„W
tym ogniu, nasi przodkowie widzieli obraz niepokonanego słońca. Dla nas
żołnierzy Waffen SS, światło nigdy nie gaśnie. Wiemy, że noc i śmierć
nadejdą, ale wiemy również, że słońce powróci. Wierzymy w odrodzenie
życia.”
Henri Joseph Fenet, francuski ochotnik SS- Charlemagne
24
kwietnia 1945 rok. Zmierzch bogów. Rzesza niemiecka ogarniająca swoim
wpływem niemal całą Europę była tylko mglistym wspomnieniem, jej stolica
pod masowym bombardowaniem lotniczym aliantów i sowieckiej artylerii
stopniowa popadała w coraz większą ruinę, a bolszewickie fale piechoty
wspierane czołgami szturmowały przedmieścia. Zrezygnowani mieszkańcy
stolicy hitlerowskiego imperium nazywali już swoje miasto Stosem
Pogrzebowym Rzeszy. O godzinie 4.00 nad ranem dowódcę ochotniczej
francuskiej dywizji Waffen-SS Charlemagne stacjonującej w Neustrelitz
SS-Brigadeführera Krukenberga zbudził telefon z dowództwa. Polecono mu
natychmiast udać się do Berlina nie przedstawiając powodów tej decyzji.
Natychmiast zwołał zbiórkę na głównym placu obozu treningowego. Esesmani
stanęli na baczność w szeregu przed swoim dowódcą w długim płaszczu i
oficerskiej czapce z trupią czaszką. Krukenberg oświadczył Francuzom, że
otrzymał rozkaz zameldować się w Kancelarii Rzeszy i zapytał, czy
znajdą się ochotnicy, którzy będą mu towarzyszyć. Natychmiast wystąpiła
krok do przodu przeważająca większość francuskich antykomunistów. Ze
względu na ograniczoną liczbę miejsc w pojazdach, które mieli do
dyspozycji wybrano ostatecznie 90 ochotników. Wśród nich znalazło się
wielu oficerów, a także słynny katolicki kapelan dywizji hrabia Mayol de
Lupé. Ta garstka francuskich nacjonalistów de facto zgłosiła się na
pewną śmierć w chwale w ruinach stolicy Niemiec wykazując ogromne
poświęcenie w walce z zadeklarowanym wrogiem, wrogiem, który sprawił, że
byli gotowi przybrać obce mundury i broń, by go zwalczać.
Żołnierze
przygotowywali się do wyjazdu, uzupełniano amunicję, gromadzono
granaty, zabrano wszystkie pozostające w jednostce panzerfausty. W
momencie załadunku do pojazdów żołnierze ujrzeli Reichsführera-SS
Heinricha Himmlera przejeżdżającego obok w limuzynie z otwartym dachem,
bez ochrony. Natychmiast sformowano formację paradną, lecz Himmler nawet
nie zwrócił uwagi na jeden z najbitniejszych legionów SS i znikł z pola
widzenia wprowadzając Francuzów w nastrój rozgoryczenia. Nie wiedzieli,
że Himmler wracał wtedy z nieudanych rozmów negocjacyjnych z aliantami
za pośrednictwem Czerwonego Krzyża. Nie wiedzieli też, że stanie się
wkrótce dla III Rzeszy zdrajcą hańbiącym mundur formacji, którą sam
stworzył i będzie w oczach Hitlera gorszy od setek wiszących na drogach
do Berlina dezerterów.
Ruszyli
w kierunku Berlina, poruszanie się na drogach było utrudnione przez
tysiące maruderów, uchodźców, robotników przymusowych, udających się w
przeciwnym kierunku. Idący w nieładzie Niemcy w mundurach Wehrmachtu
patrzyli z niedowierzaniem na Francuzów uparcie pchanych przez
fanatyczne ideały w sam środek piekła, z którego udało im się zbiec.
Inni wyśmiewali ich, że pomylili kierunki, ktoś rzucił hasło, że wojna
wkrótce się skończy. W momencie, gdy na konwój Charlemagne przepuścił
atak sowiecki samolot zabijając jednego z żołnierzy, a w tle słychać już
było wyraźnie dudnienie artylerii wroga dowódca zdecydował się wybrać
inną węższą drogę, którą znał jeszcze z czasów przedwojennych. Używając
dla osłony sosnowych lasów legion ochotników znacznie zbliżył się do
Berlina. W pewnym momencie dalszą podróż pojazdami uniemożliwił
wysadzony most, zbliżające się Charlemagne omyłkowo trzech członków
Volksturmu uznało za Sowietów i zdetonowało ładunki. W tym momencie
pozostał im wyczerpujący straszliwy 20 kilometrowy marsz na ostatnim
odcinku, po drodze dołączyło do nich wielu chłopaków z Hitlerjugend,
którzy odciążali żołnierzy od panzerfaustów.
Dotarli
do Berlina późnym wieczorem, mijali napisy malowane białą farbą na
ścianach budynków: „Berlin pozostanie niemiecki” pisane przez
niemieckich fanatyków, a także: „Zdrajcy z SS przedłużają wojnę” pisane
przez niemieckich komunistów, którzy zaczęli się ujawniać w chaosie
walki miejskiej. Francuzi zatrzymali się tuż pod Stadionem Olimpijskim.
Wyczerpani żołnierze padali w miejscu ze zmęczenia na trawnik, gdzie 9
lat wcześniej beztrosko wypoczywali w czarnych, galowych mundurach
esesmani z osobistej gwardii Hitlera po ceremonii otwarcia Igrzysk.
Wielu nie mogło w żaden sposób zasnąć, bowiem było pod wpływem
amfetaminy mieszanej z kakaem. Krukenberg ruszył ze swoim adiutantem
przez puste ulice Berlina, by zameldować się w Kancelarii Rzeszy. Pośród
francuskich esesmanów pojawiła się plotka jakoby sam Hitler miał
dokonać inspekcji ich oddziału. Pojawienie się dowódcy Charlemagne w
Kancelarii wywołało zdumienie, nikt nie wierzył, że rozkazy
przegrupowania zostaną przez kogokolwiek wykonane. Waffen-SS Charlemagne
była jedyną formacją, która tego dokonała. Po otrzymaniu rozkazów
Krukenberg powrócił do swych żołnierzy i oznajmił, że został mianowany
dowódcą dywizji Nordland, której fundamentem byli ochotnicy z krajów
skandynawskich, Charlemagne zostało przyłączone do Nordland jako
batalion szturmowy. Skierowano ich do obrony dzielnicy Neukölln, którą
już penetrowały siły Armii Czerwonej. Bolszewicki pierścień okrążenia w
tym momencie był już zamknięty.
Przed
Nordland postawiono zadanie odbicia zajętych części dzielnicy z rąk
Sowietów. Wsparci przez kilka Tygrysów Królewskich i Panter o świcie 26
kwietnia uderzyli na pozycje wroga. Z okrzykiem osłaniani przez karabiny
maszynowe i czołgi szturmowali zajęte przez komunistów budynki. Podczas
ataku na samej ulicy padło 15 francuskich bohaterów. W budynkach
dochodziło do brutalnej walki z użyciem pistoletów maszynowych, granatów
bagnetów, saperek o każde piętro i każdy pokój. Z piwnic na odbitym
terenie wychodzili cywile częstując w podzięce żołnierzy kawą, a ci
którzy doświadczyli, bądź byli świadkami obrzydliwych zbrodni na
cywilach i jeńcach dzielili się horrorem z Francuzami. Nie byli oni
zaskoczeni, to potworności komunistów sprawiły, że wstąpili w szeregi
Waffen-SS. Ze sztabu przyszedł rozkaz, by utrzymać zdobyte pozycje,
informacje o braku zabezpieczenia przez niemieckie siły na flankach
natychmiast rozprzestrzeniły się wśród esesmanów. Sytuacja była bardzo
zła. Von Wallen, adiutant batalionu powrócił ze sztabu z informacją o
załamywaniu się głównej obrony. Ostatecznie podjęto decyzję o pozostaniu
na pozycjach z uwagą, by nie zostać odciętym od głównych sił.
Przy
Hermannplatz uzbrojeni w panzerfausty Francuzi otrzymali wsparcie w
postaci setki chłopców z Hitlerjugend z zadaniem odparcia sowieckich sił
pancernych. Doświadczeni esesmani tłumaczyli młodym Niemcom, by
otwierali ogień dopiero, gdy wrogie czołgi będą bardzo blisko i by
celowali w wieżyczkę, miało to sprawić, że nie tylko czołg zostanie
zniszczony, ale jego załoga zostanie wyłączona z walki. W ciągu
kolejnego ataku pancernego Francuzi zniszczyli 30 sowieckich czołgów.
Zaskoczone siłą obrony bolszewickie hordy wstrzymały ataki pancerne.
Sowieci nie oszczędzając piechoty podeszli na 50 metrów od pozycji
Waffen-SS i z okrzykiem „Huraa!” przeprowadzili serię ataków, które
kończyły się walką wręcz, a ostatecznie odparciem czerwonych. I znów
sowiecki T-34 po klęsce piechociarzy podjechał na wysuniętą pozycję i
rozpoczął ostrzał stanowisk Francuzów, wtem na ulicę z impetem wjechał
Tygrys Królewski oddając jeden precyzyjny strzał uśmiercając stalinowską
maszynę, wraz załogą. Na innym odcinku flamandzki ochotnik SS
powstrzymywał samotnie natarcie sowieckiej piechoty uzbrojony jedynie w
karabin maszynowy.
Rankiem
27 sierpnia do pozycji Francuzów dotarł łącznik informując, że
sowieckie czołgi były widziane już kilometr za ich liniami, obrona wokół
się załamywała, gdy ochotnicy z Francji utrzymywali swój odcinek. Z
tego powodu Krukenberg otrzymał polecenie, by Nordland wycofało się do
centrum miasta, mieli zająć pozycję między Ministerstwem Lotnictwa, a
główną siedzibą Gestapo. Po rozlokowaniu skandynawskich, francuskich,
niemieckich esesmanów wspartych przez Hitlerjugend, złożony z dzieci i
starców Volksturm, oraz żołnierzami Luftwaffe z okolicznych ministerstw
Krukenberg stworzył punkt dowodzenia w piwnicy gmachu opery, pierwszy
raz od dłuższego czasu udało mu się złapać kilka godzin snu, tej nocy na
ten sektor nie spadły nawet pojedyncze bomby. Na dobre zamilkła
niemiecka rozgłośnia radiowa Deutchlandsender. Nieubłaganie zbliżał się
czas ostatecznego upadku.
Członkowie
Waffen-SS nie wierzyli w skuteczność prymitywnych barykad wznoszonych
na ulicach przez zdesperowanych obrońców, dlatego zajmowali pozycje na
piętrach budynków i dachach. Uzbrojeni w panzerfausty zajmowali
stanowiska przy oknach piwnicznych. Nawet historycy, których można
umiejscowić po liberalnej stronie ze względu na poglądy i wyrażane
stanowisko przyznawali, że wtedy w centrum Berlina żołnierze Waffen-SS
stali się wręcz legendarnym przykładem dla młodzików z Hitlerjugend,
nawet kombatantów I wojny światowej walczących w Volksturmie, których z
zapałem naśladowali. Ze względu na ogromne straty pośród czołgów Sowieci
zmienili taktykę i zaczęli obsadzać czołgi piechotą, która miała
ostrzeliwać każdą domniemaną pozycję fanatycznych obrońców. Najczęstszą
metodą okazywało się używanie ciężkich haubic artyleryjskich do
rozbijania punktów oporu.
Do
28 kwietnia batalion szturmowy Charlemagne zniszczył ponad 60
sowieckich czołgów. Między Francuzami dochodziło wręcz do rywalizacji w
niszczeniu wrogich maszyn. Eugene Vaulot, który na swoim koncie miał ich
8 został odznaczony w berlińskim metrze przez Krukenberga Krzyżem
Rycerskim, wtedy też dowódca wygłosił przemówienie sławiące bohaterstwo
Francuzów. Trzy dni później odznaczony Vaulot padł od kuli snajpera.
Zbliżał się 1 maja, święto robotnicze. Sowieci chcieli tego dnia za
wszelką cenę zdławić wszelki opór. 30 kwietnia fale stali i ludzi po
długim ostrzale artyleryjskim ruszyły na pozycje obrońców. Francuzi
dzielnie odpierali ataki, ostatecznie wieczorem tego dnia większość
wycofała się do budynku Kancelarii Rzeszy. Nadszedł 1 maja 1945 roku.
Ostrzał
artyleryjski nie słabł, budynki w centrum miasta popadały w ruinę i
odsłaniały drewnianą konstrukcję. Sowiecka piechota wspierana miotaczami
ognia miała ułatwione zadanie. Ze względu na szalejący ogień obrońcy na
wysuniętych pozycjach opuszczali stanowiska i dołączali do towarzyszy w
Kancelarii. Tam trwały już walki o każde pomieszczenie i obrona
piwnicy. Do świtu 2 maja piwnica została utrzymana. Pozostało przy życiu
jedynie 30 żołnierzy Charlemagne. Postanowiono się przebić do budynku
Ministerstwa Lotnictwa, gdzie broniła się zbieranina piechoty Luftwaffe,
Volksturmu, a nawet ubrani w mundury NSDAP członkowie partii.
Ostatecznie tamtejsza załoga wyrażała chęć kapitulacji po zaciekłych
walkach, ulicami jeździły niemieckie pojazdy z białymi flagami,
pojawiały się plotki o kapitulacji innych pozycji. Zniechęceni do
dalszej walki, ale również do poddania się, bowiem jeńcy z SS byli
masowo rozstrzeliwani ostatni pozostający przy życiu członkowie
batalionu szturmowego Charlemagne i kilkudziesięciu ochotników z różnych
formacji zdecydowało się wydostać z oblężonego miasta przez tunele
metra. W pewnym momencie linia kolejki podziemnej wychodziła na
powierzchnię. Postanowiono przeczekać do zmroku i małymi grupkami
przedzierać się dalej. Nagle jeden z członków Volksturmu spanikował
podczas przedzierania się i zaalarmował nieświadomie czerwonoarmistów,
którzy zaczęli wyłapywać ekstremalnie zmęczonych Francuzów. Spędzono ich
w jedno miejsce i kazano maszerować. Pijani Sowieci zastrzelili kilku
francuskich ochotników po drodze. Kolumna jeńców przemaszerowała obok
Bramy Brandenburskiej, na której falowały bolszewickie chorągwie, a
ulicami powoli sunęły dziesiątki czołgów. Zniszczone setki radzieckich
maszyn błyskawicznie usunięto pozostawiając jedynie zniszczony sprzęt
niemiecki w celach propagandowych co Rosjanie powtórzyli podczas I wojny
czeczeńskiej, gdy także stracili ogromną ilość sprzętu pancernego.
Kilku pojedynczym osobom udało się wydostać z miasta w tym samemu
Krukenbergowi, nie potrafiąc uniknąć patroli przez tydzień ukrywał się w
jednym z niemieckich domostw, w którym ostatecznie został aresztowany.
Część
francuskich ochotników Charlemagne zdołała zbiec z sowieckiej niewoli,
inni porzucając mundury podawali się za robotników przymusowych.
Kilkudziesięciu trafiło do sowieckich obozów koncentracyjnych wraz z
innymi jeńcami. Ta część Charlemagne, która nie udała się do Berlina
wycofywała się w kierunku pozycji aliantów, by 2 maja dowódca zwolnił
ich z przysięgi. Wielu dostało się do amerykańskiej niewoli i stawało w
obliczu zagrożenia wydania w ręce bolszewików. 13 ochotników z
Charlemagne zostało zatrzymanych przez 2. dywizję francuską generała
Leclerca. Jeden natychmiast został zabrany i odesłany do Francji, bowiem
był synem wpływowej osobistości z obozu Wolnych Francuzów. Z
pozostałymi generał rozpoczął rozmowę. Młodego esesmana zapytał dlaczego
nosi obcy mundur. Ten odpowiedział: „Pan generał dobrze wygląda w
amerykańskim mundurze”. Słysząc to wściekły generał wydał rozkaz
rozstrzelać jeńców bez sądu. Zbrodnia została dokonana 8 maja, w dniu
oficjalnego zakończenia działań wojennych w Europie. Pomnik
upamiętniający ofiary mordu został zlikwidowany w 2007 roku w ramach
kolejnej niekończącej się fali denazyfikacji w Niemczech. Pozostający w
sowieckiej niewoli po kilku latach zostali wydani francuskiemu rządowi.
Wielu z nich skazano na ciężkie więzienie, wielu na karę śmierci przez
rozstrzelanie. Gdy stanęli w obliczu plutonu egzekucyjnego
krzyczeli:”Viva la France!” dając kolejny dowód ogromnego patriotyzmu.
Kapelan dywizji Mayol de Lupé spędził resztę życia w zamkniętym zakonie.
Historię piszą zwycięscy, a ta obeszła się z ochotnikami Waffen-SS
bardzo surowo, dziś bohaterstwo francuskich ochotników, które zmyło
hańbę klęski wojny obronnej z 1940 roku jest podziwiane jedynie przez
margines francuskiego społeczeństwa. Nie można zarzucić tym rycerzom,
którzy do ostatka bronili swoistego Sacrum Europa, że nie działali w
interesie swojego narodu, bo to zwycięscy doprowadzili do takiego stanu
najstarszą Córkę Kościoła jaki zaobserwować możemy dzisiaj. Krukenberg
po wojnie wspominał, że francuscy ochotnicy nie byli zapatrzonymi w
Hitlera narodowymi socjalistami, a zawsze pozostawali wiernymi synami
Francji.
Witold Jan Dobrowolski