Miniona epoka ciągłego dążenia do
komunizmu, bo tak można najlepiej określić tę epokę, wyniosła robotnika
na poziom wyższy niż miał w swej istocie prawo być usadowionym. Istotą
bowiem robotnika była praca trybika w wielkiej machinie wznoszącej
bezklasowy gmach komunizmu. Trybik w maszynie jest ważny, bez niego
maszyna nie jest w stanie działać poprawnie, nie mówiąc już o działaniu
na najwyższych obrotach, lecz nie jest on ważniejszy od reszty nie tylko
innych trybików, lecz w ogóle innych części, środków smarujących i
energii. Zobaczmy, jak bardzo trybik musiał się zepsuć w swej
mentalności, że mówił: Czy się stoi, czy się leży – dwa tysiące się należy.
Zepsucie mentalności grupy robotników rozszerzało się na wszystkich
innych i w dłuższym działaniu mogło przynieść katastrofalne skutki.
Proces był dostrzegany już wtedy, lecz wzrost świadomości swych praw w
połączeniu z rosnącą międzyludzką solidarnością nie mógł być przez
ówczesną władzę spacyfikowany jak Wybrzeże w grudniu 1970 roku z tej
prostej przyczyny, że umocniłoby to przeciwników władzy “ludowej”.
Nie wszyscy robotnicy ulegali szybkiemu
zepsuciu, lwia część chciała po prostu godnie żyć, mieć lepiej, a do
politykowania rwali się leserzy, którzy chcieli mieć najlepiej bez
wielkiego wysiłku. Wiemy, że przy ludzkiej skłonności do złego
odwrócenie tendencji wzrostu lenistwa i leserstwa wśród coraz większej
rzeszy robotników byłoby trudne i rozłożone w długim czasie. Zaistniały
jednak czynniki, które nie pozwoliły ziścić się zarysowanej wyżej wizji.
Na gospodarce została przeprowadzona
terapia szokowa, która rzeczywiście dla wszystkich, prócz jej
zleceniodawców, architektów i wykonawców, była szokiem. Likwidacja
miejsc pracy, sprzedaż fabryk i przedsiębiorstw wraz z załogami, czyli
prywatyzacja mająca być lekiem na niedomagania poprzedniego systemu
zaczęła otrzeźwiać pracowników. Część przebranżowiła się w “rekiny
handlu” na lokalnych bazarach, część znalazła pracę w zakładach
prywatnych, inni jeszcze zaczęli zakładać własne przedsiębiorstwa
usługowe lub przemysłowe, jeszcze inni zostali ofiarami reform i zostali
bez pracy w ogóle.
System do dnia dzisiejszego od chwili
rozpoczęcia deform (to jest właściwe określenie reform Balcerowicza) był
kształtowany do obecnej formy przez różnych wykonawców, lecz mieli oni
jedno wspólne zadanie – likwidację tych gałęzi gospodarki, które mogły
zagrozić “naszym zachodnim sojusznikom” i umożliwienie jak największego
opanowania wszystkich ważnych gałęzi gospodarki przez wspomnianych
“sojuszników”. Skrótowo rzecz ujmując zniszczono to, co było naszą siłą i
pozwolono na kolonizację gospodarczą Polski. Rządzący Polską nie
zapomnieli o teorii Friedricha Lista, mówiącej, że zniesienie granic
celnych między państwem o silnej gospodarce a państwem o słabej
gospodarce doprowadzi do zdominowania państwa słabszego, oni ją znali i
wiedzieli, jaki cel mają zrealizować swoimi działaniami. Mówiąc krótko –
zrealizowali doświadczalnie tę teorię i udowodnili jej prawdziwość.
A co stało się w tym czasie ze
statystycznym robotnikiem? Młodzi robotnicy przystosowali się do zmian,
starzy uciekali na emerytury, kiedy tylko mogli, a ci w średnim wieku
albo się przystosowali, albo “ginęli”. A dziś jak jest? Jeśli robotnik
jest szeregowym pracownikiem bez wykształcenia i zdolności
umożliwiających awans, to jest dalej trybikiem maszyny, lecz nie tej
wznoszącej bezklasowy gmach komunizmu, a tej produkującej zysk
maksymalny dla jej posiadacza. I jeśli się zepsujesz, to zostaniesz
wymieniony. A jeśli działasz na pełnych obrotach, lub co najmniej
wyrabiasz 100% normy, to prócz wynagrodzenia ledwie starczającego na
utrzymanie rodziny, na związanie dwóch końców miesiąca nie dostaniesz
nic więcej. Istnieją co prawda pracodawcy płacący sprawiedliwie, lecz
konkurencja ze strony większych graczy może okazać się dla nich nie do
zdzierżenia. Pracownicy wykształceni i zdolni mają perspektywy na lepszą
pracę i zwykle z niej korzystają, choć czasem jest to perspektywa
emigracji. Czasem jednak awans jest możliwy w przedsiębiorstwie
działającym na terytorium Polski. Wtedy awans polega zwykle na objęciu
funkcji sterownika trybików.
Dzisiejszy robotnik to każdy, kto dźwiga
co dzień ciężar nie do uniesienia, ciężar w postaci pracy, która nie
daje mu nic poza wyczerpaniem i zapłatą, której do miana sprawiedliwej
jest daleko, ciężar, który łamie kręgosłupy moralne, bo “ja haruję jak
wół i nie mam nic, a pracodawca się bogaci z mojej krwawicy”, ciężar,
który zrzucają uciekający za chlebem Polacy. Perspektywa przyszłości nie
rysuje się w lepszych kolorach. Rządzący Polską dalej realizują plan
pauperyzacji Polaków, sprowadzenia nas do taniej siły roboczej, mamy
pozostać “Bangladeszem Europy” już na zawsze. Polski robotnik ma być
tym, czym jest na wieki, by żyło się lepiej naszym “sojusznikom i
partnerom”. Przykładów na to jest mnóstwo, niech wystarczy sprawa
mającej powstać pod Jaworem fabryki Mercedesa. Przedstawiciel spółki
Daimler (producent mercedesów) spotkał się z ministrem Morawieckim i
dogadali się co do inwestycji. Fabryka powstanie – tyle ze strony
Daimlera, ze strony polskiej zaś są ulgi podatkowe i dofinansowanie
inwestycji w wysokości 18,75 mln euro. Kolejny element utrzymania Polski
w roli montowni, a mówienie o zmianie tego stanu rzeczy można zbyć
śmiechem i pogardą dla jej głosicieli. Bowiem co z tego, że wybudowana
zostanie fabryka, że będą pracować w niej Polacy, że Polacy będą nawet
jej zarządcami, skoro zyski popłyną do właścicieli, a Polacy nimi nie
są. Dodatkowo częścią tego konkretnego „sukcesu” jest zmiana w
szkolnictwie i dostosowanie go do potrzeb rynku, czyli za pieniądze
polskich robotników będzie kształcona kadra robotnicza dla fabryki
spółki Daimler.
Wschodnia imigracja zarobkowa jest
kolejnym bodźcem godzącym w polskich pracowników. Napisano już bardzo
wiele, dokonano analiz rynkowych, ekonomicznych, nawet społecznych i
można to wszystko streścić w kilka prostych zdań. Robotnicy ze wschodu,
zwłaszcza z Ukrainy, zabierają chleb Polakom. Nie dlatego, że nie lubią
Polaków, lecz z miłości do własnych rodzin. Chcą tego samego, czego chce
Polak wyjeżdżający do pracy za granicę. Chce mieć lepsze życie, chce
lepsze życie zapewnić najbliższym. Instalowana u nas mniejszość będzie
podobna do polskich mniejszości w Wielkiej Brytanii czy Irlandii.
Obecnie na specjalnych strefach ekonomicznych, gdzie swoje zakłady ma
przede wszystkim zachodni kapitał, powstają nowe hale produkcyjne,
przeznaczone specjalnie dla robotników z Ukrainy. Świadectwa takie i
podobne można znaleźć bez problemu, nie trzeba nawet szukać w
Internecie, wystarczy spytać kogoś ze znajomych. Świadczy to o
powszechności zjawiska i jest to nie najlepszy znak. Znając jednak
naturę Polaków można założyć, że jest to znak nie najlepszy, lecz dla
międzynarodowych wyzyskiwaczy. Historia naszego wspaniałego narodu
pokazuje, że silne i wrogie bodźce działają na Polaków jako spoiwo.
Imigracja ze wschodu jest takim bodźcem i mimo powagi zagrożenia, jakie
niesie, może okazać się szansą.
Czego oczekuje dzisiejszy robotnik?
Polepszenia swojego bytu materialnego i nie można odmówić słuszności
temu oczekiwaniu. Samo zaspokojenie tego oczekiwania nie może być jednak
głównym celem jego i naszych planów. Jeśli zostanie jego oczekiwanie
zaspokojenie, to w jaki stan wejdzie robotnik? Z pewnością będzie
zadowolony z poprawy, lecz z czasem jego celem stanie się ciągłe
poprawianie bytu. Nie jest to prognoza dla wszystkich. Część zacznie
interesować się sprawami publicznymi, może zechce coś zmieniać w
Polsce. Prędzej czy później jednak, bez mocnego kręgosłupa moralnego,
zostaną oni wchłonięci przez system nim go zmienią. Ci zaś, którzy mają i
będą mieli mocne kręgosłupy, będą w zdecydowanej mniejszości. W dużej
mierze każde działanie w tej perspektywie ukierunkowane będzie na
poprawę swego losu, bo dzisiejsi ludzie są formowani w duchu
materializmu. Pułapka tej spirali jest niebezpieczna o tyle, o ile jest
możliwa. Drogi do jej uniknięcia są dwie. Pierwsza to dawkowanie
dobrobytu, czyli stopniowe umożliwianie robotnikom poprawy swego bytu.
Ta droga wiąże się z wytworzeniem biurokratycznego molocha
zarządzającego państwem i narodem, a to już przerabialiśmy w swojej
historii. Notabene stan obecny nie odbiega od wizji tej drogi. Zobaczmy,
że dziś rządzący pozwalają Polakom zarobić na tyle mało, by głównym ich
celem było związanie dwóch końców miesiąca, lecz na tyle dużo, by
czasem im się to udało bez większych problemów. Tym samym polski
robotnik nie ma możności rozwinięcia swojej świadomości. Druga droga
uniknięcia spirali hedonizmu zakłada wzbudzanie świadomości u robotników
w stanie obecnym, konieczne jest wyrwanie ich umysłów i serc z
wegetacji. Jak tego dokonać? Nasza idea daje nam przewagę strategiczną
nad ideami wrogów, lecz nie mamy przewagi materiałowej. Nie jest nas
teraz na tyle dużo, byśmy mogli dokonać przewrotu. Środki materialne są
także bardzo ograniczone w porównaniu z nieograniczonymi środkami
wrogów. Walka na polu informacyjnym jest domeną wroga. Czy w takim
razie, po ludzku przyglądając się stronom konfliktu możemy wygrać? Tak,
możemy wygrać, musimy wygrać i wygramy.
Robotnik póki co tkwi w marazmie, bo „i
tak nic się nie zmieni”, bo „chcę tylko mieć święty spokój” itd. On nie
wie po prostu, że może być inaczej, a jeśli wie, to boi się być tym,
który zacznie coś robić. To takie znamienne wśród nas, że często boimy
się być tymi, którzy coś zaczęli. Osobiście uważam, że to dziedzictwo
naszych ojców i matek. To swoiste obciążenie jest śladem, że oni mocno
doświadczyli porażki, gdy byli tymi, którzy zaczęli. Bardzo mocno
przeżyli porażkę swojej wielkiej nadziei, jaką był wielki zryw
solidarności. Pewnie dlatego żyli po tej porażce tak, by już nigdy tej
goryczy nie doświadczyć. Pewnie dlatego, może nawet nieświadomie
przelali w nas swój strach przed porażką. Porażek niestety było więcej.
Terapia szokowa Balcerowicza była wielkim wstrząsem, nawet jeśli część
coś zyskała, to obserwacja porażki wielu zostawiła w nich swój ślad.
Później kolejne porażki po wyborach, oczywiście nie partii, lecz
wyborców. Razem z głosami oddawali w ręce partii swoje losy, swoje
nadzieje na poprawę losu. Zawsze przegrywali.
Wobec tego wszystkiego co mamy robić?
Musimy wspomagać proces wzbudzenia fali nowej solidarności. Zobaczmy, że
ówczesne warunki walki były podobne. Wróg miał ogromną przewagę na
każdym polu. Robotnicy jednak zaczęli wygrywać i mogli wygrać, gdyby
mieli „coś więcej”. Co miałoby to być? Mieli przecież idee, mieli
postulaty, w końcu mieli miliony ludzi za sobą… Nie mieli planu
działania po zwycięstwie i zostało to skrzętnie wykorzystane przez
wroga.
Przyszłość polskiego robotnika leży w
jego własnych, przepracowanych rękach. Nadchodzi dziejowy moment, kiedy
znów u nowego pokolenia robotników wzrośnie świadomość ich stanu, kiedy
hartowany latami dźwigania ciężaru nie do uniesienia charakter wzniesie
ich ponad egoizmy, ponad własne interesy i znów zrodzi się międzyludzka,
prawdziwa solidarność. Rządzący robią bardzo wiele, by ten moment nie
nadszedł, by opóźnić jego nadejście. Deformy edukacji i propaganda
medialna świadczą o tym najdobitniej. Związki zawodowe, jakich haseł by
nie głosiły, jakich nie nosiłyby pięknych nazw, ustami i rękami swoich
przedstawicieli dogadają się z posiadaczami i z rządem, zostawiając
robotników bez niczego, jak zwykły robić od czasu deform.
Naszym zadaniem jest głoszenie idei
narodowego solidaryzmu, opracowanie strategii działania w jej duchu
przed, w trakcie i po przewrocie oraz nakreślenie taktyki
przeprowadzenia reformy na każdym odcinku gospodarki. Musimy przygotować
siebie i każdego robotnika, byśmy wszyscy nie ulegli działaniom sił
wewnętrznych i zewnętrznych, siłom naszych “sojuszników i partnerów” i
ich lokalnym wykonawcom. Im nie zależy na nas, na naszym dobru i szeroko
pojętym interesie, im zależy na interesie własnym. Dlatego musimy wejść
w nadchodzący dziejowy moment przygotowani, by nie przegrać jak
poprzednie pokolenie.
PAWEŁ LUBERACKI
Działacz Brygady Dolnośląskiej ONR i student Politechniki Wrocławskiej. W swoich publikacjach najchętniej porusza kwestie gospodarcze, pracownicze i ideowe.
Za: https://kierunki.info.pl/pawel-luberacki-idzie-nowa-solidarnosc/