„Dobra rada” Dobromira Sośnierza, której udzielił
mieszkańcom obszarów pozbawionych transportu publicznego pokazuje jak
bardzo szkodliwe mogą okazać się dla Konfederacji brak doświadczenia jej
polityków i ignorancja wynikająca ze skrajnej ideologii – pisze Karol
Kaźmierczak.
We
wtorkowym programie telewizji Polsat „Polityka na ostro” politycy
partii parlamentarnych poruszyli problem transportu publicznego. „W moim
województwie pomorskim, w 90 miejscowościach idzie się na przystanek
godzinę. Są takie miejscowości, gdzie w ogóle nie dojeżdża transport
publiczny. Ludzie są po prostu wykluczeni” – skonstatowała posłanka
klubu Lewicy Beata Maciejewska. „Nie, bo ludzie po prostu kupują
samochody” – wypalił w odpowiedzi poseł Konfederacji Dobromir Sośnierz.
Żeby zaznaczyć, że jego słowa nie są jedynie opisem dysfunkcji ale
odwrotnie, są rozwiązaniem problemu Sośnierz dodał, odpowiadając na
propozycję rozwoju publicznej komunikacji autobusowej – „Ludzie jakoś
dojeżdżają. W ten sposób natomiast znowu marnujemy pieniądze na
państwowe autobusy, które będą nieefektywne, zamiast dać ludziom zarobić
na to, żeby ci, którzy nie mają samochodów, też woleliby mieć
samochód”.
Rada
Sośnierza jest oczywiście absurdalna z dwóch względów. Po pierwsze
zawsze będziemy mieli spore grupy obywateli, żyjących w rozproszeniu na
wsiach z dala od miast, którzy muszą korzystać z różnego rodzaju usług
dostępnych w tych miastach, a jednocześnie nie mają możliwości dojeżdżać
do nich samochodem. Do grupy tej należą osoby starsze i schorowane, w
ich przypadku jest wręcz wskazane by nie siadały za kółkiem. W obliczu
tendencji demograficznej grupa ta już stanowi poważną część
społeczeństwa, a będzie się tylko zwiększać. Brak transportu publicznego
to dla nich realne wykluczenie, w dodatku wykluczenie groźne, bo to
przecież właśnie te osoby muszą mieć możliwości regularnego korzystania z
placówek służby zdrowia poza miejscami zamieszkania. Inną kategorią
jest młodzież uczęszczająca do szkół średnich. W większości jest to
młodzież nieletnia, która z oczywistych względów nie może prowadzić
samochodu, tymczasem szkolnictwo średnie, szczególnie to o najlepszym
poziomie, skoncentrowane jest w poważniejszych ośrodkach miejskich. W
warunkach XXI wieku w którym rozwój ekonomiczny jest w dużej mierze
zależny od solidnego wykształcenia obywateli, zapewnienie młodym ludziom
z odległych wsi, wśród których żyje niejeden talent, możliwości
dogodnego, to jest umożliwiającego skoncentrowanie wysiłku na nauce,
dojazdu do jak najlepszej szkoły w okolicy, jest kluczem do rozwoju.
Jednak
absurdalność wywodu posła Konfederacji wykracza poza tę płaszczyznę.
Pojawia się tu zabawny paradoks. Libertarianizm czy może raczej skrajny
liberalizm, bo Dobromir Sośnierz jeszcze nie ogłosił dążenia do
likwidacji państwa, niczym swoisty marksizm a rebours, koncentruje się
całkowicie na ekonomicznej sferze życia ludzkiego. W perspektywie tej
ideologii wszystkie relacje między ludzkimi atomami sprowadzają się
właśnie do relacji transakcyjnych, a sfera gospodarki jest, podobnie jak
w marksizmie, bazą, płaszczyzną pierwotną, której właściwe
zorganizowanie ustanowi właściwe relacje na poziomie społecznym,
politycznym, kulturalnym. Tak więc likwidacja aktywności gospodarczej
państwa, zminimalizowanie jego kompetencji do regulacji, idąca za tym
minimalizacja redystrybucji (w tym obniżenie podatków) muszą w tej
perspektywie prowadzić do powstania społeczności, której zasadą
konstytucyjną stanie się wolność i które wytworzy taką właśnie
wolnościową kulturę zapobiegającą zamachom i uzurpacjom. Jednak jak się
okazuje na omawianym przykładzie, cały korwinowski namysł nad
gospodarką, który ma być fundamentem refleksji o całej reszcie kończy
się na mikroekonomii podszytej ignorancją.
Po słowach posła chcąc usłyszeć vox populi prowokowałem dyskusje na
grupach i stronach obsadzonych przez zwolenników Konfederacji. Jak się
okazało wielu z nich, głównie młodych ludzi, odebrało słowa Sośnierza
jak najbardziej dosłownie i całkiem serio rozpisywała się, że w sytuacji
regresu transportu publicznego ludzie z prowincji po prostu powinni
sobie kupić samochody lub dołożyć się do paliwa sąsiadowi, licząc, że
podwiezie ich akurat w tym kierunku w jakim muszą się wybrać. W ogromnej
większości, w dyskusji składającej się z setek komentarzy, sympatycy
Sośnierza analizowali kwestię wyłącznie przez pryzmat rentowności
podmiotu wykonującego przewozy na danym połączeniu i wnioskując o jego
nierentowności przez pryzmat subsydiów dla takiego podmiotu, czemu
zdecydowanie się sprzeciwiali widząc już rękę fiskusa w swojej kieszeni.
Mikroekonomia własnej kieszeni
Mikroekonomia
korwinistów okazuje się mikroekonomią czubka własnego nosa,
mikroekonomią osobistej kieszeni lub portfela. Na końcu ich refleksji
znajduje się bowiem wniosek, że w interesie wszystkich jest tylko to,
żeby każdy zapłacił jak najmniejsze podatki. W podejściu takim widać nie
tylko egoizm i atrofię myślenia wspólnotowego, które zachowywałoby
wzgląd na tych wszystkich, którzy nie mogą sobie pozwolić na jeżdżenie
samochodem z powodów materialnych bądź innych. W podejściu takim widać
wręcz ograniczenie intelektualne związane z atrofią myślenia
strukturalnego. Ograniczenie nie pozwalające dostrzec, że współczesna
gospodarka, a kierunek jej ewolucji zapowiada tylko wzmacnianie się tej
cechy, bazuje w ogromnej mierze na codziennej mobilności siły roboczej,
materiałów i surowców, półproduktów, towarów, a także osób świadczących
usługi na niespotykaną wcześniej skalę. I mimo, że w Polsce dokonał się
największy skok pod względem rozwoju infrastruktury transportowej w jej
historii, w postaci budowy od 2003 r. ponad 3 tys. km autostrad i dróg
ekspresowych oraz modernizacji starych, to owe drogi i miasta stają się
coraz bardziej zatłoczone. W zeszłorocznym holenderskim rankingu
najbardziej zatłoczonych miast świata, opracowanym na podstawie danych z
urządzeń geolokalizacyjnych używanych przez kierowców, Łódź znalazła
się na 15 miejscu, Kraków na 26, Poznań na 33, a Warszawa na 44.
Jest
tak ze względu na czynniki zewnętrzne – geografia czyni Polskę
korytarzem nasilonego transportu tranzytowego na skalę kontynentalną,
jak i wewnętrzne – poza grupami coraz bardziej wykluczonymi o których
pisałem, coraz więcej ludzi jednak stać na samochody, a także na
zamieszkiwanie w domach jednorodzinnych pod miastem. To ostatnie
przybrało zresztą wymiary patologiczne w postaci suburbanizacji,
rozlewania się miast, bo następowało w warunkach postulowanych przez
korwinistów, to jest faktycznego braku regulacji zagospodarowania
przestrzennego na poziomie wyższym niż gminy, w warunkach całkowitej
abdykacji państwa z tej dziedzinie. Dlatego zresztą obecnie tym bardziej
musimy skupić się na organizacji transportu, który mimo wszystko można
polepszyć szybciej niż zmienić kulturę aspiracji do własnego dworku na
dużej działce, tak powszechną wśród Polaków. A regres w zakresie
lokalnych połączeń kolejowych czy publicznej komunikacji autobusowej
jest tak wielki, że zakres wykluczenia komunikacyjnego jest znaczący.
Dotyczy całych gmin, które nie miały szczęścia znaleźć się na drodze
krajowej czy na najbliższym od wielkiego miasta odcinku drogi
wojewódzkiej.
W tych wszystkich uwarunkowaniach organizacja
transportu staje się taką samą niezbędną do wykonania przez instytucje
publiczne usługą, jak budowa infrastruktury transportowej z naszych
podatków, czego jak się zdaje poseł Sośnierz jeszcze nie zakwestionował,
każąc ludziom budować sobie drogi we własnym zakresie. Organizacja
transportu publicznego staje się tak samo niezbędnym dobrem publicznym,
jak zapewnienie jego bezpieczeństwa przez wydziały ruchu drogowego
policji czy obstawienie dróg odpowiednimi znakami i sygnalizacją
świetlną przez utrzymywane z naszych podatków urzędy centralne bądź
samorządowe. Czy może poseł Sośnierz chciałby, aby i te usługi ludzie
organizowali i opłacali sobie poza instytucjami publicznymi?
Atrofia
myślenia strukturalnego nie pozwala posłowi KORWiNa zauważyć, że
transport stał się jednym z kluczowych elementów procesów produkcyjnych.
Każdego dnia lokalne i regionalne struktury gospodarcze wymagają, w
przypadku dużych miast, przemieszczania nie dziesiątek, a setek tysięcy
ludzi, w tym tych zamieszkujących w dużym rozproszeniu, na wiejskiej
prowincji, w promieniu 30-40 km. Dla lokalnego właściciela
przedsiębiorstwa transportowego przywiezienie tych z najmniejszych i
najbardziej oddalonych od głównych dróg miejscowości będzie najpewniej
nieopłacalne. Ale ta rzesza ludzi musi być przemieszona w ramach
gospodarki kraju w którym z braku rąk do pracy ściągnięto już półtora miliona Ukraińców,
a ściąga się nawet Nepalczyków. Jeśli jednak ta rzesza ludzi by podjąć
pracę i mając takie możliwości będzie się konsekwentnie przesiadać do
samochodów będzie tak samo konsekwentnie pogarszać warunki
jakiegokolwiek transportu w ogóle. Pogorszenie tych warunków znacząco
komplikuje logistykę firm. Opóźnienia w dostawach ale też ich wyższy
koszt związany ze zużyciem paliwa, spóźnienia i zmęczenie pracowników,
kolizje i wypadki – te koszty zatłoczonych dróg i zakorkowanych miast
zakłócają lokalne łańcuchy produkcji. Przynoszą one podmiotom
gospodarczym globalnie straty znacznie większe niż środki jakie państwo i
samorząd mogą wydać na zorganizowanie lub subsydiowanie przewozów
autobusowych między miastem a jego otoczeniem. Nie wspominając o
kosztach nieekonomicznych, związanych z większą liczbą ofiar wypadków
drogowych i po prostu niższym komfortem.
Chiny – druga gospodarka
świata i wzrastające supermocarstwo jeszcze 1978 r. były państwem o
bogactwie i poziomie rozwoju podobnym do krajów afrykańskich. Jedną z
podstaw najszybszego w historii świata wzrostu ekonomicznego,
przebijającego szybkością wzrost USA w drugiej połowie XIX wieku, było
postawienie przez władze ChRL na planowaną w długiej perspektywie i
wykonywaną często przez podmioty publiczne a potem konsorcja z udziałem
przedsiębiorstw państwowych rozbudowę infrastruktury transportowej,
doprowadzanie jej do najodleglejszych zakątków raju łącznie z
wysokogórskim Tybetem i zacofanym Sinciangiem. Teraz sporo inwestują w
rozwój najnowocześniejszych środków transportu publicznego i jego
utrzymywanie. Podniesienie mobilności Chińczyków było jednym z kół
zamachowych ich dziejowo spektakularnego sukcesu.
Nie trzeba
zresztą sięgać po tak odległe przykłady. W styczniu bieżącego roku w
najbardziej liberalnym z państw Europy Zachodniej – Wielkiej Brytanii,
rząd najbardziej liberalnej z zachodnioeuropejskich partii
centroprawicowych zadecydował o renacjonalizacji kolei w całej północnej
Anglii. Okazało się, że prywatni przewoźnicy i dzierżawcy
infrastruktury nie potrafili przez lata ani zapewnić usług na
odpowiednim poziomie, ani nie inwestowali dostatecznie w trakcje
elektryczne. W efekcie połączeń było coraz mniej, a na tych, które
pozostały aktywne pociągi spóźniały się coraz częściej. W regionie, w
którym przeprowadzona przez Margaret Thatcher deindustrializacja
zmniejszyła znaczenie dawnych ośrodków ekonomicznych, miejsce których
powoli zajęły nowe, utrzymanie mobilności społecznej było tak ważnym
zadaniem, że nawet taki polityk jak Boris Johnson, którego trudno nazwać
lewicowcem, zdecydował o konieczności wkroczenia państwa w celu
uratowania kolei przed regresem.
Maria Antonina z kucykiem
Oczywiście
na poziomie czysto politycznym wypowiedź posła Sośnierza dającego upust
swojej ideologicznej predylekcji to wizerunkowy strzał w kolano. Na
myśl przychodzi owe oklepane dictum „nie mają chleba – niech jedzą
ciastka”, przypisywane, najpewniej niesłusznie, królowej Marii
Antoninie, nie tracącej głowy w obliczu dramatycznej deklaracji o braku
chleba dla poddanych. Królowa straciło głowę cztery lata po wygłoszeniu
swojej porady, gładko ściętą przez gilotynę. Jednak wypowiedź będąca
kanwą tego artykułu przeciętnemu Polakowi jeszcze bardziej będzie
kojarzyć się z „chwilą szczerości” prezydenta Bronisława Komorowskiego,
który w czasie kampanii wyborczej z 2015 r. radził młodym obywatelom
pracującym za niskie stawki „zmienić pracę, wziąć kredyt”. Było to jedna
z tych deklaracji byłej głowy państwa, które z sondażowego pewniaka w
wyścigu o reelekcję uczyniły Komorowskiego przegranym.
Szkodliwość
polityczna wypowiedzi Sośnierza jest tym większa, że Konfederacja
wycisnęła już z kręgu adeptów koliberalizmu wszystko co było wyborczo do
wyciśnięcia. Charakterystyczne, że na wsi partia narodowców i
konserwatywnych liberałów uzyskiwała mniejsze poparcie niż w miastach,
zarówno w wyborach do Parlamentu Europejskiego, jak i w październikowych
wyborach do Sejmu. To na wsi mieszka znaczna część elektoratu Prawa i
Sprawiedliwości o który ubiegają się także politycy Konfederacji.
Nietrudno domyśleć się jak podziała na tych wyborców „dobra rada” posła
Sośnierza. Poseł najwyraźniej postanowił naśladować ojca-założyciela
nurtu do jakiego należy, prowadząc politykę w sposób
anegdotyczno-skandaliczny. Janusz Korwin-Mikke od trzech dekad
funkcjonuje bowiem w polskiej polityce stawiając „dla sportu”
kontrowersyjne tezy i uzasadniając je anegdotami czy twierdzeniami,
które wydają się słuszne tak długo jak nie zauważy się ograniczenia
punktów odniesienia tej frazeologii. Tak długo jak nie zauważy się, że
ludzi łączą nie tylko relacje transakcyjne i interesy, że społeczeństwa
nie da się opisać i wyjaśnić tylko z perspektywy ekonomii, a sama
ekonomia nie jest matematyką, wzorem na kartce papieru, lecz nauką
opisującą działalność istoty o tak skomplikowanej strukturze jak
człowiek (a cóż dopiero ludzkie społeczeństwo!). Jednak to co dla pana
Janusza, człowieka mającego bardziej naturę showmana i publicysty niż
polityka, było przez lata trikiem na przyciąganie uwagi i pozostawanie
na medialnej scenie, dla niemałej grupy młodych ludzi stało się
przepisem na upraszczanie, trywializowanie, a w konsekwencji
nierozumienie procesów społecznych, politycznych i w końcu nawet
ekonomicznych. Z tego powodu zresztą nieudolne pod względem realizacji
interesów narodowych, ale bardzo sprawne jeśli chodzi o załatwianie
własnych interesów, elity polityczne III RP przez tyle lat musiały się
bać górników czy rolników, ale nigdy nie musiały bać się młodzieży.
Wychowankowie pana Janusza
Wychowana
w niemałej części przez Korwina-Mikke młodzież nigdy nie domagała się
jako grupa społeczna dotowanego transportu czy lepszej edukacji lub
taniego kredytu mieszkaniowego. Nie żądała w zasadzie żadnych usług
publicznych. Nie domagała się, bo przecież państwo z zasady uważała za
wroga lub uzurpatora psującego sytuację ekonomiczną. Polska młodzież od
30 lat nie była zdolna do skutecznego udziału w polskiej polityce,
choćby poprzez kontestację, jako grupa społeczna o swoich specyficznych
problemach – swego czasu bardzo wysokim bezrobociu, obecnie niskiej
jakości edukacji czy niestabilnych warunkach zatrudnienia. Nie była
zdolna bo młody człowiek najczęściej widział świat tylko jako pole
konkurencji z innymi młodymi ludźmi, a nigdy lub prawie nigdy jako pole
solidarnego działania. Polska młodzież w swej masie w zasadzie nie
wychodziła na ulice i niczego się nie domagała od polityków, a do
polityki jej nieliczni przedstawiciele wchodzili po to by zostać
teczkowymi starych wyjadaczy i przy ich boku piąć się po szczeblach
starych struktur. Polska młodzież najrzadziej chodziła do wyborów. Śniła
całymi dniami swój sen o karierze od pucybuta do milionera we wzorcowym
kapitalizmie. W mojej generacji spora część polskiej młodzieży
wyjechała do Wielkiej Brytanii, Niemiec czy Szwecji, nie tylko by
zarabiać więcej, ale także by żyć stabilniej i korzystać z tamtejszych o
wiele lepszych usług publicznych, a także, w razie potrzeby, pobierać
tamtejsze o wiele wyższe świadczenia, popularne benefity. Większość z
nich nie zamierza wracać by budować w Polsce prawdziwy kapitalizm… tak
jak pan Janusz powiedział.
Karol Kaźmierczak
OD REDAKCJI: Libertarianizm i radykalny koliberalizm to prawdziwy ideologiczny rak,
który skrzywił niemałą część polskiej młodzieży zainteresowanej
polityką. Ta utopijna ideologia oduczyła
młodzież myśleć politycznie, społecznie, oduczyła nawet myśleć o
gospodarce w skali makro, jako strukturze. W zarodku zdusiła możliwość
prawdziwej, pokoleniowej mobilizacji politycznej. Ostatnia wypowiedź
wychowanka KORWiNa (i Korwina-Mikkego) na temat transportu publicznego
pokazuja jak absurdalna i szkodliwa to ideologia (za: facebook.com).