W wydanej w 1945 r.
powieści „L’âge de raison” Jean-Paul Sartre zawarł znamienne
zdanie „człowiek jest więzieniem pozbawionym murów”. Francuski
filozof miał tu na myśli człowieka jako jednostkę, tak więc
definicję człowieka, którą posługują się liberałowie.
Jednostka jest podstawowym podmiotem politycznym liberalizmu,
analogicznie jak klasa jest takim podmiotem w socjalizmie, a naród –
w nacjonalizmie.
Ontologia i
aksjologia liberalizmu
Jednostkę liberałowie
definiują przez pryzmat jej wolności negatywnej, to znaczy
„wolności od”. Wybitny liberalny filozof, Isaiah Berlin w swym
znanym eseju „Dwie koncepcje wolności” (1958) utożsamił ją z
„wolnością nowożytnych”, przeciwstawiając ją „wolności
pozytywnej”, to znaczy „wolności do”, utożsamionej z kolei z
„wolnością starożytnych”. Berlin krytykował „wolność
pozytywną”, jako grożącą zamaskowanym totalitaryzmem. Według
niego, w wolnym społeczeństwie to jednostka miała samodzielnie
wybrać, dla jakiego celu użyć swej wolności. Kwestia ta miała
pozostać w gestii indywidualnego osądu jednostki, zaś poza gestią
władz i autorytetów publicznych.
Konsekwentnie, liberalna
„wolność negatywna” to wolność jednostki od kontroli władz
publicznych nad gospodarką, polityką i społeczeństwem
obywatelskim; wolność jednostki od dogmatów religijnych i
przesądów moralności, kultury i tradycji; wolność jednostki od
wszelkiej przestrzeni publicznej i obszarów wspólnotowej
odpowiedzialności; wolność jednostki od redystrybucji w obrębie
danej wspólnoty zarówno dóbr materialnych jak i niematerialnych
(jak ujął to francuski liberalny politolog Philippe Nemo: „wszelka
społeczna sprawiedliwość jest głęboko niemoralna”); wolność
jednostki od tożsamości etnicznej i wszelkich innych tożsamości
zbiorowych (historycznych, zawodowych, rodowych, religijnych itp.).
Liberałowie jednostkę
czynią miarą wszechrzeczy; wierzą w święty charakter własności
prywatnej; za moralne prawo społeczeństwa uznają równość szans;
wierzą w kontraktowy charakter wszelkich instytucji politycznych i
społecznych; sprzeciwiają się istnieniu autorytetów społecznych,
politycznych i religijnych które miałyby być piastunami
ponadjednostkowych prawd; żądają podziału władzy politycznej
pomiędzy różne instytucje i mechanizmów ich kontroli przez
społeczeństwo obywatelskie; pragną powstania globalnego
społeczeństwa obywatelskiego wolnego od partykularnych tożsamości
etnicznych, religijnych, historycznych; uważają, że relacje
rynkowe tworzą wzór który powinien być odzwierciedlony także na
polu życia społecznego, relacji małżeńskich i rodzinnych,
mechanizmów politycznych, wierzeń religijnych itp; uważają
zachodni liberalny typ cywilizacji i zachodnią drogę rozwoju
historycznego za uniwersalny wzór i standard, któremu prędzej czy
później poddać się będą musiały wszystkie inne ludy na
świecie.
Rzeczywistość państw „realnego
(demo)liberalizmu”
Liberalna jednostka to
zatem człowiek wyzwolony od wszelkich tożsamości i z wszelkich
kręgów przynależności. Człowiek liberalny to „człowiek bez
właściwości” (Musil), który szybko staje się „człowiekiem
jednowymiarowym” (Marcuse). Społeczeństwo liberalne to „samotny
tłum” (Riesman), czyli horda izolowanych od siebie i zarazem
wewnętrznie zuniformizowanych jednostek. Społeczeństwo liberalne
nie jest organizmem, lecz artefaktem. Jest stworzone sztucznie i ma
sztuczny charakter. Powstaje drogą rozerwania naturalnych więzów i
wyrugowania naturalnych tożsamości społeczeństwa organicznego, a
następnie stłoczenia pozostałych w ten sposób jednostek w
anonimową masę. Pozostawiona samej sobie, wobec potężnych sił
bezosobowego rynku, bezosobowego prawa, oraz bezosobowych mas
społecznych, jednostka staje się w ustroju liberalnym „człowiekiem
zewnątrzsterownym”(Riesman).
Liberalizm tworzy
„cywilizację represywną” (Marcuse), w której ludzką
osobowość, obok uruchamianego też w sytuacjach granicznych
przymusu fizycznego, tłamsi się przede wszystkim poprzez
podporządkowanie sfery ludzkiego myślenia, kapitalistyczną
produkcję, technikę oraz agresywne kreowanie potrzeb.
Podporządkowanie sfery ludzkiego myślenia odbywa się przy użyciu
intensywnie oddziałujących środków masowego przekazu, które są
w stanie zawładnąć nią niemal doszczętnie, nadając
irracjonalnej demoliberalnej rzeczywistości pozory racjonalności. W
ramach kapitalistycznej produkcji, absolutyzuje się wartość
kariery, wydajności i zysku, kosztem twórczości uruchamiającej
głębsze pokłady ludzkiej kreatywności i osobowej podmiotowości.
Przy pomocy techniki, represywna cywilizacja kapitalistyczna wywołuje
nienaturalną fascynację dobrami materialnymi i rozmaitymi
„gadżetami”. Rozrywka w kapitalizmie odwołuje się do tych
bodźców, które nie pobudzają człowieka do wysiłku i formowania
siebie oraz świata wokół siebie, więżąc go miast tego w stanie
apatii i otępiałej bierności.
„Współczesne
społeczeństwo jest represywne we wszystkich swoich aspektach. (…)
nawet komfort, nawet prosperity, nawet rzekome wolności polityczne i
moralne są wykorzystywane w represywnych celach” pisze Herbert
Marcuse. By społeczeństwo nie odczuwało represywności systemu
demoliberalnego, poprzez kapitalizm kieruje się jego uwagę ku
potrzebom agresywnym. Są to potrzeby irracjonalne, wywoływane
sztucznie, w celu odwiedzenia jednostki od krytyki panującego reżymu
i narzucające jej pozornie wygodną i zracjonalizowaną
demokratyczną niewolę. Potrzeby agresywne kreowane są przez
kapitalizm, by przekształcić ludzi w pozbawionych potencjału
twórczego i zdolności krytycznego myślenia „ejolów” (Wells).
Służy temu presja na osiedlanie się w anonimowych, dużych
miastach; wielogodzinne oglądanie telewizji i marnowanie czasu na
internetowych serwisach społecznościowych; kupowanie samochodu i
regularne zmienianie jego modelu – podobnie jak telefonu
komórkowego, komputera i telewizora; komercyjna turystyka i moda.
Ujednolicane przez
kapitalizm potrzeby powodują zintegrowanie człowieka z systemem
demoliberalnej cywilizacji represywnej. Nie jest on w stanie ocenić
prawidłowo swoich potrzeb, ani całej rzeczywistości społecznej,
ponieważ jego osobową podmiotowość tłamsi fałszywa świadomość
narzucona przez kapitalizm i konsumpcjonizm. Społeczeństwo
demoliberalne jest społeczeństwem o charakterze nienaturalnym i
antyintelektualnym. Tworzą je zuniformizowane wewnętrznie liberalne
jednostki, które wszystkie myślą tak samo i mają identyczne
potrzeby, będąc niewolnikami poprawności politycznej i
zglobalizowanego kapitalistycznego rynku. Miraż materialnego
dobrobytu odbiera liberalnym jednostkom osobową podmiotowość i
pozbawia je krytycyzmu wobec narzuconego demoliberalnego Systemu.
Liberalna jednostka to człowiek jednowymiarowy, nie potrafiący
odróżnić prawdy od fałszu, przyjmujący mistyfikacje za
rzeczywistość, nieświadomy swoich faktycznych racji i interesów
(etnicznych, ekonomicznych etc.). Jego myślenie przesycone jest
konformizmem, oportunizmem i inercyjnością, co służy
podtrzymywaniu demoliberalnej cywilizacji represywnej.
Kłamstwo demoliberalnej
cywilizacji represywnej wyraża się w kapitalistycznym micie „klasy
średniej”, w której ramach ma dojść do powszechnej społecznej
uniformizacji. Pochłanianie kolejnych grup społecznych przez „klasę
średnią” nie wyraża się jednak poprzez deproletaryzację i
upowszechnienie własności. Współczesnej kapitalistycznej „klasy
średniej” nie należy rozumieć na sposób arystotelesowski; jej
cechą nie jest praca na swoim i konsumpcja na miarę potrzeb. „Klasa
średnia” to fenomen mentalny, wyrażający się w upowszechnieniu
kapitalistycznych wzorców konsumpcji i demoliberalnych postaw.
Różnice majątkowe w ramach kapitalizmu nie zanikają, lecz
narastają. Kominy płacowe wyłączonej spod jakiejkolwiek
odpowiedzialności „klasy menedżerskiej” (Burnham) osiągają
niebotyczną wysokość. Jej członkowie czytają jednak te same
gazety, oglądają te same programy w telewizji, odwiedzają te same
miejsca wypoczynku, korzystają z tych samych portali
społecznościowych i stosują się do tej samej mody, co zarządzany
przez nich korporacyjny proletariat w białych kołnierzykach.
Asymilacja kolejnych grup do „klasy średniej” wskazuje więc nie
na zanik sprzeczności klasowych, ale na dystrybucję przez
kapitalizm wykreowanych sztucznie potrzeb i zadowolenia wśród
szerokich mas społecznych, co służy legitymizacji i podtrzymaniu
Systemu.
Potrzeby w demoliberalnej
cywilizacji represywnej są kreowane sztucznie, nienaturalne i
fikcyjne. Podporządkowują człowieka ocenom narzucanym mu przez
społeczeństwo w formie mody i poprawności politycznej, oraz
rozbudowanej do monstrualnych rozmiarów reklamie. Narzucane przez
reklamę i popkulturę agresywne potrzeby rodzą w człowieku
wynikające z niespełnienia poczucie frustracji. Zadowolenie ze
złudnego dobrobytu, strach przed jego utratą i życiowy konformizm
narzucany przez demoliberalne społeczeństwo masowe powstrzymują
jednostkę przed krytyką Systemu i jego odrzuceniem. Otumanione
fałszywą świadomością liberalne jednostki nie odróżniają co
jest prawdą, a co fałszem. Ich wynikająca z niespełnienia w
konsumpcyjnym kapitalizmie życiowa frustracja znajduje ujście w
bezwzględnym rynkowym egoizmie, chciwości, pogardzie dla ubogich,
nienawiści do niechcących podążać kapitalistyczną drogą
rozwoju (np. muzułmanów) i napiętnowanych jako tacy przez rządzący
establishment, a także w nerwicach, chorobach cywilizacyjnych,
kompulsywnych aktach rozpusty etc.
Język demoliberalnej
polityki, wbrew demagogii liberałów, nie jest narzędziem
komunikowania prawdy i środkiem racjonalnej dyskusji, lecz stał się
instrumentem narzucania jednostkom przez rządzącą demoliberalną
oligarchię pożądanego przez nią systemu wartości i poprawności
politycznej. Demoliberalna polityka splata się z biznesem i
rozrywką, przenikana jest przez świat finansów i popkulturę, co
tworzy zawikłane i trudne do jednoznacznego zidentyfikowania
zależności. Manipulacyjny charakter demoliberalnej polityki
odzwierciedla się w języku, którym posługuje się rządząca
oligarchia demoliberalna i wysługujący się jej dziennikarze.
Społeczeństwo demoliberalne to „społeczeństwo spektaklu”
(Debord), gdzie oligarchia, środki masowego przekazu i popkultura
tworzą teatr złudzeń, narzucając ludziom fałszywą świadomość,
uniemożliwiającą im rozpoznanie opresyjności Systemu i jego
odrzucenie, lecz skłaniającą do identyfikacji z nim. Demoliberalna
polityka konserwuje zatem System, który cechuje się
konsumpcjonistycznym totalitaryzmem, antyintelektualnym konformizmem,
kapitalistycznym złodziejstwem i marnotrawstwem. Proces podejmowania
decyzji w demoliberalnych systemach politycznych charakteryzują
oligarchizacja i technokratyzacja, czyniące przedstawicielską
demokrację parlamentarną pustym frazesem.
Środki masowego przekazu
stanowią jeden z najważniejszych instrumentów władzy
demoliberalnej oligarchii. Tworzą one w umysłach odbiorców
zdeformowane wyobrażanie rzeczywistości, ich samych, oraz ich
potrzeb. Odpowiadają potrzebom demoliberalnej ideologii, poprawności
politycznej i popkultury, nie zaś kształtują osobową podmiotowość
człowieka i zdolność do krytycznego myślenia i selekcji
informacji. Centralizacja i oligarchizacja środków masowego
przekazu na szczeblu narodowym i globalnym sprzyja tłamszeniu
organicznych tożsamości regionalnych. Skupienie władzy nad nimi w
rękach kilku anonimowych kapitalistycznych koncernów sprawia, że
zachowana zostaje ideologiczna i informacyjna jednolitość przekazu
w duchu demoliberalnej poprawności politycznej. Środki masowego
przekazu narzucają sztuczne potrzeby i sposoby ich zaspokajania.
Kształtują odpowiadające kapitałowi preferencje konsumpcyjne,
wytłumiając w swoim przekazie treści sprzyjające budowaniu
osobowej podmiotowości człowieka i zakorzenianiu go w rodzimej dla
niego kulturze. Wszelkie formy zubożenia duchowego, płytkiego
kapitalistycznego konsumpcjonizmu, modniarstwa i patologicznej
chciwości przedstawiają jako przejawy tego, co postępowe, rozumne
i społecznie niezbędne (doktryna TINA-y M. Thatcher).
Liberalizm jako ideologia podludzi
Niczym nie ograniczana
„wolność negatywna”, którą mamią nas liberałowie, przybiera
więc w rzeczywistości zasięg mikroskopijny, będąc ograniczana
niemal do zera przez presję anonimowego rynku, zmuszających do
konformizmu mas (Ortega y Gasset), środki masowego przekazu,
popkulturę i reklamę, a także manipulacje sprzężonych ze sobą w
jedną oligarchiczną całość finansistów i polityków. „Wolność
negatywna” w zrealizowanej liberalnej utopii kapitalizmu i
demokracji przedstawicielskiej staje się fikcją, okazuje wielkim
liberalnym kłamstwem. Liberalnej jednostce zezwala się na „wolność
od”, ponieważ rzeczywisty użytek jaki może ona z niej zrobić
jest skrajnie zawężony ograniczeniami jej własnej jednostkowej
natury oraz minimalnym zakresem spraw nad którymi sprawuje ona
bezpośrednią kontrolę. Liberalizm to ideologia totalitarna, w
ramach której nie toleruje się ani prawdziwej osobowej
indywidualności, ani prawdziwej woli mocy.
Liberalizm to doktryna
człowieka miernego, uśrednionego i byle jakiego. Liberalna
jednostka zawsze jest miernotą, społecznym konformistą i
interesownym oportunistą. Zawsze ulega wyjaławiającej duchowo i
intelektualnie presji tłumu (Le Bon), mody, popkultury i poprawności
politycznej. Nieprzypadkowo liberałowie to zawsze ludzie przeciętni,
banalni, nudni i szarzy. Wszyscy noszą takie same garnitury i wiążą
sobie takie same muszki pod szyją, wszyscy powtarzają te same
wolnorynkowe frazesy, horyzonty intelektualne żadnego nie wykraczają
poza liberalną ideologię atlantyzmu. Myślą to samo, mówią to
samo, wyglądają tak samo, zachowują się tak samo, ubierają się
tak samo, czytają to samo, kupują to samo, pracują w tych samych
miejscach. Myślą o sobie jako o wybitnych indywidualnościach, a są
tylko niewyróżniającymi się trybikami w machinie globalnego
kapitalizmu, częścią niezróżnicowanej wewnętrznie
postmodernistycznej masy społecznej, beczącym na komendę stadem
demoliberalnych owiec (Orwell).
Liberalna jednostka jest
istotą słabą, nie jest już osobą, tak więc człowiekiem w
pełnym tego słowa znaczeniu, lecz raczej demoliberalnym „ostatnim
człowiekiem” (Nietzsche) – pogrążonym w konsumpcjonizmie,
pracoholizmie, ekonomizmie, niezdolnym już do myślenia ani do
twórczości. Liberalnej jednostce można dać „wolność od”,
pozwalając jej by wykorzystała ją w dowolny sposób, ponieważ
jest jasne, że tak naprawdę nie będzie mogła z tą wolnością
nic zrobić. Człowiek wykorzeniony i wyrwany z kręgów społecznej
przynależności, stając się liberalną jednostką, tak więc
społecznym atomem, staje się człowiekiem słabym. Liberalizm to
ideologia ludzi słabych i małych. Nie głosi tak naprawdę „praw
człowieka”, lecz „prawa małego człowieka”. Jest doktryną
resentymentu zwróconą przeciw temu, co wzniosłe i piękne. W
demoliberalizmie i kapitalizmie toleruje się jedynie to, co byle
jakie, zwalczając wszystko to, co niepowtarzalne i wyjątkowe.
Demoliberalizm i kapitalizm to doktryna przesyconych zawiścią
miernot.
„Jednostka jest tym, co przezwyciężone
być musi”
To, co w człowieku
wzniosłe i szlachetne, pobudzić można odrzucając demoliberalizm i
kapitalizm wraz z ich koncepcją jednostki. Do takich właśnie
wniosków prowadzi przytoczone na początku zdanie Jeana-Paula
Sartre’a, który jako filozof jednostki był też filozofem
rozpaczy, zdając sobie sprawę z pustki i beznadziei niesionej przez
liberalny i kapitalistyczny indywidualizm. Polska doktryna
tożsamościowa to doktryna człowieka wielkiego (homo maximus),
którego osobowa indywidualność i podmiotowość ulegają
rozbudzeniu i zyskują możliwość realizacji we wspólnocie i w
zakorzenieniu. Człowiek staje się podmiotową i twórczą osobą w
rodzinie, w etnosie, w kulturze, w tradycji, w ziemi ojczystej, w
każdego rodzaju naturalnym kontekście społecznym, przestrzennym i
ideowym, w jaki wrasta. Jego wola mocy realizuje się w Imperium,
będącym najwyższą kulminacją polityczności oraz najwyższym
dostępnym człowiekowi poziomem politycznego zorganizowania.
Nieprzypadkowo osoby w
mniejszym czy większym stopniu zbliżające się do doktryny
tożsamościowej, będąc nieprzejednanymi wrogami indywidualizmu, są
zarazem wybitnymi indywidualnościami i bardzo wyrazistymi
osobowościami, niejednokrotnie nie mogącymi się odnaleźć nawet w
kilkunastoosobowych grupkach. O jednym z takich myślicieli czytamy:
„Droga polityczna (Ernsta) Jüngera wiedzie przez coraz mniejsze
grupy i grupki, przez coraz bardziej izolowane, o coraz mniejszym
czytelniczym zasięgu czasopisma aż po kółka politycznych
ideologów wiodących w berlińskich mansardach i hamburskich
piwnicach niekończące się, gorączkowe dyskusje o wszystkim.
Późniejszy autor ‚Subtelnych łowów’ należy wówczas do
najbardziej radykalnego skrzydła prawicowej opozycji, do
‚trockistów’ prawicy, frondystów z tradycyjnego,
mieszczańskiego nacjonalizmu, ale nawet w ramach tych prawicowych
sekt zawsze należy do mniejszości pozostając samotnikiem,
outsiderem, indywidualistą głoszącym ‚anarchię z prawa’,
chodzącym zawsze własnymi ścieżkami i krążącym w ‚czystej
stratosferze idei’. Jest ‚radykalnym radykałem’,
bezkompromisowym politycznym purytaninem, lancknechtem ducha,
ascetycznym wojownikiem idei odrzucającym jakąkolwiek więź z
istniejącym systemem parlamentarnej demokracji”. Inny z nich,
kolumbijski reakcjonista Nicolás Gómez Dávila mawiał że
„Kontrrewolucję trzeba robić samemu. Gdzie dwóch, tam zdrada”.
Liberalna „wolność
negatywna” to zatem kłamstwo a liberalny indywidualizm to
więzienie ludzkiego ducha. Polska doktryna tożsamościowa chce
wyprowadzić człowieka poza mury liberalnego więzienia. Jednostka
jest tym, co chcemy przezwyciężyć. Chcemy wywieść człowieka z
niewoli solipsystycznego indywidualizmu na świat zewnętrzny; ku
wspólnocie, ku religii, ku zakorzenianiu w przestrzeni. Nie chcemy
jałowego miotania się wokół tego, co podsuwa nam demoliberalna i
kapitalistyczna oligarchia, co zaś okazuje się ostatecznie dla
wielkości człowieka pozbawione znaczenia. Nie chcemy
indywidualizmu, lecz indywiduacji. Chcemy uznania jedynego
naturalnego prawa człowieka, jakim jest prawo do bycia sobą, tak
więc „prawo do różnienia się” (de Benoist) i do „realizacji
swojej przyrodzonej natury” (Evola). Być sobą, to mieć własną
tożsamość, dynamicznie kształtowaną w relacji z jej naturalnym
kontekstem społecznym i środowiskowym.
Oznacza to „być w
konkretnej przestrzeni” oraz „być w konkretnym czasie”
(Heidegger). XIX-wieczny francuski kontrrewolucjonista, Joseph de
Maistre napisał „Otóż, nie ma wcale człowieka na świecie.
Widziałem w swoim życiu Francuzów, Włochów, Rosjan, etc. Wiem
nawet, dzięki Montesquieu, że można być Persem; ale co do
człowieka, oświadczam, że nie spotkałem go w życiu; jeśli
istnieje, to nic o tym nie wiem”. Liberalna jednostka to abstrakt,
który nie istnieje. Sztuczny twór liberalnych ideologów
sprokurowany na potrzeby kapitalistów i globalistycznej oligarchii.
Jednostki nie ma, są tylko konkretne ludy. Każdy we właściwej mu
tradycji, kulturze, przestrzeni, czasie. Każdy jako odrębna i
niepowtarzalna wspólnota. Na gruncie polskiej doktryny
tożsamościowej postulujemy uwolnienie ludów od tyranii
demoliberalizmu i kapitalizmu, by mogły znów stać się sobą.
Chcemy, by człowiek odzyskał swoją przyrodzoną osobową naturę,
by odzyskał swą ludzką twarz, by napełniony pasjonarnością, w
pełni realizował potencjał swojego człowieczeństwa – poza
liberalizmem i poza indywidualizmem.
Ronald Lasecki