Polska pod rządami partii rośnie w siłę, a pomimo pewnych
przejściowych trudności, odnosimy sukces za sukcesem. „Możemy z ufnością
patrzeć w przyszłość, idziemy bowiem słuszną drogą, posiadamy pewnych
przyjaciół i wiernych sojuszników”. Kto narzeka, jątrzy i krytykuje
władzę, ten albo należy do wywrotowego obozu totalnie niekonstruktywnej
opozycji, albo jest szlachetnym, ale infantylnym naiwniakiem.
Choć w powyższym akapicie odnajdziemy słowa Władysława Gomułki, to
całość nie stanowi cytatu z „Trybuny Ludów” czy innej komunistycznej
gazety. To jedynie próba zwięzłego zaprezentowania optyki mediów
sympatyzujących z PiS, do której akurat słowa I sekretarza PZPR zupełnym
zbiegiem okoliczności pasują. Smutne, ale właśnie w ten sposób
dziennikarze entuzjastycznie nastawieni do „dobrej zmiany” widzą polską
politykę.
Ostatnio tego typu przekaz wybrzmiał z ust Michała Karnowskiego –
gościa Klubu Ronina, który swoje przemyślenia opublikował także na
portalu wPolityce. Narracja z podziałem na krystalicznie dobry PiS,
doszczętnie złą totalną opozycję oraz zdziecinniałych i kompletnie
nierozumiejących rzeczywistości prawicowych krytyków „dobrej zmiany”
pojawiła się także w tygodniku „Sieci”.
O ile uznawanie PiSu za obóz pełen cnót, a lewicowo-liberalnej
opozycji za plugawą targowicę, zdążyło się już w narracji utrwalić (ten
sam model, tyle, że à rebours, stosują stronnicy PO i
przystawek), to nowością jest dostrzeganie i komentowanie przez media
„dobrej zmiany” ruchów środowisk autentycznie prawicowych oraz
katolickich.
Zapewne politycy PiS poczuli, że ich dotychczasowy monopol na
„prawicowość” został teraz, w środku trwającego wyborczego maratonu,
zagrożony. I nie chodzi tu – przynajmniej na razie – o przetasowania i
przegrupowania wśród eurosceptycznych partii, a o większe naciski w
sprawie zakazu aborcji ze strony Kościoła oraz prawicowych mediów, które
od początku konsekwentnie punktują działania Prawa i Sprawiedliwości.
Formacja Jarosława Kaczyńskiego nie może sobie jednak pozwolić, by w
okresie przed wyborami prawicowy wyborca zrozumiał, że PiS prawicą nie
jest. Stąd też ofensywa, której przykładem są słowa wspomnianego Michała
Karnowskiego oraz sprawa Wojciecha Cejrowskiego. Podróżnik nie może
dłużej gościć w telewizji Jacka Kurskiego, skoro na jego tle widać
wyraźnie – i to w doskonałym czasie antenowym – jak wiele brakuje PiSowi
do „prawicowości”, jak beznadziejnie zachowuje się w kluczowym temacie
zakazu aborcji. Co ciekawe, Karnowski w Klubie Ronina nie mógł się
prezesa TVP nachwalić. Nie przestawał też nazywać obozu „dobrej zmiany”
prawicą i konserwatystami, co pokazuje, jak ważną kwestią jest obrona
fałszywego, ale politycznie korzystnego skojarzenia łączącego PiS z
poglądami konserwatywnymi.
Karnowski nie nazwa ochrony życia tematem nieważnym – wręcz
przeciwnie! Nie wyniknęła z tego jednak krytyka rządzących, którzy
sabotują ten – jak napisał sam redaktor – fundamentalny temat. „Wiesz,
że są tematy, ważne, fundamentalne, jak ochrona życia, których jednak
radykalne forsowanie natychmiast oddaje rządy skrajnej lewicy –
usłyszysz, że masz krew niewiniątek na rękach – i to pomimo tego, że dla
ochrony życia zrobiono jednak w ostatnich latach sporo. A najgłośniej
wołają ci, którzy tuż potem powędrują sobie na mszę za panią Hanię od Klątwy”
– stwierdził Karnowski na portalu wPolityce powtarzając te same,
propagandowe schematy o konsekwencjach grożących złamaniem „kompromisu
aborcyjnego”. Taką narracją posługiwał się na przykład Bronisław
Komorowski mówiąc przy okazji wspieranej także przez PiS próby zakazania
aborcji eugenicznej w roku 2012: naruszenie go [„kompromisu aborcyjnego”-red.] grozi konsekwencjami, wojną światopoglądową.
Podobna retoryka w takiej samej sytuacji: wtedy PO, jak dziś PiS, miało
rząd i prezydenta. Podobny jest też dotykający tematu ochrony życia niedasizm.
Swoją drogą – jak rozumieć słowa o wędrujących na Mszę „za panią Hanię od Klątwy”?
Czy aby redaktor Karnowski nie chciał dać nam, katolikom, do
zrozumienia, że traktuje nas jak bezrozumną masę, która na polecenie
plebana czasem modli się w intencji rewolucyjnego polityka, a czasem, na
inny rozkaz, żąda od władzy zakazu aborcji? Modlić się można i należy w
intencji każdego, także – a może szczególnie – zwolenników złych idei.
Tym razem jednak słowa redaktora brzmią kpiarsko. Kpina w kontekście
słowa „Msza”? Nie najlepiej…
Natomiast krytykując „radykalne forsowanie” walki z aborcją Karnowski
milczy o tym, jak obóz „dobrej zmiany” odważnie i bez oglądania się na
podgrzewanie politycznej atmosfery wprowadzał zmiany w sądownictwie. Tu niedasizm
nie wystąpił. Publicysta krytykuje też ideę „mięciutkiej, liberalnej i
ułożonej ze światem prawicy” nie dostrzegając, że PiS, sabotując walkę z
aborcją, sam zapisał się do szeregu takich właśnie formacji.
Niewykluczone, że redaktor Karnowski traktuje temat ochrony życia
wyłącznie w sposób polityczny, niczym postulat jakiś tam środowisk,
które czegoś tam chcą, ale spełnienie ich oczekiwań się partii nie
opłaca. Ludzkie życie? Sądy ważniejsze! Trzeba jednak coś powiedzieć,
żeby nie stracić więzi z prawicowym czytelnikiem i wyborcą, trzeba
pomydlić oczy, postraszyć polską wersją hiszpańskiej radykalnej lewicy,
chociaż powszechnie wiadomo, że zgodnie z konstytucją ustawę
antyaborcyjną można jedynie uszczelnić – nie ma mowy o poszerzeniu
dostępności aborcji. Polski zapateryzm w tej dziedzinie wymagałby zmiany
ustawy zasadniczej, a na proaborcyjną większość konstytucyjną się na
razie nie zanosi. A gdyby taka nawet się kiedyś znalazła, to czy ktoś ma
złudzenia, że lewa strona z szacunku do „kompromisu aborcyjnego”
zrezygnuje ze swojego sztandarowego postulatu? O, sancta simplicitas!
W ramach przedwyborczego porządkowania frontu z krnąbrnych,
infantylnych – jak mówi Karnowski – prawicowców, które musi dokonać się
bez strat liczbowych w elektoracie, publicysta pisze nawet, że „dla
ochrony życia zrobiono jednak w ostatnich latach sporo”. Szczegółów
niestety nie podaje – być może dlatego, że PiS nie ma się czym w tej
sprawie pochwalić. Lepiej więc pozostać przy bezpiecznym, bezosobowym
„zrobiono sporo”, gdyż faktycznie zrobiono. 450 tys. podpisów pod
obywatelskim projektem ustawy całkowicie zakazującej aborcji i 830 tys.
pod obywatelskim projektem likwidującym tzw. „przesłankę eugeniczną”. To
bez wątpienia niemało. Tyle tylko, że głos narodu nie został zamieniony
w obowiązujące prawo w wyniku działań Prawa i Sprawiedliwości, za
sprawą decyzji Jarosława Kaczyńskiego, nad którego skromnością i pokorą
bez żenady zachwycał się w Klubie Ronina Karnowski.
Jakby tego było mało, redaktor Michał Karnowski mówił o rachunku
sumienia. Ale nie ze stosunku do aborcji i ewentualnych zaniechań w
przeciwstawianiu się dzieciobójstwu, do którego każdy katolik jest przez
nauczanie Kościoła wezwany, a z naszego stosunku do… PiSu. – Jesteśmy
w tej chwili, na przełomie listopada i grudnia 2018 roku. Za rok pewnie
będziemy wiedzieli już gdzie jesteśmy, jak to się skończyło: czy trwa,
czy też jest w defensywie. I wtedy też każdy, moim zdaniem, będzie
musiał zdać rachunek sumienia z tego czy pracował na rzecz tej szansy,
gdy ona była, czy też ją podgryzał, wyszydzał, wyśmiewał, grał
egoistycznie. Są tacy – powiedział w Klubie Ronina. Szansą są
oczywiście – zdaniem Karnowskiego – rządy PiS, a redaktor na portalu
wPolityce pyta czy „może prawica (zwłaszcza medialna) nie zasługuje na
szansę, którą dostała?”. – Szansa, na którą tysiące Polaków
pracowały, szansa, która się pojawiła w roku 2015 może się nie powtórzyć
bardzo długo. Być może ten moment, te lata, te miesiące, w których
jesteśmy, każdy z nich, to jest coś dane raz na pokolenie. To się może
długo nie powtórzyć – dodał krytykując przy tym także osoby
twierdzące, że między PO a PiSem nie ma zasadniczej różnicy. Tu także
sięgnął po terminologię religijną mówiąc, że osoby te… „bardzo grzeszą”.
Mamy więc „grzech” względem PiS i „rachunek sumienia” z podstawy
wobec „dobrej zmiany”. Jeśli jednak komuś publicystyczna sakralizacja
Prawa i Sprawiedliwości nie wystarcza, to na łamach „Sieci” znajdzie
jedyne słuszne wyjaśnienie powodów oczekiwania przez ludzi Kościoła
zakazania aborcji. „Podobnym szlakiem [co opisany wyżej Wojciech
Cejrowski, który – zdaniem „Sieci” – podstawia nogi – przyp.: PCh24]
zmierza część środowisk katolickich. Proponują one PiS, by de facto
przekształciło przyszłoroczne wybory w referendum na temat zakazu
aborcji eugenicznej. A więc w coś, czego wygrać nie można, na pewno nie w
stopniu dającym władzę. Owszem, dla wielu ludzi Kościoła i nie tylko to
rzeczywiście problem pierwszoplanowy, ale jest w tym coś więcej. To
także rodzaj ucieczki od presji, którą buduje mainstream. Dobrą zmianę
można przecież zwalczać nie tylko z lewej, lecz także z prawej strony.
Wygląda to może i szlachetniej, ale istota pozostaje ta sama” – czytamy.
Słowem: jeśli ktoś myślał, że walczy z aborcją, gdyż katolickie
sumienie nakazuje mu ochronę godności człowieka od poczęcia do
naturalnej śmierci, to prorządowy tygodnik spieszy z wyjaśnieniem, że…
niekoniecznie. Że to wszystko polityczna walka, a naciskający na PiS
obrońcy życia tak naprawdę ulegają presji tworzonej przez media głównego
nurtu (nie dowiadujemy się co prawda czy chodzi o ludzi na pasku Rosji,
Niemiec czy PO, ale i tak główny nurt to nic przyjemnego).
Prawda jest jednak odmienna. Środowiska walczące z aborcją nie
zastawiają na PiS sideł. Chcą jedynie realizacji przedwyborczej
obietnicy. Ze strony polityków PiS znajdujących się w opozycji
wielokrotnie takie deklaracje padały. Co więcej, posłowie z formacji
Jarosława Kaczyńskiego ostatni raz poparli całkowity zakaz aborcji we…
wrześniu roku 2015. Nieco ponad miesiąc później wygrali wybory
parlamentarne i przejęli władzę. Nie sposób więc traktować głosowania z
ówczesnej kampanii wyborczej inaczej jak jasnej deklaracji. Fałszem jest
oczywiście także twierdzenie, że to środowiska katolickie proponują PiS
przekształcenie przyszłorocznych wyborów w referendum na temat zakazu
aborcji. Obrońcy życia nie oczekują bowiem realizacji obietnicy walki z
dzieciobójstwem po wyborach, ale teraz, w tej kadencji, a słowa
europosła Ryszarda Legutki, który nieopatrznie przyznał, że przed 2019
temat nie zostanie podjęty, wywołały prawdziwe poruszenie.
To nie obrońcy życia kluczą i politykują. To PiS i prorządowe media
wykonują intelektualną ekwilibrystykę, by nie dotykając tematu aborcji
nie utracić elektoratu prawicowo-katolickiego. Piękne słowa o szansie
danej raz na pokolenie pozostają puste, skoro deklarujący „prawicowość” i
straszący lewicą PiS nie zamierza wprowadzać pożądanych przez katolików
zmian, obawiając się, że doprowadzą one do utraty władzy. Nie sposób
nawet dopatrzyć się w tej strategii różnicy względem platformerskiej
polityki „ciepłej wody”, polityki pod sondaże, by każdemu dogodzić i
pozostać u steru. Jednak w chwili, gdy „dobra zmiana” przekonuje nas, że
czarne jest białe, a białe jest czarne, ciągle, w majestacie prawa,
mordowane są nienarodzone dzieci. To nie statystyki, sondażowe słupki,
polityczne gierki. To konkretni ludzie, którzy nie narodzą się tylko
dlatego, że rządzącym i ich poplecznikom brakuje odwagi, by w trwającej
cywilizacyjnej wojnie na śmierć i życie stanąć oko w oko z proaborcyjną
lewicą i powiedzieć jej „dość, won z Polski!”. Odwagi
polityczno-medialnej „dobrej zmianie” wystarcza jedynie na połajanki pod
adresem niektórych środowisk katolickich, pod adresem obrońców życia –
że to ucieczka od presji, którą buduje mainstream, że infantylność, że
deficyt myślenia politycznego. Ale najwykwintniejsze nawet tłumaczenie
braku realnych działań nie ochroni bezbronnych dzieci.
Michał Wałach