poniedziałek, 17 grudnia 2018

4. rocznica śmierci Kazimierza Świtonia - twórcy Wolnych Związków Zawodowych Górnego Śląska


Podobny obraz
        W dniu 16 grudniu 2018 przedstawiciele Instytutu Narodowo-Rojalistycznego Christus Rex odwiedzili katowicki cmentarz, na którym znajduje się grób sympatyka naszego Ruchu, śp. Kazimierza Świtonia. Odmówiliśmy modlitwę oraz chwilą ciszy uczciliśmy pamięć zmarłego. Ostatnie słowa, jakie na spotkaniu przed śmiercią skierował do dwóch naszych kolegów, brzmiały: pamiętajcie o mnie! 

Panie Kazimierzu: PAMIĘTAMY I NIE ZAPOMNIMY! 

KAZIMIERZ  ŚWITOŃ - Mój życiorys



      Urodziłem się 4 sierpnia 1931 roku w Katowicach w rodzinie robotniczej. W roku 1936 zmarła mi matka i zostałem z ojcem, który mnie samotnie wychowywał. W roku 1939 ojciec mój ożenił się ponownie. Mój ojciec przed wojną będąc bezrobotnym zajmował się przemycaniem przez granicę do Rosji literatury antykomunistycznej. Wychowywany byłem w rodzinie patriotycznej, w duchu wielkiej miłości do Boga i Narodu Polskiego. Od lat dziecinnych marzyłem o karierze wojskowej, ale nie chciałem być poddanym reżimowi sowieckiemu i czekałem na zmianę sytuacji politycznej. Na lekcjach geografii w szkole podstawowej i zawodowej pragnąłem zwiedzić mazury, ale nie stać nas było finansowo na wyjazdy wakacyjne.

Dopiero, kiedy dostałem bilet do wojska spełniły się moje marzenia i w 1951 roku znalazłem się w jednostce wojskowej w Węgorzewie. W 1953 roku ożeniłem się z rodowitą mazurką Dorotą Janeczko, która urodziła mi czterech synów i dwie córki, a obecnie mamy 25 wnucząt i dwuch prawnuków.


Po powrocie rodziną do Katowic zatrudniłem się w charakterze elektryka w Fabryce Superfosfatu w Katowicach i zapisałem się na roczny kurs radiowo-telewizyjny, który zakończyłem w 1960 roku i rozpocząłem pracę w Zakładach Usług Radiowo-Telewizyjnych w Siemianowicach


Chodząc po mieszkaniach naprawiać telewizory zacząłem dyskutować z moimi klientami na tematy społeczne i polityczne. Z tych dyskusji wynikało, że ogromna rzesza Polaków jest niezadowolona z sytuacji społeczno politycznej w kraju i chciałaby ją zmienić tylko nie wie jak to zrobić. Po kilku tygodniach doszedłem do wniosku, że należy zadawać moim klientom następujące pytanie: Czy, należy organizować partię polityczną, czy utworzyć wolne niezależne od PZPR-u Związki Zawodowe. Dziewięćdziesiąt procent moich dyskutantów wypowiedziało się za organizowaniem Wolnych Związków Zawodowych. 


Nie długo czekałem, aby rozpocząć realizację powołania niezależnych od PZPR-u Wolnych Związków Zawodowych. Okazją do tego uważałem, były protesty robotników Ursusa i Radomia w 1976 roku.

Kiedy w maju 1977 roku usłyszałem z radia "Wolna Europa", że KOR zorganizował głodówkę w Kościele św. Marcina w Warszawie w obronie aresztowanych robotników i intelektualistów, postanowiłem się do nich przyłączyć i pokazać, że również na Śląsku są Polacy gotowi bronić rodaków aresztowanych za walkę w obronie swojej godności.


Moim uczestniczeniem w głodówce, przeraził się bardzo ówczesny sekreterz wojewódzki PZPR-u Ździsław Grudzień ponieważ był on przekonany, że -warchoły- rozrabiają tylko w Warszawie, zaś w jego "królestwie śląskim" jest spokój. 


W trakcie głodówki rozmawiałem z członkami KOR-u nie znając ich pochodzenia - chciałem przystąpić do tej organizacji, ale mi odmówiono, tłumacząc, że KOR nie przyjmuje do swojego grona robotników. Tą odpowiedzią byłem zaskoczony, bo jak to jest, że ludzie którzy zorganizowali Komitet Obrony Robotników nie przyjmują do swojego grona robotników? Zaczęło mi coś w głowie świtać, bo nie jestem ciemię bity, mam swój rozum i doświadczenie w działalności "Oazowej" u księdza Franciszka Blachnickiego, który był moim przyjacielem a z którego bratem kilka lat pracowałem w szpitalu na ul. Francuskiej w Katowicach. Doszedłem wówczas do wniosku, że to towarzystwo korowskie, to coś podejrzane i dotarłem do Ruchu Praw Człowieka i Obywatela gdzie przyjęto mnie z otwartymi rękami bo to byli prawdziwi Polacy. Po pewnym czasie dowiedziałem się od jednego członka KOR-u, że ja tam nie pasuje bo jestem głęboko wierzącym katolikiem, a żydzi goi nie lubią.


Po powrocie z głodówki Służba Bezpieczeństwa usiłowała mnie kupić, obiecano mi w najlepszym punkcie Katowic lokal na warsztat telewizyjny, o który starałem się od wielu lat, ponieważ usługi napraw telewizorów prowadziłem 10 lat w moim mieszkaniu. Pytano mnie dlaczego jeżdżę taką starą syreną, oni mi dają pożyczkę i talon na samochód tylko mam przestać kontaktować się z tymi z Warszawy. Odmówiłem kategorycznie i zaczęła się gehenna. Zdzisław Grudzień ówczesny 1 sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR w obawie przed poparciem mojego działania na Śląsku przez śląskie duchowieństwo zawarł pakt pokoju z biskupem Herbertem Bednorzem, że jeżeli nie poprze działania Świtonia to on mu w zamian da zezwolenia na budowy kościołów na Śląsku, o które to zezwolenia Kuria katowicka występowała od kilku lat. Obaj postanowili, że najlepiej działanie Świtonia określić jako człowieka nie zrównoważonego psychicznie i agenta SB. Taką informację o Świtoniu tych dwóch "lekarzy" rozpowszechniali wśród śląskiego duchowieństwa, a przez księży, tajnych współpracowników ta wersja dotarła do mieszkańców Śląska, i w ten sposób usiłowano nie dopuścić do rozwoju opozycji antykomunistycznej na Śląsku, i zniszczyć mnie i moją rodzinę. Dokumenty na ten temat znajdują się w Aktach Operacyjnych w Katowickim IPN-ie. Dalszy ciąg mojego życiorysu poznacie Drodzy Rodacy z "teczek" IPN-u stopniowo publikowanych na mojej stronie w Internecie, a jest tego przeszło 20 000 stron, [dwadzieścia tysięcy].

Kazimierz Świtoń