Od zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszki (†34 l.) minęły 24 lata (artykuł z 2008 roku), ale
okoliczności tej wstrząsającej zbrodni nadal budzą wątpliwości. Wciąż
pozostaje wiele znaków zapytania i pojawiają się nowe poszlaki. Kapłan
mógł zostać zamordowany nie 19, a 25 października 1984 r. Ksiądz mógł
być torturowany przez KGB w sowieckiej bazie w rejonie Kazunia.
Wiadomość o uprowadzeniu ks. Popiełuszki podana pod koniec głównego
wydania dziennika wstrząsnęła Polakami 20 października 1984 r. Z
informacji wynikało, że wikariusza parafii św. Stanisława Kostki na
warszawskim Żoliborzu uprowadziło trzech mężczyzn w milicyjnych
mundurach. Jego los pozostawał jeszcze wtedy nieznany. Historyk dr
Leszek Pietrzak, który w latach 2003–04 należał do zespołu badającego
dla prokuratury okoliczności śmierci księdza, opisał wyniki swojego
śledztwa w sobotnim wydaniu „Polska. The Times”. Rzucają one nowe
światło na zbrodnię, która według dotychczasowych ustaleń miała być
popełniona 19 października 1984 r. Ks. Jerzy Popiełuszko odprawiał tego
dnia mszę w intencji ojczyzny w kościele Braci Męczenników Polskich w
Bydgoszczy. Kierowcę Popiełuszki, Jacka Lipińskiego, który miał go potem
odwieźć do Warszawy, w ostatniej chwili zastąpił Waldemar Chrostowski.
Jak się poźniej okazało, Chrostowskiego zwerbowało już wcześniej SB i miał pseudonim Desperat.
Msza trwała, a w pobliżu kościoła w służbowym
fiacie 126p czekał na księdza kapitan Grzegorz Piotrowski (57 l.) ze
swoimi ludźmi z Wydziału VI Departamentu IV MSW. Ten wydział odpowiadał
za dezintegrację środowisk kościelnych. Jeden z szefów WSI w latach 90.
zeznał, że kilkadziesiąt metrów dalej stały też samochody z żołnierzami
Wojskowej Służby Wewnętrznej, która śledziła grupę Piotrowskiego. Po
mszy Popiełuszko wsiadł do volkswagena golfa. Chrostowski miał go
odwieźć do Warszawy. W okolicy Górska, między Bydgoszczą a Toruniem,
zostali zatrzymani przez funkcjonariuszy SB podających się za
milicjantów; wśród nich był Piotrowski. Umundurowany mężczyzna wyszedł z
fiata i poprosił „Desperata” na kontrolę trzeźwości. Gdy ten podszedł
do samochodu, został wepchnięty na miejsce obok
kierowcy i skuty kajdankami. Wówczas Popiełuszko wysiadł z golfa. Siłą
wepchnięto go do bagażnika auta Piotrowskiego. Fiat ruszył w stronę
Torunia. W czasie jazdy Chrostowski miał otworzyć sobie drzwi i wyskoczyć przy prędkości 90–100 km/h.
Nie odniósł przy tym żadnych obrażeń. Według prokuratora Andrzeja
Witkowskiego (56 l.), który w latach 90. oraz 2003–04 prowadził śledztwo
w sprawie ks. Popiełuszki, Chrostowski miał spiłowane kajdanki, co pozwoliło
mu uciec. Prokurator dowodził, że „Desperat” nie mógł wyskoczyć z
samochodu bez uszczerbku na zdrowiu. Te okoliczności miałyby świadczyć o
jego współpracy z funkcjonariuszami SB.
W czasie jazdy duchowny był związany w taki sposób,
że każda próba wyprostowania nóg zaciskała pętlę na jego szyi. Fiat po
raz pierwszy miał zatrzymać się w ruinach zamku toruńskiego. W trakcie
śledztwa znaleziono tam różaniec Popiełuszki. Tam też dotkliwie pobito
księdza pałkami. Kolejny postój i tortury miały miejsce w starym bunkrze
wojskowym w pobliżu Kazunia.
Według dotychczasowych wersji, grupa Piotrowskiego
wrzuciła worek obciążony kamieniami z ciałem ks. Popiełuszki do rzeki
przy zaporze we Włocławku. Nie wiadomo, czy w tym momencie jeszcze żył.
Dr Leszek Pietrzak ma inną wersję wydarzeń. Według zgromadzonych przez
niego poszlak wynika, że nad ranem Popiełuszkę przejęła inna grupa
operacyjna, a kpt. Piotrowski ze swoimi ludźmi wrócił do Warszawy.
Według Pietrzaka, poszlaki wskazują na to, że księdzem zajęli się ludzie
inwigilujący oddział Piotrowskiego. Popiełuszko mógł żyć sześć dni
dłużej, niż uważaliśmy do tej pory. – W dniach 20–25 października
duchowny mógł przebywać w sowieckiej bazie w rejonie Kazunia. Tam też
mieścił się oddział KGB. Tamtejsze tereny były zajęte przez Sowietów,
niemal eksterytorialne – mówi Faktowi dr Pietrzak. Dodaje, że za tą
hipotezą przemawia też fakt, że KBG zaczęło interesować się księdzem kilka miesięcy wcześniej.
Sowieckie służby nawiązywały też kontakt z kapitanem Piotrowskim.
Wiadomo także, iż po całej sprawie odbyła się narada ludzi z MSW z
przedstawicielami KGB, na której podsumowywano sprawę Popiełuszki.
W czasie, gdy Popiełuszko mógł być torturowany,
szukało go ok. 30 tys. ludzi. MSW prowadziło akcje poszukiwawcze pod
kryptonimem „Sutanna” i „Przeszukanie”. – Jest rzeczą niemożliwą, by
wtedy nie znaleziono ciała księdza. To wskazuje, że Popiełuszko mógł
nadal żyć – podkreśla Pietrzak. – Także obrażenia na ciele księdza
świadczą o dużo dłuższych torturach – dodaje.
Na potwierdzenie swojej tezy historyk przytacza jeszcze jedno wydarzenie. 25 października u lekarza kapłana zjawiło się dwóch tajniaków MSW. Dopytywali się o leki, jakie
przyjmował Popiełuszko. – Po co mieliby to robić, gdyby ksiądz już nie
żył? – pyta Pietrzak.
Historyk uważa, że jako dzień śmierci podano 19
października, bo ta data bardziej pasuje do scenariusza, który odpowiada
MSW. – Ten dzień automatycznie wskazuje na sprawców grupę
Piotrowskiego. Wiadomo, że nad ranem wracali już do Warszawy, więc to
był jedyny logiczny termin – mówi Pietrzak. Ciało Popiełuszki mogło być
też dwa razy wyławiane z Wisły. Pierwszy raz 26 października. Ludzie
Czesława Kiszczaka (83 l.) mieli tego dnia wyłowić ciało i wezwać na
miejsce prokuratora, by obejrzał zwłoki. Potem ponownie wrzucono je do
rzeki. Dopiero 30 października ciało zostało oficjalnie wyłowione.
Prokurator Andrzej Witkowski nie chce odpowiedzieć na pytanie, która data śmierci ks. Popiełuszki jest bardziej
prawdopodobna. – Data 25 października jest jak najbardziej możliwa.
Sprawa jest jednak na tyle skomplikowana, że nie da się nic
jednoznacznie powiedzieć – ucina dyskusję.