Najnowsza
książka Grzegorza Brauna „Gietrzwałd 1877. Nieznane konteksty
geopolityczne” z kilku względów jest ważnym głosem wyszłym ze millieu
współczesnego polskiego katolicyzmu. Teza postawiona przez autora jest
bardzo śmiała: w 1877 r. Europie groziła wojna powszechna, Polsce zaś –
kolejne samobójcze powstanie wzniecone w interesie obcych. Jednemu i
drugiemu zapobiec miały objawienia Matki Boskiej w małej warmińskiej
miejscowości Gietrzwałd, gdzie jako pierwsze ujrzały Ją przygotowujące
się właśnie do Pierwszej Komunii dziewczynki Justyna Szafryńska i
Barbara Samulowska.
Nie mnie tu rozsądzać o zasadności tezy
Autora. Choćby z tego powodu, że nie zapoznałem się z tak obszerną
literaturą przedmiotu, na którą Autor powołuje się w różnych miejscach
swojego wywodu, i którą wymienia w załączonej na końcu książki
bibliografii. Zarzucić moglibyśmy co najwyżej Grzegorzowi Braunowi, że
powołuje się na piśmiennictwo jedynie w językach polskim, angielskim i
niemieckim, podczas gdy przedmiot opracowania czyni bardzo wskazanym
sięgnięcie również po literaturę rosyjskojęzyczną. Na to jednak – jak
sam Autor zauważa – przyjdzie ewentualnie czas, gdy przygotowane
zostanie systematyczne opracowanie zasygnalizowanego nam zagadnienia, do
czego zresztą w swojej książce Grzegorz Braun zachęca. Tymczasem niech
każdy z czytelników jego pracy samodzielnie osądzi, czy przedstawione
przez niego wyjaśnienia warte są poważnego potraktowania i
systematycznego opracowania. Ja nie będę w tym miejscu łamać budowanego
umiejętnie przez Autora suspensu i przedwcześnie zdradzać treści jego
argumentów.
Sakralna koncepcja historii
Książeczka (119 stron tekstu) Grzegorza
Brauna jest ważna z uwagi na swoje – nazwijmy to tak – „metazałożenie”.
Autor za punkt wyjścia przyjmuje, że metafizyka – w tym przypadku interwencja Najświętszej Marii Panny – wywiera wpływ na bieg spraw materialnych.
To bardzo ważna perspektywa: o współzależności metafizyki, i
rzeczywistości postrzeganej zmysłami oraz poznawanej rozumem
instrumentalnym. Teza oczywiście od zawsze obecna w katolickiej
historiozofii, mitologii i katolickim odczytaniu rzeczywistości; weźmy
choćby opowieści o cudach i o Świętych Pańskich. Wydaje się jednak, że
zarazem jest to teza coraz trudniejsza do przyjęcia przez współczesnego człowieka.
Może sądzę tu na wyrost na podstawie wycinkowych doświadczeń własnych,
ale jednak chyba również – szczególnie w zachodniej części Europy –
broniona przez wiernych i kler katolicki z wyczuwalnym już wstydem i
zażenowaniem.
Ciągnący się od co najmniej trzech wieków spór światopoglądu katolickiego ze światopoglądem materialistycznym i scjentystycznym
doprowadził w gruncie rzeczy do stłamszenia tego pierwszego. Wiedza
jest dziś traktowana poważnie o tyle, o ile jest wiedzą naukową. Uczony
natomiast o tyle, o ile jest świeckim naukowcem. Uczeni i dostojnicy
katoliccy nawet wyglądem starają się zatem upodobnić do świeckich
naukowców, zamieniając sutanny na garnitury, a coraz częściej rezygnując
również z koloratek. Uczelnie katolickie zabiegają zresztą o status
„normalnych” świeckich uczelni państwowych, nawet jeśli większość ich
pracowników to osoby duchowne, a w programach nadreprezentowane są
treści katolickie. Sytuacja w krajach katolickich coraz bardziej
przypomina analogiczne procesy zaszłe jeszcze w XIX w. w krajach
protestanckich, a Kościół rzymskokatolicki coraz bardziej upodabnia się
do Kościołów protestanckich. W takim kontekście naturalna jest nieoficjalna,
pełzająca ekspansja poglądu charakterystycznego dla XIX-wiecznego
anglikanizmu: cuda może się kiedyś zdarzały, lecz dziś ich epoka
dobiegła końca.
Myślenie Grzegorza Brauna idzie na przekór temu trendowi; Matka Boska czynnie interweniowała w historii najnowszej, ledwie 140 lat temu.
Niezależnie czy przyjmiemy tezę o wskazywanej przez Autora treści tej
konkretnej interwencji, Grzegorz Braun oswaja nas z ideą, że interwencje
takie są faktem przynajmniej potencjalnym. Możemy dyskutować czy
„Piękna Pani” rzeczywiście zapobiegła wybuchowi wojny europejskiej w
1877 roku, sam fakt jednak że taka dyskusja została wzbudzona, zapobiega
zamknięciu myślenia polskich katolików na perspektywę realnego wpływu
tego co nadprzyrodzone, na to co doczesne. Mamy więc zatem swego rodzaju
renesans – posługując się kategoriami Bolesława Piaseckiego – „myśli spirytualistycznej” wobec spychającej ją wcześniej na margines „myśli materialistycznej”.
Wydaje się, że istnieją szanse by
renesans ten stał się w polskim katolicyzmie zjawiskiem w dłuższej
perspektywie trwałym, a w każdym razie pozostawiającym światopoglądowy
ślad. W prasie katolickiej książka jest często komentowana, na fali jej
sukcesu wydawniczego na popularności zyskała również siostrzana
publikacja ks. Krzysztofa Bielawnego „Niepodległość wyszła z Gietrzwałdu”,
eksponowana na honorowym miejscu między innymi w księgarni „Naszego
Dziennika”. Kościół katolicki sam jest sobie po trosze winien obecnego
zagrożenia swej świadomości metafizycznej, racjonalistycznym i często
wręcz wolteriańskim zwalczaniem różnej maści ludowych „przesądów” i
„zabobonów” oraz porzuceniem „światopoglądu baśniowego” na rzecz
racjonalnej próby opisania i wyjaśnienia metafizyki. Takie stanowisko
być może podziela też Grzegorz Braun. Gdy jednak racjonalizm i
sekularyzacja zagrażać zaczęły samemu światopoglądowi katolickiemu, ze
środowiska katolickiego wyszedł głos starający się temu trendowi pójść
na przekór i stworzyć swego rodzaju „historiografię sakralną”
o perspektywie otwartej na metafizykę, w odróżnieniu od znanej nam dziś
materialistycznej nauki historii. Na początek dobre i to.
Dyscyplina metodologiczna
Kolejnym czynnikiem wartym zwrócenia
uwagi w książeczce „Gietrzwałd 1877” jest realistyczne i wolne od
uprzedzeń politycznych myślenie Autora oraz zachowanie dyscypliny
metodologicznej. Wspomnieliśmy już, że Grzegorz Braun dostrzega wpływ
sił nadprzyrodzonych w historii. W niczym nie zakłóca mu to jednak
intelektualnie ścisłego i wewnętrznie spójnego opisywania faktów.
Przekroczenie ograniczeń nauk pozytywnych polega tu na poszerzeniu
perspektywy, a nie uchylaniu się od dyscypliny metodologicznej.
Realistyczna ocena stosunków zewnętrznych
Autor daje w kilku miejscach do
zrozumienia, że sympatyzuje z kontrowersyjną i szeroko krytykowaną z
punktu widzenia poprawności merytorycznej historiozofią prof. Feliksa
Konecznego. Nie prowadzi go to jednak do tak popularnej dziś w
środowiskach polskich katolików rusofobii i germanofobii. Wypowiedzi na temat Niemiec i Rosji są beznamiętne, zdystansowane, wolne od uprzedzeń.
Pojawiają się co prawda „dobrzy Niemcy”, co może być dla czytelnika
milczącą sugestią, że poza tymi wymienionymi, pozostali Niemcy są „źli”.
A jednak nie ma w książeczce obracania w kółko „niemieckim
antypolonizmem”, ani też – z drugiej strony – perwersyjnego chłostania
czytelnika ciągłym wspominaniem krzywd doznanych przez Polaków od
Rosjan. Nie mamy tu zatem raczej do czynienia z kolejnym
przedstawicielem typu właściwego wyznawcom „sekty smoleńskiej”- u
których choćby najmniej odpowiedni ku temu bodziec rozpalić może kolejną
erupcję histerycznej nienawiści do Niemiec lub Rosji (a najczęściej do
obydwu tych państw i narodów jednocześnie).
Nie musimy chyba tłumaczyć, że tak odmienne rozłożenie akcentów w polskim millieu katolickim jest zjawiskiem bardzo pozytywnym. Większość głosów wychodzących z tego środowiska to bowiem głosy histerycznych germanofobów i rusofobów.
Nawet jeśli Grzegorz Braun również jest antyniemiecki i antyrosyjski
(nie wiemy, czy jest), to jego głos jest głosem zrównoważonym i
stonowanym. Autor „Gietrzwałdu 1877” opisuje fakty i stara się z nich
wysnuć wnioski i interpretacje, nie zaś konstruuje kolejną opowieść o
rzekomo odwiecznej i dozgonnej nienawiści Niemców i Rosjan wobec Polski i
wynikającej z tego również nieusuwalnej wrogości pomiędzy naszymi
trzema krajami i ludami.
Polskie środowiska
konserwatywno-katolickie to środowiska zapatrzonych w Rzym i kraje
łacińsko-śródziemnomorskie okcydentalistów. Już samo to wystarczy do
wykształcenia tak typowej dla Polaków niechęci wobec prawosławnych
Ruskich oraz protestanckich (a dziś de facto bezbożnych) Niemców,
Szwedów i Czechów. W połączeniu z nieustannie podkręcaną histerią
antyniemiecką i antyrosyjską oraz historyczną dezaktualizacją
„katolickiej” osi geopolitycznej Kraków-Wiedeń-Rzym, doprowadziło to do poparcia
przez opiniotwórcze środowiska katolickie w Polsce protektoratu USA nad
naszym krajem i geopolitycznej, tak więc siłą rzeczy również
cywilizacyjnej, jego orientacji na kraje anglosaskie i Izrael.
Grzegorz Braun jest wolny od „choroby na Moskala” i „choroby na
Niemca”, nie zaraził się wobec tego również polską jankesofilią i – w
odróżnieniu od wielu innych środowisk – nie pełni w polskim katolicyzmie
funkcji konia trojańskiego „Usraela” i cywilizacji
żydowsko-anglosaskiej. Można by żartobliwie powiedzieć, że książeczka
Grzegorza Brauna jest dla polskich katolików swoistą „szczepionką”
przeciw jankesofilii (pomimo, że sam Autor jest zadeklarowanym
przeciwnikiem obowiązku szczepień).
Realistyczna ocena historii narodowej
Z myślenia realistycznego wyrasta jeszcze jedna ważna myśl Autora „Gietrzwałdu 1877”; jest to negatywny stosunek do powstań narodowych.
Wydaje się, że w środowiskach katolickich powinna być to oczywistość.
Przecież papierze Grzegorz XVI i Pius IX potępili odpowiednio Powstanie
Listopadowe i Powstanie Styczniowe. A jednak patriotyczna egzaltacja
ostatnich lat wokół Żołnierzy Wyklętych i wyrosła z tego „moda na
patriotyzm” niejako „w pakiecie” przyniosła też rehabilitację awantur
1831 r. i 1863 r. Konserwatywna i realistyczna krytyka polskich ruchów powstańczych stała się czymś niemodnym.
Katolicy wypowiedzi papieży negatywnie oceniających kolejne ruchawki w
Polsce próbowali interpretować tak, by zaprzeczyć ich krytycznej
wymowie. W niektórych środowiskach modny stał się kult Romualda
Traugutta i Konfederacji Barskiej. Wpływowi historycy związani z partią
rządzącą rehabilitować zaczęli polski republikanizm, demokrację
szlachecką, antymonarchizm i „tradycje wolnościowe”. Demoralizujące
interpretacje historyczne i polityczne zeszły szybko na poziom
popkultury i obok książek popularnonaukowych i artykułów w dodatkach
historycznych do prawicowej prasy pojawiły się też stosowne koszulki,
komiksy, książeczki dla dzieci itp.
Głos Grzegorza Brauna jest otrzeźwiającym kubłem zimnej wody wylanym na zbyt rozgorączkowane głowy tych wszystkich źle ukierunkowujących swój patriotyzm „zapaleńców”.
Przynajmniej powinni oni tak „Gietrzwałd 1877” odczytać – dlatego też
szczególnie ich zachęcam w tym miejscu do sięgnięcia po tę książeczkę.
Grzegorz Braun „wali prosto z mostu” – „jesteście pożytecznymi
idiotami”, mówi wszystkim mniej lub bardziej przekonanym zwolennikom
polskiego „liberum conspiro”. Pożytecznymi idiotami antychrześcijańskiej
rewolucji, wrogiej Kościołowi masonerii, Anglosasów pogrywających
Polską i Polakami ze swoimi konkurentami na kontynencie eurazjatyckim
(dziś do Rosji i Niemiec należałoby dodać Chiny), żydowskiej
międzynarodówki finansowej, różnej maści awanturników i typów spod
ciemnej gwiazdy pokroju Garibaldiego czy Mazziniego. We wzniecaniu
kolejnych ruchawek w Polsce w różnych okresach mieli interesy niemal
wszyscy – Anglicy, Żydzi, Prusacy, Rosjanie, Austriacy, Francuzi, nawet
Turcy i Węgrzy, oczywiście również masoneria i międzynarodówka
rewolucyjna. Nie mieli w tym interesu jedynie sami Polacy, kosztem
których (ale też rękami których) takie awantury zawsze udawało się
wzniecać.
Walory formalne
Oprócz wymienionych czterech kwestii
merytorycznych, wspomnieć też należy o kolejnej wyraźnie mocnej stronie
publikacji, jaką niewątpliwie jest ładny literacki język Autora.
Książka została napisana w formie gawędy i jest rzekomo zapisem
wystąpienia wygłoszonego przez Autora. Taka forma uprzedziła mnie
negatywnie do tej pozycji na etapie czytania wstępu, jak się jednak
później okazało – zupełnie niesłusznie. Nie wiem czy tekst jest
faktycznym stenogramem prelekcji Grzegorza Brauna. Prawdę pisząc, nie
chce mi się wierzyć, by nie był później rozbudowywany i poprawiany na
potrzeby wydania książkowego. Jest po prostu zbyt obszerny, by mógł być
wygłoszony za jednym razem, bez wymęczenia przy tym słuchaczy. Jakby
jednak nie powstawał, mniej formalny jego kształt w niczym nie obniża wartości merytorycznej
– co starałem się wyżej zaznaczyć. Widać że Autor sporo na opisywany
przez siebie temat przeczytał i że ma dobrą pamięć, swobodnie operując
faktami.
Podnoszącym atrakcyjność publikacji dodatkiem są zajmujące sporą część książeczki ilustracje i mapy.
Rozbudowane opisy pod ilustracjami zawierają przy tym dodatkowe
informacje, nieprzytaczane w tekście głównym, stąd należy wszystko
uważnie do końca przejrzeć. Drobne zastrzeżenie można mieć jedynie do
map na końcu: dwie z nich (s. 128 i s. 129) przedstawiają Europę w
różnej skali. Jest to w zasadzie zbędne, gdyż w zupełności wystarczyłaby
jedna taka mapa. Zamiast drugiej z nich, należałoby dodać mapę Azji
Południowej (Indie, Afganistan) i Azji Środkowej (Turkiestan), których
również dotyczy narracja. Z kolei mapka Prus i północno-wschodniej
części Królestwa Polskiego powinna mieć zaznaczoną linię Narwi, co
również ma znaczenie w prezentowanym czytelnikowi książki wywodzie.
Uwagi krytyczne
Na koniec garść uwag krytycznych wobec
książki Grzegorza Brauna. Po pierwsze, nie przekonała mnie ona
bynajmniej do postawionej w niej głównej tezy. Po przeczytaniu
publikacji, pozostałem raczej z myślą, że „może właśnie tak było, a może
nie”. Tok rozumowania Autora jest poprawny, ale przynajmniej w dwóch
punktach wnioski wydają się być niepewne czy wręcz naciągane (choć
prawdopodobne), co w sytuacji szeregowego wynikania faktów jeden z
drugiego stawia pod znakiem zapytania zasadność wniosków w dalszych
częściach łańcucha. Po drugie, o ile Autor udziela mniej lub bardziej
przekonującej odpowiedzi na pytanie dlaczego nie wybuchła jakoby grożąca
Europie w 1877 r. wojna powszechna, to w zasadzie bez odpowiedzi pozostawia kwestię, dlaczego nie wybuchło kolejne polskie powstanie?
Miało ono być nie skutkiem, ale jedną z przyczyn sprawczych ewentualnej
wojny, zatem uniknięcie wojny nie oznaczało zaniechania powstania.
Grzegorz Braun coś nam tam pośrednio sugeruje wzmiankując przemianę jego
domniemanego prowodyra po stronie polskiej, ale tak naprawdę nic
konkretnego nie pisze. Czytelnik pozostaje bez żadnego konkretnego
wyjaśnienia.
Zawarte na końcu postulaty by dzisiejszy
Gietrzwałd przekształcić w niemalże centrum polskiego życia religijnego
i narodowego, z wielkim muzeum, wieczną wartą honorową pełnioną przez
oficerów Wojska Polskiego i ośrodkiem szkolenia oficerów (?) budzą we
mnie odruchowy estetyczny sprzeciw. Jeździłem rowerem zarówno do
bazyliki w Gietrzwałdzie, jak i do bazyliki w Licheniu, i zdecydowanie
nie chciałbym, aby ta pierwsza miejscowość – cicha i spokojna wieś na
Warmii, przekształciła się w tą drugą – skomercjalizowany „hipermarket religijny”.
Duchowe ośrodki katolicyzmu na ziemiach polskich (kalwarie, ośrodki
zakonne, ośrodki pielgrzymkowe), z kilkoma wyjątkami, zawsze miały
charakter peryferyjny w stosunku do wielkich węzłów komunikacyjnych i
centrów życia zbiorowego. Niech lepiej Gietrzwałd i „Święta Warmia”też
zachowają taki charakter.
Ocena „patriotyzmu gietrzwałdzkiego
Co do wspomnianej na końcu pracy idei „patriotyzmu gietrzwałdzkiego”, to za jego miarodajną deklarację uznać by chyba należało „Akt Konfederacji Gietrzwałdzkiej”
podpisany w tejże miejscowości w czerwcu 2018 r. Pomimo pewnej
„barokowej” teatralności i pompatyczności stylu, dokument, jak na
polskie środowiska katolickie, wydaje się iść we właściwym kierunku.
Można oczywiście i należałoby przyczepić się do wplecionych tam
klasycznych już „koliberalnych” przesądów jak „homeschooling”, antyszczepionkowość, antyekologizm, obsesja zrównoważonego rozwoju i „prawo do posiadania broni” (brakuje chyba tylko jeszcze „samochodu jako atrybutu prawdziwego mężczyzny”), ale to w zasadzie kwestie poboczne.
Dużo poważniejsze zastrzeżenia budzi
obecność w tej deklaracji antyspołecznego w swej wymowie i
libertariańskiego z ducha sformułowania „chcącemu nie dzieje się krzywda”,
które znajduje się na antypodach tak katolickiego, jak i tradycyjnego
poglądu na człowieka, jego zobowiązania wobec innych, i jego miejsce w
społeczeństwie. Niepokój budzi również odwoływanie się do „tradycji rozumnej wolności”,
co budzi jak najgorsze skojarzenia historyczne, ale co również w samej
swej istocie odwołuje się do fałszu, bo przecież w tradycyjnym
społeczeństwie nie istnieje ani abstrakcyjna i wyrwana z kontekstu „jednostka”, ani abstrakcyjna i wyrwana z kontekstu „wolność”;
istnieją jedynie konkretne zwolnienia, przywileje, uprawnienia etc.
Uniwersalna „wolność” to kolejny „koliberalny” przesąd infekujący
środowiska polskich konserwatywnych katolików.
Idee Grzegorza Brauna są więc
niewątpliwie w kręgu polskiej katolickiej prawicy krokiem we właściwą
stronę. Na tle profesorów akademickich i zarazem udzielających się na
portalach społecznościowych komentatorów, którzy wyśmiewają otwarcie
doświadczenia mistyczne i maryjny wzór kobiecości (a także dzietność,
macierzyństwo, figurę Matki-Polki itp.) oraz wręcz pozycjonujących się
jako feminiści, zwrot ku pobożności maryjnej
i pogląd o opiece Matki Boskiej nad narodem polskim i Jej rzeczywistej
interwencji w naszą historię jest czymś zdecydowanie pozytywnym. Przejście od świeckiej historii do historii postrzeganej w boskim planie dziejów również. Podobnie teza o obecności sacrum w doczesności.
Na dodatnią ocenę zasługuje również niepoddawanie się patriotycznej egzaltacji spiskami i powstaniami,
poprzez które liberalni wrogowie ładu tradycyjnego walczyli (i wciąż
walczą) z jego przejawami rękami Polaków i na Polaków zgubę. Ten zdrowy
patriotyzm Autora „Gietrzwałdu 1877” skontrastować wypada z bałamutnym
pseudopatriotycznym populizmem znanej katolickiej rozgłośni radiowej
oraz powiązanego z nią koncernu obejmującego między innymi stację
telewizyjną, gazetę codzienną, księgarnię, szkołę wyższą, jak również
kręcące się wokół tego środowiska szemrane i ciemne typy polityczne
napraszające się wręcz o agenturyzację przez zaoceanicznego hegemona.
Realizm w ocenie własnej historii (nota
bene, w kluczu w jakim Grzegorz Braun dokonał oceny Powstania
Listopadowego i Powstania Styczniowego należałoby też ocenić Żołnierzy
Wyklętych) idzie u Autora „Gietrzwałdu 1877” w parze z realistyczną oceną naszego środowiska zewnętrznego.
Nie wiem jak Grzegorz Braun wyobraża sobie nasze stosunki z Rosją i
Niemcami, widzę jednak, że umie na ich temat pisać bez histerii i że nie
„wyssał z mlekiem matki” nieprzezwyciężonej nienawiści do żadnego z
tych państw ani narodów. Nie wygląda zarazem na bezkrytycznego rusofila,
który bazy USA zamieniłby chętnie na bazy rosyjskie, upamiętnienie
Kuklińskiego zamienił na upamiętnienie Berlinga, gaz amerykański na gaz
rosyjski, dałby się pokroić za radzieckie pomniki i mauzolea w Polsce
ale już każdemu Ukraińcowi wyzywał by od „banderowców”, protestował by
przeciwko rowerowemu rajdowi przez Polskę pod barwami UPA ale zarazem
bronił motocyklowego rajdu przez Polskę pod barwami Armii Czerwonej, III
RP (kolonia USA) zamienił najchętniej na PRL (kolonia ZSRR) itp. Brak
resentymentów nie pociąga za sobą u Grzegorza Brauna będących ich
lustrzanym odbiciem sentymentów i omawiany autor zachowuje beznamiętny
dystans do wszystkich stron.
Na tle
tomizmu-konecznianizmu-dmowszczyzny głównego nurtu katolickiej prawicy w
Polsce taki brak uprzedzeń i fiksacji daje już pewne pole do dyskusji,
choć niekoniecznie gwarantuje jej pozytywne efekty. Problemem pozostają „korwinowskie” przesądy obecne w rozmaitych wypowiedziach i aktywności Grzegorza Brauna.
Radzić by mu należało, by nie marnował potencjału ewentualnie
zgromadzonego wokół siebie ruchu i zarzucił wszelkie odwołania do idei
„wolnościowych”i wyprowadzane z nich korwinoidalne
„lejtmotivy”polityczne, gdyż ich obecność spychać go zawsze będzie ku
niezasługującemu na powagę (ani uwagę) folklorowi. Wśród wielu słabości
polskiej prawicy katolickiej najgroźniejszą jest bodaj „ukąszenie korwinowskie”
skutkujące obecnymi w niej do dziś liberalnymi (choć dziś ich
zwolennicy nie przyznają się już do tego rodowodu) przesądami i
uprzedzeniami. Jednym z tych, którzy już jakiś czas temu dostrzegli to
fatalne uposledzenie, jest prof. Jacek Bartyzel. I o ile nie liczę, że
Grzegorz Braun choćby nawet przeczyta, czy tym bardziej weźmie pod
rozwagę niniejszą wypowiedź, to dobrze by było, by przeanalizował i
rozważył bartyzelowską krytykę „koliberalizmu”.
Ronald Lasecki
(pisane 24 grudnia A.D. 2018)
Grzegorz Braun, Gietrzwałd 1877. Nieznane konteksty geopolityczne, Fundacja Osuchowa, Częstochowa 2018.