sobota, 3 sierpnia 2019

Konrad Rękas: PAX w III RP?

 
          Popieracie ten cały realizm w PRL – to czemu nie chcecie być realistami III RP? – słychać niekiedy. Jedni sądzą, że krytyków atlantycko-demoliberalnej polityki państwowej złapią w końcu na jakieś niekonsekwencji i sprzeczności. Inni szczerze mylą realizm z oportunizmem, tak historycznie, jak zwłaszcza współcześnie. Czemu więc faktycznie, skoro już bawimy się w analogie – dziś nie pora na PAX, ale raczej na Uderzeniowe Bataliony Kadrowe?

Ślepi patrzą zadziwieni
Zaraz będą mówić niemi…”

Najlepiej zademonstrować to na przykładzie, a by ten zdobyć – udajmy się na chwilę do alternatywnego Wszechświata, w którym taki niby-realizm załóżmy, że sobie zaistniał. Oto odbywa się tam uroczyste posiedzenie Sejmu VI RP i mamy możliwość zapoznania się oficjalną z niego relacją (odnajdując może nawet jakichś znajomych…):

W imieniu Koła Poselskiego ZNAK oświadczenie wygłosił poseł Biabłowski deklarując, że środowisko atlantycko zaangażowanych eurazjatów komunizujących stoi twardo na stanowisku nienaruszalności naszego sojuszu z bratnimi Stanami Zjednoczonymi, jak i deklaruje swój udział w umacnianiu osiągnięć kompradorskiego kapitalizmu – jednocześnie jednak apeluje o poszanowanie prawa do wielonurtowości atlantyckiego zaangażowania i miejsca w nim dla światopoglądu eurazjatycko-komunizującego.

Jak zapowiedział poseł Biabłowski – Koło Poselskie ZNAK poparło budowę piramidy Trumpa ze środków uzyskanych z likwidacji podatków w Polsce, proponując tylko, by w jego budowę włączyć szersze masy społeczne, mogące stanowić podstawę naturalnych sojuszy VI RP. – Apelujemy do Polskiej Zjednoczonej Antykomunistycznej Partii Liberalnej, której przewodnią rolę w pełni akceptujemy, by nie ograniczała ideologii atlantyckiej tylko do jednego, co prawda historycznie zwycięskiego światopoglądu, lecz by dopuściła dojście do wspólnego celu wieloma drogami – zakończył poseł Biabłowski.

Obszerne fragmenty jego wystąpienia zostały opublikowane na Portalu Powszechnym, życzliwe, acz pryncypialne omówienia zamieściły oficjalne organy – „GaPa” i „GazWyb”. – Uznajemy w zasadzie pozytywną rolę ruchu atlantycko zaangażowanych eurazjatów komunizujących w budowie atlantyckiej, liberalnej VI RP. Zapewniamy, że dostrzegamy różnicę między zaangażowaniem Koła Znak, Portalu Powszechnego i innych środowisk atlantycko zaangażowanych, a jaczejkami międzynarodowego eurazjatyzmu i jego miejscową agenturą ekstremistyczną – podkreślili red. Adam Michniewicz i Tomasz Sichnik. Jak zaznaczyli jednak – na zaufanie trzeba najpierw zasłużyć, nie może być też mowy, by na drodze do w pełni kompradorskiego kapitalizmu przewodził naszemu państwu ktoś inny niż klasa średnia, zorganizowana pod kierownictwem PZAPL – podsumowali zgodnie Panowie Redaktorzy.

Nieznośna pewność bytu

I to jest problem pierwszy. Najpierw sami Sowieci wkraczając do Polski, a następnie także liderzy PZPR – mieli świadomość wyalienowania komunizmu w naszych realiach. Oczywiście, z czasem i u wielu wyobcowanie przeszło w poczucie fałszywej elitarności i ekskluzywizmu, niemniej z różną intensywnością w kolejnych okresach władza objawiała zainteresowanie pozyskiwaniem i włączaniem w system całych środowisk funkcjonujących poza nim czy na jego marginesie. Jasne, robiono tak w interesie samych rządzących. Oczywiście, nie zamierzano dzielić się realną władzą. W tym rzecz jednak, że zainteresowanie samym porozumieniem, gwarantującym choćby margines niezależności i określoną wartość samodzielności – było jednak możliwe i obustronnie akceptowalne. Nic takiego obecnie nie zachodzi. Władza, klasa polityczna czuje się w przewadze nad społeczeństwem, jego szerokie kręgi poddały się bezwolnie indoktrynacji, a zatem nie ma realnej płaszczyzny dla szukania kompromisu. Możliwy jest tylko oportunizm, akcesja do systemu bezwarunkowa, bez własnych celów o wymiarze politycznym. Ba, tym bardziej niemożliwa wydaje się koncesja na jakieś własne wyodrębnione poletko – bo takie nie mają prawa w ogóle istnieć, czego doświadczyli dotkliwie ci, którzy starali się takie sobie stworzyć. Zaś do pewnego poziomu aktywności koncesja przecież w ogóle potrzebna nie jest, przynajmniej dopóki mowa o działalności publicystycznej czy po prostu obecności w internecie i na skraju debaty publicznej. No to po się k…ć?

Stracone zachody miłości

Rzecz drugą również można wywieść z porównawczej pamięci historycznej. W czasach PRL ówczesna władza cierpiała na kompleks niebycia kochaną. W dzień płakała, że inteligencja robi fochy, w nocy spać nie mogła, że społeczeństwo nie wykazuje szczerego entuzjazmu, a nad ranem leciała sprawdzić czy księdzu biskupowi czegoś nie brakuje (tylko rolników generalnie jak w każdej epoce rządzący mieli w d…).

W tej rozpaczliwej pogoni za popularnością sięgnięcie po dorozumianą nie-sowieckość było najłatwiejsze. Od straszenia prawie wprost „wiecie, że jak nie my, to kto przyjdzie…!„, przez mrugania „wiecie w jakim kraju żyjemy„, przepuszczanie przez cenzurę kawałów o „kalarepie największej na świecie„, po wprost zniecierpliwienie i nieufność wobec środowisk, które jakąś swoją warunkową akceptację dla PRL wiązały właśnie z jej odnalezieniem się geopolitycznym. To Partia mniej lub bardziej świadomie, dla własnych, małych, partykularnych celów podtrzymywała w Polakach antysowietyzm!

Teraz nic takiego nie zachodzi. Nie ma cudzysłowu, nie ma mrugania, nie ma odbębniania akademii. Jest pryncypialność, entuzjazm i prześciganie się w nadgorliwości. Tu nie ma miejsca na pseudo-realizm. To realizm właśnie nakazuje być przeciw.

„…i mój, i mój, i mój!

I wreszcie argument trzeci, najprostszy: wtedy po prostu nie było innego wyjścia. A teraz – jest. A w każdym razie być może. Alternatywa „współrządzić czy nie kłamać” nie ma tym razem charakteru ostatecznego. Przede wszystkim zaś – należy pamiętać, że program realizmu politycznego był i jest optymalną strategią w dwóch sytuacjach:
  • szczególnie natężonego bezpośredniego zagrożenia dla substancji narodowej, kiedy kolaboracja bywała, czy byłaby po prostu jedyną deską ratunku oraz
  • przewlekłości sytuacji kryzysowej (jak choćby w okresie zaborów).
Nie ma żadnych podstaw ku przypuszczeniom, że trwający od 30 lat stan uzależnienia Polski od struktur zachodnich (ze swymi cywilizacyjnymi, świadomościowymi, gospodarczymi i społecznymi następstwami) – ma cechy dalszej trwałości. Przeciwnie:
  • wewnętrzny kryzys światowego systemu kapitalizmu korporacyjnego (a raczej osłabiające go raz za razem kolejne fale kryzysów),
  • erozja systemu politycznego Zachodu, jego wyraźne pęknięcia (pogłębiane stopniową emancypacją kolejnych podmiotów),
  • funkcjonowanie i pojawianie się nowych podmiotów geopolitycznych, na różnym, niekiedy znaczącym poziomie niezależności
– pozwalają uważać obecny moment za schyłkowy. To zaś każe znowu postępować według sprawdzonych wzorców, stworzonych przez twórców nie żadnych innych, ale realistycznych szkół myślenia: konserwatywnej, endeckiej, falangistowskiej (a do pewnego stopnia nawet komunistycznej). A co one takiego wymyśliły? Że wobec przełomu należy tworzyć programy dla nadchodzącej zmiany. W tym także obejmujące obstawienie różnych orientacji, zwłaszcza geopolitycznych. I to jest właśnie taki czas – kiedy nie warto już zastanawiać się jak się przyłączyć, tylko jak i czym ZASTĄPIĆ kruszejący (nie)ład. 

Nie wiemy czy jesteśmy dziś w jakimś nowym roku 1913 czy 1938 (a pod pewnymi względami może nawet 1944) – lecz z pewnością czeka nas zmiana. PAX był mądrością określonego etapu, tak jak był nią w innych realiach Ruch Narodowo-Radykalny. Ale już wkrótce jeszcze potrzebniejszą nam wszystkim lekcją historyczną – może być Wymarsz Uderzenia!

Konrad Rękas