sobota, 28 marca 2020

Ronald Lasecki: Przewartościowanie wartości w czasach zarazy


Ronald Lasecki: Przewartościowanie wartości w czasach zarazy ... 

        W wydanej w 2006 r. powieści SF „World War Z” Ziemia zostaje dotknięta pandemią zombizmu, której kolejne ogniska wybuchają niespodziewanie w różnych miejscach i krajach, stając się z czasem nie do opanowania. Rządy poszczególnych państw mobilizują cały dostępny sobie potencjał, jest on jednak angażowany reaktywnie, tak więc doraźnie i chaotycznie, w odpowiedzi na pojawianie się nowych ośrodków zarazy. Służby państwowe – począwszy od medycznych, kończąc na wojsku – zostają w efekcie nadmiernie rozciągnięte i rozproszone, tracąc skuteczność działania. Aparaty państwowe tracą powoli sterowność, a światowa cywilizacja zaczyna się rozpadać.


Wtedy pojawia się, opracowany niezależnie od siebie przez żydowskie i południowoafrykańskie służby specjalne, drastyczny plan „skrócenia frontu” przez wycofanie się do zamkniętych enklaw i pozostawienia mniej więcej 80% ludności i terytorium własnemu losowi. Plan nawiązuje do rzeczywistego historycznego południowoafrykańskiego projektu wydzielenia na terenie państwa murzyńskich bantustanów i „zwinięcia” politycznej kontroli Pretorii do geopolitycznie najważniejszych obszarów mających pozostać przestrzenią życiową Białych, a także do analogicznych żydowskich planów wydzielenia na terenie Palestyny izolowanych enklaw arabskich, przy zachowaniu kluczowych geopolitycznie ziem w rękach Żydów.

We wspomnianej powieści, „południowoafrykański plan wojny” zostaje wdrożony i w efekcie USA wycofują się na zachodnie wybrzeże,  Japonia – na Hokkaido, Niemcy – do Szlezwiku i Holsztynu, Rosja – na Syberię, Indie – w Himalaje etc. Gdy mija pierwsza fala zakażeń, państwa przeprowadzają operacje odwojowania i oczyszczenia swoich terytoriów z pozostałych tam resztek zombie.

Nasza dzisiejsza sytuacja jest o wiele bardziej komfortowa od tej opisanej w utworze Maxa Brooksa. Śmiertelność zainfekowanych rozprzestrzeniającym się błyskawicznie na całym świecie koronawirusem wśród zdrowych osób w sile wieku oraz wśród dzieci jest szczątkowa, a 80% zakażeń przebiega bezobjawowo. Śmiertelność wzrasta natomiast gwałtowanie wśród osób z osłabioną odpornością, starszych oraz chorych. Zarazem, panika wywołana w społeczeństwach i chaotyczne działania państw, na Zachodzie próbujących pogodzić zwalczanie pandemii z zabobonami ideologii demoliberalnej, stawia państwowe systemy finansowe i instytucjonalne na granicy wydolności, a także paraliżuje ich zaplecze gospodarcze i bez tego zdezorganizowane w myśl ideologii liberalizmu ekonomicznego.

Mówi się, że wraz ze zwiększeniem liczby zainfekowanych zabraknąć może maseczek medycznych, a nawet łóżek i miejsc w szpitalach. Prognozuje się też kryzys gospodarczy i wynikające stąd ograniczenia dostępności dóbr i usług oraz utrudnienia życiowe. Zarażeni paniką przez środki masowego przekazu ludzie, rzucają się by wykupywać asortyment sklepów spożywczych i aptek, choć akurat głód z pewnością nam nie grozi, za to gromadzenie się w zatłoczonych miejscach stwarza dogodne warunki do szerzenia się infekcji. Masowym zjawiskiem stała się absencja w pracy, co z pewnością odbije się na kondycji gospodarki, a zatem możliwości działania państwa. Na platformach społecznościowych mnożą się coraz bardziej absurdalne „miejskie legendy” i teorie spiskowe.

Istnieją solidne przesłanki, dla prognozowania, że zarówno na poziomie społeczeństw jak i stosunków międzypaństwowych, popularniejsze staną się postawy egoistyczne: oto bowiem Niemcy ukradły maseczki medyczne przeznaczone dla Włoch, Londyn wdraża socjaldarwinistyczny plan przetrzebienia własnej populacji, w wyniku czego przy życiu mieliby pozostać sami uodpornieni, a zamykający się na całym Zachodzie w domach ludzie zajmują się gromadzeniem rzeczy, zamiast wzmacniać kluczowe w warunkach kryzysu więzi solidarności społecznej.

Wobec tych wszystkich negatywnych tendencji, chcielibyśmy zaproponować w niniejszej wypowiedzi zarys programu alternatywnego, schodząc kolejno z poziomu ogólnocywilizacyjnego, poprzez państwowy, ku poziomowi życia indywidualnego, czy nawet osobistego.

Po pierwsze zatem, zauważmy że pandemia koronawirusa jest problemem demoliberalnego Zachodu. Chiny, gdzie wybuchła jako pierwsza, poradziły sobie z nią bardzo sprawnie i nowe przypadki zainfekowanych dotyczą tam dziś głównie przybyszów z zagranicy. W państwach nieliberalnych, takich jak Mjanma, Kuba, Wenezuela, Nikaragua, Turkmenistan, Arabia Saudyjska, Erytrea, czy nawet Rosja i Białoruś, liczba zainfekowanych i zmarłych jest, w porównaniu do demoliberalnego Zachodu, albo szczątkowa, albo w każdym razie znacząco mniejsza. To samo dotyczy peryferyjnych w globalnym systemie kapitalistycznym państw afrykańskich, azjatyckich i południowoamerykańskich. Infekcja rozprzestrzenia się kanałami globalistycznymi: poprzez migracje i handel międzynarodowy; międzynarodowy obrót siłą roboczą, ruch turystyczny i pielgrzymkowy, obecność obcych wojsk, podróże zawodowe związane z funkcjonowaniem globalnego kapitalizmu etc.
Wnioski, jakie się tu narzucają, to odejście od demoliberalnej globalizacji i ekonomicznego liberalizmu. I nie chodzi tu wyłącznie o „zamknięcie granic” i ograniczenie swobodnego przemieszczania się ludzi. Lotnicza teleportacja do Londynu na kawę i do Bangkoku by zażyć tam uciech płciowych, jest oczywiście czymś obrzydliwym i praktyki takie powinno się ukrócić już choćby z powodu narastającego zatrucia środowiska, nie wspominając już o ekonomicznym, moralnym i kulturowym ich wymiarze. To jednak tylko poboczne i niewielkie w sumie rozmiarami zjawisko, w porównaniu z przemieszczaniem się ludzi po całym świecie pod dyktando transnarodowych korporacji i globalnego kapitalizmu, a także w pogoni za mirażami materialnego dobrobytu, którymi kapitalizm i korporacje nieustannie kuszą.

Dopóki nie odejdziemy od postaw materialistycznych, napędzanych przez kapitalizm chciwości, zachłanności i konsumpcjonizmu, dopóty problem pozostanie aktualny. Ważniejsze zatem od nakładania ograniczeń na indywidualnych obywateli, jest nałożenie ograniczeń na kapitał, bo to jego samowola stworzyła warunki dla obecnego kryzysu. Epidemia koronawirusa powinna nas zatem prowadzić do wniosku, że polityka musi odzyskać władzę nad kapitałem, a państwo – nad gospodarką. Polityka nie ma służyć gospodarce, ani państwo nie ma służyć kapitałowi. Jest dokładnie odwrotnie: to gospodarka ma stanowić materialne zaplecze dla prowadzenia polityki i być rezerwuarem środków dla niej, zaś kapitał ma służyć państwu i być mu podporządkowany.

Wróćmy teraz do przywołanej na początku powieści Maxa Brooksa. Choć nie jest ona pozbawiona jankesko-syjonistycznych wtrętów propagandowych, to jednak ma dla nas obecnie wartość, wskazując co może zrobić państwo, gdy jego środki nie starczają do wypełnienia wszystkich zadań. Przede wszystkim, państwo powinno stosować kwarantannę już przed pojawieniem się zagrożenia epidemicznego. Rządy zachodnie, a nawet rządy państw nam politycznie bliższych – od Rosji zaczynając, na Wenezueli kończąc – zamykają swoje granice i zarządzają kwarantanne dopiero po wykryciu na swoim terytorium przypadków infekcji. Rządzone przez PiS państwo polskie postąpiło identycznie, czego efektem jest lawinowo rosnąca liczba zainfekowanych.

Racjonalne by tymczasem było zamknięcie granic i powzięcie środków ochrony jeszcze przed pojawieniem się ognisk epidemii we własnym kraju. Gdy już „wróg jest w domu”, tracą one w gruncie rzeczy znaczenie, gdyż koronawirus rozprzestrzenia się niepostrzeżenie, w większości przypadków przebieg infekcji jest bezobjawowy, a okres inkubacji wynosi co najmniej dwa tygodnie. Powziąć wyprzedzające środki zapobiegawcze mogłoby oczywiście jedynie państwo wolne od demoliberalnego i prawoczłowieczego zabobonu, zdolne również do narzucenia swej woli niesubordynowanym jednostkom i kapitałowi, które próbowałyby pomimo zakazów forsować swoje partykularne interesy.

Tutaj pojawia się pole, wymagające zagospodarowania przez siły tożsamościowe. Należałoby mianowicie rozpocząć dyskusję publiczną, nad szkodliwością demokracji, liberalizmu, tzw. „praw człowieka” i kapitalizmu. Należałoby powiedzieć głośno, że ustroje te są szkodliwe, niefunkcjonalne, i że należy je porzucić. W Polsce w tej roli mogłaby teoretycznie wystąpić Konfederacja,  która jednak jest do tego zbyt oportunistyczna (by nie powiedzieć: tchórzliwa), i woli w zamian biegać w kółko za własnym ogonem, powtarzając oszołomskie bzdury o „kreacjonizmie”, „walce z 5G”, „bonach oświatowych”, „mitologii globalnego ocieplenia”, „prawach kierowców”i broni palnej w każdym uczniowskim plecaku.

Mamy wreszcie poziom państwowy i kwestię niewydolności służb publicznych oraz perturbacji w gospodarce. Jak wspomnieliśmy, wydaje się na dziś, że COVID-19 to choroba niebezpieczna przede wszystkim dla grup podwyższonego ryzyka. Te grupy przede wszystkim powinniśmy zatem chronić. Zamiast rozpraszać działania państwowe na zwalczanie kolejnych ognisk epidemii, która dla przytłaczającej większości populacji jest zupełnie nieszkodliwa, powinniśmy „skrócić front” i ograniczyć je do ochrony tych, którzy chorobą wywoływaną przez koronawirusa są rzeczywiście zagrożeni. Pozostała część ludności poradzi sobie sama, przy zapewnieniu jej podstawowej asysty medycznej, nie należy wobec tego wywoływać zbędnej paniki ani zakłócać normalnego funkcjonowania społeczeństwa i gospodarki.

Identyfikacja wśród populacji grupy podwyższonego ryzyka wymaga oczywiście państwowej ewidencji medycznej, a wyizolowanie członków tej kategorii z ogółu społeczeństwa i zabezpieczenie ich przed infekcją oraz skutkami choroby wymaga sprawnych służb państwowych. Rozbijają się zatem w tym miejscu w pył libertariańskie banialuki i „prywatyzacji służby zdrowia” i „państwie minimum”. Spisy powszechne, ewidencja, bazy danych, kontakt z obywatelem – to nabiera dziś kluczowego znaczenia. Do czasu wynalezienia szczepionki, najskuteczniejszym środkiem ochrony przed infekcją jest społeczna izolacja. Należałoby więc osoby z grupy podwyższonego ryzyka umieścić w odpowiednio izolowanych ośrodkach, lub w przypadkach gdy to możliwe, wywieźć na prowincję i ściśle tam monitorować.

Nabiera tu oczywiście znaczenia dostępność na prowincji służb państwowych, placówek medycznych, transportu i komunikacji, infrastruktury umożliwiającej bezpieczne i możliwie komfortowe przebywanie tam osób starszych, bez narażania ich na niebezpieczeństwa wywołane na przykład utrudnionym dostępem do lekarzy i lekarstw. W przypadkach gdy nie dałoby się danej osoby wysłać na wieś i tam monitorować oraz pomagać, należałoby wykorzystać hotele, sanatoria, ośrodki wczasowe i wypoczynkowe etc. Państwo powinno zająć je od kapitalistów na potrzeby sytuacji wyjątkowej. Do czasu zaniku epidemii, osoby z grup podwyższonego ryzyka powinny przebywać w tego rodzaju izolacji i mieć tam zapewnione środki do życia.
Jak wiemy, nasze państwo reaguje inaczej: zamiast „skracać front” i chronić grupy rzeczywiście zagrożone, ustami ministra Szumowskiego sieje w społeczeństwie panikę, dezorganizując przy okazji gospodarkę, reaguje zaś chaotycznie, doraźnie i pod dyktando ulicy, rozpraszając w ten środki na działania zbędne, co naturalnie obniżyć musi skuteczność tych działań i zwiększyć liczbę ofiar epidemii. Rządzone przez PiS państwo polskie spętane jest demoliberalną ideologią i więzami podległości wobec USA i całego Zachodu. Gdy należałoby zablokować możliwość przekraczania granicy przez osoby z zewnątrz, do Polski przyjeżdża 20 tys. jankeskich żołnierzy, którzy oczywiście szerzyć będą zarazę .

Co zatem możemy zrobić jako osoby prywatne?

Po pierwsze, powinniśmy zadbać o osoby z grup podwyższonego ryzyka. Czyli na przykład wysłać wiekowych rodziców na wieś, gdzie byliby mniej narażeni na zarażenie się koronawirusem. Warto też pomóc innym osobom starszym lub chorym, na przykład robiąc im zakupy. Pochwalić w tym miejscu wypada działaczy Konfederacji, którzy taką właśnie inicjatywę podjęli.

Po drugie, nam samym raczej nic poważnego nie grozi, wobec tego nie należy poddawać się panice. Normalnie chodzić do pracy, służyć społeczeństwu w trudnym dla niego momencie, nie rzucać się do robienia niepotrzebnych zapasów. Jeśli ktoś jest zdrowy i młody, to nie umrze ani nic szczególnego mu się nie stanie. Nie ma więc potrzeby podejmowania nadzwyczajnych kroków. Odmienne przekonanie to tylko efekt społecznej paniki nakręcanej przez goniące za sensacją środki masowego przekazu. Ot, mamy kolejny asumpt do dyskusji nad zasadnością cenzury i uwolnienia się od liberalnego zabobonu.

Dotykamy tu przy okazji głębszego problemu z obszaru mentalności społecznej. W ostatnich latach na popularności zyskują koncepcje tzw. survivalu i prepperstwa. Sam piszący te słowa jest nimi zainteresowany i uważa je za niepozbawione wartości. Nie da się jednak nie zauważyć, że, przy całej swojej pomocności, obciążone są one markującą ich jankeskie pochodzenie skazą indywidualizmu. Oto bowiem przećwiczenie pewnych umiejętności i nagromadzenie odpowiedniego sprzętu ma nas jakoby uchronić przed nieszczęściami w sytuacjach ekstremalnych.

Tymczasem znane historii losy ludzi rzuconych w nieprzyjazne sobie środowisko (podróżnicy, ofiary klęsk naturalnych, uczestnicy wojen), uczą nas, że podstawowym warunkiem przetrwania jest wytworzenie siatki przyjaznych i uzupełniających niedomagania jednostki relacji społecznych. Zagubieni w obcych krajach podróżnicy przeżywali, jeśli pozyskali przewodników i pomoc od krajowców. Zbiegli jeńcy, partyzanci, uchodźcy musieli mieć oparcie w miejscowych społecznościach. Baza materialna jest oczywiście ważna, ale nie zastąpi nigdy wsparcia jakie masz w rodzinie, wśród przyjaciół, w mannebundzie, we wspólnocie sąsiedzkiej, społeczności lokalnej etc.

Teorie survivalu i prepperstwa należy zatem „zeslawizować”. Nasza indoeuropejska i słowiańska mentalność jest inna niż mentalność jankeska. Nie izoluje się w niej atomistycznie pojmowanej jednostki, lecz integruje zespoloną wspólnotą krwi i ziemi i zgromadzoną wokół jednej idei wspólnotę. Nie bądźmy więc dziś materialistycznymi egoistami, bo nie ilość zgromadzonych toreb makaronu i rolek papieru toaletowego przesądzi o tym, czy zaraza zbierze w Polsce obfite, śmiertelne żniwo. Jeśli masz zapas zamrożonego pieczywa a Twój wiekowy sąsiad nie ma, to oddaj mu swoje by nie musiał wychodzić do sklepu, a sam w razie potrzeby zawsze możesz dokupić sobie bochenek. Nie rozdrapuj całych zapasów sklepów, jeśli widzisz że obok zakupy robią ludzie starsi, którym takie zapasy naprawdę mogą uratować życie.

Po trzecie, przy okazji epidemii warto podjąć refleksję o śmierci i zrewidować swój do niej stosunek. Życie zostało na współczesnym Zachodzie uznane za świętość i najwyższą wartość, tymczasem to bezzasadne. Śmierć wyparto poza granicę świadomości, choć jest naturalnym elementem porządku rzeczy. Człowiek Zachodu kurczowo trzyma się życia i panicznie boi się śmierci, gdyż jego perspektywa aksjologiczna zamyka się fizycznym komfortem życia i materialnym dostatkiem. Życie nie jest tymczasem świętością ani najwyższą wartością, a człowiek wart swego miana żyje tak, że jego życie jest poświęceniem dla przyświecającej mu idei. Wychodzi wtedy śmierci śmiało naprzeciw i przyjmuje ją z godnością. Nawet jeśli czyjemuś życiu niedostatecznie przyświecał blask idei a bardziej znaczyła je  pogoń za uciechami i dobrami materialnymi, nigdy nie jest za późno by powiedzieć sobie że „ten dzień się jeszcze nie skończył”. Nigdy nie jest też za późno by godnie przyjąć śmierć, zwracając się w ten sposób ku idei i odchodząc opromienionym jej blaskiem. Nie trzymajmy się zatem kurczowo życia ani nie panikujmy w obliczu śmierci, bo to rzecz schyłkowych, asekuranckich i tchórzliwych warstw społecznych, pozbawionych już zdolności twórczych i podmiotowego stosunku do Historii.

Po czwarte wreszcie, odnieść się wypada do obecnej dyskusji nad zamknięciem świątyń. Na początek zauważmy, że Kościoły prawosławne zajęły tu bardzo jednoznaczne stanowisko, zaprzeczając jakoby źródłem zarazy mogło być przyjmowanie Ciała Pańskiego i wzywając, by wierni chronili się w trudnych czasach w ramionach Chrystusa. Kościół katolicki w Polsce zajął bardziej zniuansowane stanowisko, nie zamykając świątyń ale zarazem udzielając dyspensy za brak udziału we Mszy i radząc wiernym pozostać w domach. Kościoły chrześcijańskie w zachodniej Europie zamknęły z kolei swoje świątynie i wezwały wiernych do chronienia się w domach przed zarazą. Porównajmy to z dotychczasowymi wskaźnikami rozszerzania się infekcji: w Rosji, Białorusi i Ukrainie, ale też w Serbii czy Rumunii, liczba zainfekowanych po trzech tygodniach trwania epidemii idzie w dziesiątki a ofiar śmiertelnych zazwyczaj brak. W Polsce, po tygodniu zarazy mamy blisko dwieście zainfekowanych osób i trzy ofiary śmiertelne. W zachodniej Europie zainfekowanych są tysiące, a ofiar śmiertelnych setki. Nie musi to oczywiście świadczyć o wpływie czynnika religijnego, acz koincydencja niewątpliwie występuje.

Jeśli zatem nie należysz do grupy podwyższonego ryzyka, powinieneś normalnie oddawać część Bogu i przyjmować Eucharystię. Nie należy jednak popadać przy tym w zabobony. Bóg działa poprzez prawa Natury i pomaga tym, którzy sami o siebie dbają. Dyskusja nad tym problemem przypomina dylematy ucznia, zastanawiającego się, czy powinien raczej uczyć się do sprawdzianu, czy modlić o ocenę. Szczególnie jeśli jesteś poganinem, niech Twoja modlitwą będzie samodoskonalenie. Twoim pacierzem niech będzie zaprawa fizyczna, duchowa i intelektualna,  Twoją Mszą – obcowanie z Naturą. Twoje czyny i Twoje dzieła niech będą okazałą ofiarą złożoną przez Ciebie na ołtarzu Prawdy, Dobra i Piękna, pomnikiem wystawionym na chwałę bogom, którzy winni być dla Ciebie przewodnikami i wzorcami na drodze wzrastania w cnocie. Twoje życie niech nie będzie egoistyczną troską o siebie, lecz aktem uwielbienia Absolutu. Jeśli jesteś chrześcijaninem, pamiętaj że Bóg działa również poprzez Twoje czyny, a Ty sam jesteś Jego sługą, nie zrzucaj więc na Boga odpowiedzialności za własną lekkomyślność, niezaradność, lenistwo, czy tchórzostwo.

Tak czy inaczej, w sytuacji egzystencjalnej, a taką niewątpliwie jest zaraza, warto by zarówno poszczególne osoby jak i społeczności dokonały obrachunku zasad, wedle których dotychczas żyły. Taką konstruktywną refleksję warto byśmy przeprowadzili także w odniesieniu do naszej własnej egzystencji – jako jednostek i jako wspólnoty politycznej. I żebyśmy wyciągnęli z niej twórcze wnioski.

Was mich nicht umbringt, macht mich stärker.

  Ronald Lasecki

Za:  http://xportal.pl/?p=36502&fbclid=IwAR1wV6gamMscN_Wt0qgVBtkbY2Rn8x5dLCPAOKjPkRg-fne-OfYnPJLmE7Q

OD REDAKCJI: Jeżeli "pandemia" istnieje...