O Autorze: CZARTORYSKI
Witold Leon książe herbu Pogoń Litewska, ur. 10 II 1864 w Weinhaus pod
Wiedniem, zm. 4 IX 1945 w Makowie Podhalańskim, pochowany na miejscowym
cmentarzu. Ojciec książę Jerzy Konstanty (1828–1912) – polityk,
działacz społ., poseł do galicyjskiego Sejmu Krajowego i członek Izby
Panów Rady Państwa w Wiedniu; matka Maria Joanna z domu Czermak
(1835–1916); siostra Wanda (1862–1920) – prezeska Tow. Gospodarczego
Wykształcenia Kobiet, uczestniczka obrony Lwowa 1918; żona (poślubiona
1889) Jadwiga hr. Dzieduszycka (1867–1941); córki: Maria Anna z męża
Krasińska (1890–1981) i Anna Maria (1891–1951) – przełożona Zgromadzenia
Sióstr Wizytek w Warszawie; synowie: Kazimierz Jerzy (1892–1936), Jerzy
Piotr (1894–1969) – kanonik honorowy kapituły krakowskiej, kapelan WP,
Włodzimierz Alfons (1895–1975), Jan Franciszek (1897–1944) – ojciec
Michał – dominikanin, w czasie powstaniu warszawskiego kapelan 111.
Zgrupowania ,,Konrad” AK, zamordowany przez Niemców, Roman Jacek
(1898–1958), oficer WP, Stanisław Ignacy (1902–1982), doktor teologii i
filozofii, dziekan infułat Kapituły Metropolitalnej w Krakowie, Adam
Michał (ur. 1906–1998), ps. Szpak – oficer WP i AK, magister inżynier
leśnictwa, doktor biologii, gość honorowy zjazdu założycielskiego
Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego (1989), Witold Tadeusz
(1908–1945), Piotr Michał (1909–1993), oficer WP i AK, magister inżynier
rolnictwa, doktor honoris causa KUL, wiceprezes Kongresu Polonii
Kanadyjskiej.
Po ukończeniu Gimnazjum
Państwowego w Jarosławiu odbył rok studiów filozoficznych i trzy lata w
Akademii Rolnej w Wiedniu. Właściciel i zarządca klucza Pełkinie n.
Sanem (tartaki, cegielnie, stadniny koni) oraz Konarzewa (Poznańskie) i
Bielin (Małopolska), prezes Rady Powiatowej w Jarosławiu (1898–1904). Od
1903 członek zarządu cukrowni w Przeworsku, prezes spółki wodnej
łańcucko-jarosławskiej. Zakładał ochronki i szkoły wiejskie, prowadził
fundusz emerytalny, łożył na utrzymanie 17 parafii rzymsko- i
greckokatolickich. Wiceprezes (1906–1910) i prezes (od 1910)
Galicyjskiego Tow. Gospodarskiego we Lwowie, wiceprezes Centralnej
Organizacji Stowarzyszeń Rolniczych w Warszawie, 1906 założyciel Tow.
Kółek Ziemian (przekształconego później w Zw. Ziemian). Od 1908 poseł do
Sejmu Krajowego we Lwowie: prezes klubu „Środka”, członek komisji
rolnej i szkolnej; od 1913 dziedziczny członek Izby Panów w Wiedniu.
Uczestnik konferencji założycielskiej (15 VIII 1917 w Lozannie) Komitetu
Narodowego Polskiego (z siedzibą w Paryżu); 1918 mianowany przez Radę
Regencyjną komisarzem dla Galicji. Działacz TSL i Tow. Uniwersytetu
Ludowego im. A. Mickiewicza, członek komisji egzaminacyjnej Akademii
Rolniczej w Dublanach i Studium Rolniczego w Krakowie, prezes Wyższych
Kursów Ziemiańskich Jerzego Turanu we Lwowie. Członek zarządu Biblioteki
Polskiej w Paryżu; współwydawca „Rzeczypospolitej” i „Warszawianki”;
uczestnik Akcji Katolickiej i członek Sodalicji Mariańskiej. W czasie II
wojny światowej przebywał na skrawku majątku Pełkinie, który opuścił w
1944 i zamieszkał u syna Stanisława w Makowie Podhalańskim.
Autor publikacji; Kółka ziemian (Kórnik
1912), Kilka słów o przycinaniu i leczeniu chirurgicznym drzew leśnych,
parkowych i alejowych (Jarosław 1929). Współpracownik pism: „Rolnik”
(1908), „Gazeta Narodowa” (1912), „Hodowca”, „Jeździec” i innych.
Senator RP 1 kadencji 1922–27,
wybrany z listy nr 8 woj. lwowskie; członek KChN; pracował w komisji
oświaty i kultury; 1928–30 zastępca senatora z listy państwowej nr 24;
mandat uzyskał po ponownych wyborach w woj. wołyńskim 25 V 1930, w
wyniku których lista państwowa nr I do Senatu straciła mandat na rzecz
listy nr 24; ślubowania nie złożył z powodu rozwiązania przed upływem
kadencji Sejmu i Senatu z dniem 30 VIII 1930.
***
Tekst nadesłał Jerzy Czartoryski
Ponieważ celem wychowania jest
przygotowanie do życia człowieka z charakterem i kwalifikacjami do
jakiejś pożytecznej pracy, zastanówmy się bliżej nad tymi dwiema
właściwościami, które pragniemy osiągnąć. Ściśle biorąc, można by
powiedzieć, że tym celem wychowawczym jest danie człowiekowi na drogę
życia, jedynie kwalifikacji, lub jedynie silnego i wzniosłego
charakteru, ponieważ pod kwalifikacjami rozumieć możemy nie tylko
sprawność umysłową, naukową i techniczną, ale też wyrobienie moralne, a
pod mianem charakteru możemy zmieścić wszystkie własności dodatnie, bez
których nie mogą istnieć ideały wprowadzające w czyn twórczy zasady i
zalety, które w życiu codziennym nazywa się kwalifikacjami, czyli
umiejętnością, doświadczeniem i sprawnością w wykonywaniu prac
wchodzących w zakres pewnych dziedzin życiowych,
Pozostając jednak przy zwyczajnym
określeniu „kwalifikacji” w kierunku umysłowym, oraz wiedzy i
sprawności w danym zawodzie, nasuwa się z wielką jaskrawością
spostrzeżenie, że z biegiem czasu w opinii, nawet niekiedy ludzi dobrej
woli, dobrych chęci, w najrozmaitszych, także najważniejszych
zagadnieniach, objawia się na całym świecie w nadmiernej mierze we
wszystkich dziedzinach życia ludzkiego – przerost wymagań czysto
umysłowych, technicznych i praktycznych tak dalece, że w gruby cień są
pogrążone wymagania silnego charakteru o bardzo wysokich ideałach
służących najwyższym i najświętszym sprawom. Jasną jest chyba prawda, że
im wyższe są czyjeś kwalifikacje życiowe i zawodowe – jeżeli one służą
przeważnie osobistemu wyniesieniu się i pysze, interesom nie czystym,
ukrytym a sprzecznym z interesem Ojczyzny – tym są niebezpieczniej
szkodliwsze, tym więcej obalają wiarę w dobrą wolę i zaufanie do każdego
działacza, nawet najgodniejszego. Te – same w sobie cenne, często
pracą rzetelną i trudem zdobyte właściwości, stają się, bez równowagi
czystego charakteru, narzędziem, które jak na przykład siekiera i piła w
ręku dzielnego cieśli są narzędziami, którymi potrafi on dom wybudować,
a w ręku zbrodniarza posłużyć mogą morderstwu lub torturom.
Kto myśli ma zwrócone z
przeszłości w przyszłość, kto nie żyje jedynie z dnia na dzień, kto nie
idzie wyłącznie po linii najmniejszego oporu, komu przyszłość Ojczyzny
jest ciągle na myśli, kto nie żyje tylko dla swego „ja”, kto dąży do
doskonalenia rozszerzonej swej rodziny, swoich potomków, służenia w
doskonaleniu rozszerzonej swej rodziny, którą jest Naród, dobru
ludzkości – ten niech się zastanowi głęboko nad wielkim zagadnieniem
„wychowania”. Wychowania w rodzinie, w szkole powszechnej, średniej,
najwyższej, wychowania działaczy społecznych, wychowania nauczycieli,
profesorów, urzędników, wojskowych, rolników, robotników, pracowników w
wolnych zawodach, aż do ludzi zajmujących najwyższe stanowiska, aż do
wychowania kleru.
Jakżeż ważna jest zasada, począwszy już
od dziecka, że przy każdej nauce, instrukcji, wskazówce, każdym wydanym
poleceniu, rozkazie, nierozłącznym powinno być działanie wychowawcze,
wpływanie na obowiązkowość, na prawość, na cel dalszy, wyższy. To
dążenie nie przeszkadza, jak niektórzy sądzą, przeciwnie, uzupełnia i
wywyższa wartość wszelkiej wiedzy i nauki. Nie jest tu miejsce na
rozprawę pedagogiczną. Ponieważ jednak wspomniałem, między innymi,
również o urzędnikach, którzy są ściśle związani z życiem publicznym,
podkreślić należy, jak wielkiej wagi jest wychowanie pracowników tego
zawodu na urzędników-obywateli. Każdy, obierający sobie ten zawód, tak
bardzo ważny i potrzebny w życiu państw i narodów, powinien mieć zawsze
na pamięci, że jest sługą ważnej sprawy, że będąc wiernym i uczciwym
wykonawcą ustaw, w dyscyplinie służbowej, powinien być w urzędowaniu
sprawiedliwym, ale też życzliwym doradcą i przyjacielem, oraz wychowawcą
publiczności, której służy. Nie przepuszczając przewinień,
nieuczciwości i omijania ustaw i przepisów, powinien współdziałać razem
z ludnością w ułatwianiu jej wszelkich trudności i przepisów, czasem
ciężkich i przykrych, ale koniecznych w swym własnym państwie. Jak
wielką krzywdę wyrządza urzędnik, myślący w pierwszym rzędzie o sobie
lub taka parszywa owca między niemi, która by popełniała nadużycia na
szkodę czy korzyść Państwa czy ludności, lub nawet własnej korzyści.
Wywołuje to odporność ludności nie tylko przeciw tym przewrotnym
jednostkom, ale tworzy wrogów własnych ustaw, porządku, a nawet wrogów
swego własnego rządu. Każdy przeto przełożony, każdej dykasterii i
działu administracji państwowej, ma obowiązek nie tylko patrzeć i
kontrolować, czy podwładny mu urzędnik wykonuje literę prawa, czy nie
zalega z „kawałkami”, ale powinien szerzyć wśród podwładnych znajomość
ducha ustaw, mieć odwagę cywilną i być nieubłaganym wobec nieuczciwości,
niedbalstwa, nieżyczliwości dla niewinnych i uczciwych klientów. Co
zupełnie nie jest sprzecznym, aby miał ojcowską opiekę i życzliwość dla
podwładnych sobie urzędników, pracujących nieraz w trudnych i ciężkich
warunkach.
Czym się każdy śmiertelnik, najskromniejszy choćby, może przyczynić do zmiany stanu rzeczy na lepsze?
We wszelkich warunkach życia,
każdy człowiek przyczynia się pośrednio lub bezpośrednio do tworzenia
opinii, czego szczególniej wymagać należy od ludzi sprawujących
jakiekolwiek czynności w życiu publicznym, począwszy od sołtysa, od
wójta gminy, od nauczyciela, od burmistrza, sędziego, urzędnika,
adwokata, fabrykanta, kupca, oficera, posła, literata, dziennikarza,
skończywszy na klerze, na najważniejszych dostojnikach aż do głowy
państwa. Wywiera ona przeważnie wpływ pośredni. Wspominam jednak o
niej, gdyż opinia jest – pomimo to – wielką panią. Ileż to ludzi, przez
jej urabianie, ma mniejszy lub większy wpływ – ujemny czy dodatni –
przez swe osobiste zabiegi na wszelkie wybory, wszelkie mianowania na
wybitne i skromne stanowiska! Jak często decyduje o oddawaniu swego
głosu demagogia, klasowość, partyjność, nadzieja, że ten protegowany czy
mianowany za udzieloną o nim opinię, za głos oddany, będzie się
odwdzięczał skoro do upragnionego stanowiska – a czasem nawet tu
materialny interes wyborcy, odgrywa wielką rolę? A tymczasem, co
powinno decydować o oddaniu swego głosu przy jakichkolwiek wyborach, czy
przy popieraniu mianowania? Przede wszystkim zaufanie głębokie do
przekonań niewzruszonych kandydata, do zasad, które sami wyznajemy pod
względem religijnym i ojczystym, do jego osobistej wartości, nie do słów
pustych, głoszonych często jedynie dla uzyskania poklasków, dla
wyborów, dla uzyskania odnośnego stanowiska. Popierając czyjąś
kandydaturę, im wyżej sięgającą, tym więcej należy się o kandydacie
informować. Nie o tym, czy będzie popierał „moje” interesy materialne,
ale o tym, jakie prowadzi życie religijne, małżeńskie, rodzinne,
obywatelskie, jego uczciwość, prawdomówność, obowiązkowość, poczucie
odpowiedzialności za swe słowa i czyny, jaki jest jego rozum, jego
wiedza a zarówno, jakie ma praktyczne kwalifikacje rzeczowe, które są
nader ważnym czynnikiem, ale o które wielu nawet uczciwych ludzi
dotychczas wyłącznie prawie się troszczyło, często nawet nie wiedząc,
jaka jest wartość moralna kandydata. Bywało i tak, że wybierano lub
mianowano na odpowiedzialne stanowiska ludzi nieposiadających ani
rzeczowych kwalifikacji, ani murowanego charakteru, tylko dlatego, że
schlebiali wyborcom, że musieli ich podjudzać na inne klasy, lub zagrać
na poczuciu nienawiści i zazdrości wobec bliźnich, byle tylko na tych
rozbijających jedność obywatelską i narodową przesłankach, otrzymać
jednak więcej głosów.
Jakież więc na to jest lekarstwo? Jak uzdrowić pod tym względem społeczeństwo? Jak odróżnić dobro od zła?
Jest to długa i żmudna praca
wychowawcza całych pokoleń, wymaga trwałości i ciągłości o jednym duchu,
wszystkich stanów bez różnicy. Poza umiejętnością oceny kwalifikacji,
które w niektórych działach pracy ludzkiej mogą rozpoznać jedynie ludzie
wytrawni i wykształceni w danym kierunku, należy się orientować
zasadami etyki, wielkiej rzetelności, która jedynie może rozstrzygnąć w
sprawie charakteru i energii czynu ludzi powołanych do jakiejkolwiek
pracy publicznej, kierowniczej. Kodeksem zaś nienaruszalnym, często
nawet uznawanym (mniej lub więcej świadomie) przez prawych ludzi do
kościoła naszego nawet nie bardzo zbliżonych, jest etyka chrześcijańska,
która dla każdego Polaka wierzącego jest tą jedyną przystanią prawną,
dająca mu wspólność zapatrywań i działania, na środki walki przeciw
przerostowi materializmu, kłamstwa i obłudy, stronniczości i prywaty a
za sprawiedliwością, prawdą, za kierunkiem stałym, trwałym, w środkach
walk niezmiennych przy zmianie osób, a nawet całych pokoleń.
Podstawy kierujące życiem prawej
jednostki powinny zarówno sterować życiem zbiorowym w rodzinie,
narodzie, państwie, w każdym ugrupowaniu społecznym. Dziś często słyszy
się zdanie, że w polityce, w dyplomacji, nie może obowiązywać etyka, że
sam cel uświeca środki, z przeciwnikiem należy walczyć jego bronią,
choćby niedozwoloną, przewrotną. W sprawach lub walkach wewnętrznych, a
nawet zewnętrznych na długą metę, zawsze zwyciężyć musi siła jednolita
ofiarna, stojąca wysoko ponad sprawami osobistymi, klasowymi i
partyjnymi. Bez kalania się zemstą, mściwością przez używanie środków
zbrodniczych swych wrogów – bez osobistych obrachunków, pojedynczych
samowolnych działań. Sprawiedliwość winna stać na piedestale własnego
sumienia i opinii całego świata, jasna bardzo silna, bezkompromisowa,
surowa, ale bezwzględnie wyższa społecznie i moralnie, ponad
barbarzyństwem wrogów, nie w mroku, ale w jasnym świetle wychowującym,
uszlachetniającym całe społeczeństwo, godność własną, wzbudzając epokową
opinię swą celowością i powagą wobec całego świata cywilizowanego.
Zresztą, jakim mieczem kto wojuje, od takiego ginie. Brutalne
barbarzyństwo skończyć się musi zagładą wśród narodów cywilizowanego
świata. My dążymy do innej przyszłości.
Ponad stronnictwami klasowymi w
życiu politycznym winny mieć takie zrzeszenia przewagę, które mają
przedstawicieli wszystkich klas i stanów, aby dążyć mogły do równowagi i
rozwoju wszelkich kierunków mających rację bytu wedle ich wartości
moralnej, intelektualnej i gospodarczej dla narodu i państwa, które
stawiają sobie za zadanie utrzymanie i podnoszenie trwałego rozwoju i
siły swej Ojczyzny w kierunku duchowym, umysłowym, gospodarczym i
materialnym. Trwały ten kierunek jedynie może być utrzymany przez
zbliżenie się do tak upragnionych rządów jedności narodowej, skoro ogół
przyjdzie do przekonania, że tym najlepszym, najspoistszym wykonawcą i
cementem ku temu będą władze administracyjne, sądowe, szkolne,
prawodawcze i wojskowe, stojące na fundamencie narodowym, ugruntowanym
na etyce katolickiej.
W każdej organizacji ludzkiej
pewne zmiany i ewolucje są wskazane i konieczne w miarę rozwoju umysłów,
wiedzy i techniki. Wszak i Kościół, poza sprawa dogmatów, żyje i
rozwija się. Historia w swoich dziejach uczy, że reformy epokowe,
trwałe, postęp prawdziwy, nie odbywa się w swoich ustalonych objawach
dodatnich, przez nagłe, światowego znaczenia przewroty. Jedna generacja
rzadko potrafi przeprowadzić reformy działające na długi przeciąg czasu.
Dlatego tak ważną rzeczą jest wychowanie jednostek, rodzin, całego
społeczeństwa przez długie lata i w jednym duchu, w jednym kierunku o
bardzo szlachetnych wysokich dążeniach i ideałach, wprowadzanych w czyn
przez większość obywateli, przez ogół zrzeszeń mających na celu te
bardzo wysokie pragnienia. Jestem przekonamy, że w Polsce mieliśmy i
dziś mamy tradycję wysokiego gatunku patriotyzmu, który nie zawaha się
złożyć na ołtarzu Ojczyzny mienia, zdrowia i życia w wielkich chwilach
dziejowych. Dziś jednak Ojczyzna wymaga czegoś więcej. W czasach
przedwojennych to poczucie ofiary drzemało również w sercu
uświadomionych Polaków. Drzemało jednak przeważnie, dlatego jedynie, że
nie we wszystkich rodzinach, nie we wszystkich duszach żyło gorące
pragnienie i potrzeba ciągłej ofiary w życiu codziennym, brakło często
świadomości, że dla rycerza patriotyzmu nie wystarczy czekać na wielkie
chwile, w których – przy łasce bożej – stać go będzie na heroiczny
wysiłek i bohaterstwo męczeństwa. W czasach tak zwanych spokojnych w
wielu domach i środowiskach nie wyrabiano u młodzieży patriotyzmu czynu i
ofiary w życiu szarym, codziennym. Obawiano się dla „głów zapalnych”
szowinizmu narodowego, kolizji z policją itd., głosząc, że skoro
Ojczyzna zawoła do czynu, to każdy chłopak się sam ruszy, że nie należy
dziś w życiu powszednim egzaltować umysłów. Wielki to błąd, wielki
grzech zaniedbania. Młodzież powinna wiedzieć, widzieć, mieć przykład
codzienny, że bez ofiary nie ma czynu, że bez zdawania sobie sprawy, iż
nasze zawodowe zabiegi ku doskonałości, pracują nie tylko dla utrzymania
nas przy życiu czy dobrobycie, ale że pracują zbiorowo dla Polski, że
właściciele większego czy mniejszego kawałka ziemi – mając miłość do
niej – powinni wiedzieć, że sprawują rządy na tym realnym kawałku
Polski, jaki dzierżą w swym ręku, mają wobec niej nie tylko prawa, ale
obowiązki i odpowiedzialność za miłość do tego kawalątka Ojczyzny i
współpracowników na nim. Nie tylko, przeto na wielkiej arenie
publicznego życia jest w czasach normalnych, spokojnych, pole do pracy
patriotycznej, ale składa się ona z codziennych, świadomych, często
drobnych, czasem heroicznych, skromnych, pokornych, w cieniu zostających
wysiłków i ofiar. O tym obowiązku, o tym ideale, o wartości takiej
pracy i takich ofiar nie należy przeto milczeć w pracy wychowawczej.
Świadomość tego obowiązku nie tylko nie egzaltuje niezdrowo, przeciwnie
uczy hartu wytrwałości, chroni przed niejednym wybrykiem, uczy powagi
życia, zaprawia do opanowania złych skłonności, podnosi wartość
jednostek, zespołów, wartości całego narodu.
W naturze młodzieży leży żywość,
zapał, zacięcie, które się objawia w tym, czego pragnie, do czego dąży.
Odnosi się to tak do dążeń ujemnych, jak i dodatnich. Jeżeli chłopak
jest z natury, wychowania i środowiska, z którego się wywodzi, zacny i
prawy, to jego pragnienia i dążenia będą ideałami dążącymi „ad astra”,
objawia się to codziennie u zakochanych. Chłopak taki ubóstwia przedmiot
swej miłości, pragnie bezinteresownie jego dobra, jest zdolny do ofiar,
do bojowości, szlachetnej miłości: „nie opuszczę cię aż do śmierci”. To
samo odnosi się do Ojczyzny. Patriotyzm jest uczuciem przyrodzonym,
szlachetnym. Rodzice radujcie się zapałem i wszelkimi wzniosłymi
uczuciami swego potomstwa, nie gaście ducha! Zwalczajcie jednak
warcholstwo i pychę, wyrabiajcie karność, której brak nawet wobec
własnych przekonań jest naszą wadą narodową.
Zastanówmy się gruntownie,
którędy nam iść należy w służbie świętej i patriotycznej sprawy. Pójdźmy
ławą tam, gdzie w naszym własnym przekonaniu potrafimy najlepiej służyć
zjednoczonej Ojczyźnie w zwartym szeregu zbożnej pracy dla wszystkich
jej synów, dla silnej całości zdrowej Polski.
Uszanować można i trzeba w
sposobie walki wewnętrznej o dobro, każde przekonanie przeciwnika
mającego dążenie szlachetne, łączącego w swym łonie członków rozmaitych
klas społeczeństwa tych, którzy dbają przeważnie o siebie samych, o
swoją klasę, zwalczając wszystko i wszystkich niepoddających się ich
ciasnym klasowym pragnieniom, dążeniom lub poglądom. Pamiętajmy, że
wielki ruch ewolucyjny w życiu państw na daleką metę, u ludów stojących
na podstawach narodowych, opartych na zasadach katolickich, pomału, ale z
konsekwencją systematyczną dąży do ustroju korporacyjnego, który
zdobywa sobie coraz to więcej zwolenników wśród ludzi dobrej woli
głębiej patrzących w przyszłość. Na to jednak, aby mogło dojść do
ugrupowania wielkiego, silnego o zasadach etyki chrześcijańskiej, należy
przekonywać ludzi dobrej woli, że każdy dorosły obywatel powinien
wiedzieć jasno, do jakiego światopoglądu się przyznaje, jakie
ugrupowanie polityczne popiera, jakiego kierunku jest żołnierzem.
Szereg na przykład tak zwanych sympatyków jakiegoś stronnictwa
zapytanych, do jakiego stronnictwa się przekonaniami zaliczają,
odpowiada chwaląc się „ja się za żadnym stronnictwem nie oświadczam, ja
nigdzie nie przynależę, ja jestem neutralny, nie mieszam się do
polityki, którą się brzydzę”. Nie każda jednostka może być politykiem,
nie każda może być powołana do udziału w obradach, nie każda może być
członkiem jakiegoś komitetu, członkiem władz stronnictwa, każdy jednak
człowiek myślący, któremu dobro swego kraju tkwi głęboko w sercu,
powinien się zdecydować, jaki kierunek popiera, do jakiego się
przyłącza, jaki uznaje za uczciwy i pożyteczny dla całości Ojczyzny,
tego się nie wstydzić, i odważną wiernością dla swych własnych przekonań
służyć Polsce. Nie tylko są potrzebni oficerowie – potrzebny jest też
żołnierz, na którego przywódcy mogą liczyć, na którym mogą się oprzeć i
który stanowi zwartą, karną siłę w całym kraju.
Należy wyrabiać i szerzyć
przekonanie, że taka abstynencja granicząca w skutkach z obojętnością
dla spraw decydujących o losach i całej przyszłości Ojczyzny, z braku
liczebnej armii ludzi rzetelnie kochających swój kraj, o których nikt
nawet nie może wiedzieć jakich są przekonań, sprawia, że
najznaczniejsze, najofiarniejsze, wysiłki działaczy poświęcających z
zaparciem siebie, całe swe życie sprawie ojczystej (czasem nawet przez
tego abstynenta podziwiane), nie mają w społeczeństwie poparcia,
cierpią na anemię, na brak jakościowego i ilościowego poparcia tak
moralnego jak materialnego. Należy się przyłączyć z należnym
zrozumieniem dyscypliny do tej grupy żywotnej, silnej, której naczelne
zasady sami wyznajemy. Jeżeli je uznajemy, to nie należy z pewną
satysfakcją (jak to bywa) wyszukiwać i głosić różne biedy i błędziki,
często z przeszłości wyłuskiwane, zamilczając wartości i zasługi
podstawowe: „Errare humanum est”.
Jeżeli się zaś poczuwamy do tego,
a mamy po temu czas i zdolności, a pragniemy wprowadzić pewne zmiany
udoskonalające w tym zespole, to zawsze nam pozostaje droga ze
szczerością i taktem, w łonie samej grupy walczyć o swe życzenia, które
mogą się przyczynić do usunięcia pewnych usterek czy błędów. Dążyć
powinniśmy do tego, aby w Polsce zaszeregować jednostki kierujące się
szczerze, z przekonania, zasadami narodowymi, opartymi na podstawach
chrześcijańskich. Winno to być ugrupowanie, w którym byłoby miejsce dla
ludzi wszystkich klas, dbających o równowagę i rozwój wszystkich
kierunków wedle ich składu i wartości dla prawdziwego postępu, siły,
cywilizacji i rozwoju Polski.
Należy się łączyć na postawie
tych punktów, na które się zgadzamy, które ukochaliśmy i które uważamy
za zasady najważniejsze, murowane. Wszystkie inne bieżące na razie w
tych czasach tak bardzo ciężkich, trudnych, należy odsuwać na dalszy
plan ze względu na nieznane stosunki i warunki, które nam najbliższa
przyszłość odsłoni. Często i słusznie słyszy się o trudnościach
wysuwania na wpływowe stanowiska ludzi dzielnych, zacnych, bezstronnych,
sprawiedliwych, pracowitych a energicznych, słyszy się o tym, że nie ma
areopagu ludzi, podstaw i sposobów praktycznych dla selekcji,
wprowadzania najlepszych obywateli, rzeczywistej elity społeczeństwa, na
wpływowe stanowiska. Dlaczego istotnie tylu ludzi nieodpowiednich
piastuje kierownicze stanowiska? Obserwator każdy starszy, biorący od
pół wieku udział w politycznym i społecznym życiu, spotkał się aż nazbyt
często z faktem, że nawet kwalifikacje zawodowe, a tym mniej
właściwości moralne charakteru, nie decydują o wyborach, czy też
wyznaczeniu, przez do tego uprawnione czynniki, na stanowiska ważne,
ludzi o istotnej wartości, o ustalonych przez długi okres czasu i
działań trwałych bezkompromisowych przekonań, ludzi, których
przeznaczamy na wyższe, jako też najwyższe placówki. Na tych
stanowiskach powinni oni wlewać w ogół społeczeństwa nie tylko pozory,
czasem zniekształconych liter prawa, lecz żywego ducha praw, ustaw etyki
wychowawczej we wszystkich przejawach życiowych. Dla zbliżenia się do
tego kierunku, do wierności w bezstronnym zastosowaniu zasad i ustaw
przez wyższe odpowiedzialne umysły ustalanych do sumiennego ich
wykonywania, do współpracy władz naczelnych, ustawodawczych, sądowych,
administracyjnych, szkolnych, gospodarczych i społecznych razem z
kościelnymi, koniecznym jest, aby ci mężowi, chociaż pochodzić mogą z
rozmaitych klas ludności i zawodów, choćby nie wszyscy należeli do
identycznych zapatrywań politycznych i społecznych w szczegółach, mieli
wspólne, trwałe i nienaruszalne zasady narodowej i chrześcijańskiej
etyki, które pozwolą, aby ścierając się nawet w rozmaitych zagadnieniach
bieżących, byli szczerymi współpracownikami, oddanymi duszą i ciałem, z
zupełnym poczuciem odpowiedzialności, odważnie i wiernie, zasadom, przy
których sztandarze stanęli, a które wyznają za obowiązujące w życiu
prywatnym, rodzinnym, zawodowym, a tym bardziej w życiu publicznym, w
służbie dla Ojczyzny, za niezawodną busolę i ster niezniszczalny pomimo
wrogich wichrów i fal wzburzonych.Przekonany jestem, że ogromna
większość w narodzie polskim podziela wyrażone tu przekonania
zasadniczo, teoretycznie.
Dlaczego ich zatem znaczna część
tejże większości nie głosi, nie kroczy tą zbawczą drogą, a przeciwnie,
idąc na pasku ludzi nie dość wyrobionych wewnętrznie, mających jedynie
kult siły za kierownika, przyczynia się do (nawet w ostatnich
dziesięcioleciach) niszczenia zasad w głębi duszy ukrytych starannie,
co przyczyniało się boleśnie do smutnych objawów, a po części rezultatów
naszego życia ojczystego?
Czy to nie sprawiał u niektórych
krótkowzroczny oportunizm uważający, aby się nie potknąć na odległość
jedynie, do której sięgał wzrok ich przykrótki? Czy u niektórych może
nie wygoda, chęć unikania szkód i strat materialnych z opozycji
wynikających? Brak pewnej odwagi cywilnej? Stąd wielu łączyło się z
siłą, ustępowało jej, tej sile, tak z góry, jak z dołu naciskającej,
sile, choć ona była nawet w ich własnym przekonaniu szkodliwa i
nieetyczna! Z tego oportunistycznego zachowania się, wielu czerpało
pewne korzyści chwilowe, jeśli nie wprost materialne, to dla swego
stanowiska, kręgu swych interesów, pewnych możliwości i wpływów. Dawało
im to chwilowo pozorny spokój, pewną życzliwość ze strony rządzącej. Ten
zaś brak bojowości w imię swych zmilczanych ideałów pokrywali (wierzę,
że może nawet przed własnym sumieniem) sofizmatami o niewalczeniu z
siłą, „bo tylko siła jest twórczą”, o nierozbijaniu jedności, o
niemarnowaniu najlepszych sił w bezowocnej walce i opozycji
bezskutecznej.
Łudzili stale siebie i innych
tym, że wstępując w szeregi ugrupowań lub współdziałając z czynnikami
sobie nawet czysto ideowo biegunowo przeciwnymi, będą mogli, choć w
czymś, przeciwstawić się ich działalności, tu i tam zmniejszyć ich
szkodliwe postępowanie. Zapominali, że tak postępując firmowali swymi
nazwiskami całokształt i działalność ugrupowań diametralnie przeciwnych
swym własnym zasadom i tradycjom, przez co wprowadzali zamęt w zdrową
opinię społeczną, pomagali do zacierania granicy, co dobre a co złe, co
szlachetne a co podłe, co etyczne a co niemoralne.
Stawiając we wszystkich
działaniach tak u jednostek jak i we wszelkim życiu zbiorowym, za
warunek pierwszorzędny, charakter i kwalifikacje, obserwując życie
publiczne przez czas nie jednego pokolenia, można z własnej obserwacji
nawet zdać sobie doskonale sprawę, że we wszystkich rzeczach ludzkich
mrzonką byłoby sądzić, że jakiekolwiek ugrupowanie, w dodatku liczne,
wolne było i jest od chwilowych skaz i omyłek, że będzie
bez przerwy i odchyleń wzorem wiedzy, przewidywań mądrych i cnót. Z
drugiej strony uważać można za pewnik, że ten tylko człowiek lub
zrzeszenie zbliży się do pewnych wyżyn, który lub które mają w umyśle
swym nie tylko reguły w statutach i ustawach zawarte, lecz mają zasady,
przekonania i dążenia, głęboko zakorzenione w całym swym jestestwie, o
bardzo wysokich ideałach i wymaganiach od siebie samego, od swego
zespołu, o poświęceniu się temu, co uznają za obowiązek, za służbę w
sprawie, którą ukochali.
Na wstępie tego pisma zaznaczono z
naciekiem ważność wychowania. Nie miano tu na myśli jedynie wychowanie
dziecka, wyrabianie go na dzielną jednostkę, myśleliśmy zarówno o
wychowaniu jednostek na świadomych swych obowiązków obywateli. Z góry
odpieramy zarzuty, jakobyśmy chcieli wymagać od każdej jednostki, aby
się zajmowała czynnie polityką bieżącą, zajadłym wiecowaniem, zbytecznym
dla umysłów do tego niepowołanych, odciągającym je od uczciwej
zawodowej pracy i życia rodzinnego. Dlatego zastanówmy się, co należy
rozumieć pod obowiązkami każdego człowieka, jako prawego obywatela swego
narodu i kraju. Wychowawca, a więc ojciec, matka, każdy nauczyciel
szkoły powszechnej aż do wszechnicy, a później każdy przełożony powinien
wdrażać w umysły wysokie poczucie obowiązkowości za siebie samego.
Nabycie gruntownej kwalifikacji
zawodowej, da tej jednostce nie tylko możność pracy zarobkowej,
zadowolenie i byt samodzielny, ale wyrobi ją na członka społeczeństwa,
który przyczyni się do podniesienia kultury narodowej, gospodarczej czy
naukowej, a przez to wartości i dobrobytu swego kraju. Prócz tego
jednostki, które zechcą się poświęcić życiu publicznemu, zupełnie inny
wpływ będą mogły wywrzeć na szerszej arenie swego zawodu, aniżeli nawet
najzacniejszy dyletant, który o danym dziale pracy ma jedynie mgliste
pojęcie. W ogóle człowiek, który w jakimkolwiek zawodzie jest fachowcem
i przeszedł poważną szkołę pracy, będzie przy równie dobrej woli zawsze
miał wytrawniejsze zdanie i głos w sprawach ogólnej natury wchodzących w
zakres jego działalności, aniżeli przygodny agitator czy dyletant.
Tyczy się to również ludzi ze
sfer zamożniejszych. O ile ktoś nie poświęcił się w życiu czy z musu,
czy z wyższych motywów, realnej systematycznej pracy w pewnym określonym
kierunku, to mniej ma danych do sprawowania pożytecznych funkcji w
życiu zbiorowym, aniżeli ten, który miał możność i energię należycie się
przygotować, wyspecjalizować. Praca rzeczywista wytrwała, w
jakimkolwiek kierunku, daje przeważnie sprawność do szerszego,
umiejętnego zabrania się do służby publicznej. Oczywiście, że wszystkie
tu wspomniane korzyści z nabytych wysokich kwalifikacji skreślić należy
dla pracy publicznej, jeżeli nie idą w parze z gorącą czynną miłością
Ojczyzny opartą na prawym charakterze. Praktycznie rzecz stawiając,
czego wymagać musimy od uświadomionego obywatela godnego tego miana? Już
wspomnieliśmy o ważności wykształcenia, praworządności, lojalności i
posłuszeństwa od najmłodszego dziecka począwszy względem władz
rodzinnych, szkolnych, ustaw, rozporządzeń i przepisów władz swego
prawowitego rządu. Karność względem swych dobrowolnie uznanych
organizacji, swego państwa, swych własnych postanowień jest jednym z
pierwszych warunków ładu, porządku i zdrowia każdego narodu.
Podczas ostatniego
dwudziestolecia swej niepodległości, wiele umysłów zbałamuconych
koniecznością omijania całego szeregu ustaw i rozporządzeń poprzedniej
niewoli, bezmyślnie przeniosło to przyzwyczajenie na przepisy i
obowiązki względem własnego państwa, nie zawsze sprawiedliwie lub celowo
stosowane, z wielką szkodą wychowania pokoleń dorastających w wolnej
Polsce, w której winna panować możność współpracy obywatela z organami
wszelkiej dykasterii własnego państwa.
Wykręcanie się, uchylanie się
skryte i oszukańcze od świadczeń, ceł, podatków, przepisów i
rozporządzeń tak często spotykane u ludzi nawet skądinąd zacnych, jest
nałogiem niegodnym prawego obywatela. Nie odbiera ta zasada nikomu
prawa, a nawet obowiązku dochodzenia krzywd, niesprawiedliwości lub
nadużyć zdarzyć się mogących ze strony władz lub ich wykonawczych
organów, za pomocą wszelkich środków godziwych i legalnych stosowanych
przez pojedynczych obywateli, czy też przez ich zrzeszenia, przez
skargi, interpelacje, czy protesty śmiało wnoszone do odpowiednich
czynników, oczywiście tylko na zasadzie rzetelnych i skrupulatnie
słusznych zasad z powagą i energią.
Tego rodzaju postępowanie
przyczynia się do zdrowej kontroli postępowania rządowych organów.
Uczciwe i lojalne odnoszenie się do władz zaś niepomiernie ułatwia,
upraszcza i obtania administrację państwową z policją włącznie.
Wychowanie przeto z punktu widzenia obywatelskiego powinno od zarania
wieku wdrażać w umysły młode konieczność uczciwego stosunku do swojej
Ojczyzny pod każdym względem, podkreślając dla każdego zawodu i stanu
jego obowiązki.
Żadnej wartości nie przedstawia
dla Ojczyzny zamożny lub bogaty człowiek, który nie poczuwa się osobistą
pracą i zasobami, aby doprowadzić swój majątek do wysokiej
wytwórczości, która służyłaby przykładem racjonalnego postępu dla ogółu,
dbając o dostateczny zarobek i potrzeby swych pracowników, używając
swych dochodów na podstawie własnych zabiegów dla dobra swych zbożnych,
użytecznych i szlachetnych celów, jeżeli się stanie nierobą, lub
dbającym przeważnie o zaspokojenie swych zachcianek i zbytkownych
przyjemności. Ludzie zaś zamożni lub bogaci przedstawiają znaczną
wartość dla każdego społeczeństwa, jeżeli mają zawsze na pamięci, że
prawo własności, prawo posiadania dóbr doczesnych, zarówno większych jak
mniejszych, nakłada wielkie obowiązki pod względem ich użytkowania.
Takie same obowiązki nadaje również kapitał wysokiego wykształcenia,
wysokiej wiedzy, chociaż się znajduje bez znaczniejszego majątku
materialnego. Taki mąż nauki winien również znaczną część swego kapitału
umysłowego poświęcić ofiarnie dla sprawy ogólnej, ojczystej.
Radzę przeto każdemu obywatelowi –
Polakowi, aby się nad tą sprawą zastanowił i sam zdecydował czy nie
należy się łączyć, nie z jakąś grupką, ale z wielkim, szlachetnym i
sprawnym ruchem politycznym, takim, który odpowiada w zasadzie jego
własnym przekonaniom Polaka – i katolika.
Dotychczas, wobec tego, że
narodowcy narażani byli prawie od samego początku na zwalczanie tak ze
strony obcych, jak i swojego rządu, można było przyjmować na członka
każdego prawie, kto się zgłosił. W miarę nadziei rozwoju wielkiego, oraz
silniejszego ugrupowania narodowego, w które się ten ruch dziś
rozbudowuje i przekształca, zajdzie potrzeba coraz silniejszej selekcji,
kogo do niego przyjmować należy, aby mniej subtelnie na te sprawy
zapatrujący, ale ludzie nie mieli pokusy przystępowania do silniejszego
zrzeszenia, dla widoków, zaszczytów lub korzyści lub własnej chwały.
Sądzę jednak, że z otwartymi rękami przyjmowani będą ci, którzy uznają z
przekonania, że pod sztandarem wspomnianych ideałów, w zwartym szeregu
wzrastającego w siłę ugrupowania, będą mogli służyć po bożemu Ojczyźnie,
przyczyniając się do siły, której dotychczas tak bezkrytycznie się
przeciwdziałali lub trwali w apolityczności nie mogąc się zdecydować, w
jakim kierunku należy się skłonić, dążąc do jednolitości, mocy i zdrowia
swego państwa.
Nigdy nie należy nikogo
„namawiać” do jakiejś przynależności politycznej, należy jednak ludzi do
niej przekonywać, będąc wiernym adeptem swych własnych przekonań i nie
kryć się z nimi. Należy przeto wnieść gorący apel, aby skłonić te liczne
rzesze, które się godzą z powyższymi tezami, aby się zastanowiły nad
tym, czy godzi się być widzami obojętnymi na losy, którym podlegać
będzie skołatana Ojczyzna, na to, w jakich rękach, pod jakimi wpływami
znajdować się będą najżywotniejsze Jej sprawy zewnętrzne i wewnętrzne,
oraz aby rozpatrzyły w swym sumieniu, które ugrupowanie ma najwięcej
szans do zdobycia siły, na podstawie uczciwych, narodowych i bożych
wysiłków, w kierunku uwzględnienia wszystkich klas i zawodów tworzących
równowagę dobrobytu i mocy gospodarczej, umysłowej i moralnej Ojczyzny.
Chodzi na razie o to, aby
największa ilość obywateli skupiła się koło podstawowych zasad, które
ich łączą, o których ci ludzie dobrej woli są jednego zdania. Tym
ludziom łatwiej będzie na podstawie umotywowanych opinii zawodowych,
kwalifikowanych znawców ze swego grona dojść do porozumienia i
uchwalenia sprawiedliwych, na czasie będących postanowień, aniżeli
rozdrobnionym grupom i grupkom i stronnictwom, które już z góry są
względem siebie wrogo nastawione, często prawie nie rozpatrują
dostatecznie bezstronnie meritum sprawy, zwalczając, co druga strona
wnosi na porządek rzeczy, dlatego, że „należy potępić i zohydzić to, co
przeciwnik popiera”.
Wielką byłaby korzyść z tego,
gdyby wszyscy hołdujący zasadom narodowym i etyce opartej na skale
piotrowej, znaleźli się w tych czasach tak bardzo epokowych i
przełomowych po jednej stronie, a po drugiej zostaliby się ludzie innych
niebezpiecznych dla narodu i państwa zapatrywań.
Witold Czartoryski
za: goniec.net