W dniu 16 grudniu 2018 przedstawiciele Instytutu Narodowo-Rojalistycznego Christus Rex odwiedzili katowicki cmentarz, na którym znajduje się grób sympatyka naszego Ruchu, śp. Kazimierza Świtonia. Odmówiliśmy modlitwę oraz chwilą ciszy uczciliśmy pamięć zmarłego. Ostatnie słowa, jakie na spotkaniu przed śmiercią skierował do dwóch naszych kolegów, brzmiały: pamiętajcie o mnie!
Panie Kazimierzu: PAMIĘTAMY I NIE ZAPOMNIMY!
KAZIMIERZ ŚWITOŃ - Mój życiorys
Urodziłem
się 4 sierpnia 1931 roku w Katowicach w rodzinie robotniczej. W roku
1936 zmarła mi matka i zostałem z ojcem, który mnie samotnie wychowywał.
W roku 1939 ojciec mój ożenił się ponownie. Mój ojciec przed wojną
będąc bezrobotnym zajmował się przemycaniem przez granicę do Rosji
literatury antykomunistycznej. Wychowywany byłem w rodzinie
patriotycznej, w duchu wielkiej miłości do Boga i Narodu Polskiego. Od
lat dziecinnych marzyłem o karierze wojskowej, ale nie chciałem być
poddanym reżimowi sowieckiemu i czekałem na zmianę sytuacji politycznej.
Na lekcjach geografii w szkole podstawowej i zawodowej pragnąłem
zwiedzić mazury, ale nie stać nas było finansowo na wyjazdy wakacyjne.
Dopiero, kiedy dostałem bilet do wojska spełniły się moje marzenia i w 1951 roku znalazłem się w jednostce wojskowej w Węgorzewie. W 1953 roku ożeniłem się z rodowitą mazurką Dorotą Janeczko, która urodziła mi czterech synów i dwie córki, a obecnie mamy 25 wnucząt i dwuch prawnuków.
Po
powrocie rodziną do Katowic zatrudniłem się w charakterze elektryka w
Fabryce Superfosfatu w Katowicach i zapisałem się na roczny kurs
radiowo-telewizyjny, który zakończyłem w 1960 roku i rozpocząłem pracę w
Zakładach Usług Radiowo-Telewizyjnych w Siemianowicach
Chodząc
po mieszkaniach naprawiać telewizory zacząłem dyskutować z moimi
klientami na tematy społeczne i polityczne. Z tych dyskusji wynikało, że
ogromna rzesza Polaków jest niezadowolona z sytuacji społeczno politycznej
w kraju i chciałaby ją zmienić tylko nie wie jak to zrobić. Po kilku
tygodniach doszedłem do wniosku, że należy zadawać moim klientom
następujące pytanie: Czy, należy organizować partię polityczną, czy
utworzyć wolne niezależne od PZPR-u Związki Zawodowe. Dziewięćdziesiąt
procent moich dyskutantów wypowiedziało się za organizowaniem Wolnych
Związków Zawodowych.
Nie
długo czekałem, aby rozpocząć realizację powołania niezależnych od
PZPR-u Wolnych Związków Zawodowych. Okazją do tego uważałem, były
protesty robotników Ursusa i Radomia w 1976 roku.
Kiedy
w maju 1977 roku usłyszałem z radia "Wolna Europa", że KOR zorganizował
głodówkę w Kościele św. Marcina w Warszawie w obronie aresztowanych
robotników i intelektualistów, postanowiłem się do nich przyłączyć i
pokazać, że również na Śląsku są Polacy gotowi bronić rodaków
aresztowanych za walkę w obronie swojej godności.
Moim
uczestniczeniem w głodówce, przeraził się bardzo ówczesny sekreterz
wojewódzki PZPR-u Ździsław Grudzień ponieważ był on przekonany, że
-warchoły- rozrabiają tylko w Warszawie, zaś w jego "królestwie śląskim"
jest spokój.
W
trakcie głodówki rozmawiałem z członkami KOR-u nie znając ich
pochodzenia - chciałem przystąpić do tej organizacji, ale mi odmówiono,
tłumacząc, że KOR nie przyjmuje do swojego grona robotników. Tą
odpowiedzią byłem zaskoczony, bo jak to jest, że ludzie którzy
zorganizowali Komitet Obrony Robotników nie przyjmują do swojego grona
robotników? Zaczęło mi coś w głowie świtać, bo nie jestem ciemię bity,
mam swój rozum i doświadczenie w działalności "Oazowej" u księdza
Franciszka Blachnickiego, który był moim przyjacielem a z którego bratem
kilka lat pracowałem w szpitalu na ul. Francuskiej w Katowicach.
Doszedłem wówczas do wniosku, że to towarzystwo korowskie, to coś
podejrzane i dotarłem do Ruchu Praw Człowieka i Obywatela gdzie przyjęto
mnie z otwartymi rękami bo to byli prawdziwi Polacy. Po pewnym czasie
dowiedziałem się od jednego członka KOR-u, że ja tam nie pasuje bo
jestem głęboko wierzącym katolikiem, a żydzi goi nie lubią.
Po
powrocie z głodówki Służba Bezpieczeństwa usiłowała mnie kupić,
obiecano mi w najlepszym punkcie Katowic lokal na warsztat telewizyjny, o
który starałem się od wielu lat, ponieważ usługi napraw telewizorów
prowadziłem 10 lat w moim mieszkaniu. Pytano mnie dlaczego jeżdżę taką
starą syreną, oni mi dają pożyczkę i talon na samochód tylko mam
przestać kontaktować się z tymi z Warszawy. Odmówiłem kategorycznie i
zaczęła się gehenna. Zdzisław Grudzień ówczesny 1 sekretarz Komitetu
Wojewódzkiego PZPR w obawie przed poparciem mojego działania na Śląsku
przez śląskie duchowieństwo zawarł pakt pokoju z biskupem Herbertem
Bednorzem, że jeżeli nie poprze działania Świtonia to on mu w zamian da
zezwolenia na budowy kościołów na Śląsku, o które to zezwolenia Kuria
katowicka występowała od kilku lat. Obaj postanowili, że najlepiej
działanie Świtonia określić jako człowieka nie zrównoważonego
psychicznie i agenta SB. Taką informację o Świtoniu tych dwóch "lekarzy"
rozpowszechniali wśród śląskiego duchowieństwa, a przez księży, tajnych
współpracowników ta wersja dotarła do mieszkańców Śląska, i w ten
sposób usiłowano nie dopuścić do rozwoju opozycji antykomunistycznej na
Śląsku, i zniszczyć mnie i moją rodzinę. Dokumenty na ten temat znajdują
się w Aktach Operacyjnych w Katowickim IPN-ie. Dalszy ciąg mojego
życiorysu poznacie Drodzy Rodacy z "teczek" IPN-u stopniowo
publikowanych na mojej stronie w Internecie, a jest tego przeszło 20 000
stron, [dwadzieścia tysięcy].
Kazimierz Świtoń