sobota, 18 lipca 2020

Ronald Lasecki: Wyborczy teatrzyk dla gojów

Ronald Lasecki (@LaseckiRonald) | Twitter 
           Wyborczy teatrzyk dla gojów dobiegł końca. Jeden systemowy plastuś pokonał drugiego systemowego plastusia. Obojętne, który pokonał którego i jak dużą przewagą, bo dla kraju nic to nie zmienia:

- pogłębiana będzie jednostronna zależność Polski od USA i kontynuowane upodlenie naszego państwa w relacjach zewnętrznych;

- zachodnie struktury kapitalistyczne będą mogły nieprzerwanie wyduszać polską gospodarkę (dokonana już eliminacja dużych firm państwowych, marginalizowanie rozproszonego, ludowego kapitału), same wypełniając zwolnioną w ten sposób przestrzeń;
- pandemia zachodniego liberalizmu i postmodernizmu nie napotka żadnych przeszkód do dalszej ekspansji w polskiej noosferze i będzie dynamicznie szerzyć się w społeczeństwie, niszcząc polską aksjologię, a także stopniowo wygaszając potencjał ku intelektualnej podmiotowości.

Te wybory nie miały żadnego znaczenia dla któregokolwiek z tych obszarów, kluczowych dla dalszych losów naszego kraju, ponieważ obydwaj kandydaci reprezentowali w odniesieniu do nich to samo (polityka zagraniczna, gospodarka), lub nawet nie dostrzegali ich istnienia i wagi (kontrola zachodnich monopolistów nad noosferą i przepływem informacji). I nie ma tu znaczenia, że jeden wykonywał gesty bardziej z ducha katolickie, a drugi bardziej z ducha liberalne, bo polityka to kwestia realnych rozstrzygnięć, a nie gestów. O naturze tych koniecznych rozstrzygnięć kilka razy już pisałem, więc powtórzę tu tylko że zachodni liberalizm i postmodernizm szerzy się dziś w Polsce za pośrednictwem popkultury, telewizji, portali społecznościowych i internetu, kinematografii, kolorowej prasy etc. Bez powzięcia w tej dziedzinie działań negatywnych (przeciwdziałanie zachodnim wpływom), jak i pozytywnych (tworzenie własnej narracji), LGBT będzie tutaj miało za pięć lat taką samą pozycję jak na Zachodzie, choćby nawet prezydentem był Bosak lub Braun.
Faktyczne znaczenie wyborów ujawniło się na zupełnie innym poziomie:

1) okazało się oto, że 98% katolickich kontrrewolucjonistów i konserwatystów, a także tzw. „poczuwających się do odpowiedzialności za Polskę narodowców”, to po prostu jeden z segmentów PiS-owskiego elektoratu i krawędziowa przybudówka do tej partii, a nie samodzielna siła ideowa, czy polityczna. Radykalna antydemokratyczna i konserwatywna retoryka nie przekłada się w przypadku tej kategorii na realne decyzje polityczne, ponieważ z chwilą wejścia w okres przedwyborczy, przechodzi płynnie w równie radykalną i egzaltowaną kampanię poparcia dla systemowego PiS.

Osobiście, obserwując wszystkie ekscesy i ogólną demokratyczną histerię tej grupy, nie potrafię już po prostu traktować poważnie tych wszystkich opowieści o „monarchii”, „kontrrewolucji”, „katofaszyzmie”, tudzież aktów strzelistych do różnych „statokratycznych” i „emancypacyjnych” przywódców na świecie, w sytuacji gdy w okolicznościach wyborczych ich autorzy powtarzają jak zepsuta pozytywka, że każdy komu droga sprawa katolicka i kto czuje się politycznym następcą Nyerere i Nasera, dziś ma głosować na neokońską kukłę i jankeską ścierkę do butów Dudę. Mogę chyba powiedzieć, że „coś we mnie pękło” i chyba zawsze będzie to już dla mnie jedynie „zwodzenie” i „mydlenie oczu”.

2) osobiście, dużo mniej „porażony” czułem się stanowiskiem paleoendeków popierających Trzaskowskiego. Nie ze względu na treść tego stanowiska i jego uzasadnienie z którym się nie zgadzam i które uważam za błędne (co wyjaśniłem wyżej), ale ze względu na formę. Otóż, postawa endeków okazała się chłodna, racjonalna, grzeczna, konkretna. A ja, w zasadzie, lubię towarzystwo kulturalnych i zrównoważonych gentlemanów, którzy operują racjonalnymi argumentami a nie histerycznym wrzaskiem i emocjonalnym szantażem. Nawet jeśli się z nimi nie zgadzam, to przynajmniej zachowana zostaje przestrzeń do konstruktywnej dyskusji, a ideologia nie przyciemnia całości relacji towarzyskiej.

W to miejsce, konserwatywno-katoliccy zwolennicy Dudy w najlepszym razie sugerowali, że każdy kto go nie popiera, nie jest dobrym Polakiem i patriotą. Standardem było w tej grupie ideologiczne sfanatyzowanie, histeryczna egzaltacja, propagandowe manipulacje i próby emocjonalnego szantażu. Ludzie, w których przez lata widziałem bliskich przyjaciół, pod wpływem partyjnego PiS-owskiego zacietrzewienia, nie cofali się przed grubiańskimi odzywkami i prostackim trollingiem, byleby tylko wyszło na dobre popieranej przez nich neokońskiej agenturze i jej wyborczej pacynce Dudzie. Na pewnej grupie dyskusyjnej zaczęto nawet usuwać wpisy krytyczne wobec poparcia dla Dudy. Niestety więc, również pewne znajomości prywatne będę musiał co najmniej rozluźnić, bo jeśli ktoś gotów jest na ołtarzu partyjniactwa poświęcić uczciwość w relacjach międzyludzkich, to jest to jak najgorszy prognostyk dla dalszej przyjaźni. Na tym również polega perfidia demokratycznego Systemu, że, zamieniając ludzi w zideologizowane „memoboty” partyjne, nadwyręża i niszczy również naturalne relacje międzyludzkie.

Uważam więc, że obecne wybory były dla Prawicy polskiej testem, który w większości ona oblała. W układzie System-Antysystem, w większości stanęła po stronie Systemu. Gdybyśmy kiedyś stanęli przed realnym wyborem System vs. Antysystem, to wiemy już że, z małymi wyjątkami, katolicka prawica konserwatywna, a także większość narodowców, w tym także narodowych radykałów, stanęłaby po stronie Systemu. Dla Antysystemu posiada to o tyle pozytywny wymiar, że wiadomo już „kto jest kim” i na kogo można liczyć, a od kogo spodziewać się politycznej dezercji.

Tak czy inaczej, te „wybory”, niezależnie od wyniku, nie miały prawa nic zmienić. Być może, po opadnięciu kurzu i emocji, niektórzy, tak się nimi dziś emocjonujący, to zrozumieją. Faktem jednak jest, że System ma się w Polsce dobrze. I będzie szkodził nadal.

Za: facebook.com