Dnia 4 stycznia 1939, w tym samym swoim skalnym odludziu, przyjmuje
Hitler Becka. Stawia żądania dotyczące Gdańska i autostrady, ale ton
jego jest przyjemny, nawet przyjazny. Jak zawsze, Hitler po swoim
uderzeniu wysuwa propozycje zmiękczające to uderzenie. Teraz nam
proponuje traktat przyjaźni na lat dwadzieścia pięć… Oczywiście żądania
Hitlera są twarde, są dla Polaków nie do przyjęcia, ale – raz jeszcze
powtórzę – mieliśmy czas sprawę Gdańska i autostrady załatwić wtedy,
kiedy Hitler nie był tak silny i kiedy nas potrzebował. Dziś przez swoje
operacje ze Śląskiem Cieszyńskim Beck naprężył nasze stosunki z Rosją, a
przez operację z Boguminem z Niemcami. Jesteśmy w stosunkach jednakowo
złych z obydwoma naszymi sąsiadami. Beck w tej chwili powinien myśleć o
jednym, o tym, aby Polska pierwsza nie była wciągnięta do wojny.
Każdy
przecież wie, że pierwsze uderzenie Hitlera będzie śmiercionośne.
Przecież mocarstwa o daleko silniejszej od nas potędze militarnej, to
jest Anglia i Rosja, natężają swoją politykę, aby się usunąć przed tym
pierwszym uderzeniem Hitlera, co nie znaczy, że nie mają w ogóle zamiaru
bić się z Hitlerem. Owszem, chcą się bić, ale nie pierwsi. Po odpowiedź
ostateczną przyjeżdża Ribbentrop do Warszawy. Data wybrana jest
koncyliacyjnie, dzień 26 stycznia 1939 – pięcioletnia rocznica
niemiecko-polskiego Paktu o Nieagresji. Ale Ribbentrop ma wszystkie
cechy antydyplomaty, podobny jest zresztą do Becka.
Jeden z moich
przyjaciół mówił o ambasadorze Łukasiewiczu: „to dyplomata, który się
nadaje tylko do wypowiadania wojny”. Ale Łukasiewicz miał swój urok i
wdzięk, pochodzący chociażby z jego całkowitej, wzniosłej, politycznej
naiwności. Ale Ribbentrop i Beck to dwaj ludzie zdolni tylko żądać,
rozkazywać, dla których istota kunsztu dyplomatycznego będzie zawsze
zamknięta. Ribbentrop powtarza jednak w Warszawie lekcje Hitlera:
„Idźcie z nami, a wszystko będzie dobrze”. Znowu odzywa się trąbka
antyrosyjska, antykomunistyczna, z dyskretnym podkreśleniem, że jednak
Hitler na noworocznym przyjęciu 1939 r. po raz pierwszy zwrócił się i
zagadał do ambasadora rosyjskiego, którego dotychczas pomijał całkowitym
milczeniem. My mówimy „nie” i Beckowi po raz pierwszy przychodzi do
głowy myśl, aby się przesiąść na zupełnie innego konia.
W czarnych nekrologowych ramach
Jedna
z najbardziej tragicznych dat w historii Polski to gwarancja
niepodległości udzielona nam przez Anglię, której Anglicy nie mieli
zamiaru dotrzymywać, ani w chwili jej wygłaszania, ani nigdy później.
Przyjmowanie tej gwarancji było aberracją umysłową i szaleństwem.
Obciąża to pamięć pułkownika Józefa Becka, ale też ciężkim oskarżeniem
spada na wszystkich jego współpracowników w MSZ.
W roku 1934
nasza polityka opierała się na Pakcie o Nieagresji z Rosją, na Pakcie o
Nieagresji z Niemcami. Nie leżało wtedy ani w zamiarach, ani w
interesach, ani nawet w możliwościach obu tych państw, aby na nas
napadać. W roku 1939 istnieje ogromna dysproporcja sił militarnych
Polski bądź z Niemcami, bądź z Rosją. W czasie kryzysu czeskiego Beck
zastosował politykę zbrojnej agresji przeciw Czechom, prowokującą
Rosję, prowokującą Francję, prowokującą Anglię i wreszcie, aby wykazać,
że nowy „pakt czterech”, jak nazywał konferencję w Monachium, nic nie
potrafi zrobić bez jego, Becka, udziału, zaatakował Bogumin, który
Hitler uważał za terytorium niemieckie, czyli dokonał aktu otwartej
prowokacji w stosunku do Niemiec. Po wizycie Ribbentropa w Warszawie, po
zniszczeniu niepodległości Czech przez Hitlera w dniu 14 marca 1939
było najwidoczniejsze, że Polska pokłócona ze wszystkimi wielkimi
mocarstwami europejskimi jest obiektem nacisku ze strony Hitlera.
Polityka może być prowadzona tylko w oparciu o rzeczywistość, w
danym wypadku o rachunek sił. Polska nie mogła się samodzielnie wojskowo
bronić w tej sytuacji. Toteż obowiązkiem Becka było wywołać taki stan
rzeczy, przy którym Polska weszłaby do wojny jak najpóźniej. Wiemy, że
taką politykę wobec wojny z Niemcami zastosował Stalin i obronił swoją
ojczyznę przed straszliwymi konsekwencjami. Wojna z Hitlerem, rozpoczęta
napaścią Hitlera na Rosję w dniu 22 czerwca 1941, była dla Rosji
ciężka, ale gdyby Hitler wszystkimi swymi świeżymi siłami runął na Rosję
już w 1939 r., wojna ta byłaby jeszcze o wiele, wiele cięższa. Toteż
Stalin z rosyjskiego punktu widzenia zrobił słusznie i patriotycznie, że
odłożył termin napaści Hitlera na Rosję przez pertraktacje z Hitlerem.
Jak
wiemy, najprędzej napaści Hitlera na Rosję życzyła sobie Anglia. Nie
może to ulegać najmniejszej wątpliwości dla nikogo, kto choćby przez
chwilę miał w ręku angielskie dokumenty dyplomatyczne wydane po wojnie.
Anglicy chcieli, aby Hitler wpierw napadł na Rosję, aby tam poniósł
wielkie straty, aby w ten sposób osłabł jego atak na Zachód. Tak samo
zresztą później, z ogłoszonej korespondencji Stalin – Churchill i
Stalin – Roosevelt, wiemy, jak dalece Stalin zabiegał o „drugi front” na
Zachodzie i jak długo Anglia mu tego „drugiego frontu” odmawia, chcąc,
aby jak najdłużej wojska Hitlera miały do czynienia wyłącznie z
żołnierzem rosyjskim. W ten sposób oszczędzało się krew żołnierza
brytyjskiego. Raz jeszcze przypomnę tu powiedzenie Churchilla: „Nie po
to jestem premierem rządu Jego Królewskiej Mości, aby swój naród
niszczyć, lecz po to, aby go osłaniać”.
Po 14 marca 1939 Beck stoi
wobec wyraźnego bankructwa swej polityki. Należało Polskę ratować, nie
dopuścić do największego niebezpieczeństwa, to jest do tego, aby wojska
niemieckie w pierwszej linii rzuciły się na nas, należało odwrócić ich
atak od nas i skierować na kogoś lepiej od nas przygotowanego. Dnia 21
marca 1939, a więc natychmiast po zajęciu Pragi przez Hitlera, składa
nam sir Howard Kennard memorandum proponujące porozumienie Anglii,
Francji, Rosji i Polski w sprawie hitlerowskiego niebezpieczeństwa.
Beck odrzuca to memorandum.
Dlaczego? Dlaczego, na miłość Boską! Czy Beck chce maszerować z
Hitlerem na Rosję? Takie przypuszczenie w tym miejscu się nasuwa. Ale
wiemy zupełnie pewnie, że Beck najzupełniej kategorycznie odrzucał
wszelkie niemieckie sugestie wspólnej polityki wobec Rosji, odrzucał je
kategorycznie jeszcze w rozmowach z Ribbentropem w styczniu 1939 r. w
Warszawie. Więc dlaczego odrzuca to memorandum Kennarda, które zlatuje
nam jak gdyby z nieba. Przecież działania w kierunku memorandum Kennarda
na pewno odłożyłyby datę ataku Hitlera i najprawdopodobniej mogłyby
spowodować to, co dla nas powinno było być w tej chwili najważniejsze:
odwrócenie od nas pierwszeństwa ataku Hitlera. Łamiąc sobie głowę nad
psychologią Becka, którą on narzucał dziwnym jakimś sposobem wszystkim
swoim współpracownikom, często o wiele od niego inteligentniejszym,
znajduję tylko dwa punkty, które mogły tu zaważyć.
Oto Beck
zgodnie ze swoją dotychczasową arbitralną i zarozumiałą metodą: Nie
chciał, aby na stosunki polsko-rosyjskie wpływał ktoś inny, chciał te
stosunki sam układać. Po drugie działał tu jego szaleńczy kompleks
antyfrancuski. Anglię Beck uczuciowo kocha, Francji nie znosi. Na takich
ultrafuszerowskich dyplomatycznie przesłankach opiera się koncepcja
Becka, która wypłynęła jako odpowiedź na to memorandum Kennarda. Oto
Beck sam proponuje, to co może być tylko dla nas jak największą
katastrofą, aby propozycję Kennarda przekształcić w polsko-angielski
sojusz bilateralny zwrócony przeciw Niemcom.
Anglicy nie są
uczuciowi i nie mają zwyczaju wyrażania swych wrażeń w sposób hałaśliwy.
Gdyby jednak mieli maniery włosko-francuskie lub słowiańskie, to by w
chwili, kiedy Beck odrzucił memorandum Kennarda, a wysunął projekt
antyniemieckiego sojuszu bilateralnego, to by po prostu zawyli z
radości. Cóż bowiem mogło ich szczęśliwszego spotkać? Przecież każdy
wiedział, że Hitler zlikwidował Austrię i zlikwidował Czechy, jako
przedpola wojny z Zachodem, dlatego, aby w czasie tej wojny z Zachodem
nikt nie uderzył go z flanki. Jakkolwiek nie był wówczas znany tak
kapitalny dokument, jak konferencja Hossbach, znany nam z procesu
norymberskiego, to jednak Anglicy na podstawie wiadomości swego wywiadu
wojskowego wiedzieli dobrze, że likwidacja Czechosłowacji była
pierwszą bitwą Hitlera w wojnie przeciw Anglii i Francji. Teraz, skoro
Hitler się dowie, że Polska wiąże się z Zachodem, to oczywiście uderzy
na Polskę. Anglia Czechosłowacji nie broniła, pozostawiła ją na
pożarcie. Bo niby z czym do gościa? Anglia nie miała żadnych sił
wojskowych, żadnych możliwości strategiczno-taktycznych, aby bronić
Czechosłowacji. Ale społeczeństwo czechosłowackie było o wiele bardziej
popularne w Anglii niż Polacy, którzy byli dla Anglików głęboko
antypatyczni. Toteż Anglia nie miała i zresztą nie mogła bronić Polski.
Ale w sprawie czechosłowackiej Anglia nawet nie udawała, że jej bronić
będzie, natomiast Polsce z łatwością, z radością udzieliła tych
oszukańczych „gwarancji”.
Dlaczego? Ano właśnie dlatego, że w
całej korespondencji dyplomatycznej angielskiej od chwili powtarza się
ciągle jeden wyraz: Rosja, Rosja i Rosja. Anglia chce przede wszystkim
spowodować to, aby Hitler w pierwszej linii zaatakował nie ich,
Anglików, ale Rosjan. Anglia więc rozumuje: skoro Hitler się dowie, że
Polska opowiedziała się po naszej stronie, to oczywiście Polskę
zaatakuje. Polska jest słaba, jej armia na konikach jest nic niewarta,
jej sztab generalny składa się z ludzi małej wartości intelektualnej,
jej sprzęt wojenny jest ubogi, a my oczywiście grosza nie damy, aby
polskie uzbrojenie w czymkolwiek wspomóc. Toteż Hitler prędko da sobie
radę z wojskiem polskim i oto spotka się oczy w oczy z Rosjanami. Musi z
tego wyniknąć wojna rosyjsko-niemiecka, a więc spełnienie naszych
marzeń, a więc odwrócenie pierwszego niebezpieczeństwa od nas, zwrócenie
go przeciw Rosji.
Gwarancja więc niepodległości Polski dana przez
Anglię nie tylko nie była żadną gwarancją naszej niepodległości, lecz
wręcz przeciwnie, była spekulacją na jak najprędsze zlikwidowanie tej
niepodległości. Anglia nie tylko chciała aby Polska poszła na pierwszy
ogień wojny z Niemcami, ale chciała, jeszcze, aby Polska w tej wojnie
była możliwie bezbronna, aby możliwie prędko tę wojnę przegrała. Toteż
Anglicy jak najpośpieszniej zgodzili się na sugestie Becka o sojuszu
bilateralnym. Zapraszają go do Londynu. Beck, zgodnie ze śmiesznostką
swego charakteru, telefonuje do naszego ambasadora w Londynie Edwarda
Raczyńskiego, czy aby Eden będzie na dworcu w chwili jego przyjazdu do
stolicy Wielkiej Brytanii. Jak gdyby w takiej chwili zagrożenia Polski
nie było ważniejszych rzeczy! – Ale przecież wiadomo, jak przesadne
znaczenie przypisywał Beck temu jak i kto go wita. Jego książka
“Raport ostatni” wypełniona jest wiadomościami, że oto Szwedzi witali go
oddziałem gwardii królewskiej na koniach, że oto przyjęcie we Włoszech
pod względem kurtuazji nie pozostawiało nic do życzenia, że oto Niemcy
prezentowali najwspanialej kompanię honorową i że oto we Francji
minister nie przyszedł na peron. Toteż Anglicy, jak się dowiedzieli, że
Beck się pyta o Edena na peronie, nie tylko mu tego Edena wysłali, ale
od wagonu, którym on, Beck, zajechał, do samego wyjścia z dworca
rozłożyli czerwony dywan. Beck był zachwycony. Nie rozumiał oczywiście,
że po tym czerwonym dywanie szedł ku katastrofie Polski.
Beck spacerował po czerwonym dywanie 5 kwietnia, ale już 31 marca
1939 premier Chamberlain w Izbie Gmin złożył deklarację, w której mówił
o konsultacjach w sprawie słuchów dotyczących zaatakowania Polski
przez Niemcy, i wygłosił to oświadczenie kapitalne i dla nas
katastrofalne w skutkach:
– „…Aby całkowicie wyjaśnić
stanowisko rządu Jego Królewskiej Mości, jeszcze przedtem zanim te
konsultacje nie zostaną zakończone, muszę już teraz poinformować Izbę,
że w razie jakiejś akcji zagra- żającej niepodległości Polski, której
rząd polski uznałby za konieczne przeciwstawić się swoimi siłami
narodowymi jako zagrażającej polskim interesom istotnym, rząd Jego
Królewskiej Mości uważałby się za zobowiązanego do dania pomocy Polsce
wszelkimi środkami”.
Do chwili wygłoszenia tej deklaracji o
przygotowywaniu jakiegoś niemieckiego ataku na Polskę nie było mowy.
Rząd angielski wiedział doskonale, że Niemcy przygotowują się do
zaatakowania nie Polski, lecz Anglii. Chamberlain kłamał w tej swojej
deklaracji, twierdząc, że dochodzą go niesprawdzone słuchy o
przygotowaniach do ataku Niemiec na Polskę. Dochodziły do niego tylko
zupełnie sprawdzone słuchy o przygotowaniach do ataku Niemiec na Anglię
i ten właśnie atak chcieli Anglicy od siebie odwrócić i zwrócić na
Polskę. Udało się to im znakomicie. W trzy dni po deklaracji
Chamberlaina Hitler wydał zupełnie nowe rozkazy wojskowe. Od 3 kwietnia
obowiązywał niemieckie siły zbrojne tak zwany „Fall Weiss”, czyli plan
uderzenia na Polskę. Do tego tematu jeszcze wrócimy. Beck, odrzucając
memorandum Kennarda, oddał niesłychaną usługę Anglikom. Według tego
memorandum projektowane było uzgadnianie porozumienia między Rosją a
Polską. Było to trudne. Natomiast teraz Anglicy mieli ręce swobodne,
niczego nie potrzebowali od Rosji dla Polski się domagać, a Polskę
przecież przeznaczyli na ofiarę – krwią i życiem której mieli zmienić
kierunek ataku hitlerowskiego z zachodu na wschód.
Aby jeszcze
bardziej Niemcom ułatwić sytuację, Beck nie przyjął deklaracji
„jednostronnej”, bo to umalało nasz „prestiż”. Jeśli oni nam gwarantują
niepodległość, to przecież my musimy gwarantować im także
„niepodległość”. Dlatego też wydano w dniu 6 kwietnia 1939 komunikat
angielsko-polski, pactum de pacto contrahendo, w którym obie strony
obiecywały zawarcie między sobą układu sojuszniczego. Ten komunikat
nikomu nie był potrzebny, a już najmniej Polsce. Pożyteczny był tylko
niemieckiej argumentacji prawniczej, że to właśnie Polacy zerwali Pakt
o Nieagresji z 1934. Ale to była już rzecz podrzędna. Ten „Fall Weiss”,
ten spowodowany przez deklarację Chamberlaina nowy plan wojskowy
niemiecki był rzeczą najistotniejszą.
Stanisław Cat-Mackiewicz
fragm. książki “Polityka Becka”
Za: https://dzienniknarodowy.pl/stanislaw-cat-mackiewicz-preludium-paktu-ribbentrop-molotow/?fbclid=IwAR1MTTvICS4-HX1_6-ShxLa7QC4W2PeXytb2VY6aRM1Js0SeoZ_NxXkFhNg