niedziela, 16 grudnia 2018

Michał Wałach: Polska pod rządami partii rośnie w siłę


      Polska pod rządami partii rośnie w siłę, a pomimo pewnych przejściowych trudności, odnosimy sukces za sukcesem. „Możemy z ufnością patrzeć w przyszłość, idziemy bowiem słuszną drogą, posiadamy pewnych przyjaciół i wiernych sojuszników”. Kto narzeka, jątrzy i krytykuje władzę, ten albo należy do wywrotowego obozu totalnie niekonstruktywnej opozycji, albo jest szlachetnym, ale infantylnym naiwniakiem.

Choć w powyższym akapicie odnajdziemy słowa Władysława Gomułki, to całość nie stanowi cytatu z „Trybuny Ludów” czy innej komunistycznej gazety. To jedynie próba zwięzłego zaprezentowania optyki mediów sympatyzujących z PiS, do której akurat słowa I sekretarza PZPR zupełnym zbiegiem okoliczności pasują. Smutne, ale właśnie w ten sposób dziennikarze entuzjastycznie nastawieni do „dobrej zmiany” widzą polską politykę.

Ostatnio tego typu przekaz wybrzmiał z ust Michała Karnowskiego – gościa Klubu Ronina, który swoje przemyślenia opublikował także na portalu wPolityce. Narracja z podziałem na krystalicznie dobry PiS, doszczętnie złą totalną opozycję oraz zdziecinniałych i kompletnie nierozumiejących rzeczywistości prawicowych krytyków „dobrej zmiany” pojawiła się także w tygodniku „Sieci”.

O ile uznawanie PiSu za obóz pełen cnót, a lewicowo-liberalnej opozycji za plugawą targowicę, zdążyło się już w narracji utrwalić (ten sam model, tyle, że à rebours, stosują stronnicy PO i przystawek), to nowością jest dostrzeganie i komentowanie przez media „dobrej zmiany” ruchów środowisk autentycznie prawicowych oraz katolickich.

Zapewne politycy PiS poczuli, że ich dotychczasowy monopol na „prawicowość” został teraz, w środku trwającego wyborczego maratonu, zagrożony. I nie chodzi tu – przynajmniej na razie – o przetasowania i przegrupowania wśród eurosceptycznych partii, a o większe naciski w sprawie zakazu aborcji ze strony Kościoła oraz prawicowych mediów, które od początku konsekwentnie punktują działania Prawa i Sprawiedliwości. Formacja Jarosława Kaczyńskiego nie może sobie jednak pozwolić, by w okresie przed wyborami prawicowy wyborca zrozumiał, że PiS prawicą nie jest. Stąd też ofensywa, której przykładem są słowa wspomnianego Michała Karnowskiego oraz sprawa Wojciecha Cejrowskiego. Podróżnik nie może dłużej gościć w telewizji Jacka Kurskiego, skoro na jego tle widać wyraźnie – i to w doskonałym czasie antenowym – jak wiele brakuje PiSowi do „prawicowości”, jak beznadziejnie zachowuje się w kluczowym temacie zakazu aborcji. Co ciekawe, Karnowski w Klubie Ronina nie mógł się prezesa TVP nachwalić. Nie przestawał też nazywać obozu „dobrej zmiany” prawicą i konserwatystami, co pokazuje, jak ważną kwestią jest obrona fałszywego, ale politycznie korzystnego skojarzenia łączącego PiS z poglądami konserwatywnymi.

Karnowski nie nazwa ochrony życia tematem nieważnym – wręcz przeciwnie! Nie wyniknęła z tego jednak krytyka rządzących, którzy sabotują ten – jak napisał sam redaktor – fundamentalny temat. „Wiesz, że są tematy, ważne, fundamentalne, jak ochrona życia, których jednak radykalne forsowanie natychmiast oddaje rządy skrajnej lewicy – usłyszysz, że masz krew niewiniątek na rękach – i to pomimo tego, że dla ochrony życia zrobiono jednak w ostatnich latach sporo. A najgłośniej wołają ci, którzy tuż potem powędrują sobie na mszę za panią Hanię od Klątwy” – stwierdził Karnowski na portalu wPolityce powtarzając te same, propagandowe schematy o konsekwencjach grożących złamaniem „kompromisu aborcyjnego”. Taką narracją posługiwał się na przykład Bronisław Komorowski mówiąc przy okazji wspieranej także przez PiS próby zakazania aborcji eugenicznej w roku 2012: naruszenie go [„kompromisu aborcyjnego”-red.] grozi konsekwencjami, wojną światopoglądową. Podobna retoryka w takiej samej sytuacji: wtedy PO, jak dziś PiS, miało rząd i prezydenta. Podobny jest też dotykający tematu ochrony życia niedasizm.

Swoją drogą – jak rozumieć słowa o wędrujących na Mszę „za panią Hanię od Klątwy”? Czy aby redaktor Karnowski nie chciał dać nam, katolikom, do zrozumienia, że traktuje nas jak bezrozumną masę, która na polecenie plebana czasem modli się w intencji rewolucyjnego polityka, a czasem, na inny rozkaz, żąda od władzy zakazu aborcji? Modlić się można i należy w intencji każdego, także – a może szczególnie – zwolenników złych idei. Tym razem jednak słowa redaktora brzmią kpiarsko. Kpina w kontekście słowa „Msza”? Nie najlepiej…

Natomiast krytykując „radykalne forsowanie” walki z aborcją Karnowski milczy o tym, jak obóz „dobrej zmiany” odważnie i bez oglądania się na podgrzewanie politycznej atmosfery wprowadzał zmiany w sądownictwie. Tu niedasizm nie wystąpił. Publicysta krytykuje też ideę „mięciutkiej, liberalnej i ułożonej ze światem prawicy” nie dostrzegając, że PiS, sabotując walkę z aborcją, sam zapisał się do szeregu takich właśnie formacji.

Niewykluczone, że redaktor Karnowski traktuje temat ochrony życia wyłącznie w sposób polityczny, niczym postulat jakiś tam środowisk, które czegoś tam chcą, ale spełnienie ich oczekiwań się partii nie opłaca. Ludzkie życie? Sądy ważniejsze! Trzeba jednak coś powiedzieć, żeby nie stracić więzi z prawicowym czytelnikiem i wyborcą, trzeba pomydlić oczy, postraszyć polską wersją hiszpańskiej radykalnej lewicy, chociaż powszechnie wiadomo, że zgodnie z konstytucją ustawę antyaborcyjną można jedynie uszczelnić – nie ma mowy o poszerzeniu dostępności aborcji. Polski zapateryzm w tej dziedzinie wymagałby zmiany ustawy zasadniczej, a na proaborcyjną większość konstytucyjną się na razie nie zanosi. A gdyby taka nawet się kiedyś znalazła, to czy ktoś ma złudzenia, że lewa strona z szacunku do „kompromisu aborcyjnego” zrezygnuje ze swojego sztandarowego postulatu? O, sancta simplicitas!

W ramach przedwyborczego porządkowania frontu z krnąbrnych, infantylnych – jak mówi Karnowski – prawicowców, które musi dokonać się bez strat liczbowych w elektoracie, publicysta pisze nawet, że „dla ochrony życia zrobiono jednak w ostatnich latach sporo”. Szczegółów niestety nie podaje – być może dlatego, że PiS nie ma się czym w tej sprawie pochwalić. Lepiej więc pozostać przy bezpiecznym, bezosobowym „zrobiono sporo”, gdyż faktycznie zrobiono. 450 tys. podpisów pod obywatelskim projektem ustawy całkowicie zakazującej aborcji i 830 tys. pod obywatelskim projektem likwidującym tzw. „przesłankę eugeniczną”. To bez wątpienia niemało. Tyle tylko, że głos narodu nie został zamieniony w obowiązujące prawo w wyniku działań Prawa i Sprawiedliwości, za sprawą decyzji Jarosława Kaczyńskiego, nad którego skromnością i pokorą bez żenady zachwycał się w Klubie Ronina Karnowski.

Jakby tego było mało, redaktor Michał Karnowski mówił o rachunku sumienia. Ale nie ze stosunku do aborcji i ewentualnych zaniechań w przeciwstawianiu się dzieciobójstwu, do którego każdy katolik jest przez nauczanie Kościoła wezwany, a z naszego stosunku do… PiSu. – Jesteśmy w tej chwili, na przełomie listopada i grudnia 2018 roku. Za rok pewnie będziemy wiedzieli już gdzie jesteśmy, jak to się skończyło: czy trwa, czy też jest w defensywie. I wtedy też każdy, moim zdaniem, będzie musiał zdać rachunek sumienia z tego czy pracował na rzecz tej szansy, gdy ona była, czy też ją podgryzał, wyszydzał, wyśmiewał, grał egoistycznie. Są tacy – powiedział w Klubie Ronina. Szansą są oczywiście – zdaniem Karnowskiego – rządy PiS, a redaktor na portalu wPolityce pyta czy „może prawica (zwłaszcza medialna) nie zasługuje na szansę, którą dostała?”. – Szansa, na którą tysiące Polaków pracowały, szansa, która się pojawiła w roku 2015 może się nie powtórzyć bardzo długo. Być może ten moment, te lata, te miesiące, w których jesteśmy, każdy z nich, to jest coś dane raz na pokolenie. To się może długo nie powtórzyć – dodał krytykując przy tym także osoby twierdzące, że między PO a PiSem nie ma zasadniczej różnicy. Tu także sięgnął po terminologię religijną mówiąc, że osoby te… „bardzo grzeszą”.

Mamy więc „grzech” względem PiS i „rachunek sumienia” z podstawy wobec „dobrej zmiany”. Jeśli jednak komuś publicystyczna sakralizacja Prawa i Sprawiedliwości nie wystarcza, to na łamach „Sieci” znajdzie jedyne słuszne wyjaśnienie powodów oczekiwania przez ludzi Kościoła zakazania aborcji. „Podobnym szlakiem [co opisany wyżej Wojciech Cejrowski, który – zdaniem „Sieci” – podstawia nogi – przyp.: PCh24] zmierza część środowisk katolickich. Proponują one PiS, by de facto przekształciło przyszłoroczne wybory w referendum na temat zakazu aborcji eugenicznej. A więc w coś, czego wygrać nie można, na pewno nie w stopniu dającym władzę. Owszem, dla wielu ludzi Kościoła i nie tylko to rzeczywiście problem pierwszoplanowy, ale jest w tym coś więcej. To także rodzaj ucieczki od presji, którą buduje mainstream. Dobrą zmianę można przecież zwalczać nie tylko z lewej, lecz także z prawej strony. Wygląda to może i szlachetniej, ale istota pozostaje ta sama” – czytamy. Słowem: jeśli ktoś myślał, że walczy z aborcją, gdyż katolickie sumienie nakazuje mu ochronę godności człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci, to prorządowy tygodnik spieszy z wyjaśnieniem, że… niekoniecznie. Że to wszystko polityczna walka, a naciskający na PiS obrońcy życia tak naprawdę ulegają presji tworzonej przez media głównego nurtu (nie dowiadujemy się co prawda czy chodzi o ludzi na pasku Rosji, Niemiec czy PO, ale i tak główny nurt to nic przyjemnego).

Prawda jest jednak odmienna. Środowiska walczące z aborcją nie zastawiają na PiS sideł. Chcą jedynie realizacji przedwyborczej obietnicy. Ze strony polityków PiS znajdujących się w opozycji wielokrotnie takie deklaracje padały. Co więcej, posłowie z formacji Jarosława Kaczyńskiego ostatni raz poparli całkowity zakaz aborcji we… wrześniu roku 2015. Nieco ponad miesiąc później wygrali wybory parlamentarne i przejęli władzę. Nie sposób więc traktować głosowania z ówczesnej kampanii wyborczej inaczej jak jasnej deklaracji. Fałszem jest oczywiście także twierdzenie, że to środowiska katolickie proponują PiS przekształcenie przyszłorocznych wyborów w referendum na temat zakazu aborcji. Obrońcy życia nie oczekują bowiem realizacji obietnicy walki z dzieciobójstwem po wyborach, ale teraz, w tej kadencji, a słowa europosła Ryszarda Legutki, który nieopatrznie przyznał, że przed 2019 temat nie zostanie podjęty, wywołały prawdziwe poruszenie.

To nie obrońcy życia kluczą i politykują. To PiS i prorządowe media wykonują intelektualną ekwilibrystykę, by nie dotykając tematu aborcji nie utracić elektoratu prawicowo-katolickiego. Piękne słowa o szansie danej raz na pokolenie pozostają puste, skoro deklarujący „prawicowość” i straszący lewicą PiS nie zamierza wprowadzać pożądanych przez katolików zmian, obawiając się, że doprowadzą one do utraty władzy. Nie sposób nawet dopatrzyć się w tej strategii różnicy względem platformerskiej polityki „ciepłej wody”, polityki pod sondaże, by każdemu dogodzić i pozostać u steru. Jednak w chwili, gdy „dobra zmiana” przekonuje nas, że czarne jest białe, a białe jest czarne, ciągle, w majestacie prawa, mordowane są nienarodzone dzieci. To nie statystyki, sondażowe słupki, polityczne gierki. To konkretni ludzie, którzy nie narodzą się tylko dlatego, że rządzącym i ich poplecznikom brakuje odwagi, by w trwającej cywilizacyjnej wojnie na śmierć i życie stanąć oko w oko z proaborcyjną lewicą i powiedzieć jej „dość, won z Polski!”. Odwagi polityczno-medialnej „dobrej zmianie” wystarcza jedynie na połajanki pod adresem niektórych środowisk katolickich, pod adresem obrońców życia – że to ucieczka od presji, którą buduje mainstream, że infantylność, że deficyt myślenia politycznego. Ale najwykwintniejsze nawet tłumaczenie braku realnych działań nie ochroni bezbronnych dzieci.

Michał Wałach