Życie:
pewnie tak samo jak każdemu z Was, mi też mija wśród różnych spraw. Tych
lepszych lub gorszych. Wiecie jak to czasem bywa. Przychodzą takie
rzeczy, które pozostawiają człowieka bez życia. Wysysają z niego resztki
nie tylko energii, lecz także szczęścia i pogody ducha. Wracam wtedy
często, w takich sytuacjach- myślami lub czynem- do lektury Płonących Dusz autorstwa
Leona Degrelle’a. Mała to książeczka i dla wielu pewnie dość
niepozorna, jednak nawet pomimo pewnych historii z życiorysu jej autora,
zawiera ona prawdę i przede wszystkim prawdę (co dzisiaj już nie jest
przecież takie oczywiste, zwłaszcza jeśli chodzi o tego typu
literaturę), która z jej stron spływa jak zbawczy nektar, ambrozja,
która trafia prosto do serca. Gdy do niego dociera- dociera też do nas i
nie pozostawia nas takich samych jak wcześniej. W pewien niezwykły
sposób: serce człowiekowi zaczyna mocniej bić, podnosi się z upadku
zawsze, za każdym razem- bez względu w jak opłakanym stanie, mogło się
ono znajdować przed otworzeniem tej książki.
Dlaczego tak się dzieje? Skąd bierze się ten fenomen Płonących Dusz?
Myślę, że sprawa jest prosta. Słowa Degrella są proste i trafne.
Pozbawione demagogii; nie ma w nich lekkiego ducha, chłamu czy
poprawnościowego szlamu. Kreśli je ręka, nie polityka czy drewnianego
autorytetu salonowego, lecz człowieka- który zawsze był na pierwszej
linii wydarzeń. Zawsze twarzą do wroga. Z ochotą wypatrujący losu. Nigdy
z boku, nigdy za czyimiś plecami: Degrelle po prostu, przeszedł przez
całe swoje życie, przeszedł czynem! Nigdy nie uciekał od
odpowiedzialności. I może właśnie to nas dzisiaj do niego przyciąga?
Może to właśnie to wzbudza dzisiaj w nas zainteresowanie? Wszystko w co
wierzył- w całości przekładało się na to co głosił i co robił. Jak
niezwykle dzisiaj brzmi to co u niego możemy przeczytać! Jak niezwykły
wydaje nam się ten człowiek, gdy spojrzymy na sukcesy zapisane w jego
życiorysie. Niczego się nie bał; gardził śmiercią, wyśmiewał próżność,
wytykał palcem gnuśność, w jaką popadły całe rzesze jego Rodaków- ludzi z
tej samej krwi co on, a jednak zupełnie innych! Żył z podniesioną głową
i nigdy nie zgiął karku. Do samego końca.
Przechodzę
przez kolejne strony jego książki. Każda jego następna myśl coraz
bardziej mnie zadziwia. Życie, Dusza, Piękno, Miłość. Co za tematy!
Przecież Degerelle to przywódca! O tak! Lecz tu Degerelle mówi nam jak
żyć. Jak żyć- by te życie, które ofiarował nam Pan, faktycznie P R Z E Ż
Y Ć! A nie tylko przeleżeć, przegnić- zwyczajnie zmarnować. Płonące Dusze dają
nam lekarstwo, duchowy plaster na rzeczywistość, choćby nie wiem jak
ciężką i porąbaną. Jest to pomysł na to jak poradzić sobie z tym
wszystkim co nas czeka. „Wygoda usypia ideał”. To do nas! Tylko
zaraz. Czy tak się w ogóle da? Tu i teraz: można tak żyć? Według
pięknych zasad i ideałów? Czy ten świat to miejsce na tak niezwykłe
życie?
I może:
to właśnie jest nasz problem. Tu może właśnie tkwi największe złudzenie
naszego wieku. Patrzymy na to co robimy i jesteśmy przekonani, że stać
nas na te samy czyny co ich, a w naszych duszach pali się ten sam ogień,
który przed wiekami zagrzewał ich serca do walki. Co jeśli jest
zupełnie inaczej? Co jeśli nie ma ognia- są tylko ledwie połyskujące
iskry na tle wszechwładnej, mrocznej pustki. Co jeśli nie ma już nawet
prawdziwego serca- a są tylko nędzne imitacje narządów, pozbawione
czucia i jakiegokolwiek, głębszego znaczenia?
Jesteśmy
pokoleniem zrodzonym w czasach, przed których nadejściem ostrzegał nas
Degrelle. Jesteśmy pokoleniem rozczarowania- bo nie powiedziano nam o
tym świecie niczego wartościowego. To my jesteśmy rozczarowaniem- bo to
właśnie to uczucie już tak mocno w nas wzrosło, że przysłania cokolwiek
innego. Jakżeby miałoby być inaczej? Pochodzimy przecież z rodzin
dalekich od ideałów. Jesteśmy synami nieobecnych ojców i córkami
wiecznie zapracowanych matek. Daje nam się złudzenie istnienia w życiu
większych wartości- potem bez pardonu wciska się w tryby Systemu,
zmuszając do wyścigu szczurów od najmłodszych lat. Biegniemy tak i
biegniemy- nie mając pojęcia o swoim celu. Biegniemy- i im dalej
jesteśmy, tym bardziej widzimy, że nic się nie zgadza; nie ma już
prawdziwych uczuć, bo nikogo już one nie interesują, nie ma już prawdy,
bo jej cena nie zmieściła się w prawidłach wolnego rynku. Jesteśmy
rzędami cyferek; zestawieniem tego co jemy, co kupujemy i co wydalamy.
Rozglądamy się po takim świecie. Świecie stworzonym z brudu i
szlamu.Łapiemy się w szale za głowy rwąc z nich włosy, otwieramy szeroko
oczy i krzyczymy. Z całych sił, lecz bezgłośnie. Krzyk z rozczarowania
niesie tylko emocje- nie niesie ze sobą głosu. Z takiego krzyku rodzi
się Opór, który rozsiewa się po świecie jak wirus, szukając dla siebie
odpowiedniego miejsca i warunków. Jest jak żywe zwierze, które kieruje
się własnym instynktem. Chce przetrwać. Ponad wszystko.
Skoro
tak, to może jest dla nas jeszcze nadzieja? Ogień i Rozczarowanie- dwa
przeciwstawne sobie żywioły, oba jak najbardziej na miarę swoich czasów.
Oba na miarę naszych zasług. Ludzkich zasług! Oba łączy jedno:
pragnienie zmiany. Tylko jak dojść do Ognia? Jak znaleźć drogę z mroku i
pustki do serca samej Duszy? Jak wydobyć ją z uwięzi i na nowo
przywrócić do życia? Jeszcze ten jeden, ostatni raz. Powiedziano nam:
gdzie dwóch, lub trzech spotyka się w imię Moje, tam Ja jestem pośród
nich. Tu może jest wskazówka? Może warto się w takim razie… gromadzić?
Przebywać z takimi samymi ludźmi- tak samo wyjątkowymi. Gdzie jeden
rozczarowany i drugi- tam temat do rozmowy. Tam zrozumienie, dobre słowo
i być może- coś czego poszukiwałeś. Grupa, Wspólnota, Towarzysze- to
chyba jedyne co mamy do zaoferowania. Prawdziwa rodzina. Więzy nie do
zerwania. Ziarnko do ziarnka, a z dwóch rozczarowanych; pięciu,
dziesięciu- zjednoczonych w jednej myśli i duchu, zrodzi się Ogień! Te,
którego szukamy przez całe życie! Jeśli się wahacie- nie traćcie już ani
chwili dłużej. Ten Ogień utrzyma Was przy życiu. Możecie być tego
pewni.
Rozczarowanie
i Ogień. No i Opór. To niezbadane zjawisko, które przez wieki
prowadziło strzeliste Dusze krętymi ścieżkami życia pełnego kolorów i… S
E N S U! Wkrocz na tą samą drogę, którą kiedyś, lata temu szli oni.
Wszystkie wielkie postacie, które podziwiasz. Niech to będzie Twój sens.
Sens, który wzmacnia serca. Dla Ciebie i Twojego kolegi. Dla Was obu.
Droga na lata. Właściwa Droga. Przyjmij te słowa jako swoje credo.
A do naszego świata znów powrócą ludzie, o których będą mówić: „Nawet martwy płonie”! I złudzenie naszego wieku odejdzie w niepamięć, robiąc miejsce dla rzeczy wielkich i pięknych.