszonych banerów, aby „w momencie trwania marszu nie stwierdzili
naruszeń praw”.
Na podstawie: rp.pl.