wtorek, 24 marca 2020

Prof. Feliks Koneczny: Zażydzenie Polski i Europy


koneczny
         O zażydzeniu Europy moralnym i duchowym, zwłaszcza w zakresie polityki i kwestii społecznych, była mowa pod koniec drugiego tomu „Cywilizacji bizantyńskiej”, lecz tylko krótko, incydentalnie niejako. Tu przyjrzymy się bliżej tej sprawie arcydoniosłej. Największe przeciwieństwo mieści się w pojmowaniu stosunku etyki do prawa, a tym samym największe niebezpieczeństwo ich wpływu; w tym mianowicie, że wśród chrześcijan europejskich przybywa coraz bardziej takich, którzy głoszą, że etyka opiera się na prawie (odzywają się już takie głosy z katedr uniwersyteckich). Szerzenie tej tezy, ściśle żydowskiej, dokonuje się równolegle i równocześnie z osłabieniem społeczeństw przez mechanizowanie życia zbiorowego. Nie powiedzie się nigdy obalenie przodowniczego stanowiska etyki, gdzie nie następuje zmechanizowanie; toteż zacznę swe wywody od tej drugiej sprawy. Wpływy żydowskie są dla cywilizacji łacińskiej zabójcze właśnie dlatego, iż zmierzają do zmechanizowania państw i społeczeństw. Ponieważ cywilizacja żydowska jest sakralna, mieści w sobie tym samym metody apriorystyczne wobec życia zbiorowego; aprioryzm zaś nadwątla organizmy, a tworzy mechanizmy i nadaje im przewagę.

 Na mechanizm biurokratyczny zamieniono cesarstwo rzymskie, gdy miało coraz opieszalskich obrońców, gdy sama stolica uległa hordom Alaryka, senator Rutillus, piszący w V wieku po Chr. przypisywał upadek cesarstwa Żydom, rozproszonym po całym jego obszarze. Sami Żydzi chełpią się, że przyczynili się wielce do upadku Rzymu i zaciążyli następnie na Bizancjum. Żydowski historyk stwierdza, jako w bizantyńskim sporze o obrazy działały rozmaite wpływy żydowskie, a cesarz Michał II (820-329), zagorzały obrazoburca, należał za młodu do sekty „bardzo bliskiej Żydom”. Uwalniał też Żydów od podatków. Podobnych przykładów można by przytaczać wiele z samych żydowskich autorów. Lecz przejdźmy do „aktualnych” czasów najnowszych. Zażydzenie wielkiej polityki doszło już do absurdu. Zaczęło się jeszcze za czasów bismarkowskich. Dosadnego przykładu dostarczyło upokorzenie, jakie spotkało Rumunię na kongresie berlińskim. Chodziło o to, by znieść resztki zawisłości od sułtana, jakkolwiek już tylko formalnej. Kongres zgodził się popierać tę sprawę pod tym tylko warunkiem, że w Rumunii będzie nadane Żydom równouprawnienie obywatelskie.

Powtórzyło się to samo względem Polski na kongresie wersalskim, lecz na większą skalę; od roku 1878 do 1920 wzrosły bowiem roszczenia żydowskie. Polska nie zamierzała bynajmniej odmawiać im praw obywatelskich; chodzi nie o równouprawnienie, lecz o uprzywilejowanie, o to, by zbliżyć się do Judeopolonii i … trzeba było podpisywać traktat dodatkowy o „mniejszościach narodowych”. Znać zaś wyraźnie, że życzliwość „Europy” dla roszczeń żydowskich wzrastała nieustannie, a to dowodzi, że wzrasta zażydzenie. Na konferencji pokojowej w 1919 roku Żydzi byli doradcami delegacji angielskiej i amerykańskiej. Potem pakt Kelloga opracowany był przez bankierów żydowskich i zredagowany przez Żyda Levisohna. Od banków żydowskich wychodziła inicjatywa do udzielania coraz większych ulg Niemcom. Historia dostarcza aż nazbyt wielu faktów, świadczących, jak zażydzenie urządzeń państwowych w Europie doszło do tego, iż Żydzi stali się najwyższą władzą ponad wszelkimi władzami państwowymi. W toku sprawy Dreyfusa zgłosił się wielki rabin paryski Sadok Khan do prefekta policji paryskiej Lepine i oświadczył, że jeżeli Dreyfus będzie stawiony przed Radą Wojenną, wybuchnie we Francji wojna domowa, a Żydzi posiadają środki, żeby ją podtrzymać. Rabin mówił prawdę, rozporządzają bowiem Żydzi w każdym kraju swoim własnym wojskiem; armią tą organizacja socjalistyczna, gotowa na każde skinienie swych kierowników żydowskich.
Czyż nie to „wojsko żydowskie” narzuciło Polsce Piłsudskiego w roku 1926. Czyż nie te same organizacje socjalistyczne podcięły siłę militarną Francji w roku 1939? Praktyczną doniosłość teorii Marksa uchwycili Żydzi w lot. Boruch Lewy pisał do Marksa list, który cytowała w roku 1928 „Revue de Paris”, a przypomniała go w roku 1936 „Action Francaise”. Jest w nim taki ustęp: „Lud żydowski, wzięty kolektywnie, będzie sam dla siebie mesjaszem. „Jego rządy nad światem, osiągnięte zostaną przez unifikację innych ras ludzkich; zniesienie granic i monarchii które są ostoją partykularyzmu, i przez ustanowienie republiki powszechnej, która wszędzie przyzna prawa obywatelskie Żydom. „W tej nowej organizacji ludzkości synowie Izraela, rozsiani obecnie po całym globie, staną się wszędzie elementem kierującym, zwłaszcza, jeżeli potrafią narzucić masom robotniczym kierownictwo stałe kilku spośród siebie. „Rządy narodów, tworzących republikę powszechną, przejdą wszędzie bez wysiłku w ręce żydowskie na skutek zwycięstwa proletariatu. Własność prywatna będzie mogła być wtedy zniesiona przez ludzi u steru rządu z rasy żydowskiej. „W ten sposób spełni się obietnica Talmudu, że gdy nadejdą czasy Mesjasza, to Żydzi dziedziczyć będą klucze od majątków wszystkich narodów świata” Jakżeż częstym jest pośród Żydów typ „zawodowego rewolucjonisty”! Sami Żydzi to przyznają . W Polsce redaktor żydowskiego „Naszego Przeglądu”, S. Wagman, pisał w roku 1925:

- „Na wszystkich barykadach – swoich i obcych – stoimy, żywe pochodnie rewolucji. Twój ogień, płomienny krzewie, podkładamy pod lamusy przeszłości, my podpalacze starego ładu”.„Starość” jest tu czczym frazesem. Najstarszym jest ład żydowski, a tego się wcale nie podpala. Byle rewolucja! Monarchie burzą w imię republikanizmu, republikę w imię socjalizmu, nawet państwa socjalistyczne będą burzyć w imię komunizmu. Byle burzyć, niszczyć, póki nie wytępią chrześcijaństwa. W Rosji znaleźli najżyźniejszą dla siebie glebę, toteż stali się tam warstwą rządzącą. Biurokracja bolszewicka składa się niemal wyłącznie z Żydów. To wszystko wykazano w setkach publikacji różnojęzycznych; to dziś już są truizmy, nad którymi nie ma się co rozwodzić. W Rosji było we władzach rządowych i partyjnych w roku 1917 Żydów 53.9%, a w roku 1935 odsetek żydowski podniósł się na 95.9%. Dodajmy tylko, że tak jest wszędzie a wszędzie, gdzie tylko zapanuje państwowość socjalistyczna. Szczytem stała się rewolucja na Węgrzech pod firmą „Beli Kuna”, gdyż tam „95% wybitnych i kierowniczych stanowisk rządowych zajmowali Żydzi”.

Bolszewizm rosyjski jest najwyższym rozkwitem socjalizmu. Przewrót zaś roku 1917 finansowały wielkie banki żydowskie całego świata pod przewodem Schiffów z Nowego Jorku. Głosząc socjalizm, osiągają Żydzi swe cele; między innymi dochodzą do własności ziemskiej. Lecz „w koloniach żydowskich w południowej Rosji wszystkie kolektywy rozpadły się i wszędzie zaprowadzono gospodarkę indywidualna … żydowscy włościanie są słabymi zwolennikami budowy socjalistycznej”. Jest to głos żydowski! Żydzi sami wiedzą i przyznają w pismach przeznaczonych dla swoich, że metody socjalistyczne nie mają sensu. Pojęcie sporu społecznego musi się stać bezecnością, strajk i lokaut zdradą narodową; postępowaniem, które wyklucza danego człowieka lub daną grupę lub organizację z ogółu żydowskiego, które czyni je wyrzutkami społecznymi i przestępcami, z którymi ani się nie mówi, ani się nie obcuje, dla których jest jedna tylko rada: „precz!”(…) Metody socjalistyczne a metoda prawa żydowskiego wykazują tyle analogii, iż nie dziw, że Żydzi popieranie socjalizmu uznali za swój obowiązek religijny. W roku 1919 oświadczył Arnold Zweig z całą szczerością: „Myśmy rozwinęli socjalizm i socjalną idee rewolucyjną … myśmy pchnęli świat do zmechanizowania i zmaterializowania, do granic, które przyprawiają go o rozpacz”.

Zażydzeniem jest w naszych stosunkach wszelkie odstępstwo, a choćby tylko odchylanie się od personalizmu i historyzmu. Rozejrzyjmy się po najnowszych dziejach Europy. Wszystkie skupienia, odrzucające historyzm, lubiące zaczynać historię powszechną dopiero od swego wystąpienia, wysługiwały się Żydom, choćby zrazu nieświadomie, a po pewnym czasie przechodziły pod kierownictwo żydowskie. W antyhistoryzmie tkwi dla Żyda największy powab socjalizmu. Nie nabyliśmy od Żydów wcale pojęć o sakralności państwa i jego urządzeń. Nigdy w chrześcijaństwie nie pojawiły się dążności teokratyczne na większą skalę, na miarę historyczną; niektóre indywidualne zapędy w tym kierunku nie zjednywały sobie wystarczającej ilości zwolenników, a często bywały tłumione przemocą. Kościół katolicki wzdryga się przed teokracją. W bizantynizmie wytworzono coś pośredniego. Tam zrodziły się pojęcia o boskiej genezie władzy, lecz nie miały nic wspólnego ze Starym Testamentem. Stanowiły ciąg dalszy pojęć orientalnych o emanacyjnym pierwiastku władzy. Z tego pochodzi pęd do wszechwiedzy naszych kodeksów. Fatalna to pomyłka, jakoby wszystko dało się prawniczo przewidzieć. Życie rzeczywiste oparte jest na całkiem innych walorach. Im bardziej szczegółowymi stają się nasze kodeksy, tym bardziej odbiegają od życia, tym więcej uprawiają niesprawiedliwości. Komentuje się tedy, interpretuje, naciąga się; jest to nieuchronne następstwo przyjętej talmudycznej metody. Niejasność wszelkiej kodyfikacji stała się jakby obowiązkiem urzędu. „Dla prawdziwego talmudysty myśl jasna jest rzeczą najmniej godną podziwu na świecie. Jeżeli jest jasna, to tylko czysty pozór. Pod tą trawą są sidła, a pod tą wodą jest otchłań. Znajdowaliśmy natychmiast środki, by wszystko zrzucić, by rzucić w tę przejrzystość dwie rzeczy, które idą dobrze w parę: subtelność i bezład”.

Prawniczość nasza osiągnęła to, żeby umieć robić z rzeczy prostej zawikłaną, z jasnej wątpliwą, z łatwej trudną, wreszcie z pożytecznej szkodliwą. Intelekt kształcony niewłaściwą metodą wyszedł na spaczenie sił umysłowych. Umysłowość żydowska składa się niemal wyłącznie z takiego powikłanego rozumowania, z opacznego mędrkowania; jest to intelektualizm nie regulowany innymi właściwościami ducha. Dla „Żydów najwyższe człowieczeństwo, to najwyższy intelektualizm”. Oni „poznają świat rozumem, a nie krwią i dlatego dochodzą łatwo do przekonania, że wszystko, co za pomocą rozumu da się uporządkować na papierze daje się podobnież uregulować i w życiu”. A tymczasem „wszelki intelektualizm jest w gruncie rzeczy płytki; nie przenika w głąb rzeczy, w głąb dusz, w głąb świata”.

Ekskluzywizm intelektualny jest ojcem aprioryzmu, naciągania życia do formułek. Powierzchownie wygląda to często jakby na naukę. Nauczyciel Szalom Hurwicz rozumuje, że nauka jest mesjaszem ludzkości. „Nie ma zła ani dobra, jako takich; jest tylko wiedza i ciemnota. Człowiek posiadający wiedzę przez to samo już uszlachetnia się; może on nawet niekiedy uczynić coś złego, lecz tylko z potrzeby, nie ze złych skłonności”. Albowiem „gdy ludzie posiadać będą dość wiedzy i wykształcenia … wtedy nie trzeba będzie szukać raju w innym świecie. Wtedy wszyscy ludzie będą sobie braćmi”. A jak się to braterstwo okaże, czym? Oto „znikną narody, upadną granice … to będzie na tej ziemi raj”. Tak wynika z nauki, z której jednak wykluczono metodę indukcyjną; nie ma bowiem tej metody w rozumowaniach talmudycznych, na których wyćwiczył się intelektualizm żydowski. Prawniczości żydowskiej cechę zasadniczą stanowi zamiłowanie do obchodzenia prawa. Nie trzeba z tego wysnuwać żadnych wniosków z kategorii moralności, gdyż jest to prostym następstwem wyłącznego intelektualizmu. Intelekt bada, rozumuje, kombinuje, ćwiczy się w misternych wywodach, nie mając żadnych celów moralnych ni niemoralnych. To pozostawione jest praktyce prawniczej, lecz teoretyczne roztrząsania o to się nie troszczą. Typowa „sztuka dla sztuki”; łamańce logiki, przypuszczenia, umyślne wytwarzanie wątpliwości, a wszystko to przy całkowitym ignorowaniu życia. Myśl operuje nie jakimś odłamkiem życia, lecz wyłącznie tekstem, na którym używa sobie „rozrywek umysłowych”. Jeżeli ktoś zdoła mędrkowaniem dojść do tego, by wysnuć z tekstu i na jego podstawie coś tekstowi wręcz przeciwnego, dokonuje arcydzieła intelektualizmu. Intelektualizm puszczony samopas, oderwany od innych warunków życia duchowego, nie może działać inaczej, jak tylko przewrotowo.(…) Zażydziliśmy sobie całą dziedzinę prawa, aż do filozofii prawa, którą poobcinaliśmy nielitościwie. Żydzi, chociaż są prawnikami przede wszystkim, chociaż religia ich jest właściwie prawem, filozofii prawa jednak nie posiadają. Ta nauka wymaga czegoś więcej niż tekstów. Lekceważenie i zaniedbanie filozofii prawa jest zarazem upadkiem prawa wobec cywilizacji łacińskiej. Zmieniliśmy prawo w paragrafiarstwo. Zażydziliśmy cały porządek prawny w naszym życiu prywatnym i publicznym. Oto przyczyna, dlaczego socjalizm całym swym ustrojem popiera tym bardziej wzajemnie paragrafiarstwo, prawniczość, gromadność i ucieczkę od historyzmu. Brnie się tedy coraz głębiej w błędnik cywilizacji żydowskiej. Brnie się w prawdziwy neojudaizm, bo tym właśnie jest socjalizm. Propaganda socjalizmu – to rodzaj prozelityzmu, mianowicie prozelityzm zażydzenia się. Nie będzie rzetelnym wyznawcą socjalizmu (i jego konsekwencji: bolszewizmu), kto nie nabędzie zasadniczych cech żydostwa: kontrhistoryzmu, prawniczości i gromadności, jako przeciwieństwa personalizmu. Kto uzna za błąd którąkolwiek z tych żydowskich właściwości ustroju życia zbiorowego, pocznie tym samym wątpić co do socjalizmu. Wiem z doświadczenia, że każdy socjalista nabiera w siebie niemało cywilizacji żydowskiej; o ile się temu nie podda, opuści szeregi socjalizmu.

Według stopnia nabytych skłonności żydowskich można poznać, jak daleko kto zagłębił się w socjalizm! Socjalizm a żydostwo sprzężone są sobą jak najściślej. Nie jest to sprawa przypadku, lecz tkwi w samej istocie rzeczy, że kierują socjalizmem Żydzi. Polski dowcip ludowy, nazywający organizacje socjalistyczne „żydowskim wojskiem”, wyraża zupełną prawdę; zgodny jest ściśle z rzeczywistością. Socjalizm zażydza się jak najskuteczniej, służy zaś zawsze i wszędzie do obrony interesów żydowskich. Stanowi znakomity środek do handlu wojną i pokojem, mieszcząc w sobie groźbę wojny domowej. Socjalizm, to kultura żydowska. Byłby nią nawet w takim razie, gdyby Żydzi przestali się nim zajmować; natenczas atoli zacząłby także upadać. Niezależnie zaś od tej kwestii szczegółowej nie ulega wątpliwości, że losy socjalizmu zależne są i będą od ogólnych losów Izraela. Rzecz prosta. Natężenie zażydzenia zawisłym jest od mocy żydostwa.

Nie o to więc chodzi, że Żydzi stoją na czele socjalizmu, lecz o to, w jaki sposób sprawują to przodownictwo i na jakim opierają się rozumowaniu. Ślepy chyba nie widzi, jako marksizm stanowi nieoceniony środek do spełnienia żydowskiego mesjanizmu. Dzięki socjalizmom rozmaitego gatunku cywilizacja żydowska staje się zwycięska na całej linii. Z pomocą tej doktryny Izrael nie tylko mógł by stać się panem świata, lecz wprost musiało by to nastąpić. Toteż wszelka klęska socjalizmu staje się dotkliwą klęską Izraela. Propagują też socjalizm nawet Żydzi religijni, prawowierni bez zastrzeżeń; o tyle tylko się ograniczając, że propagandę ograniczają do gojów. Z reguły socjalista żydowski traci atoli wiarę i staje się pod względem religijnym odżydzonym; nigdy jednak nie zatraca cywilizacji żydowskiej; owszem, nieraz właśnie w obozie socjalistycznym utwierdza się w niej mocniej. Marksizm jest aprioryczny, jak od czasów mojżeszowych nie było niczego również apriorycznego; i jest apoteozą gromadności, tak olbrzymią, iż na równą nie zdobyto się nigdy i nigdzie przedtem (wszystek świat w koszarach!); opiera się cały na przepisach i na konieczności pomnażania ich coraz bardziej, aż do drobnych szczegółów życia nawet prywatnego, sprowadzając elephantiasis ustawodawstwa większą, niż kiedykolwiek przedtem; za czym idzie elephantiasis biurokracji socjalistycznej, boć w ich państwie tylu urzędników, ilu wyznawców socjalizmu; słowem: posiada wszelkie cechy gromadności i prawniczości, więc cywilizacji żydowskiej.

Nie brak mu ani negatywnych: czyż ze wszystkich religii świata nie obdarza największą nienawiścią katolicyzmu, ograniczając się nawet często do walki z nim jednym? Czyż nie jest mściwy, okrutny? Czyż nie marzy o wytępieniu wszelkiego rodzaju amalekitów, tj. ludzi innych przekonań? I co najważniejsze – czyż socjalizm uznaje inną etykę, jak prawa socjalistyczne? Wydrwiwa i przedrzeźnia etykę, moralność, sumienie, uznając tylko prawniczość. Nawet nie są zdolni zrozumieć, że może istnieć moralność, jako taka; twierdzą, że tego nigdy nie bywało, bo moralnym zawsze zwało się (ich zdaniem) to, co dogadzało silnym tego świata. Żyd właśnie wyprowadza etykę z prawa wręcz przeciwnie jak w cywilizacji łacińskiej, pragnącej wprowadzić prawo na drogę etyki. Jest to sprawa absolutnie niezrozumiała dla cywilizacji żydowskiej, co stanowi najgłębszą jej cechę. Marksowski aprioryzm ma tę wygodę, że nie wymaga najmniejszego przygotowania, składając się z formułek, które mieszczą w sobie in nuce rój przepisów. Ta metoda marksizmu i ten rodzaj jego systematyki robią go systematycznym dla Żydów, których życie nawet duchowe pławi się w formułkach i przepisach. Tego rodzaju „systemy” chwytają się wszędzie łatwo głów niedouczonych, półinteligencji, ale u Żydów imponują najwyższej inteligencji, gdyż to właśnie uchodzi za szczyt rozumnego ujmowania spraw życia zbiorowego. Jest to jakby szczyt metody racjonalistycznej.

Nigdy socjalizm nie może być antysemickim, gdyż w takim razie zaczęła by kurczyć się jego uniwersalność, którą zawdzięcza przede wszystkim wszędobylstwu żydowskiemu, ale to już sprawa praktyki. Tą zajmować się tu nie mogę, bo by mnie mogła wyprowadzić daleko, zbyt daleko „poza burtę” zamierzonej książki. Nawet na „najpraktyczniejszą” stronę socjalizmu, na jego roboty gospodarcze, mogę zwracać uwagę tylko ze stanowiska teoretycznego. Socjalizm (z komunizmem) mają swoją odrębną ekonomię społeczną, której główne wskazania są zgodne z ekonomią żydowską … Ażeby ten temat przedstawić należycie, trzeba by osobnej książki. Ograniczę się (dla przykładu) do jednego punktu, lecz zasadniczego. Jak wiadomo, cywilizacja żydowska stawia na pierwszym miejscu (w przeciwieństwie do łacińskiej) nie majątek ziemski, w ogóle nieruchomy, lecz pieniężny (spekulacyjny). Bogacze żydowscy podrwiwają sobie z tych gojów, którzy właściwie są od nich o wiele bogatsi, będąc panami rozległych mil kwadratowych, lecz … nie mają pieniędzy. Według pojęć łacińskich zbiera się pieniądze po to, żeby nabyć nieruchomości i już się jej nie pozbywać; według żydowskich nabywa się nieruchomość, ażeby ją korzystnie sprzedać. Wszelki majątek a nawet prosty dobrobyt, wyobraża sobie Żyd stale, jako pieniądz; nieruchomość jest u niego czasowym ekwiwalentem pieniądza. Ujmuje więc całą ekonomię pieniężnie.(…) Przybywa nam ustaw utrudniających stabilizację majętności nieruchomej. W całej Europie (prócz Anglii) odbyła się nagonka na majoraty i powiodła się. W Polsce zostało ledwie kilka ordynacji które tak kłują w oczy „demokrację”, iż należy się spodziewać generalnego ataku na nie. Rozpowszechniło się bowiem wśród ogółu mniemanie, jakoby majoraty były jakimś wybrykiem arystokracji i „feudałów”. W rzeczywistości jest to chłopska forma prawa majątkowego, praktykowana w wielu stronach Europy, a która szerzyła się też pośród polskiego ludu przed pierwszą wojną powszechną. Dziedziczenie nieruchomości całej wraz z inwentarzem przez najstarszego znane jest u wszystkich narodów cywilizacji łacińskiej, nie obwarowane jednak nigdzie ustawą, oparte o prawo zwyczajowe, które okazuje się nieodpartym. Całe rozległe krainy trzymają się tego prawa spadkowego i są z niego zadowolone. Co więcej, gdzie w krajach ościennych nie ma urządzeń majoratowych, powstaje tendencja, żeby je zaprowadzić; tendencja zupełnie spontaniczna, bo któżby uprawiał w naszych czasach agitację za majoratami? W Polsce nie było to ludowi wiadome i nikt też do tego nie namawiał ni odczytami wędrownymi, ni broszurami; nigdy żaden poseł „ludowy” nie dotykał tej sprawy; a jednak chłopi sami sobie to obmyślili i ni stąd ni zowąd pojawiać się zaczęły coraz częściej dziedzictwa jednego ze synów, oczywiście z warunkiem spłat. Wojna powszechna uczyniła spłaty niemożliwymi, wręcz niewykonalnymi i dlatego tworzenie majoratów nagle się przerwało. Nie brak jednak żalów, że nie można ich ustanawiać i wbrew wszelkim przeciwnym warunkom szerzy się zapatrywanie, że „dobrze byłoby, gdyby to było możliwe”.(…) Zapatrywania żydowskie na własność nieruchomą nie pochodzą z ich prawa spadkowego, lecz z dążności do ustawienia na tym samym poziomie majątku gruntowego i pieniężnego. Jak pieniądz winien szybko przechodzić z ręki do ręki, podobnież ich zdaniem nieruchomość powinna jak najczęściej zmieniać właściciela. A zatem precz z posiadłościami rodzinnymi, gdzie rodziły się i umierały pokolenia! Żyd wzrusza na to ramionami, a socjalista doda: że to przesąd „burżujski”. Kwestia ta wkracza w zakres prawa familijnego. Już za polskich czasów wydano ustawę, że żona bezdzietna dziedziczy po mężu czwartą część jego majątku, Rzekomy nowy krok „postępowy” do „emancypacji” kobiet, a w rzeczywistości zaburzenie w rodzinnym prawie majątkowym. Przyspiesza to atoli znakomicie „obrót dóbr”; jakoż będzie przechodzić szybko z jednej rodziny do drugiej. W praktyce przedstawia się sprawa tak, iż wytwórca majątku nigdy nie jest pewien, na kogo pracuje, a właściwi dziedzice nigdy nie zdołają przewidzieć, komu się będą musieli okupić lub, co gorsza, na czyje żądanie będą zmuszeni wszystko sprzedać. Wyobraźmy sobie, że dziadek posiada mająteczek nieruchomy, a ma dwóch synów, żonatych; jeden z nich ma dzieci, drugi bezdzietny. Przypuśćmy, że bezdzietny zmarł; wdowa po nim staje się właścicielką ósmej części posiadłości. Póki żyła, stosunki układały się dobrze. Po jej śmierci dziedziczy po niej jakiś jej stryjeczno-cioteczny siostrzeniec, którego ona sama ledwie raz w życiu widziała. Majętność przeszła tymczasem na wnuka pierwszego właściciela, lecz współwłaścicielem jest ów nieznany mu całkiem daleki powinowaty, który upomina się o wydzielenie mu owej ósmej części. Jeżeli się nie ma gotówki, żeby go spłacić, cudzy ten człowiek ma prawo wystawić majętność na sprzedaż żeby odebrać swą należność. Ustawa to zaiste horrendalna, przeszła w sejmie niespostrzeżenie, bo dzienniki, zajęte wielką polityką pomiędzy stronnictwami a ministerstwami, nie dostrzegają takich „drobnostek”. Są to dotkliwe kolce, wbijane w korpus cywilizacji łacińskiej. Biada nam, jeżeli nie zdołamy obronić nietykalności majątku rodzinnego! Przygodni współdziedzice stanowią naruszenie porządku społecznego. Wszędzie w całym świecie łączy się pojęcie własności indywidualnej z instytucją monogamii i z przekazywaniem majątku dzieciom. Jakiekolwiek osłabienie tego porządku i związku rzeczy w jednym punkcie, pociąga osłabienie innych punktów.

Cywilizacja żydowska oddziaływa na nas w kierunku rozluźnienia, a nawet burzenia rodziny; socjalizm atakuje ją bez ustanku. Dlatego szczególniej nienawistnym im jest majątek rodzinny; chcieliby to pojęcie wymieść z naszego życia zbiorowego. Popieranie tych dążności zaliczam do objawów zażydzenia naszej myśli społecznej, ponieważ na tej drodze zniżamy się – i to, niestety szybko – do pojęcia żydowskiego, jako majątek nieruchomy jest tylko czasową lokatą kapitału. Na tej drodze pozbawiamy nasze majętności wszelkiej wartości moralnej dla swych właścicieli. Dopóki przyznajemy im wartość moralną, dopóty własność stanowi potężną więź społeczną na tle cywilizacji łacińskiej; gdy tę wartość utracą i ograniczone zostaną do wartości handlowej, rozprzęgnie się ta więź. Niebezpieczeństw tego rodzaju jest więcej, toteż społeczeństwo przemienia się stopniowo na wielkie sterty drobnych ziarn piasku, sterty zależne od wiatru. Więź cywilizacji łacińskiej staje się coraz bardziej iluzoryczna, a na luki wkracza wszędzie tryumfalnie cywilizacja żydowska. Niestety, wypada do niej zaliczać coraz liczniejszych zażydzonych chrześcijan i Polaków.

Fundamentem każdej cywilizacji jest trójprawo, tj. prawo familijne, majątkowe i spadkowe. Związek tego trojga praw jest jak najściślejszy i zależność wzajemna, ciągła, wchodząca nawet w drobne szczegóły. Wszelkie, choćby najlżejsze, naruszenie rodzimego trójprawa, niesie uszczerbek rodzimej cywilizacji, a w szczerbę czy wyłom wkracza natychmiast cywilizacja inna, obca, a współzawodnicząca. Longum esset enumerare, ile naszych urządzeń ekonomicznych świadczy o zażydzeniu. Czy na Żydów będziemy zganiali winę tego stanu rzeczy? Czy nie nakładaliśmy i nie nakładamy tego jarzma na siebie całkiem dobrowolnie? Czy brak między nami takich, którzy czynią to z zapałem? Żydowskiemu pojęciu o majątku, przesączającemu się coraz głębiej do naszych głów, towarzyszy także żydowskie pojęcie o handlu. Dla nas Polaków, jest to najniebezpieczniejsze zażydzenie. My, Polacy, zginiemy marnie, jeżeli nie wyzbędziemy się niechęci do zajęć handlowych. Jakżeż walczyć z nią, skoro ona pochodzi po większej części z poczucia moralnego, jakkolwiek mylnego. Ponieważ uważamy handel za spekulację, ponieważ identyfikujemy jedno z drugim, wyniknęło z tego rozpowszechnione zapatrywanie, jakoby handel polegał na szachrajstwie. W tym przyczyna, że ogół młodzieży polskiej brzydzi się handlem. Młodzieniec, nakłaniany by zamiast urzędniczej „kariery” chwycił się handlu, odpowiada z dwuznacznym uśmiechem, że do tego trzeba mieć „specjalną naturę”. Nie powie, że nie posiada odpowiednich zdolności lub zamiłowania, lecz oświadcza z poczuciem wyższości, że nie ma tej „natury”. Tymczasem rzeczywistość jest zgoła odmienna. Handel polega bowiem na zaufaniu i jest wyborną szkołą dokładności, punktualności, rzetelności, ścisłości w rachunkach, solidności, prawdomówności (kupiec zamilczy, lecz nie skłamie), przewidywania, zapobiegliwości, pomocy wzajemnej, solidarności i w ogóle szeregu tych przymiotów męskich, na których opiera się „potęga Albionu”. U nas panują o tym pojęcia jak najfałszywsze, czerpane z żydostwa. Doskonale określił tę dziedzinę Sombart: Inny jest obyczaj kupiecki żydowski, a inny w chrześcijańskich społeczeństwach kupieckich. „Walka kupców żydowskich i chrześcijańskich jest walką dwóch poglądów na świat, albo najmniej dwóch zasadniczo odmiennych kierunków gospodarczych. Chrześcijański pogląd polega na tym, że „środkiem ciężkości interesów gospodarczych jest człowiek i ta właśnie idea przewodnia panowała nad myślą i czynem”; toteż „chrześcijańskie życie zarobkowe starej doby było ustawicznie normowane przez względy etycznej natury”.
Prawdziwy, rzetelny kupiec, nie tylko nie uprawia spekulacji, lecz wystrzega się jej, jak ognia. Firma, przechodzić mająca na synów i wnuki, nie może być ryzykancka. Handel żydowski zepsuty jest co do tego dwiema cechami żydostwa w golusie. Jedną z nich stanowi usposobienie skłonne do prowizoryczności. Jeżeli spostrzeżono, to nawet na domach sefardim salonickich, że nie mieszczą w sobie pierwiastka trwałości, cóż dopiero w sklepach aszkenazim. Z reguły jest on zawsze gotów do przeniesienia, do zmiany towaru, zmiany właściciela, a nawet do zamknięcia. Są to przedsiębiorstwa jakoby prowizoryczne. (Przyznaję chętnie, że nie brak wyjątków, zwłaszcza wśród Litwaków).

Trudno jednak orzec, czy pierwsze miejsce pomiędzy prądami zażydzającymi życie zbiorowe naszej cywilizacji łacińskiej należy się socjalizmowi, czy raczej nie wolnomularstwu. Należałoby mu się pierwszeństwo „i z wieku i z urzędu”. Masoneria starsza jest od socjalizmu, a nikt nie przypuści, by socjalistyczne wydziały rządzące miały kierować masonerią; raczej jest przeciwnie. O wolnomularstwie spisano całą bibliotekę, my zaś możemy się poszczycić pierwszorzędnym dziełem Morawskiego. (Choćby grzeszyło tu i ówdzie pewną przesadą i skłonnością do „zapędzania się”, nie przestaje jednak być pierwszorzędnym). O genezę „lóż” można by się spierać. Mnie wydaje się masoneria być pochodzenia żydowskiego, bo jakżeż inaczej wytłumaczyć sobie tam „poszukiwanie słowa zaginionego” i szereg ich rytów? Zażydziła się od samego początku znaczna ilość gojów, próbujących współpracy z Żydami, aż oni sami uznali, że dla powodzenia masonerii lepiej będzie, jeżeli Żydzi pozakładają loże osobne. We Frankfurcie n/M. była osobna loża żydowska już w roku 1828. Dopiero w 15 lat potem powstała w Nowym Yorku w 1843 roku organizacja „Bnai-Brith”, rozszerzona, za naszych dni aż do … Krakowa. Obok tego (a może skutkiem tego) liczne loże dawniejsze zamieniły się na „mieszane”, dopuszczające Żydów na członków, nie chcąc ich tracić. W tych Żydzi wodzą rej. Wytworzyły się zaś wprawdzie loże nie przyjmujące Żydów, z pewnym antysemityzmem towarzyskim, lecz dowodzi to tylko powierzchowności, gdyż myśl tych „antysemickich” masonów, zażydzona od początku, nigdy zażydzona być nie przestała, żadne wolnomularstwo nie może być zasadniczo sprzeczne z żydostwem. Ponieważ zaś zasadniczym celem całej tej organizacji, wszystkich a wszystkich jej odmian, jest zwalczanie Kościoła katolickiego, jakżeż miałaby rezygnować ze współpracy z żywiołem, pałającym tym samym celem? Obecnie zaś wolnomularstwo uległo całkowicie wpływom żydowskim. Czyż na samym początku „wtajemniczania”, tj. pozyskiwania członków, nie stoi kwestia żydowska? Czyż adept nie musi być przede wszystkim judeofilem? Obecne wolnomularstwo należy do cywilizacji żydowskiej tak samo, jak socjalizm i komunizm. Według wszelkiego prawdopodobieństwa, najwyższa władza masońska jest zarazem rządem żydowskim. Wyliczać, na jakie dziedziny naszego życia wpłynęło już zażydzenie? Ależ trzeba by na to osobnego tomu. Dotykam ledwie niektórych dziedzin, mniej znanych i mylnie określanych. Muszę się skracać a skracam się tak dalece, iż pomijam sprawę o zażydzenie dziennikarstwa i literatury, bo o tym w ostatnim czasie pisano niemało, są to więc rzeczy wiadome. Wiemy też wszyscy, że wyrzucono z gimnazjów Krasińskiego, ale wsadzono Tuwima itp. Zrobiła to piłsudczyzna. W zamian za „Nie-boską”, za „Prześwit” i „Psalmy przyszłości” obdarzono gimnazja czymś, co Zygmunt Wasilewski słusznie nazwał „wampiryzmem poezji semickiej” i „kulturą wyobraźni rzezaka”. Celują w tym Helena Mordkiewiczówna, R. Brandstätter, Anatol Stern a Tuwim jest istotnym hersztem grupy. Za granicą rozpoczęli Żydzi kierować literaturą wcześniej, niż u nas. Powiedziano, że gdyby byli opanowali krytykę literacką w Niemczech jeszcze nieco wcześniej, naczelnym poetą niemieckim nie byłby Goethe, lecz Heine. Warto przypomnieć, że Przybyszewski pisał o Strindbergu, jako utrzymywali go Żydzi : „Sellgsohnowie, Kantorowicze, Roetnerowie, familie Aschów i Goldbergów”.

Pospieszając i skracając, nie mogę jednak pominąć tu jednego pola, tej rozległej sprawy: Zażydzani jesteśmy w ujmowaniu stosunków płciowych. Starozakonna zmysłowość rzuciła się na „narody”. Wyrzekali na to starożytni Rzymianie, ale w wieku XIX sprawy zaszły jeszcze dalej. Nie o to rzecz idzie, że pornografia jest także u Żydów, lecz o to, że jest u nich jakby na honorowym miejscu; jawna, głośna, wszędobylska, natrętna i pełna roszczeń do wszelkiego … równouprawnienia. Nikt tak pornografii nie lubi, jak Żydzi. Ważniejsza atoli jest inna okoliczność, mianowicie że u nich uchodzi za coś zupełnie naturalnego wiele takich spraw i sprawek, które w każdej innej ze współczesnych cywilizacji uchodzą już za pornografię. Żyd porządny, całkiem normalny człowiek, zdumiewa się często, że my uważamy coś za pornograficzne, co jego zdaniem wcale takim nie jest. Często ta odmienność pojęć bywa rażąca. Wszakżeż zdarzyło się, że w roku 1923 prokuratura węgierska skonfiskowała madiarskie tłumaczenie Talmudu, za „zamach na obyczaje i za pornografię” a są to dla Żydów księgi święte obok Biblii, dla niektórych nawet ponad Biblię. Do płciowych nadużyć Żydzi są o wiele skłonniejsi od Europejczyków, a dziwna łagodność naszych praw wobec najgorszych nawet nadużyć staje się fatalną szkołą dla „gojów” i zażydza ich coraz bardziej. Np. dnia 25 sierpnia 1931 stawał przed sądem krakowskim Benjamin Redner, Żyd 27-letni, pod zarzutem czynów nierządnych wobec dwóch dziewczynek, jednej dziesięcioletniej, drugiej siedmioletniej. Zamiast na szubienicę, został skazany na dziesięć miesięcy więzienia, bo taka jest w naszym kodeksie „humanitarna” sprawiedliwość. Nasze prawo cywilne i karne jest w ogóle grubo zażydzone.(…) Oto wszystko ujęte w jednym zdaniu: Zanieczyszczają nam same źródła naszej cywilizacji. Ponadto zachodzi atoli coś więcej. Często, bardzo często, umyślnie uprawiają pornografię wobec gojów celowo, ażeby nas demoralizować. Specjaliści od tego przesadzają umyślnie, posuwają się z całą świadomością daleko nawet poza granice tego, co swawolnemu Żydowi jest dozwolone. Roboty pornograficzne, przeznaczone dla gojów, stanowią grube wybryki nawet wobec żydowskich pojęć w tej dziedzinie. Niestety, roboty te są wprost protegowane przez nasze kodeksy praw i przez nasze przepisy administracyjne. Prawodawstwo nasze sympatyzuje z szerzeniem tej gangreny, a nasza opinia publiczna? Kto podejmie walkę w imię (choćby tylko) przyzwoitości, będzie zakrzyczany o pruderię i … udawanie.

Rzadko kto widzi całą rozległość niebezpieczeństwa. Miesza się pornografię ze zmysłowością, z samym zmysłem płciowym. Zmysłowość prawdziwa bynajmniej nie bywa pornograficzna. Pornografią wypacza się zmysłowość, wprowadzą się w życie czynnik chorobowy a pociągający za sobą liczne choroby woli. Pogrążając się w pornografii, stajemy się coraz większymi … niedołęgami. Charaktery wiotczeją, a na miejsce celów życia wstępują zachcianki. Nie ma mowy o poważnej kulturze czynu w społeczeństwie, rozmiłowanym w pornografii. Jak Żydzi lubią deprawować, pokazało się, kiedy Izrael rządził na Węgrzech, za komunizmu Beli-Kuhna. Wprowadzono do szkół „poglądowe uświadamianie o stosunkach płciowych”. Komisarzami ludowymi do wychowania publicznego byli wówczas sami Żydzi. Mamy z tych czasów wiadomość, pochodząca z autopsji, jako „w sypialniach pensjonatów dla dziewcząt nocują młodzi nauczyciele Żydzi, żeby się dziewczęta przyzwyczaiły do obecności mężczyzn. We wspólnych wannach towarzyszą dziewczynkom studenci medycyny Żydzi, w celu wyszydzania ich „niepotrzebnej” wstydliwości. Wykształcenie seksualne idzie za tym”. Doprawdy, nie darmo Tacyt nazwał ich „proiectissima ad libidinem gens”.

Co zrobiono z kobiety w bolszewizmie, wiadomo. Wspólność kobiet, proklamowano często, w niektórych miastach bywały nawet ponumerowane. Orgie komisarzy opisywane były we wszystkich językach, a wyjątkowo tylko zdarza się komisarz nieżydowski. Pornografię podniesiono do zasady rządowej, aż tego w końcu nawet Stalinom było za dużo. Deptano kobiecość często pod pozorami, że się chce podnieść ich „godność ludzką i obywatelską”, udzielając im swobody i wolności; ale też zmuszając je często do tej „wolności”. Wprowadzono wiele z prawa żydowskiego; między innymi także co do używania nazwisk: W bolszewickiej Rosji może żona pozostawić sobie nazwisko panieńskie, lub przybrać mężowskie, albo też nosić nazwiska oba, jako nazwisko podwójne. Nie koniec na tym: mąż może przybrać sobie nazwisko żony, albo nosić podwójne, bo „równe prawo dla wszystkich”. Wszystko to pochodzi z obyczaju Żydowskiego. Żydowszczyzna ta spodobała się Polakom i roi się też u nas od nazwisk niewieścich podwójnych, przybieranych całkiem samowolnie. Właściwie należało by każdej takiej wytaczać proces o fałszerstwo dokumentów. (W heraldyce nazwisko podwójne noszą bastardzi. Po polsku mówi się zaś i pisze: „Katarzyna z Dalińskich Józefowa Falińska”. Nazwisko Dalińska-Falińska oznacza pochodzenie z nieprawego łoża jakiegoś Dalińskiego lub jakiejś Falińskiej).

Niejeden wzruszy może ramionami, że się zastanawiam nad takim „drobiazgiem”. Jest ich więcej, jest ich nie mało, a widzi się dopiero na nich, jak dalece jesteśmy zażydzeni. Przyjęte powszechnie „skróty” nazw instytucji stanowią małpowanie żydowskiego zwyczaju, powszechnego u nich już w pierwszej połowie wieków średnich. Zapewne skróty takie nieraz są pożądane i tworzyliśmy je sami, lecz inną metodą. Np. zamiast wygłaszać cały tytuł instytucji: Towarzystwo Wzajemnych Ubezpieczeń w Krakowie pod wezwaniem Św. Floriana – mówiło się zawsze krótko „Florianka”, i wiedziano doskonale w całej Polsce, co to znaczy. (Nie ma w tym żadnego związku z dzisiejszą „Florianka”. Dzieje zażydzenia tej wielkiej instytucji, wydanej po prostu Żydom przez polskie władze z całym w ogóle przemysłem ubezpieczeniowym w całej Polsce, wołają wielkim głosem o dokładne opracowanie). Żydowską metodą nazywało by się to stowarzyszenie „twuk” (TWUK). Istniał w mowie potocznej szereg takich skrótów, dostosowanych do samej rzeczy, usprawiedliwionych jakimś szczegółem itp. Tworzenie nowych wyrazów, cudacznych, metodą jakby akrostychową, nie dopomaga pamięci, lecz ją obarcza, zwłaszcza, że mnożą się te cudactwa bez końca. Coraz częściej zdarza się, że widząc w gazecie grupę zagadkowych liter, nie wiemy zgoła, o czym mowa. Niedługo trzeba będzie wydać do pomocy jaki słowniczek skrótów, ile razy spotkamy się z takim ABCDem (abcdem), przypomnimy sobie o dobrowolnym zażydzeniu. Widać je, bo narzuca się wzrokowi przy każdej przechadzce po mieście. Nowe wywieszki sklepowe sławetnych naszych kupców i majstrów podają ich nazwiska, pisane małymi literami. Moda … żydowska, gdyż w abecadle hebrajskim nie ma dużych liter. 

Takie „drobiazgi” działają, jak „odkrywki geologiczne”, naprowadzając na ślady prawdziwego stanu rzeczy. Im więcej takich rzekomych drobiazgów, tym gorszy los całości. Owe drobiazgi układają się obok siebie i tworzą stopniowo płaszczyznę coraz większą.

Na jej tle coraz łatwiej zażydzać się wcale nie drobiazgami: np. czy zdaje sobie kto sprawę z tego, że obowiązujący w Polsce sposób mianowania głowy państwa wcale nie jest polskim, lecz żydowskim? Trzeba by osobnej a obszernej pracy, żeby wykazać, jakie ustawy i przepisy pochodzą z ducha cywilizacji żydowskiej i wzmagają nasze zażydzenie. Trzeba cywilizacyjnej rewizji naszej konstytucji, administracji i naszych kodeksów. Trzeba by odżydzić panującego w naszych czasach ducha publicznego, a to znaczy wyrzec się ekskluzywizmu intelektualnego. W zagadnieniu zażydzenia i odżydzenia mieści się zmaganie się cywilizacji. (…) Pomysły jakiejś „syntezy religijnej” żydostwa z chrześcijaństwem są po prostu urojeniem. Pisarze żydowscy, dotykający tego tematu, pojmują też tę sprawę bardzo jednostronnie: przyświeca im myśl o zażydzeniu. Być może, że była objawem dobrej woli „misja barbikańska”, ciekawe dążenie do syntezy żydowsko-chrześcijańskiej. Kierunek ten pochodzi od wychrzty nazwiskiem Warszawski, który pochodził z Polski a przebywał w Londynie i tam ową „misję” założył w roku 1886; organizował ją zaś Lifszyc, również z Polski przybyły Żyd. Czy Warszawski chrzcił się jeszcze w Polsce, czy dopiero w Londynie i w jakim wyznaniu, tego nie wiem. Już po odzyskaniu niepodległości wszczęli „barbikanie” agitację we wschodnich województwach i podobno mają już dwie gminy: w Białymstoku i w Równem. Ci wychrzci, nawracający Żydów, obmyślili własną „syntezę” religijną. Uważają podobno tak katolicyzm jako też prawosławie, za bałwochwalstwo; przypuszczać należało by tedy, że odrzucają kult świętych i cześć obrazów i że bliżsi są protestantyzmowi; być więc może, że mamy do czynienia z wpływami którejś z licznych sekt angielskich. Podobno twierdzą też, jako „czyste” chrześcijaństwo należy się przede wszystkim Żydom, jako narodowi wybranemu. Barbikanizm mieści więc w sobie pomysły, zmierzające do zażydzenia Kościoła.

Zażydzenie Kościoła byłoby szczytem tryumfów Izraela. (…) Jeszcze dosadniejszego przykładu wyzyskania Kościoła przez Żydów dostarczyło stowarzyszenie międzynarodowe, złożone z samych kapłanów katolickich, pod nazwą: „Amici Israel”. Organizacja ta rozwijała się wspaniale (sama szybkość rozwoju pobudza do zastanowienia), lecz po dwóch zaledwie latach istnienia Ojciec Św. rozwiązał ją. Krążyło o tym niemało domysłów. Informacji o samym stowarzyszeniu udzielił u nas ks. kanonik Jan Korzonkiewicz w artykule podpisanym całym nazwiskiem a umieszczonym w numerze 110 „Głosu Narodu” z roku 1928. Informacje te są ważne, a ponieważ artykuły zamieszczane w dziennikach giną zazwyczaj bez śladu, przepisuję tu ten artykuł niemal w całości, opuszczając tylko cytaty Pisma Św. W dniu 24 lutego 1926 r. w Rzymie zostało założone międzynarodowe stowarzyszenie kapłanów pod nazwą „Amici Izrael”. Założycielem był ks. dr Antoni van Asseldonk, prokurator generalny Zakonu św. Krzyża, rodowity Holender, człowiek niezwykle wykształcony, władający szeregiem języków, uprzejmy i skromny, a przy tym wpływowy i cieszący się bardzo rozległymi stosunkami, nade wszystko zaś wzorowy kapłan. Zwiedziwszy Polskę, Rumunię, Austrię i Węgry, zetknął się on tam ze sferami żydowskimi. Przystąpienie Asseldonka do zakładania stowarzyszenia „Amici Israel”, spotkało się z niechęcią ze strony wielu księży za granicą. W samym Rzymie poczynania jego przywitano natomiast przychylnie, a Ojciec św. Pius XI nawet udzielił mu swego błogosławieństwa.„Międzynarodowe to stowarzyszenie, do którego mogli należeć tylko księża, założyło swoją siedzibę w Rzymie w dzielnicy 18, przy via di Monte Tarpeo 54. Prezesem był opat benedyktyński, B. Gariader, jego zastępcą Don Vedustus Vanneufyille, kanonik kapituły laterańskiej. Sekretariat generalny, a zatem główny ciężar pracy, objął sam ks. dr Van Asseldonk. Do rady nadzorczej należeli tacy mężowie, jak znany dominikanin Garrigou-Lagrange, profesor Collegium Angelicum, redemptorysta Korneliusz Damen, prof. teologii w „Propagandzie”, O. Himmelreich, sekretarz generała Franciszkanów i kanonik Karol Chuard w Rzymie. Pierwszym protektorem był kardynał van Rossum, drugim kardynał Frühwirth. Poza Rzymem zgłoszenia na członków przyjmowało biuro w Monachium, Pfandhausstrasse I. Stałych składek nie ściągano od członków: na pokrycie kosztów przyjmowano dobrowolne datki.

Do kwietnia 1927 roku do stowarzyszenia zapisało się 18 kardynałów, około 20 arcybiskupów i biskupów i coś około 2.000 księży rozmaitych krajów. Między zapisanymi członkami byli kardynałowie : Bonzano, Casanova v. Casol, Faulhaber (arcybiskup monachijski), Frühwirth (były nuncjusz w Monachium i poprzednik kardynała Lauri’ego na stanowisku wielkiego penitencjonarza), Gasparri (krewniak kardynała-sekretarza stanu), Gasquet, Kakowski, Laurenti, Lucidi, Maurin (arcbp lugduński), Merry del Val (dawniejszy sekretarz stanu Piusa X), Perosi, Pompili, Raconesi, van Rossum (prefekt „Propagandy”), Schulte (arcbp koloński) i Tosi. Nadto przystąpiło ośmiu generałów zakonów, cały episkopat holenderski i wszystek kler Finlandii. Stowarzyszenie zostało kanonicznie zaprowadzone w archidiecezji rzymskiej i w niemieckich diecezjach: Eichstadt, Kolonia, Moguncja, Monachium i Osnabrück; w austriackich diecezjach: Celowiec i Salzburg; węgierskich: Esztergom i Vacz; w jugosłowiańskich: Maribor, Mostar, Prizren, Raguza, Ścibenik i Veglia; w polskich: Łomża, Lwów, Siedlce, Stanisławów (tam nie ma biskupstwa rzymsko-katolickiego, tylko unickie – uwaga F.K.) i Warszawa; w rumuńskiej diecezji Transylvania; w północnoamerykańskich: Aleksandra, Cincinati, Pittsburg, Sioux Falls; nadto w Chinach, w Japonii i licznych krajach misyjnych, podlegających władzy kardynała van Rossum. „Myślą, która ożywiać miała to stowarzyszenie, była myśl misyjna. Celem jego było zjednoczenie żydostwa z Kościołem katolickim. (Tak, a nie inaczej określa cel stowarzyszenia dr C.A. Kaufman, redaktor miesięcznika apolegetycznego pt. „Der Fels” w Frankfurcie n/M., któremu te dane zawdzięczam: „W jednej ze swoich odezw „Amici Izrael” tak pisali: „Już jesteśmy świadkami wydarzeń na całym świecie, świadczących, że łaska Boża zaczyna działać wśród Żydów; jedni bowiem już są nawróceni, drudzy są w drodze do „Damaszku” i szukają Ananiasza, tj. naszej miłości i czynnej pomocy od kapłanów Chrystusowych. Dlatego winniśmy spieszyć na tę drogę do Damaszku, aby ich tam spotkać, przyspieszyć godzinę łaski i także ich połączyć z Sercem Jezusowym i Jego Ciałem; wszak oni są ze krwi Jego”.

Jednak „Amici Israel” mieli nie narzucać się Żydom z pracą misyjną, nie uprawiać prozelityzmu i nie namawiać ich do przyjęcia chrześcijaństwa, lecz sprawę tę chcieli zostawić Panu Bogu, uważając, że jest to sprawa łaski Bożej w pierwszym rzędzie. Dlatego mieli oni modlić się za lud izraelski. Co więcej, „Amici” mieli samych siebie ofiarować Bogu za Izraela, oraz mieli dbać o to, żeby przez należyte spełnianie swoich obowiązków kapłańskich zachęcać Żydów do naśladowania, za przykładem św. Pawła” „Przede wszystkim „Amici” mieli starać się o to, żeby się okazać prawdziwymi przyjaciółmi narodu żydowskiego, podobnie jak Apostoł, okazując im szacunek i miłość. Zwłaszcza zaś mieli unikać niesprawiedliwego i niechrześcijańskiego antysemityzmu, który się szerzy w ostatnich szczególnie czasach”. „Amici Israel” rozwijali bardzo ruchliwą propagandę i umieli wyzyskać każdą sposobność, żeby popularyzować swoje zamierzenia. I tak – żeby tylko jeden przytoczyć przykład – kiedy w październiku ub. roku w Monachium pod protektoratem ks. Kardynała Faulhabera odbywał się kurs homiletyczny, stowarzyszenie to rozrzuciło między uczestników swoje odezwy i potrafiło także wyzyskać to, że ks. kardynał, który był głównym prelegentem, w jednym ze swych referatów publicznie poruszył sprawę stosunków kaznodziei do antysemityzmu, i uczynił wzmiankę o stowarzyszeniu „Amici Israel”. Tyle informacji ks. kan. Korzonkiewicza, kapłana uczonego, zażywającego jak największej powagi.

Nasuwa się wniosek, że istotnym celem towarzystwa była walka z antysemityzmem, a wszystkie inne tylko ponętą. Nie trudno o chrześcijańskie argumenty przeciwko antysemityzmowi, zwłaszcza w krajach, w których niewiele wiadomo o Żydach. „Amici Israel” widocznie tyle tylko wiedzieli o nich, że Żydzi są materiałem na neofitów i nic więcej; zresztą nic więcej ich nie obchodziło. Nawiasem dodajmy, że nie mamy czego żałować owego „for”. Antysemityzm krwawy, i w ogóle kierowany złością samą i nienawiścią istnieje już lat półtrzecia tysiąca. Nie zdał się widocznie na nic, skoro dotychczas sytuacja jest taka sama. Wracając do głównego łożyska naszego tematu, musimy zdać sobie sprawę, że największe niebezpieczeństwo zażydzenia kryje się w „ideale” rzekomej syntezy religijnej. Synteza taka, to absurd, urojenie: wszelkie zaś prace około tego urojenia wyjść muszą na niekorzyść katolicyzmu i cywilizacji łacińskiej, a na korzyć cywilizacji żydowskiej.
prof. Feliks Koneczny