Któż
życzliwym jest śledzić moją skromną działalność
społecznościowo-publiczną, doskonale zdaje sobię sprawę że nie raz już
głosiłem swoją dezaprobatę wobec nasilającego się wśród nadwiślańskiej
prawicy, etno-frontu słowiańsko – tożsamościowego. Dlaczego?
Dla tych z nas, którzy wciąż kochają
cywilizację łacińską i uważają się za jej lojalnych spadkobierców,
otaczający nas świat jest światem goryczy. Z jednej strony borykamy się
ze zgnilizną liberalizmu, materializmem kapitalizmu i rozrzutnością
socjalizmu. Z drugiej, na gruncie ojczystym, z nową falą słowianofilstwa
i co z tym związane, sprowadzanie polskości do poziomu plemiennej
przynależności. Przecież nie tylko kod genetyczny – czy jak kto woli:
etnos, definiuje naród i jego tożsamość. Dalej, powiedziałbym, że jest
to najsłabszy z wpływających na jego formację czynników.
Dla każdej społeczności, wspólnoty,
narodu, tradycja to nic innego, jak konkretne doświadczenie prawdy –
prawdy przekazywanej wspólnotowo. To doświadczenie struktury współżycia i
schematów działania wypracowanych na przestrzeni historii. Tradycja
stanowiąca naród, jego tożsamość, jest zatem duchową substancją. W tym
też świetle przyjrzyjmy się wspólnotowej naturze polskiej tradycji
duchowej – kwintesencji naszego narodowego jestestwa. Bez względu na
zabawnych turbosłowian, słowianofili czy też chorobliwych neopogańskich
antyklerykałów, początki polskości, faktyczne narodziny narodu polskiego
to Chrzest (w Prawdzie wiary objawionej) Mieszka z Piastów. To
tożsamość rzymsko – katolicka, wytworzona w procesie naturalnej ewolucji
rozprosznych plemion o podobnych obrządkach i posługujących się
językiem słowiańskim. Porzucenie przez naszych przodków ich pogańskiej
przeszłości a co za tym idzie tzw. kulturowej słowiańskości było właśnie
konsekwencją decyzji naszego Księcia o przyjęciu „rzymskiej formy
istnienia” dla nas wszystkich. Istnienia w „wymiarze religijnym,
duchowym i politycznym”. To akt spojenia i świadomego wkroczenia w świat
cywilizacji chrześcijańskiej. Odchodzenie od niej dzisiaj wypacza
prawdziwie polskiego ducha dziejowego. To brak szacunku dla naszych
pradziadów. Jej demontaż – grozi cofnięciem się w rozwoju.
Barbaryzacją.
Jednym z największych niebezpieczeństw na
nas czyhającym, które wynika z frustracji z obecnym moralno-politycznym
rozkładem tzw. Zachodu (którego jesteśmy integralną częścią), jest brak
zrozumienia naszego weń zakotwiczenia. Faktycznie, sarmatyzm
szlachty Rzeczypospolitej splatał w unikalny sposób styl orientu z
okcydentem, ale odwoływanie się do mitycznej braci słowiańskiej, która
przecież politycznie nigdy nie istniała, to znak rozpaczy i ucieczki.
Polski sarmatyzm jest częścią kultury łacińskiej. Wpływ RON-u
rozciągał się na Mołdawię, Wołoszczyznę, Siedmiogród i Moskwę, Inflanty,
Kurlandię i Prusy Wschodnie zanosząc tam Rzym. Bez
zrozumienia tego, ryzykujemy wszystko co czyni nas wyjątkowymi. Praca
organiczna, samoorganizacja, wspólnoty lokalne, swojskość,
decentralizacja władzy, silne powiaty i województwa, spółdzielnie,
samodzielność ekonomiczna, małżeństwa monogamiczne, szacunek dla
starszych. To w wielkim skrócie my – łacinnicy. Zadaniem naszym jest
ratowanie naszego okcydentalnego domu a nie odsuwanie się od niego.
Błądzenie na wiedźmińskich moczarach.
Moja postawa jest banalnie prosta w
zasadach. Jako konserwatysta integralny i łacinnik, czuję się
zobowiązany wobec przodków, Żony i samego siebie, moich córek i ich
przyszłych dzieci, muszę pamiętać i zachować to, co należy pamiętać i to
co należy zachować.
Jestem spadkobiercą Cywilizacji
Łacińskiej, wiernym idei Starej Europy, jedynej prawdziwej Europy,
zbudowanej „na fundamentach Rzymu antycznego przez papieży Świętego
Kościoła Rzymskiego i (…) Karola Wielkiego; Europy wielu narodów, państw
i kultur, lecz jednej cywilizacji: chrześcijańsko – klasycznej, i
jednej religii: rzymsko-katolickiej; Europy, która nie istnieje i
istnieć nie może poza równaniem: Europa=Zachód=Rzym=Katolicyzm”.
Powtarzam zatem za Maurras’em: „Jestem Rzymianinem (…). Jestem
Rzymianinem, ponieważ Rzym, Rzym księży i papieży, dał wieczność
uczuciom, metodom, językowi, kultowi, dziełu politycznemu pokoleń
administratorów i sędziów. (…) Jestem Rzymianinem w bogactwie mego
istnienia historycznego, intelektualnego i moralnego. (…) Jestem
Rzymianinem w tej mierze w jakiej czuję się człowiekiem: zwierzęciem,
które zbudowało miasta i Państwa bez deptania korzeni; zwierzęciem
społecznym, a nie pasożytem; (…). Jestem Rzymianinem poprzez wszystko
to, co jest w moim bycie pozytywne, przez wszystko to, co jest radością
przyjemności, pracy, myślenia, pamięci, rozumu, nauki, sztuki, polityki i
poezji ludzi żywych i zjednoczonych ze mną. Dzięki temu skarbcowi,
który odnaleziony został w Atenach, a przeniesiony jako depozyt (…)
przez Rzym, oznacza on niepodważalnie cywilizację i ludzkość. Jestem
Rzymianinem, jestem człowiekiem: dwie identyczne propozycje (Je suis
Romain, je suis humain: deux propositions identiques)” …
Arkadiusz Jakubczyk