piątek, 22 lutego 2019

W NOCY Z 21 NA 22 LUTEGO 1947 ROKU - ODSZEDŁ NA WIECZNĄ WARTĘ JÓZEF KURAŚ „OGIEŃ"

Obraz może zawierać: 1 osoba, na zewnątrz 
„Walczyliśmy o Orła, teraz - o Koronę dla Niego..." 

„'Król Podhala" i „tatrzański Janosik dwudziestego wieku, którego sława na Podhalu żyć będzie przez wiele lat, przekazywana z pokolenia na pokolenie" - tak mówił o nim Stefan Korboński, w 1945 roku Delegat Rządu RP na Kraj.
JÓZEF KURAŚ „OGIEŃ" 

         Józef Kuraś był góralem z dziada pradziada, z podhalańskiego Waksmundu, gdzie żyli „ludzie na ogól dobrzy, zespoleni i wyodrębniający się ze wsi sąsiednich" - jak twierdził proboszcz, ks. Józef Dewera. Ojciec Kurasia, też Józef, jeszcze przed pierwszą wojną światową waksmundzki wójt i działacz ludowy, który „choć nie uczony, samouk, od samej młodości wpajał [swoim synom] miłość do wymarzonej, choć jeszcze w tym czasie nieistniejącej Polski" - pisał Wojciech, jeden z pięciu braci Kurasiów, żołnierz Błękitnej Armii gen. Józefa Hallera. Józek był najmłodszy z nich urodził się w 1915 roku. W rodzinnej wsi chodził do szkoły powszechnej, a potem do neoklasycznego gimnazjum im. Seweryna Goszczyńskiego w Nowym Targu, ale do matury nie przystąpił. Poszedł natomiast do wojska, na ochotnika do KOP, gdzie skończył szkołę podoficerską w Głębokiem i przez rok służył w Słobódce na Wileńszczyźnie. 

„Orzeł" stał się „Ogniem" 

We wrześniu 1939 roku walczył w 1. Pułku Strzelców Podhalańskich, a po jego rozbiciu wrócił do Waksmundu, gdzie, pod pseudonimem „Orzeł", prawie od razu wstąpił do konspiracyjnej Organizacji Orła Białego. W 1940 roku został zaprzysiężony w Związku Walki Zbrojnej, a potem w powiązanej z nim, ale przede wszystkim z ruchem ludowym, Konfederacji Tatrzańskiej, która przeciwstawiała się niemieckiej idei Goralenvolku - tworzenia z górali odrębnego narodu, a chciała, jak to zapisano w Deklaracji Ideowej „znowu nadać świetlaność i niewzruszoną powagę owej bezwzględnej prawdzie, że słowo góral znaczy tyle samo co Polak, z ducha i krwi". Kuraś zorganizował mały oddział partyzancki do akcji sabotażowych, pracował też na farmie doświadczalnej Krakowskiego Towarzystwa Rolniczego na Turbaczu w Gorcach, gdzie w konspiracji prowadził szkolenia wojskowe. 

Gdy Konfederacja Tatrzańska została rozbita w styczniu 1942 roku, walczył dalej ze swoim oddziałem Armii Krajowej. W czerwcu 1943 roku zlikwidował dwóch policjantów - agentów gestapo; Józefa Benala i Bernarda Kruszewskiego. W odwecie funkcjonariusze Kripo 29 czerwca 1943 roku zamordowali najbliższych Józefa Kurasia. Jego brat Władysław usłyszał krzyk, że Kurasia palą, wybiegł z domu i zobaczył, że pali się dom ojca. Drugi brat, Wojciech, też został zaalarmowany; „Zobaczyliśmy łunę od strony domu ojca [...]. Pobiegłem tam. [...] Wszedłem do płonącego domu i zobaczyłem na podłodze obok łózek zwłoki ojca Józefa Kurasia, bratowej i 2,5 rocznego bratanka. Zwłoki były przywalone szafą stojącą w pobliżu łóżek. Nogi i ręce ofiar były już prawie spalone, ww szafie paliły się kożuchy i ubrania. Odwróciłem szafę i widziałem, że ojciec dostał kulą w skroń [...], pod nim było strasznie dużo krwi. U bratowej nie widziałem dziury od kuli, gdyż miała rozrzucone włosy wokół całej głowy. Pod zwłokami była również kałuża krwi. Dziecko leżało najbliżej szafy i najbardziej zwłoki jego były spalone tak, że nic nie potrafiłem już ustalić". Ojciec miał 73 lata, żona Elżbieta, nie miała jeszcze 26. Oprawcy zakazali gasić podpalony dom. „Orzeł" stał się po tym „Ogniem". 

Przeszedł wtedy do oddziału partyzanckiego AK „Wilk" i kiedy w grudniu 1943 roku przejął jego dowództwo na czas wyjazdu komendanta, por. Krystiana Więckowskiego „Zawiszy", Niemcy, poinformowani przez konfidenta, zaskoczyli partyzantów w ich obozie pod Czerwonym Groniem. Oddział wydostał się z obławy, ale stracił dwóch ludzi oraz cały sprzęt; broń, narty, ubrania i żywność. Odpowiedzialność za tę porażkę spadła na „Ognia", który na dodatek nie zameldował się u dowódcy po akcji, zapewne w obawie o życie. Zwrócił się natomiast do Komendy Okręgu AK o przeprowadzenie śledztwa w tej sprawie. Tymczasem „Zawisza", nie czekając na wyrok Wojskowego Sądu Specjalnego, wydał rozkaz zastrzelenia Kurasia, który z kolei był przekonany, że został skazany przez sąd. Ostatecznie dochodzenie przeciw niemu umorzono, o czym zawiadomiono go 1 sierpnia 1944 roku, ale wtedy „Ogień" był już komendantem oddziału specjalnego Ludowej Straży Bezpieczeństwa, utworzonego przez konspiracyjne Stronnictwo Ludowe „Roch". 

Oddział „Ognia" „był dobrze uzbrojony jak na tamte czasy. Był jednolicie umundurowany zgodnie z regulaminem obowiązującym w Wojsku Polskim okresu międzywojennego, posiadał prężną wewnętrzną organizację i wojskową dyscyplinę" - twierdził jeden z jego żołnierzy, Kazimierz Falski „Leon", który też dodawał, że „było to naprawdę wojsko jak się patrzy. Okoliczni chłopi-górale z dumą i nadzieją, a nawet z rozrzewnieniem patrzyli na maszerujące patrole czy grup wypadowe oddziału w czasie przypadkowych spotkań lub innych kontaktów". Również o „Ogniu" podkomendni mieli jak najlepsze zdanie; „Był człowiekiem, któremu można było ufać - jako dowódca - jako żołnierz był bardzo lubiany przez swoich chłopaków. [...] Jadł z tego samego kotła co wszyscy. Spał na tych samych pryczach, nie żądał, by ktoś w podskokach stawał przed nim na baczność. Był odważny. Ta odwaga udzielała się jego ludziom. [...] Był uwielbianym dowódcą, a do obozu wracało się zawsze ochoczo jak do własnego domu, bo tam była gorąca strawa i ciepło, sucho i wesoło" - wspominał Tadeusz Szklarz „Topór". 

Pod koniec 1944 roku „Ogień, zgodnie z wolą ludowców, współpracował z operującymi na Podhalu oddziałami sowieckimi oraz Izaakiem Gutmanem z Armii Ludowej, co miało ułatwić SL przejęcie lokalnej władzy po wkroczeniu Armii Czerwonej. To właśnie dzięki informacjom oraz pomocy Kurasia Sowieci obeszli górami niemieckie pozycje i w nocy z zaskoczenia zaatakowali Nowy Targ. Gdy miasto zostało zdobyte, „Ogień", za zgodą sowieckiego komendanta wojennego, zaczął tworzyć posterunki MO w powiecie nowotarskim, ale po przyjeździe wyznaczonych przez komunistów kierowników, musiał w Lublinie i Warszawie starać się o oficjalne nominacje, powołując się na znajomość z Gutmanem. Po powrocie do Nowego Targu podał się za szefa PUBP, co wywołało sprzeciw miejscowych komunistów. „Ogień" „wypowiedział wobec naszych obecnych towarzyszy trzy miesiące wstecz następujące słowa; niestety Rosja przyjdzie i wpadniemy z jednego jarzma pod drugie, ale może nie na długo. Z Rosją jest współpraca możliwa, jeśli powróci tam car. Zdaje mi się wielkim nieporozumieniem mianowanie takiego 'towarzysza' na szefa UBP" - pisał Sekretarz Powiatowy PPR, Władysław Machejek. 

„My wszyscy jesteśmy 'Ogniem'..." 

Kuraś pełnił swoją funkcję tylko przez trzy tygodnie i robił niewiele. Jak oceniano w Krakowie, po przeprowadzeniu kontroli podległych mu posterunków UB; „Agentury nie ma. Żadnych aresztowań. Pluton ochrony za słabo uzbrojony. Urząd za słaby do walki z reakcją, bardzo silną w powiecie nowotarskim". Kuraś miał wybór; albo będzie współpracował z reżimem, albo z nim walczył. Wybrał to drugie i 11 kwietnia 1945 roku zdezerterował ze służby w UB, „zbierając ze sobą kilkunastu ludzi pracujących w MO i UB w Nowym Targu, którzy w okresie okupacji byli wychowankami jego partyzantki. Ściąga także swoich ludzi, będących wówczas funkcjonariuszami Posterunków MO, a nawet całe obsady posterunków wraz z bronią, takich jak Ochotnica, Raba Wyżna i inne" - napisano w aktach UB. 

Na 13 kwietnia 1945 roku zwołał swoich podkomendnych w Gorce, na Kowaniec pod Nowym Targiem. Tam, jak zeznawał adiutant „Ognia", Stanisław Ludzia „Harnaś", „przemówił do nas [...], że wkrótce [będzie] wojna z Rosją, a przed tym czasem Rosjanie mają nas wszystkich aresztować i wywieźć do Rosji i [dlatego] musimy tworzyć dalej [oddziały] partyzantki i walczyć znów przeciwko Rosji". Taki był początek Oddziału Partyzanckiego „Błyskawica" Józefa Kurasia „Ognia". 

Już cztery dni później rozbił siedzibę i areszt PUBP w Nowym Targu, gdzie zginęło kilku przysłanych na Podhale funkcjonariuszy bezpieki i niemiecki konfident przetrzymywany w areszcie. „Walczyliśmy o Orła, teraz - o Koronę dla Niego, hasłem naszym Bóg, Ojczyzna, Honor" - pisał „Ogień" w ulotkach rozwieszanych na Podhalu. Na pieczątkach używanych w dokumentach oddziału widniał orzeł w koronie i litery A.K. (Armia Krajowa). 

Z „amnestii" w 1945 roku nie zamierzał skorzystać. W liście z 15 października 1945 roku do PUBP w Nowym Targu pisał; „Sprawa złożenia broni; jako Polak i stary partyzant oświadczam; wytrwam do końca na swym stanowisku. 'Tak mi dopomóż Bóg'. Zdrajcą nie byłem i nie będę. Daremne wasze trudy, mozoły i najrozmaitsze podstępy. Gwarancje wolności wydajecie więźniom, których katujecie jak barbarzyńcy. Wstyd, hańba. Swoim postępowaniem doprowadzicie do zguby samych siebie. [...] Żegnam was rodacy komuniści, zasyłając pozdrowienia dla Borowicza i wielu innych, którzy zmienią się w sztandary powiewające na suchym drzewie". 

Od jesieni 1945 roku „Błyskawica" przeprowadzała coraz więcej akcji; likwidowano funkcjonariuszy UB, rozbijano posterunki UB i MO, paraliżując komunistyczną administrację na Podhalu. W 1946 roku „Ogień" działał w prawie całym województwie krakowskim. Liczący 500-700 osób oddział został podzielony na kompanie. Dowódca miał do swojej dyspozycji kilkudziesięcioosobową ochronę i egzekucyjną „Komisję Szybko Wykonawczą". 

Na specjalnym posiedzeniu w Powiatowej Radzie Narodowej w Nowym Targu, na którym omawiano działalność „Ognia", prezes PSL Edward Polak powiedział komunistom; „Uważajcie, nie twórzcie u nas bandy 'Ognia', bo my wszyscy jesteśmy Ogniem [...] bo nas jest 75 procent". Stwierdził także, że „Ogień" cieszy się zaufaniem społeczeństwa i jest raczej podobny do Janosika niż do bandyty. 

Ale pepeerowcy mieli się czym martwić, bo „w ciągu 1946 roku w powiecie tym [nowotarskim] nie ostał się ani jeden posterunek MO z wyjątkiem Zakopanego i Szczawnicy. Pozostałe były wielokrotnie rozbrajane, akta i urządzenia niszczone, broń i umundurowanie zabierane, a co aktywniejsi funkcjonariusze bici lub zabijani. Można stwierdzić, że 'Ogień' wówczas panował w terenie, stanowił siłę, miał swoje oddziały w każdym niemal zakątku. Jego wpływy sięgały tak daleko, że nawet organa władz bezpieczeństwa i milicji nie były od nich wolne" - wspominał Eugeniusz Wojnar, instruktor propagandy w Komitecie Powiatowym PPR w Nowym Targu. A sekretarz powiatowy mówił wprost; „Nie ma mowy o pracy dopóki nie zniszczymy bandy Ognia". Rzeczywiście, sytuacja na Podhalu była dla komunistów groźna; „Ogień jest faktycznym gospodarzem, który nakłada kontrybucje, wysiedla niepożądanych dla niego ludzi z wiosek, zmienia sołtysów, itd. Miejscowe posterunki MO albo są rozbrajane, albo po cichu współpracują, lub przynajmniej neutralne wobec band. [...] W dalszym ciągu regularnie zatrzymuje się pociągi, rozbraja żołnierzy" - pisano w sprawozdaniu szefa Głównego Zarządu Polityczno-Wychowawczego WP za sierpień 1946 r. „Najgorsze jest to, że ludność nie reaguje na te wypadki, z wyjątkiem jednostek, które potępiają bandytyzm" - dodawano. 

„Giniemy razem jako bohaterzy..." 

Zgrupowanie „Ognia" przeprowadziło ponad tysiąc różnych akcji zbrojnych. Z taką samą determinacją walczyło z aparatem bezpieczeństwa, konfidentami, jak i pospolitymi przestępcami i bandami rabunkowymi, co szczególnie zjednywało partyzantom poparcie ludności. „Bandy rabunkowe likwidować bez pardonu" - pisał „Ogień" w rozkazie z 8 sierpnia 1946 roku. Ogniowcy występowali także przeciw antypolskiej działalności Słowaków żądających oderwania polskich obszarów Spisza i Orawy od Polski.
Najbardziej zuchwałą akcją żołnierzy „Ognia" było rozbicie więzienia św. Michała w Krakowie. W niedzielę 18 sierpnia 1946 roku oddział Jana Janusza „Siekiery" uwolnił ponad 60 więźniów, bez jednego wystrzału, w środku dnia, z więzienia znajdującego się dosłownie kilkaset metrów od koszar KBW, w centrum miasta pełnego sowieckich żołnierzy. 

Przez długi czas bezpiece nie udawało się w żaden sposób podejść „Ognia". Próby wprowadzenia do zgrupowania agentury kończyły się niepowodzeniem; „Po podrzuceniu agentów dać im za zadanie wejść w bliskie stosunki z kucharzem, sprawdzić ilość kuchni polowych u 'Ognia' i za wszelką cenę wejść w stosunki z gotującymi obiady. Następnie w dniu, w którym otrzymają rozkaz ode mnie, dosypią do wieczornego posiłku dla żołnierzy 'Ognia' mieszaninę trucizn" - pisał w lipcu 1946 roku oficer Informacji Wojskowej, ppor. Pagórski. Agenci przygotowujący mieszaninę cyjanku potasu, arszeniku, strychniny i atropiny zostali natychmiast zdemaskowani i rozstrzelani. Podobnie było z innymi „śmiałymi" planami różnych agentów.
W końcu jednak zdrada trzech członków oddziału; Stefanii Kruk, Stanisława Byrdaka i Antoniego Twaroga doprowadziła do śmierci „Ognia". Najpierw 18 lutego 1947 roku UB udało się wykryć i rozbić obóz partyzantów w górach, a kilka dni później ich komendanta. Józef Kuraś z kilkoma podwładnymi został otoczony w Ostrowsku koło Nowego Targu 21 lutego 1947 roku „My w tym czasie zauważyli, że jesteśmy okrążeni przez wojsko. 'Ogień' wtenczas powiedział do nas; chłopcy, mamy zdradę ze swoich i ażeby mi się ani jeden nie poddał. Jak giniemy, to giniemy razem i jako bohaterzy w obronie Ojczyzny" - zeznawał podczas przesłuchania w sierpniu 1949 roku „Harnaś", skazany na karę śmierci i zamordowany w więzieniu na Montelupich 12 stycznia 1950 roku. 

Walka trwała długo. „Ogień", nie mając nadziei na wyjście z okrążenia, strzelił sobie w skroń. Gdy ubowcy zrzucali go ze strychu, na którym się bronił, jeszcze żył. Odwieziono go do szpitala w Nowym Targu, gdzie zmarł 20 minut po północy 22 lutego 1947 roku. Ubecy, jak twierdzili, „nie chcieli pochować go na ziemi nowotarskiej, aby jego grób nie stał się miejscem manifestacji, składania kwiatów itp.". Gdzie spoczywa - do dziś nie wiadomo.
.
Za książką; „Żołnierze Wyklęci. Niezłomni Bohaterowie", str 379-389

Za:  https://www.facebook.com/photo.php?fbid=2804744539751219&set=a.1625395254352826&type=3&theater