Prezydent Republiki
Mitterand wyszedł z prapremiery „Dantona” Wajdy, gdyż nie spodobało mu
się, że gilotyna polskiego reżysera miała na niebieskim tle nieba,
czerwone barwy krwi, ściekające po białym ostrzu noża. Wajda pokazał
barwy narodowe Francuzów – mówi Remigiusz Forycki w rozmowie z Karolem
Grabiasem dla „Teologii Politycznej Co Tydzień”: „Świat
(post)rewolucyjny”.
Karol Grabias
(Teologia Polityczna): Rewolucja Francuska jest mitem założycielskim nie
tylko nowoczesnej Francji, ale całej nowoczesnej Europy. Do jakiego
stopnia rewolucjoniści świadomie kreowali kulturowy mit przewrotu?
Remigiusz Forycki (IR UW):
To zależy od tego, jaką przyjmujemy interpretację Rewolucji
Francuskiej. Jeżeli zaakceptujemy to, co dominuje po dziś dzień na
francuskich uniwersytetach i w kręgach lewicujących filozofów, to
otrzymamy wykładnię jakobińską. Są partie polityczne, takie jak
„Niepokorna Francja” Jean-Luc’a Mélenchona, które odwołują się właśnie
do tej skrajnej interpretacji. Tłumaczą Francuzom, co na szczęście
spotyka się z coraz mniejszym entuzjazmem, że Rewolucja Francuska miała
kluczowe znaczenie w budowaniu cywilizacji nie tylko francuskiej, ale
także europejskiej i światowej. Na ich sztandarach często pojawia się
sierp i młot obok wizerunku Che Guevary.
Muszę w tym
miejscu dodać, że bardzo istotny, jeśli chodzi o interpretację Rewolucji
Francuskiej, był dla mnie esej Hanny Arendt „O Rewolucji”. Porównuje
ona dwie rewolty: francuską i amerykańską. Ta ostatnia, liberalna i
wolnościowa, przyniosła Stanom Zjednoczonym dobrobyt i równowagę
społeczną. Jej wersja jakobińska natomiast, kładąca nacisk na równość,
spowodowała, że Rewolucja Francuska stała się matrycą dla rewolucji
późniejszych – na przykład październikowej. Dokładnie opisał to Alain
Besançon w swojej książce „Les Origines intellectuelles du léninisme”,
dotyczącej pochodzenia leninizmu oraz intelektualnych źródeł rewolucji
bolszewickiej. Rewolucja Amerykańska, wolnościowa w rozumieniu Hanny
Arendt, nie była konfliktowa, nie niosła też za sobą – tak jak Rewolucja
Francuska – pożogi i terroru na skalę światową.
Niemniej popularne narracje wciąż trzymają się granic wyznaczonych przez polityczne przekonania.
Zdecydowanie
tak. Jeżeli mówimy o Rewolucji Francuskiej, to bardzo trudno jest
zachować czy ukryć swoje kolory polityczne – zwracał na to uwagę Pierre
Nora. Ktokolwiek bowiem mówi o niej, natychmiast musi ujawnić skłonność
do pewnych opcji ideowych. W każdym razie, jak sądzę, dotyczy to spraw
związanych z oświeceniowym, czy raczej wolteriańskim, wrogim i
bezlitosnym stosunkiem Rewolucji Francuskiej do religii. Rewolucjoniści
byli szczególnie nienawistnie nastawieni do katolicyzmu. Największe
straty ponieśli nie tylko księża i hierarchia kościelna, ale również
katolicka ludność Wandei. Dzisiaj nie ma już historyka, który negowałby
ludobójstwo francusko-francuskie. To nie była przecież tylko wojna
domowa, jak pisał Paweł Jasienica, ale przede wszystkim eksterminacja
ludności cywilnej – ludobójstwo na ogromną skalę, mówimy przecież o
ponad 200 tys. ofiar. Pierwsze w dziejach ludzkości użycie gazu
przeciwko cywilom, topienie księży tzw. noyades (w Polsce ten
termin zaistniał przy męczeńskiej śmierci bł. Jerzego Popiełuszko),
niszczenie świątyń, „kolumny piekielne” Tureau. Wszystkie te ziarna
terroru zakiełkowały w naszych czasach: w Chinach, Kambodży czy krajach
Ameryki Łacińskiej, gdzie rewolucjoniści siali terror i wykańczali całe
masy ludzi. To wszystko ma swoje korzenie w Rewolucji Francuskiej.
Za wroga rewolucji została uznana religia. Francuski Kościół poniósł wielkie straty…
Rewolucja
obróciła się przeciw religii. Księża musieli podpisać „Konstytucję
cywilną kleru” i przyznać się, że popierają Rząd rewolucyjny. Jeżeli
ktoś odmawiał podpisania deklaracji, był tępiony. Wielu księży, którzy
nie chcieli wyrazić swojej lojalności, zostało zamordowanych. Symbolem
tych rzezi było miasto Nantes, gdzie odbywały się wspomniane „noyades”.
Nie będzie przesady w twierdzeniu, że jest to scheda po libertynizmie
wolteriańskim wieku Oświecenia: jak śpiewał Gavroche: c’est la faute à Voltaire. Sam Wolter ujął to w swoim programie politycznym, a korespondencję kończył formułą: ecrasons l’infame
(zgniećmy to przekleństwo religijne). Dla deisty Woltera religia
katolicka to „potworność”. Rousseau był protestantem, nawrócił się na
katolicyzm i później wrócił na łono religii protestanckiej; jeżeli zaś
chodzi o Diderota, to był on, chyba jedynym z grona encyklopedystów,
ateistą – a przecież Rewolucja Francuska karała ateistów gilotyną.
Oficjalną religią rewolucyjnej Francji był Kult Istoty Najwyższej. Tutaj
też pojawia się nazwisko wybitnego artysty – Davida, który budował
ogromne figury Istoty Najwyższej i Izydy z kamieni po Bastylii. Był on
odpowiedzialny, jako członek Komitetu Ocalenia Publicznego, za obchody
świąt rewolucyjnych.
Utrwalanie mitu
rewolucji wiązało się z dobieraniem pewnych środków formalnych, które
zrywały z klasycznymi kategoriami estetycznymi. Mam na myśli
architekturę utopijną i święta rewolucyjne. Jak one wyglądały, czym się
różniły od tradycyjnie rozumianej architektury czy świąt?
Rewolucja
Francuska wchłonęła pewne zastane elementy ładu, ale odwróciła ich
znaczenie. Na przykład: skoro Pan Bóg stworzył świat w 7 dni, to
Rewolucja Francuska wprowadziła 10-dniowy cykl roboczy. Ustanowiła swoje
święta, nomenklaturę dotyczącą nazewnictwa dni, miesięcy (tym zajmowała
się komisja Romme’a). Aby zastąpić kalendarz gregoriański, po prostu
wymyślali swoje nazwy. Dzisiaj to wydaje się śmieszne, bo była to
religia sztuczna, gdzie ideologia decydowała, czy dany miesiąc, czy
dzień był uznawany za święto państwowe. Dopiero Napoleon przywrócił – ku
radości ogółu Francuzów – dawny porządek gregoriański.
Rewolucja
Francuska wprowadziła też zasady, które obaliły stary ustrój.
Symboliczną datą okazała się śmierć Ludwika XVI i ustanowienie na
szafocie „punktu zero historii” (novus ordo seculorum).
Rewolucjoniści stworzyli również Panteon dla swoich sławnych mężów,
zamieniając w 1791 r. wspaniałą bazylikę świętej Genowefy, w ponury
budynek, z którego zostały usunięte wspaniałe rzeźby, dwa historyczne
dzwony, a całość zasklepiono. Tak, aby nadać tej – odtąd cywilnej i
świeckiej – świątyni charakter grobowca. Może szokować, że w tym
budynku znajduje się nadal truchło Marata, jednego z głównych
terrorystów Rewolucji Francuskiej. Ideologia zdecydowała, że to ma być
grobowiec i miejsce spoczynku wielkich mężów Francji, a nie świątynia
św. Genowefy patronki Paryża i Francji.
Budowie nowych symboli musiało towarzyszyć niszczenie starych…
W
kaplicy Sorbony jest grobowiec, gdzie spoczywają szczątki kardynała
Richelieu. Dumni jakobini grali jego czaszką… w piłkę. Czytałem solidnie
udokumentowany artykuł na ten temat. Dochodziło do aktów
skandalicznego wandalizmu. W bazylice Saint-Denis zniszczone zostały
grobowce królewskie, regalia; a także Oriflamme, czyli sztandar
rycerstwa francuskiego, który prowadził Francuzów do zwycięstwa pod
Bouvines. To wszystko zostało zniszczone. Zdewastowane i ogołocone
zabytki w czasie terroru wystawiano na sprzedaż. Była nawet do kupienia
Katedra Najświętszej Marii Panny w Paryżu, ale nie znaleziono dla niej
nabywcy. Do eksterminacji, ludobójstwa i okrutnych prześladowań dochodzi
więc wandalizm ideologiczny. Powstają utopijne plany zabudowy
przestrzennej miast i ważnych obiektów o charakterze symbolicznym.
Chodzi o tzw. „Architekturę wolności”. Do najważniejszych architektów
należą tutaj: E.-L. Boullée, J.-J. Lequeu, C.-N. Ledoux. Na szczęście
ich projekty nie zostały nigdy zrealizowane. Chociaż gdy patrzę na
piramidy przed Luwrem, Beaubourg-petrolium, Operę przy placu Bastylii
czy Muzeum d’Orsay – to mam pewne wątpliwości…
Jednym
z najsilniej zakorzenionych obrazów związanych z rewolucją, jest
gilotynowanie i egzekucje. W jakim stopniu gilotynowania miały charakter
czysto praktyczny, a w jakim były również swoistą formą teatralną
rewolucji, wyreżyserowanym spektaklem?
Jeżeli
chodzi o pomysł Guillotina, to przedstawił on projekt, który miał karać
duszę, a nie ciało. Stare metody – rozrywanie końmi, łamanie na kole –
miały być zastąpione śmiercią łagodną. W Konwencie wynalazca gilotyny
mówił o „lekkim chłodzie w karku i koniec”, co wywołało ogromny śmiech
obecnych na sali. Ale rzeczywiście, zgodnie z filozofią takich
myślicieli oświeceniowych, jak Beccaria czy Mably, była to przecież
próba ukarania nie wiążąca się z udręczeniem ciała.
Jednocześnie
bardzo wcześnie gilotyna zrodziła to, co pan nazwał „teatrem
rewolucji”. Początkowo przypadła ona szczególnie do gustu kobietom,
które nazywano tricoteuses (dziergające na drutach). Zajmowały
one odpowiednio wcześniej miejsca przed gilotyną i tam czekały, aż
odbędzie się krwawy obrządek. „Teatr gilotyny”, który znakomicie opisał
Daniel Arasse, zaczynał się przed więzieniem (np. Conciergerie, Temple,
czy Bicêtre), gdzie więźniowi obcinano włosy na szyi i wsadzano na wózek
katowski, którym dojeżdżał wyznaczonymi ulicami (Saint-Antoine, most au
Change, wybrzeże de Gesvres…) do miejsca, gdzie stała gilotyna (Plac de
Grève, Plac de Carrousel, Plac Bastylii…). Spektakl odbywał się według
ustalonego scenariusza. Najpierw było „ostatnie słowo”, ewentualnie
zjawiał się ksiądz, a następnie dochodziło do ścięcia ofiary ostrzem
gilotyny – bardzo ekspresyjnie pokazał to w „Dantonie” Wajda. Warto tu
wspomnieć, że w trakcie prapremiery dzieła naszego reżysera Prezydent
Republiki Francuskiej – Mitterand – wyszedł z kina, gdyż nie spodobało
mu się, że białe ostrze gilotyny zostało pokazane zalane krwią na tle
nieba. Wajda pokazał w ten sposób barwy narodowe Francuzów. Wracając do
spektaklu: po ścięciu skazanego kat brał jego głowę i „pokazywał
potwora” (la monstration du monstre). To wyzwalało całą masę
emocji. Na przykład egzekucja Charlotty Corday dała początek kultowi
sztyletu i pochwały tyranobójstwa (Adam Lux, André Chénier, Puszkin i
jego „Kindżał”...). Potem, już w XIX wieku, egzekucje stają się
niepubliczne i odbywają w zamkniętym kręgu ludzi uprawnionych: oglądali
je kaci, lekarze, prawnicy, przedstawiciele władzy...
Właśnie – gilotyna jest symbolem rewolucji, ale utrzymała się jako narzędzie egzekucji przez długie lata.
Tak,
dopiero Robert Badinter, w czasach Mitteranda, zlikwidował karę śmierci
we Francji. Ale gilotyna zostanie, jak sądzę, na zawsze emblematem nie
tylko Rewolucji Francuskiej, lecz również terroru rewolucyjnego. Jeżeli
weźmiemy pod uwagę ilość zgilotynowanych ofiar, to oczywiście nie jest
to jakaś szokująca liczba w porównaniu do metod mordu znanych z XX w.
Jednak sam fakt pojawienia się „teatru gilotyny” wyzwalał właśnie owe
fantazmatyczne, niedobre skojarzenia. Paryżanie bali się „nieczystej
krwi”. Uważali, że na miejscu, gdzie stoi gilotyna pojawi się jakaś
zaraza czy pomór. Albo jeszcze gorzej – obawiali się
„upiorów-powrotników” (les revenands). Bali się, że wrócą ci,
którzy zostali zgilotynowani i będą straszyli ich w nocy. To opisał
świetnie Wiktor Hugo w „Ostatnim dniu skazańca”. Gilotyna, która miała
być najbardziej humanitarną formą egzekucji, niestety okazała się
przerażającym narzędziem zadawania śmierci na masową skalę. Zdarzały się
kilkakrotnie powtarzane akty gilotynowania, ucinanie w poprzek twarzy,
strzępy poszarpanego ciała, a nawet sytuacje, gdzie „widzowie” domagali
się ścięcia kata, który był nieudolny – to wszystko budziło grozę.
Fantazmatyczny pomysł Guillotine’a, mówiącego o „lekkim chłodzie w
karku” okazał się bluffem. Gilotyna przeszła do historii, jako paskudne
narzędzie terroru rewolucyjnego.
Rozmawiał Karol Grabias.
Za https://teologiapolityczna.pl/obraz-rewolucji-francuskiej-w-kulturze-rozmowa-z-remigiuszem-foryckim-1?fbclid=IwAR3u1-qSJSwkWEBtuqBZhk05pDCAtDrbsp8Kasuv1eFiUY-C4CAbrQgP2V8
Za https://teologiapolityczna.pl/obraz-rewolucji-francuskiej-w-kulturze-rozmowa-z-remigiuszem-foryckim-1?fbclid=IwAR3u1-qSJSwkWEBtuqBZhk05pDCAtDrbsp8Kasuv1eFiUY-C4CAbrQgP2V8