sobota, 1 czerwca 2019

Czartoryski: O etyce w życiu publicznym


 

        O Autorze: CZARTORYSKI Witold Leon książe herbu Pogoń Litewska, ur. 10 II 1864 w Weinhaus pod Wiedniem, zm. 4 IX 1945 w Makowie Podhalańskim, pochowany na miejscowym cmen­tarzu. Ojciec książę Jerzy Konstanty (1828–1912) – polityk, działacz społ., poseł do galicyjskiego Sejmu Krajowego i członek Izby Panów Rady Państwa w Wiedniu; matka Maria Joanna z domu Czermak (1835–1916); siostra Wanda (1862–1920) – pre­zeska Tow. Gospodarczego Wykształcenia Kobiet, uczestniczka obrony Lwowa 1918; żona (poślubio­na 1889) Jadwiga hr. Dzieduszycka (1867–1941); córki: Maria Anna z męża Krasińska (1890–1981) i Anna Maria (1891–1951) – przełożona Zgromadzenia Sióstr Wizytek w Warszawie; synowie: Kazimierz Jerzy (1892–1936), Jerzy Piotr (1894–1969) – kanonik honorowy kapituły krakowskiej, kapelan WP, Włodzimierz Alfons (1895–1975), Jan Franciszek (1897–1944) – ojciec Michał – dominikanin, w cza­sie powstaniu warszawskiego kapelan 111. Zgrupowania ,,Konrad” AK, zamor­dowany przez Niemców, Roman Jacek (1898–1958), oficer WP, Stanisław Ignacy (1902–1982), doktor teologii i filozofii, dziekan infułat Kapituły Met­ropolitalnej w Krakowie, Adam Michał (ur. 1906–1998), ps. Szpak – oficer WP i AK, magister inżynier leśnictwa, doktor biologii, gość honorowy zjazdu założyciels­kiego Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego (1989), Witold Tadeusz (1908–1945), Piotr Michał (1909–1993), oficer WP i AK, magister inżynier rolnictwa, doktor honoris causa KUL, wiceprezes Kongresu Polonii Kanadyjskiej.

        Po ukończeniu Gimnazjum Państwowego w Jarosławiu odbył rok studiów filozoficznych i trzy lata w Akademii Rolnej w Wiedniu. Właściciel i zarządca klucza Pełkinie n. Sanem (tartaki, cegielnie, stadniny koni) oraz Konarzewa (Poznańskie) i Bielin (Małopolska), prezes Rady Powiatowej w Jarosławiu (1898–1904). Od 1903 członek zarządu cukrowni w Przeworsku, prezes spółki wodnej łańcucko-jarosławskiej. Zakładał ochronki i szkoły wiejskie, prowadził fundusz emerytalny, łożył na utrzymanie 17 parafii rzymsko- i greckokatolickich. Wiceprezes (1906–1910) i prezes (od 1910) Galicyj­skiego Tow. Gospodarskiego we Lwowie, wiceprezes Centralnej Organizacji Stowarzyszeń Rolniczych w Warszawie, 1906 założyciel Tow. Kółek Ziemian (przekształconego później w Zw. Ziemian). Od 1908 poseł do Sejmu Krajowe­go we Lwowie: prezes klubu „Środka”, członek komisji rolnej i szkolnej; od 1913 dziedziczny członek Izby Panów w Wiedniu. Uczestnik konferencji założycielskiej (15 VIII 1917 w Lozannie) Komitetu Narodowego Polskiego (z siedzibą w Paryżu); 1918 mianowany przez Radę Regencyjną komisarzem dla Galicji. Działacz TSL i Tow. Uniwersytetu Ludowego im. A. Mickiewicza, członek komisji egzaminacyjnej Akademii Rolniczej w Dublanach i Studium Rolniczego w Krakowie, prezes Wyższych Kursów Ziemiańskich Jerzego Turanu we Lwowie. Członek zarządu Biblioteki Polskiej w Paryżu; współwydawca „Rzeczypospolitej” i „Warszawianki”; uczestnik Akcji Katolickiej i członek Sodalicji Mariańskiej. W czasie II wojny światowej przebywał na skrawku majątku Pełkinie, który opuścił w 1944 i zamieszkał u syna Stanisława w Makowie Podhalańskim.
 
 Autor publikacji; Kółka ziemian (Kórnik 1912), Kilka słów o przycinaniu i leczeniu chirurgicznym drzew leśnych, parkowych i alejowych (Jarosław 1929). Współpracownik pism: „Rolnik” (1908), „Gazeta Narodowa” (1912), „Hodowca”, „Jeździec” i innych.
 
        Senator RP 1 kadencji 1922–27, wybrany z listy nr 8 woj. lwowskie; członek KChN; pracował w komisji oświaty i kultury; 1928–30 zastępca senatora z listy państwowej nr 24; mandat uzyskał po ponownych wyborach w woj. wołyńskim 25 V 1930, w wyniku których lista państwowa nr I do Senatu straciła mandat na rzecz listy nr 24; ślubowania nie złożył z powodu rozwiązania przed upływem kadencji Sejmu i Senatu z dniem 30 VIII 1930.
 
***
 
Tekst nadesłał Jerzy Czartoryski
 
        Ponieważ celem wychowania jest przygotowanie do życia człowieka z charakterem i kwalifikacjami do jakiejś pożytecznej pracy, zastanówmy się bliżej nad tymi dwiema właściwościami, które pragniemy osiągnąć.  Ściśle biorąc, można by powiedzieć, że tym celem wychowawczym jest danie człowiekowi na drogę życia, jedynie kwalifi­kacji, lub jedynie silnego i wzniosłego charakteru, ponieważ pod kwalifikacjami rozumieć możemy nie tylko sprawność umysłową, naukową i techniczną, ale też wyrobienie moralne, a pod mianem charakteru mo­żemy zmieścić wszystkie własności dodatnie, bez których nie mogą istnieć ideały wprowadzające w czyn twórczy zasady i zalety, które w życiu codziennym nazywa się kwalifikacjami, czyli umiejętnością, doświadczeniem i sprawnością w wykonywaniu prac wchodzących w zakres pewnych dziedzin życiowych,
 
        Pozostając jednak przy zwyczajnym określeniu „kwalifikacji” w kierunku umysłowym, oraz wiedzy i sprawności w danym zawodzie, nasuwa się z wielką jaskrawością spostrzeżenie, że z biegiem czasu w opinii, nawet niekiedy ludzi dobrej woli, dobrych chęci, w naj­rozmaitszych, także najważniejszych zagadnieniach, objawia się na całym świecie w nadmiernej mierze we wszystkich dziedzinach życia ludzkiego – przerost wymagań czysto umysłowych, technicznych i praktycznych tak dalece, że w gruby cień są pogrążone wymagania silnego charakteru o bardzo wysokich ideałach służących najwyższym i najświętszym sprawom. Jasną jest chyba prawda, że im wyższe są czyjeś kwalifikacje życiowe i zawodowe – jeżeli one służą przeważnie osobistemu wyniesieniu się i pysze, interesom nie czystym, ukrytym a sprzecznym z interesem Ojczyzny – tym są niebezpieczniej szkodliwsze, tym więcej obalają wiarę w dobrą wolę i zaufanie do każdego działacza, nawet najgodniejszego.  Te – same w sobie cenne, często pracą rzetelną i trudem zdobyte właściwości, stają się, bez równowagi czystego charakteru, narzędziem, które jak na przykład siekiera i piła w ręku dzielnego cieśli są narzędziami, którymi potrafi on dom wybudować, a w ręku zbrodniarza posłużyć mogą morderstwu lub torturom.
 
        Kto myśli ma zwrócone z przeszłości w przyszłość, kto nie żyje jedynie z dnia na dzień, kto nie idzie wyłącznie po linii najmniejszego oporu, komu przyszłość Ojczyzny jest ciągle na myśli, kto nie żyje tylko dla swego „ja”, kto dąży do doskonalenia rozszerzo­nej swej rodziny, swoich potomków, służenia w doskonaleniu rozsze­rzonej swej rodziny, którą jest Naród, dobru ludzkości – ten niech się zastanowi głęboko nad wielkim zagadnieniem „wychowania”. Wychowania w rodzinie, w szkole powszechnej, średniej, najwyższej, wychowania działaczy społecznych, wychowania nauczycieli, profeso­rów, urzędników, wojskowych, rolników, robotników, pracowników w wolnych zawodach, aż do ludzi zajmujących najwyższe stanowiska, aż do wychowania kleru.
 
Jakżeż ważna jest zasada, począwszy już od dziecka, że przy każdej nauce, instrukcji, wskazówce, każdym wydanym poleceniu, rozkazie, nierozłącznym powinno być działanie wychowawcze, wpływanie na obowiązkowość, na prawość, na cel dalszy, wyższy. To dążenie nie prze­szkadza, jak niektórzy sądzą, przeciwnie, uzupełnia i wywyższa wartość wszelkiej wiedzy i nauki. Nie jest tu miejsce na rozprawę pedagogiczną. Ponieważ jednak wspomniałem, między innymi, również o urzędnikach, którzy są ściśle związani z życiem publicznym, podkreślić należy, jak wielkiej wagi jest wychowanie pracowników tego zawodu na urzędników-obywateli. Każdy, obierający sobie ten zawód, tak bardzo ważny i potrzebny w życiu państw i narodów, powinien mieć zawsze na pamięci, że jest sługą ważnej sprawy, że będąc wiernym i uczciwym wykonawcą ustaw, w dyscyplinie służbowej, powinien być w urzędowaniu sprawiedliwym, ale też życzliwym doradcą i przyjacielem, oraz wychowawcą publiczności, której służy. Nie przepuszczając przewinień, nieuczci­wości i omijania ustaw i przepisów, powinien współdziałać razem z ludnością w ułatwianiu jej wszelkich trudności i przepisów, czasem ciężkich i przykrych, ale koniecznych w swym własnym państwie. Jak wielką krzywdę wyrządza urzędnik, myślący w pierwszym rzędzie o sobie lub taka parszywa owca między niemi, która by popełniała nadużycia na szkodę czy korzyść Państwa czy ludności, lub nawet własnej korzyści. Wywołuje to odporność ludności nie tylko przeciw tym przewrotnym jednostkom, ale tworzy wrogów własnych ustaw, porządku, a nawet wrogów swego własnego rządu. Każdy przeto przełożony, każdej dykasterii i działu administracji państwowej, ma obowiązek nie tylko patrzeć i kontrolować, czy podwładny mu urzędnik wykonuje literę prawa, czy nie zalega z „kawałkami”, ale powinien szerzyć wśród podwładnych znajomość ducha ustaw, mieć odwagę cywilną i być nieubłaganym wobec nieuczciwości, niedbalstwa, nieżyczliwości dla niewinnych i uczciwych klientów.  Co zupełnie nie jest sprzecznym, aby miał ojcowską opiekę i życzliwość dla podwładnych sobie urzędników, pracujących nieraz w trudnych i ciężkich warunkach.
 
        Czym się każdy śmiertelnik, najskromniejszy choćby, może przyczynić do zmiany stanu rzeczy na lepsze?
 
        We wszelkich warunkach życia, każdy człowiek przyczynia się pośrednio lub bezpośrednio do tworzenia opinii, czego szczególniej wymagać należy od ludzi sprawujących jakiekolwiek czynności w życiu publicznym, począwszy od sołtysa, od wójta gminy, od nauczyciela, od burmistrza, sędziego, urzędnika, adwokata, fabrykanta, kupca, oficera, posła, literata, dziennikarza, skończywszy na klerze, na najważniejszych dostojnikach aż do głowy państwa.  Wywiera ona przeważnie wpływ pośredni. Wspominam jednak o niej, gdyż opinia jest – pomimo to – wielką panią. Ileż to ludzi, przez jej urabianie, ma mniejszy lub większy wpływ – ujemny czy dodatni – przez swe osobiste zabiegi na wszelkie wybory, wszelkie mianowania na wybitne i skromne stanowiska!  Jak często decyduje o oddawaniu swego głosu demagogia, klasowość, partyjność, nadzieja, że ten protegowany czy mianowany za udzieloną o nim opinię, za głos oddany, będzie się odwdzięczał skoro do upragnionego stanowiska – a czasem nawet tu materialny interes wyborcy, odgrywa wielką rolę?  A tymczasem, co powinno decydować o oddaniu swego głosu przy jakichkolwiek wyborach, czy przy popieraniu mianowania? Przede wszystkim zaufanie głębokie do przekonań niewzruszonych kandydata, do zasad, które sami wyznajemy pod względem religijnym i ojczystym, do jego osobistej wartości, nie do słów pustych, głoszonych często jedynie dla uzyskania poklasków, dla wyborów, dla uzyskania odnośnego stanowiska. Popierając czyjąś kandydaturę, im wyżej sięgającą, tym więcej należy się o kandydacie informować. Nie o tym, czy będzie popierał „moje” interesy materialne, ale o tym, jakie prowadzi życie religijne, małżeńskie, rodzinne, obywatelskie, jego uczciwość, prawdomówność, obowiązkowość, poczucie odpowiedzialności za swe słowa i czyny, jaki jest jego rozum, jego wiedza a zarówno, jakie ma praktyczne kwalifikacje rzeczowe, które są nader ważnym czynnikiem, ale o które wielu nawet uczciwych ludzi dotychczas wyłącznie prawie się troszczyło, często nawet nie wiedząc, jaka jest wartość moralna kandydata. Bywało i tak, że wybierano lub mianowano na odpowiedzialne stanowiska ludzi nieposiadających ani rzeczowych kwalifikacji, ani murowanego charakteru, tylko dlatego, że schlebiali wyborcom, że musieli ich podjudzać na inne klasy, lub zagrać na poczuciu nienawiści i zazdrości wobec bliźnich, byle tylko na tych rozbijających jedność obywatelską i narodową przesłankach, otrzymać jednak więcej głosów. 
 
        Jakież więc na to jest lekarstwo? Jak uzdrowić pod tym względem społeczeństwo? Jak odróżnić dobro od zła? 
 
        Jest to długa i żmudna praca wychowawcza całych pokoleń, wymaga trwałości i ciągłości o jednym duchu, wszystkich stanów bez różnicy. Poza umiejętnością oceny kwalifikacji, które w niektórych działach pracy ludzkiej mogą rozpoznać jedynie ludzie wytrawni i wykształceni w danym kierunku, należy się orientować zasadami etyki, wielkiej rzetelności, która jedynie może rozstrzygnąć w sprawie charakteru i energii czynu ludzi powołanych do jakiejkolwiek pracy publicznej, kierowniczej. Kodeksem zaś nienaruszalnym, często nawet uznawanym (mniej lub więcej świadomie) przez prawych ludzi do kościoła naszego nawet nie bardzo zbliżonych, jest etyka chrześcijańska, która dla każdego Polaka wierzącego jest tą jedyną przystanią prawną, dająca mu wspólność zapatrywań i działania, na środki walki przeciw przerostowi materializmu, kłamstwa i obłudy, stronniczości i prywaty a za sprawiedliwością, prawdą, za kierunkiem stałym, trwałym, w środkach walk niezmiennych przy zmianie osób, a nawet całych pokoleń. 
 
        Podstawy kierujące życiem prawej jednostki powinny zarówno sterować życiem zbiorowym w rodzinie, narodzie, państwie, w każdym ugrupowaniu społecznym. Dziś często słyszy się zdanie, że w polityce, w dyplomacji, nie może obowiązywać etyka, że sam cel uświeca środki, z przeciwnikiem należy walczyć jego bronią, choćby niedozwoloną, przewrotną. W sprawach lub walkach wewnętrznych, a nawet zewnętrznych na długą metę, zawsze zwyciężyć musi siła jednolita ofiarna, stojąca wysoko ponad sprawami osobistymi, klasowymi i partyjnymi. Bez kalania się zemstą, mściwością przez używanie środków zbrodniczych swych wrogów – bez osobistych ob­rachunków, pojedynczych samowolnych działań.  Sprawiedliwość winna stać na piedestale własnego sumienia i opinii całego świata, jasna bardzo silna, bezkompromisowa, surowa, ale bezwzględnie wyższa społecznie i moralnie, ponad barbarzyństwem wrogów, nie w mroku, ale w jasnym świetle wychowującym, uszlachetniającym całe społeczeństwo, godność własną, wzbudzając epokową opinię swą celowością i powagą wobec całego świata cywilizowanego. Zresztą, jakim mieczem kto wojuje, od takiego ginie. Brutalne barbarzyństwo skończyć się musi zagładą wśród narodów cywilizowanego świata. My dążymy do innej przyszłości.
 
        Ponad stronnictwami klasowymi w życiu politycznym winny mieć takie zrzeszenia przewagę, które mają przedstawicieli wszystkich klas i stanów, aby dążyć mogły do równowagi i rozwoju wszelkich kierunków mających rację bytu wedle ich wartości moralnej, inte­lektualnej i gospodarczej dla narodu i państwa, które stawiają sobie za zadanie utrzymanie i podnoszenie trwałego rozwoju i siły swej Ojczyzny w kierunku duchowym, umysłowym, gospodarczym i materialnym. Trwały ten kierunek jedynie może być utrzymany przez zbliżenie się do tak upragnionych rządów jedności narodowej, skoro ogół przyjdzie do przekonania, że tym najlepszym, najspoistszym wykonawcą i cementem ku temu będą władze administracyjne, sądowe, szkolne, prawodawcze i wojskowe, stojące na fundamencie narodowym, ugruntowanym na etyce katolickiej. 
 
        W każdej organizacji ludzkiej pewne zmiany i ewolucje są wskazane i konieczne w miarę rozwoju umysłów, wiedzy i techniki. Wszak i Kościół, poza sprawa dogmatów, żyje i rozwija się. Historia w swoich dziejach uczy, że reformy epokowe, trwałe, postęp prawdziwy, nie odbywa się w swoich ustalonych objawach dodatnich, przez nagłe, światowego znaczenia przewroty. Jedna generacja rzadko potrafi przeprowadzić reformy działające na długi przeciąg czasu. Dlatego tak ważną rzeczą jest wychowanie jednostek, rodzin, całego społeczeństwa przez długie lata i w jednym duchu, w jednym kierunku o bardzo szlachetnych wysokich dążeniach i ideałach, wprowadzanych w czyn przez większość obywa­teli, przez ogół zrzeszeń mających na celu te bardzo wysokie prag­nienia. Jestem przekonamy, że w Polsce mieliśmy i dziś mamy tradycję wysokiego gatunku patriotyzmu, który nie zawaha się złożyć na ołtarzu Ojczyzny mienia, zdrowia i życia w wielkich chwilach dziejowych. Dziś jednak Ojczyzna wymaga czegoś więcej. W czasach przedwojennych to poczucie ofiary drzemało również w sercu uświadomionych Polaków. Drzemało jednak przeważnie, dlatego jedynie, że nie we wszystkich rodzinach, nie we wszystkich duszach żyło gorące prag­nienie i potrzeba ciągłej ofiary w życiu codziennym, brakło często świadomości, że dla rycerza patriotyzmu nie wystarczy czekać na wielkie chwile, w których – przy łasce bożej – stać go będzie na heroiczny wysiłek i bohaterstwo męczeństwa. W czasach tak zwanych spokojnych w wielu domach i środowiskach nie wyrabiano u młodzieży patriotyzmu czynu i ofiary w życiu szarym, codziennym. Obawiano się dla „głów zapalnych” szowinizmu narodowego, kolizji z policją itd., głosząc, że skoro Ojczyzna zawoła do czynu, to każdy chłopak się sam ruszy, że nie należy dziś w życiu powszednim egzaltować umysłów. Wielki to błąd, wielki grzech zaniedbania. Młodzież powinna wiedzieć, widzieć, mieć przykład codzienny, że bez ofiary nie ma czynu, że bez zdawania sobie sprawy, iż nasze zawodowe zabiegi ku doskonałości, pracują nie tylko dla utrzymania nas przy życiu czy dobrobycie, ale że pracują zbiorowo dla Polski, że właściciele większego czy mniejszego kawałka ziemi – mając miłość do niej – powinni wiedzieć, że sprawują rządy na tym realnym kawałku Polski, jaki dzierżą w swym ręku, mają wobec niej nie tylko prawa, ale obowiązki i odpowiedzialność za miłość do tego kawalątka Ojczyzny i współpracowników na nim. Nie tylko, przeto na wielkiej arenie publicznego życia jest w czasach normalnych, spokojnych, pole do pracy patriotycznej, ale składa się ona z codziennych, świadomych, często drobnych, czasem heroicznych, skromnych, pokornych, w cieniu zostających wysiłków i ofiar. O tym obowiązku, o tym ideale, o wartości takiej pracy i takich ofiar nie należy przeto milczeć w pracy wychowawczej. Świadomość tego obowiązku nie tylko nie egzaltuje niezdrowo, przeciwnie uczy hartu wytrwałości, chroni przed niejednym wybrykiem, uczy powagi życia, zaprawia do opanowania złych skłonności, podnosi wartość jednostek, zespołów, wartości całego narodu.
 
        W naturze młodzieży leży żywość, zapał, zacięcie, które się objawia w tym, czego pragnie, do czego dąży. Odnosi się to tak do dążeń ujemnych, jak i dodatnich. Jeżeli chłopak jest z natury, wychowania i środowiska, z którego się wywodzi, zacny i prawy, to jego pragnienia i dążenia będą ideałami dążącymi „ad astra”, objawia się to codziennie u zakochanych. Chłopak taki ubóstwia przedmiot swej miłości, pragnie bezinteresownie jego dobra, jest zdolny do ofiar, do bojowości, szlachetnej miłości: „nie opuszczę cię aż do śmierci”. To samo odnosi się do Ojczyzny. Patriotyzm jest uczuciem przyrodzonym, szlachetnym. Rodzice radujcie się zapałem i wszelkimi wzniosłymi uczuciami swego potomstwa, nie gaście ducha! Zwalczajcie jednak warcholstwo i pychę, wyrabiajcie karność, której brak nawet wobec własnych przekonań jest naszą wadą narodową. 
 
        Zastanówmy się gruntownie, którędy nam iść należy w służbie świętej i patriotycznej sprawy. Pójdźmy ławą tam, gdzie w naszym własnym przekonaniu potrafimy najlepiej służyć zjednoczonej Ojczyźnie w zwartym szeregu zbożnej pracy dla wszystkich jej synów, dla silnej całości zdrowej Polski.
 
        Uszanować można i trzeba w sposobie walki wewnętrznej o dobro, każde przekonanie przeciwnika mającego dążenie szlachetne, łączącego w swym łonie członków rozmaitych klas społeczeństwa tych, którzy dbają przeważnie o siebie samych, o swoją klasę, zwalczając wszystko i wszystkich niepoddających się ich ciasnym klasowym pragnieniom, dążeniom lub poglądom. Pamiętajmy, że wielki ruch ewolucyjny w życiu państw na daleką metę, u ludów stojących na podstawach narodowych, opartych na zasadach katolickich, pomału, ale z konsekwencją systematyczną dąży do ustroju korporacyjnego, który zdobywa sobie coraz to więcej zwolenników wśród ludzi dobrej woli głębiej patrzących w przyszłość. Na to jednak, aby mogło dojść do ugrupowania wielkiego, silnego o zasadach etyki chrześcijańskiej, należy przekonywać ludzi dobrej woli, że każdy dorosły obywatel powinien wiedzieć jasno, do jakiego światopoglądu się przyznaje, jakie ugrupowanie polityczne popiera, jakiego kierunku jest żołnierzem.  Szereg na przykład tak zwanych sympatyków jakiegoś stronnictwa zapytanych, do jakiego stronnictwa się przekonaniami zaliczają, odpowiada chwaląc się „ja się za żadnym stronnictwem nie oświadczam, ja nigdzie nie przynależę, ja jestem neutralny, nie mieszam się do polityki, którą się brzydzę”. Nie każda jednostka może być politykiem, nie każda może być powołana do udziału w obradach, nie każda może być członkiem jakiegoś komitetu, członkiem władz stronnictwa, każdy jednak człowiek myślący, któremu dobro swego kraju tkwi głęboko w sercu, powinien się zdecydować, jaki kierunek popiera, do jakiego się przyłącza, jaki uznaje za uczciwy i pożyteczny dla całości Ojczyzny, tego się nie wstydzić, i odważną wiernością dla swych własnych przekonań służyć Polsce. Nie tylko są potrzebni oficerowie – potrzebny jest też żołnierz, na którego przywódcy mogą liczyć, na którym mogą się oprzeć i który stanowi zwartą, karną siłę w całym kraju.
 
        Należy wyrabiać i szerzyć przekonanie, że taka abstynencja granicząca w skutkach z obojętnością dla spraw decydujących o losach i całej przyszłości Ojczyzny, z braku liczebnej armii ludzi rzetelnie kochających swój kraj, o których nikt nawet nie może wiedzieć jakich są przekonań, sprawia, że najznaczniejsze, najofiarniejsze, wysiłki działaczy poświęcających z zaparciem siebie, całe swe życie sprawie ojczystej (czasem nawet przez tego abstynen­ta podziwiane), nie mają w społeczeństwie poparcia, cierpią na anemię, na brak jakościowego i ilościowego poparcia tak moral­nego jak materialnego. Należy się przyłączyć z należnym zrozumie­niem dyscypliny do tej grupy żywotnej, silnej, której naczelne zasady sami wyznajemy. Jeżeli je uznajemy, to nie należy z pewną satysfakcją (jak to bywa) wyszukiwać i głosić różne biedy i błędziki, często z przeszłości wyłuskiwane, zamilczając wartości i zasługi podstawowe: „Errare humanum est”. 
 
        Jeżeli się zaś poczuwamy do tego, a mamy po temu czas i zdolności, a pragniemy wprowadzić pewne zmiany udoskonalające w tym zespole, to zawsze nam pozostaje droga ze szczerością i taktem, w łonie samej grupy walczyć o swe życzenia, które mogą się przyczynić do usunięcia pewnych usterek czy błędów. Dążyć powinniśmy do tego, aby w Polsce zaszeregować jednostki kierujące się szczerze, z przekona­nia, zasadami narodowymi, opartymi na podstawach chrześcijańskich. Winno to być ugrupowanie, w którym byłoby miejsce dla ludzi wszyst­kich klas, dbających o równowagę i rozwój wszystkich kierunków wedle ich składu i wartości dla prawdziwego postępu, siły, cywi­lizacji i rozwoju Polski. 
 
        Należy się łączyć na postawie tych punktów, na które się zgadzamy, które ukochaliśmy i które uważamy za zasady najważniejsze, murowane. Wszystkie inne bieżące na razie w tych czasach tak bardzo ciężkich, trudnych, należy odsuwać na dalszy plan ze względu na nieznane stosunki i warunki, które nam najbliższa przyszłość odsłoni. Często i słusznie słyszy się o trudnościach wysuwania na wpływowe stanowiska ludzi dzielnych, zacnych, bezstronnych, sprawiedliwych, pracowitych a energicznych, słyszy się o tym, że nie ma areopagu ludzi, podstaw i sposobów praktycznych dla selekcji, wprowadzania najlepszych obywateli, rzeczywistej elity społeczeństwa, na wpływowe stanowiska. Dlaczego istotnie tylu ludzi nieodpowiednich piastuje kierownicze stanowiska? Obserwator każdy starszy, biorący od pół wieku udział w politycznym i społecznym życiu, spotkał się aż nazbyt często z faktem, że nawet kwalifikacje zawodowe, a tym mniej właściwości moralne charakteru, nie decydują o wyborach, czy też wyznaczeniu, przez do tego uprawnione czynniki, na stanowiska ważne, ludzi o istotnej wartości, o ustalonych przez długi okres czasu i działań trwałych bezkompromisowych przekonań, ludzi, których przeznaczamy na wyższe, jako też najwyższe placówki. Na tych stanowis­kach powinni oni wlewać w ogół społeczeństwa nie tylko pozory, czasem zniekształconych liter prawa, lecz żywego ducha praw, ustaw etyki wychowawczej we wszystkich przejawach życiowych. Dla zbli­żenia się do tego kierunku, do wierności w bezstronnym zastoso­waniu zasad i ustaw przez wyższe odpowiedzialne umysły ustalanych do sumiennego ich wykonywania, do współpracy władz naczelnych, ustawodawczych, sądowych, administracyjnych, szkolnych, gospo­darczych i społecznych razem z kościelnymi, koniecznym jest, aby ci mężowi, chociaż pochodzić mogą z rozmaitych klas ludności i zawodów, choćby nie wszyscy należeli do identycznych zapatrywań politycznych i społecznych w szczegółach, mieli wspólne, trwałe i nienaruszalne zasady narodowej i chrześcijańskiej etyki, które pozwolą, aby ścierając się nawet w rozmaitych zagadnieniach bieżących, byli szczerymi współpracownikami, od­danymi duszą i ciałem, z zupełnym poczuciem odpowiedzialności, odważnie i wiernie, zasadom, przy których sztandarze stanęli, a które wyznają za obowiązujące w życiu prywatnym, rodzinnym, za­wodowym, a tym bardziej w życiu publicznym, w służbie dla Ojczyzny, za niezawodną busolę i ster niezniszczalny pomimo wrogich wichrów i fal wzburzonych.Przekonany jestem, że ogromna większość w narodzie polskim podziela wyrażone tu przekonania zasadniczo, teoretycznie.
 
        Dlaczego ich zatem znaczna część tejże większości nie głosi, nie kroczy tą zbawczą drogą, a przeciwnie, idąc na pasku ludzi nie dość wyrobionych wewnętrznie, mających jedynie kult siły za kierownika, przyczynia się do (nawet w ostatnich dziesięcioleciach) nisz­czenia zasad w głębi duszy ukrytych starannie, co przyczyniało się boleśnie do smutnych objawów, a po części rezultatów naszego życia ojczystego?
 
        Czy to nie sprawiał u niektórych krótkowzroczny oportunizm uważający, aby się nie potknąć na odległość jedynie, do której sięgał wzrok ich przykrótki? Czy u niektórych może nie wygoda, chęć unikania szkód i strat materialnych z opozycji wynikających? Brak pewnej odwagi cywilnej? Stąd wielu łączyło się z siłą, ustępowało jej, tej sile, tak z góry, jak z dołu naciskającej, sile, choć ona była nawet w ich własnym przekonaniu szkodliwa i nie­etyczna!  Z tego oportunistycznego zachowania się, wielu czerpało pew­ne korzyści chwilowe, jeśli nie wprost materialne, to dla swego stanowiska, kręgu swych interesów, pewnych możliwości i wpływów. Dawało im to chwilowo pozorny spokój, pewną życzliwość ze strony rządzącej. Ten zaś brak bojowości w imię swych zmilczanych ideałów pokrywali (wierzę, że może nawet przed własnym sumieniem) sofizmatami o niewalczeniu z siłą, „bo tylko siła jest twórczą”, o nierozbijaniu jedności, o niemarnowaniu najlepszych sił w bezowocnej walce i opozycji bezskutecznej. 
 
        Łudzili stale siebie i in­nych tym, że wstępując w szeregi ugrupowań lub współdziałając z czynnikami sobie nawet czysto ideowo biegunowo przeciwnymi, będą mogli, choć w czymś, przeciwstawić się ich działalności, tu i tam zmniejszyć ich szkodliwe postępowanie. Zapominali, że tak postępując firmowali swymi nazwiskami całokształt i działalność ugrupowań diametralnie przeciwnych swym własnym zasadom i tradycjom, przez co wprowadzali zamęt w zdrową opinię społeczną, pomagali do zacierania granicy, co dobre a co złe, co szlachetne a co podłe, co etyczne a co niemoralne.
 
        Stawiając we wszystkich działaniach tak u jednostek jak i we wszelkim życiu zbiorowym, za warunek pierwszorzędny, charakter i kwalifikacje, obserwując życie publiczne przez czas nie jednego pokolenia, można z własnej obserwacji nawet zdać sobie doskonale sprawę, że we wszystkich rzeczach ludzkich mrzonką byłoby sądzić, że jakiekolwiek ugrupowanie, w dodatku liczne, wolne było i jest od chwilowych skaz i omyłek, że będzie bez przerwy i odchyleń wzo­rem wiedzy, przewidywań mądrych i cnót.  Z drugiej strony uważać można za pewnik, że ten tylko człowiek lub zrzeszenie zbliży się do pewnych wyżyn, który lub które mają w umyśle swym nie tylko reguły w statutach i ustawach zawarte, lecz mają zasady, przekona­nia i dążenia, głęboko zakorzenione w całym swym jestestwie, o bar­dzo wysokich ideałach i wymaganiach od siebie samego, od swego zespołu, o poświęceniu się temu, co uznają za obowiązek, za służ­bę w sprawie, którą ukochali.
 
        Na wstępie tego pisma zaznaczono z naciekiem ważność wychowania. Nie miano tu na myśli jedynie wychowanie dziecka, wyrabianie go na dzielną jednostkę, myśleliśmy zarówno o wychowaniu jednostek na świadomych swych obowiązków obywateli. Z góry odpieramy zarzuty, jakobyśmy chcieli wymagać od każdej jednostki, aby się zajmowała czynnie polityką bieżącą, zajadłym wiecowaniem, zbytecznym dla umysłów do tego niepowołanych, odciągającym je od uczciwej zawodo­wej pracy i życia rodzinnego. Dlatego zastanówmy się, co należy rozumieć pod obowiązkami każdego człowieka, jako prawego obywatela swego narodu i kraju. Wychowawca, a więc ojciec, matka, każdy na­uczyciel szkoły powszechnej aż do wszechnicy, a później każdy przełożony powinien wdrażać w umysły wysokie poczucie obowiązkowoś­ci za siebie samego. 
 
        Nabycie gruntownej kwalifikacji zawodowej, da tej jednostce nie tylko możność pracy zarobkowej, zadowolenie i byt samodzielny, ale wyrobi ją na członka społeczeństwa, który przyczyni się do podniesienia kultury narodowej, gospodarczej czy naukowej, a przez to wartości i dobrobytu swego kraju. Prócz tego jednostki, które zechcą się poświęcić życiu publicznemu, zupełnie inny wpływ będą mogły wywrzeć na szerszej arenie swego zawodu, aniżeli nawet najzacniejszy dyletant, który o danym dziale pracy ma jedynie mgliste pojęcie.  W ogóle człowiek, który w jakimkolwiek zawodzie jest fachowcem i przeszedł poważną szkołę pracy, będzie przy równie dobrej woli zawsze miał wytrawniejsze zdanie i głos w sprawach ogólnej natury wchodzących w zakres jego działalności, aniżeli przygodny agitator czy dyletant. 
 
        Tyczy się to również ludzi ze sfer zamożniejszych.  O ile ktoś nie poświęcił się w życiu czy z musu, czy z wyższych motywów, realnej systematycznej pracy w pewnym określonym kierunku, to mniej ma danych do sprawowania pożytecznych funkcji w życiu zbiorowym, aniżeli ten, który miał możność i energię należycie się przygotować, wyspecjalizować. Praca rzeczywista wytrwała, w jakimkolwiek kierunku, daje przeważnie sprawność do szerszego, umiejętnego zabrania się do służby publicznej. Oczywiście, że wszystkie tu wspomniane korzyści z nabytych wysokich kwalifikacji skreślić należy dla pracy publicznej, jeżeli nie idą w parze z gorącą czynną miłością Ojczyzny opartą na prawym charakterze. Praktycznie rzecz stawiając, czego wymagać musimy od uświadomionego obywatela godnego tego miana? Już wspomnieliśmy o ważności wykształcenia, praworządności, lojalności i posłuszeństwa od najmłodszego dziecka począwszy względem władz rodzinnych, szkolnych, ustaw, rozporządzeń i prze­pisów władz swego prawowitego rządu. Karność względem swych dobrowolnie uznanych organizacji, swego państwa, swych własnych postanowień jest jednym z pierwszych warunków ładu, porządku i zdrowia każdego narodu. 
 
        Podczas ostatniego dwudziestolecia swej niepodległości, wiele umysłów zbałamuconych koniecznością omijania całego szeregu ustaw i rozporządzeń poprzedniej niewoli, bezmyślnie przeniosło to przyzwyczajenie na przepisy i obowiązki względem własnego państwa, nie zawsze sprawiedliwie lub celowo stosowane, z wielką szkodą wychowania pokoleń dorastających w wolnej Polsce, w której winna panować możność współpracy obywate­la z organami wszelkiej dykasterii własnego państwa.  
 
        Wykręcanie się, uchylanie się skryte i oszukańcze od świadczeń, ceł, podatków, przepisów i rozporządzeń tak często spotykane u ludzi nawet skądinąd zacnych, jest nałogiem niegodnym prawego obywatela. Nie odbiera ta zasada nikomu prawa, a nawet obowiązku dochodzenia krzywd, niesprawiedliwości lub nadużyć zdarzyć się mogących ze strony władz lub ich wykonawczych organów, za pomocą wszelkich środków godziwych i legalnych stosowanych przez pojedynczych obywateli, czy też przez ich zrzeszenia, przez skargi, interpelacje, czy protesty śmiało wnoszone do odpowiednich czynników, oczywiście tylko na zasadzie rzetelnych i skrupulatnie słusznych zasad z powagą i energią.
 
        Tego rodzaju postępowanie przyczynia się do zdrowej kontroli postępowania rządowych organów. Uczciwe i lojalne odnoszenie się do władz zaś niepomiernie ułatwia, upraszcza i obtania administrację państwową z policją włącznie. Wychowanie przeto z punktu widzenia obywatelskiego powinno od zarania wieku wdrażać w umysły młode konieczność uczciwego stosunku do swojej Ojczyzny pod każdym względem, podkreślając dla każdego zawodu i stanu jego obowiązki.
 
        Żadnej wartości nie przedstawia dla Ojczyzny zamożny lub bogaty człowiek, który nie poczuwa się osobistą pracą i zasobami, aby doprowadzić swój majątek do wysokiej wytwórczości, która służyłaby przykładem racjonalnego postępu dla ogółu, dbając o dostateczny zarobek i potrzeby swych pracowników, używając swych dochodów na podstawie własnych zabiegów dla dobra swych zbożnych, użytecznych i szlachetnych celów, jeżeli się stanie nierobą, lub dbającym przeważnie o zaspokojenie swych zachcianek i zbytkownych przy­jemności. Ludzie zaś zamożni lub bogaci przedstawiają znaczną wartość dla każdego społeczeństwa, jeżeli mają zawsze na pamięci, że prawo własności, prawo posiadania dóbr doczesnych, zarówno większych jak mniejszych, nakłada wielkie obowiązki pod względem ich użytkowania. Takie same obowiązki nadaje również kapitał wy­sokiego wykształcenia, wysokiej wiedzy, chociaż się znajduje bez znaczniejszego majątku materialnego. Taki mąż nauki winien również znaczną część swego kapitału umysłowego poświęcić ofiarnie dla sprawy ogólnej, ojczystej.
 
        Radzę przeto każdemu obywatelowi – Polakowi, aby się nad tą sprawą zastanowił i sam zdecydował czy nie należy się łączyć, nie z jakąś grupką, ale z wielkim, szlachetnym i sprawnym ruchem politycznym, takim, który odpowiada w zasadzie jego własnym przekonaniom Polaka – i katolika. 
 
        Dotychczas, wobec tego, że narodowcy narażani byli prawie od samego początku na zwalczanie tak ze strony obcych, jak i swojego rządu, można było przyjmować na członka każdego prawie, kto się zgłosił. W miarę nadziei rozwoju wielkiego, oraz silniejszego ugrupowania narodowego, w które się ten ruch dziś rozbudowuje i przekształca, zajdzie potrzeba coraz silniejszej selekcji, kogo do niego przyjmować należy, aby mniej subtelnie na te sprawy zapatrujący, ale ludzie nie mieli pokusy przystępowania do silniejszego zrzeszenia, dla widoków, zaszczytów lub korzyści lub własnej chwały. Sądzę jednak, że z otwartymi rękami przyjmowani będą ci, którzy uznają z przekonania, że pod sztandarem wspomnianych ideałów, w zwartym szeregu wzrastającego w siłę ugrupowania, będą mogli służyć po bożemu Ojczyźnie, przyczyniając się do siły, której dotychczas tak bezkrytycznie się przeciwdziałali lub trwali w apolityczności nie mogąc się zdecydować, w jakim kierunku należy się skłonić, dążąc do jednolitości, mocy i zdrowia swego państwa.
 
        Nigdy nie należy nikogo „namawiać” do jakiejś przynależności politycznej, należy jednak ludzi do niej przekonywać, będąc wiernym adeptem swych własnych przekonań i nie kryć się z nimi. Należy przeto wnieść gorący apel, aby skłonić te liczne rzesze, które się godzą z powyższymi tezami, aby się zastanowiły nad tym, czy godzi się być widzami obojętnymi na losy, którym podlegać będzie skołatana Ojczyzna, na to, w jakich rękach, pod jakimi wpływami znajdować się będą najżywotniejsze Jej sprawy zewnętrzne i wewnętrzne, oraz aby rozpatrzyły w swym sumieniu, które ugrupowanie ma najwięcej szans do zdobycia siły, na podstawie uczciwych, narodowych i bożych wysiłków, w kierunku uwzględnienia wszystkich klas i zawodów tworzących równowagę dobrobytu i mocy gospodarczej, umysłowej i moralnej Ojczyzny.
 
        Chodzi na razie o to, aby największa ilość obywateli skupiła się koło podstawowych zasad, które ich łączą, o których ci ludzie dobrej woli są jednego zdania. Tym ludziom łatwiej będzie na podstawie umotywowanych opinii zawodowych, kwalifikowanych znawców ze swego grona dojść do porozumienia i uchwalenia sprawiedliwych, na czasie będących postanowień, aniżeli rozdrobnionym grupom i grupkom i stronnictwom, które już z góry są względem siebie wrogo nastawione, często pra­wie nie rozpatrują dostatecznie bezstronnie meritum sprawy, zwalczając, co druga strona wnosi na porządek rzeczy, dlatego, że „należy potępić i zohydzić to, co przeciwnik popiera”.
 
        Wielką byłaby korzyść z tego, gdyby wszyscy hołdujący zasadom narodowym i etyce opartej na skale piotrowej, znaleźli się w tych czasach tak bardzo epokowych i przełomowych po jednej stronie, a po drugiej zostaliby się ludzie innych niebezpiecznych dla narodu i państwa zapatrywań. 
 
Witold Czartoryski
 
za: goniec.net