Popieracie ten cały realizm w PRL – to czemu nie chcecie być realistami III RP?
– słychać niekiedy. Jedni sądzą, że krytyków atlantycko-demoliberalnej
polityki państwowej złapią w końcu na jakieś niekonsekwencji i
sprzeczności. Inni szczerze mylą realizm z oportunizmem, tak
historycznie, jak zwłaszcza współcześnie. Czemu więc faktycznie, skoro
już bawimy się w analogie – dziś nie pora na PAX, ale raczej na
Uderzeniowe Bataliony Kadrowe?
„Ślepi patrzą zadziwieni
Zaraz będą mówić niemi…”
Najlepiej
zademonstrować to na przykładzie, a by ten zdobyć – udajmy się na
chwilę do alternatywnego Wszechświata, w którym taki niby-realizm
załóżmy, że sobie zaistniał. Oto odbywa się tam uroczyste posiedzenie
Sejmu VI RP i mamy możliwość zapoznania się oficjalną z niego relacją
(odnajdując może nawet jakichś znajomych…):
W
imieniu Koła Poselskiego ZNAK oświadczenie wygłosił poseł Biabłowski
deklarując, że środowisko atlantycko zaangażowanych eurazjatów
komunizujących stoi twardo na stanowisku nienaruszalności naszego
sojuszu z bratnimi Stanami Zjednoczonymi, jak i deklaruje swój udział w
umacnianiu osiągnięć kompradorskiego kapitalizmu – jednocześnie jednak
apeluje o poszanowanie prawa do wielonurtowości atlantyckiego
zaangażowania i miejsca w nim dla światopoglądu
eurazjatycko-komunizującego.
Jak zapowiedział poseł Biabłowski – Koło Poselskie ZNAK poparło budowę piramidy Trumpa
ze środków uzyskanych z likwidacji podatków w Polsce, proponując tylko,
by w jego budowę włączyć szersze masy społeczne, mogące stanowić
podstawę naturalnych sojuszy VI RP. – Apelujemy
do Polskiej Zjednoczonej Antykomunistycznej Partii Liberalnej, której
przewodnią rolę w pełni akceptujemy, by nie ograniczała ideologii
atlantyckiej tylko do jednego, co prawda historycznie zwycięskiego
światopoglądu, lecz by dopuściła dojście do wspólnego celu wieloma
drogami – zakończył poseł Biabłowski.
Obszerne
fragmenty jego wystąpienia zostały opublikowane na Portalu Powszechnym,
życzliwe, acz pryncypialne omówienia zamieściły oficjalne organy – „GaPa” i „GazWyb”. – Uznajemy
w zasadzie pozytywną rolę ruchu atlantycko zaangażowanych eurazjatów
komunizujących w budowie atlantyckiej, liberalnej VI RP. Zapewniamy, że
dostrzegamy różnicę między zaangażowaniem Koła Znak, Portalu
Powszechnego i innych środowisk atlantycko zaangażowanych, a jaczejkami
międzynarodowego eurazjatyzmu i jego miejscową agenturą ekstremistyczną – podkreślili red. Adam Michniewicz i Tomasz Sichnik.
Jak zaznaczyli jednak – na zaufanie trzeba najpierw zasłużyć, nie może
być też mowy, by na drodze do w pełni kompradorskiego kapitalizmu
przewodził naszemu państwu ktoś inny niż klasa średnia, zorganizowana
pod kierownictwem PZAPL – podsumowali zgodnie Panowie Redaktorzy.
Nieznośna pewność bytu
I to jest problem pierwszy. Najpierw sami Sowieci wkraczając do Polski, a następnie także liderzy PZPR – mieli świadomość wyalienowania komunizmu
w naszych realiach. Oczywiście, z czasem i u wielu wyobcowanie przeszło
w poczucie fałszywej elitarności i ekskluzywizmu, niemniej z różną
intensywnością w kolejnych okresach władza objawiała zainteresowanie
pozyskiwaniem i włączaniem w system całych środowisk funkcjonujących
poza nim czy na jego marginesie. Jasne, robiono tak w interesie samych
rządzących. Oczywiście, nie zamierzano dzielić się realną władzą. W tym
rzecz jednak, że zainteresowanie samym porozumieniem, gwarantującym
choćby margines niezależności i określoną wartość samodzielności – było
jednak możliwe i obustronnie akceptowalne.
Nic takiego obecnie nie zachodzi. Władza, klasa polityczna czuje się w
przewadze nad społeczeństwem, jego szerokie kręgi poddały się bezwolnie
indoktrynacji, a zatem nie ma realnej płaszczyzny dla szukania
kompromisu. Możliwy jest tylko oportunizm, akcesja do systemu bezwarunkowa, bez własnych celów o wymiarze politycznym.
Ba, tym bardziej niemożliwa wydaje się koncesja na jakieś własne
wyodrębnione poletko – bo takie nie mają prawa w ogóle istnieć, czego
doświadczyli dotkliwie ci, którzy starali się takie sobie stworzyć. Zaś
do pewnego poziomu aktywności koncesja przecież w ogóle potrzebna nie
jest, przynajmniej dopóki mowa o działalności publicystycznej czy po
prostu obecności w internecie i na skraju debaty publicznej. No to po się k…ć?
Stracone zachody miłości
Rzecz drugą również można wywieść z porównawczej pamięci historycznej. W czasach PRL ówczesna władza cierpiała na kompleks niebycia kochaną.
W dzień płakała, że inteligencja robi fochy, w nocy spać nie mogła, że
społeczeństwo nie wykazuje szczerego entuzjazmu, a nad ranem leciała
sprawdzić czy księdzu biskupowi czegoś nie brakuje (tylko rolników
generalnie jak w każdej epoce rządzący mieli w d…).
W
tej rozpaczliwej pogoni za popularnością sięgnięcie po dorozumianą
nie-sowieckość było najłatwiejsze. Od straszenia prawie wprost „wiecie, że jak nie my, to kto przyjdzie…!„, przez mrugania „wiecie w jakim kraju żyjemy„, przepuszczanie przez cenzurę kawałów o „kalarepie największej na świecie„,
po wprost zniecierpliwienie i nieufność wobec środowisk, które jakąś
swoją warunkową akceptację dla PRL wiązały właśnie z jej odnalezieniem
się geopolitycznym. To Partia mniej lub bardziej świadomie, dla własnych, małych, partykularnych celów podtrzymywała w Polakach antysowietyzm!
Teraz
nic takiego nie zachodzi. Nie ma cudzysłowu, nie ma mrugania, nie ma
odbębniania akademii. Jest pryncypialność, entuzjazm i prześciganie się w
nadgorliwości. Tu nie ma miejsca na pseudo-realizm. To realizm właśnie
nakazuje być przeciw.
I wreszcie argument trzeci, najprostszy: wtedy po prostu nie było innego wyjścia. A teraz – jest. A w każdym razie być może. Alternatywa „współrządzić czy nie kłamać”
nie ma tym razem charakteru ostatecznego. Przede wszystkim zaś – należy
pamiętać, że program realizmu politycznego był i jest optymalną
strategią w dwóch sytuacjach:
- szczególnie natężonego bezpośredniego zagrożenia dla substancji narodowej, kiedy kolaboracja bywała, czy byłaby po prostu jedyną deską ratunku oraz
- przewlekłości sytuacji kryzysowej (jak choćby w okresie zaborów).
Nie
ma żadnych podstaw ku przypuszczeniom, że trwający od 30 lat stan
uzależnienia Polski od struktur zachodnich (ze swymi cywilizacyjnymi,
świadomościowymi, gospodarczymi i społecznymi następstwami) – ma cechy
dalszej trwałości. Przeciwnie:
- wewnętrzny kryzys światowego systemu kapitalizmu korporacyjnego (a raczej osłabiające go raz za razem kolejne fale kryzysów),
- erozja systemu politycznego Zachodu, jego wyraźne pęknięcia (pogłębiane stopniową emancypacją kolejnych podmiotów),
- funkcjonowanie i pojawianie się nowych podmiotów geopolitycznych, na różnym, niekiedy znaczącym poziomie niezależności
–
pozwalają uważać obecny moment za schyłkowy. To zaś każe znowu
postępować według sprawdzonych wzorców, stworzonych przez twórców nie
żadnych innych, ale realistycznych szkół myślenia: konserwatywnej, endeckiej, falangistowskiej (a do pewnego stopnia nawet komunistycznej). A co one takiego wymyśliły? Że wobec przełomu należy tworzyć programy dla nadchodzącej zmiany.
W tym także obejmujące obstawienie różnych orientacji, zwłaszcza
geopolitycznych. I to jest właśnie taki czas – kiedy nie warto już
zastanawiać się jak się przyłączyć, tylko jak i czym ZASTĄPIĆ kruszejący
(nie)ład.
Nie
wiemy czy jesteśmy dziś w jakimś nowym roku 1913 czy 1938 (a pod
pewnymi względami może nawet 1944) – lecz z pewnością czeka nas zmiana.
PAX był mądrością określonego etapu, tak jak był nią w innych realiach
Ruch Narodowo-Radykalny. Ale już wkrótce jeszcze potrzebniejszą nam
wszystkim lekcją historyczną – może być Wymarsz Uderzenia!
Konrad Rękas