poniedziałek, 16 grudnia 2019

„Potraktowali nas jak bandytów!” Jacek Międlar opowiada o aresztowaniu 13 grudnia


https://wprawo.pl/wp-content/uploads/2019/12/Panta-r-750x391.png
        Po marszu „Antykomuny” we Wrocławiu zebrali się polscy Patrioci, aby podzielić się swoimi obserwacjami z resztą rodaków:

– Czołem Wielkiej Polsce! Mogliśmy pokazać całemu krajowi, że pamiętamy o ofiarach komunizmu. Że sprzeciwiamy się komunizmowi. My wszyscy pamiętamy o wszystkich ofiarach zbrodniczego, totalitarnego systemu, który w Polsce został tylko przekształcony. Do tej pory działacze patriotyczni z szeroko pojętej prawicy są internowani. Funkcjonariusze nachodzą ich w ich prywatnych mieszkaniach, są przeszukiwane ich prywatne przedmioty. My się na to nie zgadzamy. Ofiary zasługują na naszą pamięć. Ich oprawcy nie zostali jednak rozliczeni. Wiodą spokojne życie, mają wysokie emerytury – nie zostali osądzeni. Jeśli Polska władza ich nie rozliczyła, rozliczy ich sam Bóg. Pan nasz, Jezus Chrystus, na Sądzie Ostatecznym – mówi jeden z działaczy związanych z „Antykomuną”.

– Mieliśmy piękny, spokojny marsz. Jednak rano nasz kolega Jacek Międlar został napadnięty przez ABW. Nie możemy do tego dopuścić. Nie zgadzamy się na traktowanie w ten sposób polskich patriotów. Niezależnie od tego, co kto myśli o Jacku, nie możemy dopuścić do szykanowania. Odnieśliśmy wielki sukces, nie dopuściliśmy do prowokacji. Policja była zaskoczona.

Głos zabrał także Jacek Międlar, poszkodowany przez ABW wczorajszego dnia. Nakreślił obraz sytuacji, opisując zdarzenia krok po kroku:

– Bracia nacjonaliści, którym zależy na tym, żeby Polska była Polską! – zaczął redaktor. – Miałem dzisiaj mówić o osobach internowanych okresu stanu wojennego, o wielkich, polskich bohaterach. O żołnierzach
Niezłomnych, którzy dali nam dziedzictwo, testament, jak walczyć o Wielką Polskę. A dziś, w 38 rocznicę ogłoszenia stanu wojennego o godzinie szóstej rano, co jest bardzo znamienne, do mojego domu, do domu moich rodziców, mojego przyjaciela, mojego współpracownika przyszła Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Wyważyła drzwi, rozwaliła zamek, zatrzymała mnie. To będzie moje dzisiejsze przemówienie bo chcę, żebyście poznali prawdę – mówił, kładąc nacisk na powagę sytuacji.
– To, co nieśliśmy na transparencie, jest prawdą. Komuna jest obecna w dniu dzisiejszym. To jest komunistyczny zamordyzm, z którym do dziś się borykamy. Godzina 6 rano. ABW budzi nas, mówi „Kurwo otwieraj, kurwo otwieraj!”. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, „zabieraj psy, kurwa!”. Mówię Wam, jak było, żebyście poznali prawdę. Kładą mnie na podłogę w samych gaciach, oczywiście w kajdankach, oczywiście na leżąco. Oczywiście w kajdanki także moją partnerkę. Chcę, żebyście to wiedzieli.

– Bogu niech będą dzięki, że moje dziecko nie ma teraz traumy, a znamy te obrazy, jakie są efekty takiego wtargnięcia – mówi z niesmakiem Jacek. – Przez 6 godzin w moim domu prowadzono różne czynności. Potem pozwolono mi się ubrać. Zabrano mi ponad 145 koszulek z krzyżem celtyckim gdyż stwierdzono, że jest to symbol nienawiści. Ich łączna wartość to około 8 tysięcy złotych. Zabrano mi dwa komputery, telefony komórkowe. Zostawiono mnie bez niczego, aby zrujnować moją pracę dziennikarską. Bo, jak się później okazało, postawiono mi zarzuty za felietonistykę – uśmiecha się z niedowierzaniem poszkodowany
przez ABW.

– Taka to jest wolność słowa w wykonaniu komunistycznego zamordyzmu. Potraktowali mnie jak zwykłego bandytę, by po 6 godzinach wyjść z workami koszulek i smyczami „Śmierć wrogom Ojczyzny!”. Wtargnęli
także do domu moich rodziców, co mnie najbardziej boli. To samo tyczy się domu mojego przyjaciela. Potraktowali nas jak zwykłych bandytów. Po 6 godzinach zabrali mnie do wydziału ABW we Wrocławiu, a następnie do szpitala. Od miesiąca mam kaszel po tym, jak potraktowali nas armatkami wodnymi na 11 listopada. Następnego dnia o 10 miała mnie przesłuchać prokurator Justyna Trzcińska. Dlaczego dzisiaj wyszedłem? Pan prokurator powiedział: „Panie Jacku, ja nie chcę, żeby „Antykomuna” przyszła pod areszt!”