niedziela, 30 maja 2021

Bergoglio, inaczej Franciszek – Ojciec Święty? W odpowiedzi panu Arkadiuszowi Jakubczykowi

 

                Miałem niedawno krótką dyskusję z panem redaktorem Arkadiuszem Jakubczykiem z "Myśli Konserwatywnej", na portalu społecznościowym Facebook. Właściwie to trudno w ogóle nazwać to dyskusją, gdyż pan Jakubczyk nie napisał w niej ani jednego zdania merytorycznego, nie przedstawił żadnego argumentu, na poparcie swych tez, próbował jedynie wyśmiać i obrazić swoich rozmówców, z których jeden był magistrem teologii (zasugerował mi nawet, abym usunął się z grona jego znajomych, bo "nie po drodze mu z lutrami", sugerował też że "przejdzie mi to po 40'ce" [w domyśle, sedewakantyzm], a chyba nie zauważył, że dwóch pozostałych rozmówców, podzielających moje zdanie, jest już po 50'ce, i jeszcze im nie "przeszło"...), a ostatecznie, gdy chyba zorientował się, że takim zachowaniem kompromituje jedynie sam siebie, usunął wszystkie komentarze. Bardzo przykro patrzeć na takie reakcje tego człowieka, który w innych dziedzinach, jak polityka, historia czy sprawy społeczne, kieruje się zwykle logiką i zdrowym rozsądkiem, a nasza Redakcja nie raz zamieszcza tutaj jego wyjątkowo celne i trafne spostrzeżenia. Pan Arkadiusz jest legitymistą, i potrafi w świecie politycznym rozróżnić władzę prawowitą, od nieprawowitej. Niestety nie posiada on zupełnie takiego rozeznania w sprawach eklezjalnych, gdzie prawowitość władzy zależy od nieco innych czynników, niż w świecie świeckim. Zamiast jednak chcieć swą wiedzę poszerzyć, by móc merytorycznie odpowiedzieć na argumenty, zamyka się on w swoim getcie, obraża (nazywając "lutrami"), wyśmiewa, czym pokazuje w rzeczywistości jedynie swoją bezradność i strach przed prawdą. Prawda boli i w oczy kole, jak to mówią...

 

Fragment mojej polemiki z panem Arkiem Jakubczykiem.
Jego drwiny i ataki były odpowiedzią na mój komentarz, iż 
"katolicy integralni pamiętają zarówno o suchedniach
jak również o tym, że aktualnie nie mamy Ojca Świętego".
Pan Jakubczyk zarzucił bowiem "krytykantom plotek nt. 
wypowiedzi Ojca Świętego" nie pamiętanie o dniach kwartalnych...
Po skasowaniu komentarzy Pan Arek usunął mnie sam ze znajomych,
 a także zablokował mój profil. No cóż, trochę to wszystko dziecinne...

   W niniejszym artykule postaram się odpowiedzieć na dwa artykuły pana Arkadiusza, w których próbował on, dość nieudolnie, te kwestie poruszyć. Będzie to więc tekst o charakterze polemicznym. Są to jedyne dwie wypowiedzi w których porusza on te tematy (a przynajmniej jedyne, które znalazłem). Jak widać pan Jakubczyk ma albo niewielką wiedzę w tym temacie, albo po prostu go to nie interesuje, i nie stara się on nawet w ten temat wgłębić, i poznać argumentów strony przeciwnej, by móc na nie w ogóle odpowiedzieć. W obydwu tekstach pana Arkadiusza nie znajdziemy bowiem żadnej odpowiedzi, a jedynie dość pretensjonalnie postawione tezy. Tezy, które wynikają właśnie z tego całkowitego nie zrozumienia tego swoistego "kościelnego legitymizmu", i traktowania przez konserwatystów, pokroju pana Jakubczyka, Kościoła w charakterze zwykłej, doczesnej, świeckiej instytucji, tak samo jak można traktować jakiekolwiek inne państwo czy organizację, o określonej strukturze, statucie i władzy, która w odpowiedni sposób musi być przekazywana. Zapomina on przy tym całkowicie, że Kościół ma także naturę nadprzyrodzoną, Boską, że jest Boskiego pochodzenia i jest Bosko-ludzki. Kościół jako Mistyczne Ciało Chrystusa, i Oblubienica Ducha Świętego, ma, podobnie jak nasz Pan Jezus Chrystus, dwie natury - Boską i ludzką, które są zjednoczone w jednym bycie (osobie, bądź społeczności, jaką jest Kościół). Nie można dzielić tych natur, na dwa odrębne podmioty, nie można rozdzielać Kościoła Chrystusowego na jakiś osobny byt nadprzyrodzony (np. Kościół Tryumfujący w niebie), i osobną, ziemską, całkowicie ludzką, materialną instytucję. Kościół Chrystusowy jest JEDEN i niepodzielny, Chrystus Pan nie założył wielu różnych Kościołów lecz Jeden, Święty, Powszechny (katolicki) i Apostolski Kościół.

   Stąd widzimy, że w Kościele panują zgoła inne zasady niż w Państwie, i "kościelny legitymizm" musi w sobie łączyć te dwie cechy, dwie natury Kościoła. Aby być legalnym władcą świeckim, nie trzeba być katolikiem. Również w legitymizmie nie ma takich ogólnych zasad, no chyba że w jakimś Państwie byłoby takie prawo zwyczajowe, które nakazywało by, aby władca przed objęciem tronu był katolikiem, pod groźbą nieważności sukcesji. Nie wiem czy kiedykolwiek, w jakimkolwiek państwie takie prawo istniało, słyszałem jedynie o dwóch takich przypadkach w historii - Hiszpanii i Polsce, ale nie mam ostatecznej wiedzy w tym temacie, więc nie będę wypowiadał jakiś sądów. Podobne zasady jednak mogły panować, i byłoby to dość logiczne w katolickim państwie, a więc np. we Francji przedrewolucyjnej, czy w Świętym Cesarstwie Rzymskim (a później Austriackim). Nie jest to jednak w żadnym wypadku ogólna zasada, a jedynie prawo lokalne, zwyczajowe (które oczywiście dla legitymizmu ma ogromne znaczenie, często nawet większe niż spisane ustawy). W Kościele Świętym natomiast jest absolutnie konieczne, aby być katolikiem. Ktoś kto nie jest katolikiem, jest poza Kościołem, a wówczas nie może pełnić żadnego urzędu w Kościele. Jest to zasada oczywista, wynikająca wprost z Katechizmu i nauczania Kościoła. Wypowiedzi nieomylnego Magisterium Kościoła jasno to potwierdzają. Dotyczy to każdego urzędu w Kościele, także, a nawet zwłaszcza, urzędu Papieskiego, z którym wiąże się bezpośrednio Boska obietnica, przekazana przez Chrystusa, o nieomylności i niezniszczalności Kościoła Bożego. 

   Możemy przytoczyć bardzo wiele wypowiedzi świętych, Doktorów Kościoła i Papieży, choćby Bullę Papieża Pawła IV "Cum ex apostolatus z 15 II 1559: 

„Dodajemy również, że gdyby kiedykolwiek się okazało, że jakiś biskup, [...], czy też kardynał Świętego Kościoła Rzymskiego, albo [...] legat, czy też papież rzymski przed dokonaniem jego wyboru do godności kardynała, albo przed wyniesieniem go do godności papieskiej odpadł od wiary katolickiej, albo popadł w jakąkolwiek herezję: wówczas wybór albo wyniesienie tej osoby, nawet dokonane w zgodzie i jednomyślnie przez wszystkich kardynałów będzie żadne, nieważne i próżne… Prócz tego wszystkie razem i każda z osobna z osób wyniesionych i awansowanych w taki sposób do swych godności, mocą samego faktu, bez żadnego dokonanego w tej kwestii ogłoszenia będą pozbawione wszelkich godności, miejsc, zaszczytów, tytułów, władzy, urzędów i mocy”.
   Niektórzy oczywiście mogą zarzucić, że dokument ten pochodził z XVI wieku i dotyczył głównie protestantów, a od tego czasu powstał nowy Kodex Prawa Kanonicznego (w 1917 r.) w którym takie stwierdzenie (o możliwości utraty urzędu przez Papieża) nie pada już bezpośrednio, a więc poprzednie prawodawstwo (Pawła IV) już nie obowiązuje. Jednak jeszcze w połowie XX wieku większość kanonistów i telogów interpretowała te zapisy jednoznacznie, w zgodzie z tym co pisali święci i Doktorzy Kościoła (św. Antonin, św. Franciszek Salezy, św. Robert Bellarmin etc.). 
Nominacja na Urząd Prymatu. 1. Co jest wymagane przez Boskie prawo dla tej nominacji… wymagane dla ważności jest również, aby osoba wybrana była członkiem Kościoła; i dlatego, wykluczeni są heretycy i apostaci (przynajmniej publiczni).” Coronata, Institutiones Iuris Canonici (Rzym, Marietti, 1950) 1: 312

„Jeżeli rzeczywiście zdarzyłaby się taka sytuacja, to on [rzymski Papież] z mocy prawa Boskiego, odpadłby z urzędu i to bez żadnego wyroku – doprawdy, nawet bez deklaratywnej sentencji. Ten, kto otwarcie głosi herezję sam się stawia poza Kościołem i jest niepodobieństwem, by Chrystus mógł zachować Prymat Swego Kościoła w kimś tak niegodnym. Dlatego też, gdyby rzymski Papież głosił herezję, to jeszcze przed jakimkolwiek potępiającym wyrokiem (który zresztą byłby niemożliwy) utraciłby swoją władzę”. Coronata, Institutiones Iuris Canonici (Rzym, Marietti, 1950) 1: 316

   Jak widać, kanonista Coronata nie powołuje się tutaj na prawo kanoniczne, ale na Boskie Prawo! To bardzo istotna, kluczowa wręcz kwestia. Papież nie podlega prawu kanonicznemu, w tym sensie, że jest on sam najwyższym sędzią i prawodawcą, on ustanawia wszelkie normy prawne, i może je dowolnie zmieniać, wg. swojego uznania. Nie podlega on także żadnym normom prawnym ustanowionym przez swych poprzedników (wiele takich mitów funkcjonuje do dziś wśród "tradycjonalistów", którzy twierdzą że "Papież nie może tego zmienić!" [najczęściej chodzi o ryt Mszy Św., gdzie powołują się oni na Bullę Papieża św. Piusa V Quo primum tempore, lub na zasady dotyczące kanonizacji świętych). On [Papież] jest żywą, widzialną Głową Kościoła, słodkim Chrystusem na ziemi, namiestnikiem Boskiego Mistrza i następcą Księcia Apostołów, św. Piotra, mającym dokładnie tą samą władzę, przymioty i przywileje, które Chrystus Pan dał św. Piotrowi. Papież jest więc Opoką, jest skałą na której zbudowany jest Kościół Chrystusowy. Podlega jednak, jak całe stworzenie, PRAWU BOSKIEMU. Tak więc to na podstawie Boskiego Prawa, a nie prawa ludzkiego, stanowionego, jakim jest prawo kanoniczne, możemy z całą pewnością stwierdzić, że heretyk nie może być Papieżem. Jest to więc Prawda Wiary, a nie jedynie przepis kościelny, który można zmienić, lub który w nadzwyczajnych okolicznościach może nie obowiązywać. Prawdy Wiary są niezmienne, a ich wyznawanie jest konieczne do bycia katolikiem, a więc członkiem Kościoła, czyli do zbawienia wiecznego. To że heretyk nie może być Papieżem, jest więc nie jakąś "opinią teologiczną", a pewnym wnioskiem teologicznym (tak samo jak to, że Maryja Dziewica była wolna od grzechu pierworodnego, co dopiero w XIX wieku zostało ogłoszone jako Dogmat Wiary, a przecież katolicy zawsze tak wierzyli, i uważać inaczej byłoby niedorzecznością).

    Bez zrozumienia tych jasnych zasad, wszelkie wyciągnięte wnioski będą ostatecznie fałszywe, gdyż samo założenie jest z góry fałszywe. Czytając teksty pana Arkadiusza, zdaje się że całkowicie nie dostrzega on faktu rewolucji, jaką był tzw. Sobór Watykański II. Rzeczywiście, jeśli ktoś uznaje, że wszystko było w porządku aż do "wyboru" Jerzego Bergoglio, to znaczy, że taka osoba niczego nie pojmuje, i praktycznie niemożliwym jest, aby zrozumiała w czym tkwi sedno problemu. Problemem nie jest Bergoglio, problemem jest Vaticanum II. To ten fałszywy, zbójecki sobór (jak pisał o nim choćby abp. Lefebvre) wprowadził herezję wolności religijnej, fałszywego ekumenizmu czy kolegializmu, które jak widać pan Jakubczyk uznaje za część nauczania Kościoła. Napisał on bowiem, w swym artykule na Myśli Konserwatywnej z października 2015 r. pt. Konserwatyści, posłuszeństwo względem błędów i księża nieuporządkowani (Naczelnemu…polemicznie) : "zgodnie z prawem kanonicznym jedynie sobór ekumeniczny (powszechny) może oficjalnie uznać i ogłosić papieża za heretyka". To jest herezja koncyliaryzmu, współcześnie określana mianem kolegializmu, głoszona dawniej przez zbójeckie sobory w Bazylei, Konstancji etc. oraz ostatnio na zbójeckim soborze "Watykańskim II", a potępiona przez Papieży. Sobór powszechny nie ma władzy nad Papieżem, gdyż jak napisałem powyżej, Papież posiada najwyższą, Chrystusową władzę nad Kościołem. Władza Papieża jest niepodzielna i absolutna, nie ma on władzy tylko nad tym, co jest bezpośrednio z Boskiego ustanowienia, czyli nad Bożym Objawieniem, i wynikającym z niego Prawem Boskim, oraz Sakramentami, które Bóg sam ustanowił (Papież nie może znosić Sakramentów Świętych ani ustanawiać nowych, nie może też zmieniać ich formy czy materii, a jedynie orzekać, o tym co należy do formy lub materii, komu i jak wolno sprawować Sakramenty etc.).

   Ciekawe w jakim Kodexie Prawa Kanonicznego pan Arkadiusz znalazł tak heretyckie zdanie? Domyślam się, że za pewne nie w katolickim Kodexie Piusowsko-Benedyktyńskim z 1917 r., a w heretyckim, wojtyliańskim, z 25 stycznia 1983 r. (promulgacja przez antypapieża, heretyka Jana Pawła II, którego pan Jakubczyk nazywa "świętym" [sic!]), w którym poza tym dopuszczono także, m.in. interkomunię z protestantami, oraz inne bluźnierstwa, nadużycia i herezje, za które w Kościele katolickim grozi ekskomunika mocą samego prawa. To kolejny dowód na herezję posoborowych "papieży". Nowy katechizm, nowe prawo kanoniczne, czy nowa, posoborowa liturgia (novus ordo), zmieniony na czysto protestancki (wzorowany na luterańskim i kalwińskim) ryt nowej "mszy", którą współtworzyło sześciu protestanckich pastorów, zmienione ryty wszystkich pozostałych sakramentów, w tym oficjalnie zmienione słowa formy oraz często także i materia, co powoduje ich niezaprzeczalną nieważność (jak w przypadku nowych "sakr biskupich"). Jeden Sakrament – Ostatnie Namaszczenie, został praktycznie całkowicie zniesiony, i zastąpiony zupełnie nowym tworem – "namaszczeniem chorych", w którym nie pozostało już zgoła nic z jego pierwotnego znaczenia liturgicznego, teologicznego i duszpasterskiego. Do tego oczywiście ciągłe łagodzenie dyscypliny, usunięcie postów, okresów zakazanych, Indexu Xiąg Zakazanych, usunięcie w praktyce kultu Najświętszej Maryi Panny i Świętych, zwłaszcza św. Michała Archanioła, brak mówienia o konieczności pokuty, o piekle, o czyśćcu, o zbawieniu, o nawróceniu, o jedynozbawczości Kościoła, brak potępienia herezji, fałszywy ekumenizm i herezja wolności religijnej, to wszystko po to, aby przypodobać się protestantom oraz innym heretykom i schizamtykom. Rzeczywiście, jak to napisał pan Jakubczyk, śmierdzi Lutrem, i to na kilometr... Od posoborowych "papieży" i całej tej modernistycznej sekty nowego porządku.

Pseudopapież Bergoglio i luteranie, 500'a rocznica reformacji.

   Jeśli jednak ktoś nie zauważył, że ta jawna i publiczna (na forum zewnętrznym) formalna herezja (moderniści nie byli niczego nie świadomymi nieukami i ignorantami, mieli studia, wiedzę i ogromną inteligencję, potrafili skutecznie działać w ukryciu przez ponad 50 lat, od ich potępienia przez św. Piusa X, aż do ujawnienia po śmierci Papieża Piusa XII) nie wlała się do struktur watykańskich w roku 2013, lecz w 1958 r., gdy wybrali swojego "papieża" – "uśmiechniętego" Anioła Roncalliego – "Janka XXIII", który celowo, z całą świadomością, przyjął imię średniowiecznego antypapieża, aby zaznaczyć kim jest (a raczej, kim nie jest), znaczy to że taka osoba albo całkowicie nie zna tradycyjnego nauczania Kościoła, albo specjalnie wprowadza ludzi w błąd. Nie da się pogodzić Magisterium Kościoła katolickiego, z antymagisterium Vaticanum II i posoborowych pseudopapieży. Jest to istotna sprzeczność. Dlatego posoborowy "kościół" nie jest Kościołem katolickim. O tych sprzecznościach napisano już bardzo wiele, sporo było już na ten temat poważnych opracowań na tej stronie i nie tylko. Mogę wspomnieć choćby kilka tekstów J. Exc. x. Bp. Donalda Sanborna: Sprzeczność Vaticanum II z nauczaniem Kościoła katolickiego"Sobór Watykański II" – największa katastrofa w historii świata, VATICANUM II, PAPIEŻ I BRACTWO ŚW. PIUSA X (FSSPX)Sedewakantyzm: w obronie autorytetu Kościoła katolickiego i papiestwa, Pozbądźcie się złudnych nadziei co do Ratzingera itp. Pisze on m.in.:

     Vaticanum II głosi herezję o jedności Kościoła, a mianowicie, że Kościół Chrystusa nie jest identyfikowany wyłącznie z katolickim Kościołem, lecz jedynie w nim trwa. Ta heretycka doktryna zawarta jest głównie w Lumen Gentium, a jej heretyckie znaczenie zostało podtrzymane w wypowiedziach Pawła VI oraz jego następców, szczególnie w Kodeksie Prawa Kanonicznego z 1983 roku, w Orzeczeniu dotyczącym Kościoła i komunii z 1992 roku oraz w Dyrektorium Ekumenicznym.

     Stoi ona w sprzeczności z nauczaniem Kościoła katolickiego, zawartym głównie w encyklikach: Satis Cognitum Papieża Leona XIII, Mortalium Animos Papieża Piusa XI, Mystici Corporis Papieża Piusa XII oraz w potępieniu "teorii kościołów siostrzanych" (Branch Teory) wydanym przez Święte Oficjum za Papieża Piusa IX.

   Odpowiedź pana Arkadiusza, zawarta w obydwu jego tekstach (zacytowanego powyżej, oraz jego pewnego uzupełnienia z 2018 r.: Franciszek – Ojciec Święty inaczej?) nie jest skierowana do nas, integralnych rzymskich katolików, lecz do tych różnych konserwatystów novus ordo, którzy twierdzą że "uznają" pana Bergoglio za papieża, a jednocześnie krytykują go we wszystkim (podobnie zachowują się zresztą neo-lefebryści z oficjalnego FSSPX, którzy zaniechali już praktycznie jakiegokolwiek czynnego oporu, więc można ich dołączyć do tej samej grupy "krytykantów"). Jeżeli założy się tak jak oni, że Vaticanum II był "katolickim soborem", a posoborowi pseudopapieże są "katolickimi Papieżami", i ogólnie "kościół [po]soborowy" jest tym samym co Kościół katolicki, to rzeczywiście, jak pisze pan Jakubczyk: "Tak naprawdę, to, czym Franciszek różni się od swoich poprzedników, jest kwestią optyki i medialnej percepcji, a nie substancji.". Oczywiście, że tak! Bergoglio nie różni się zasadniczo niczym od Ratzingera, Wojtyły, Montiniego etc. Głoszą tą samą doktrynę, opartą o modernizm i ekumenizm Vaticanum II. Kontynuują to samo dzieło zniszczenia katolickiej Wiary i Kościoła. Media pokazują Bergoglio w lepszym świetle dlatego tylko, że wydaje im się on bardziej "ludzki", "humanitarny" etc., co okazuje m.in. tym, za co rzekomo powinniśmy go chwalić, a więc zachęcając do życia w pokorze, do udzielania pomocy ubogim i ochrony słabszych. Ale przecież tak samo światowe media ukazywały na początku Roncalliego, jako "dobrego, uśmiechniętego papieża" (w przeciwieństwie do papieży katolickich), tak samo też media ukazywały Wojtyłę, dopiero niedawno zaczęła się nagonka w związku z ukrywaniem pedofilii w neokościele, ale to już długo po śmierci i "kanonizacji" Wojtyły, wcześniej był on (przynajmniej w polskich mediach) wręcz nietykalny.

Pan Jakubczyk cytuje fragment wypowiedzi, na którą polemicznie odpowiada :

Dlatego tak bardzo krytykowany był uwalniający Mszę Wszechczasów Benedykt XVI, a tak wielką sympatią cieszy się całujący heretycką biblię Franciszek, nie tylko rezygnujący z reprezentowania Majestatu Kościoła, ale wprost okazujący temu Majestatowi wzgardę.

   To wręcz zadziwiające, że w tym jednym zdaniu można było zawrzeć aż tyle kłamstw. Po pierwsze, jak doskonale wiemy, Ratzinger niczego nie "uwolnił". W Kościele katolickim "stara" Msza Św. nigdy nie została zakazana, bo po prostu innej Mszy Rzymskiej nie było i nie ma (może kiedyś będzie, bo Papież MOŻE to zmienić, ale na pewno nie będzie to heretycki Novus Ordo Missae), zaś w modernistycznym neokościele nie została przywrócona katolicka "Msza Wszechczasów", tylko msza Roncalliego z 1962 r., którą można raczej nazwać "formą przejściową", "mszą soborową", czy jak to określił x. Bugninii "pomostem łączącym stare z nowym". Po drugie, czy Ratzinger (tak samo jak wcześniej Wojtyła etc.) nie robił dokładnie tego samego? Nie modlił się wspólnie z protestantami? Nie urządzał heretyckich, bluźnierczych, międzyreligijnych spędów ekumeniackich w Asyżu? Czy nie okazywał on tym samym wzgardy Majestatowi Kościoła? Czy okazywanie wzgardy Majestatowi Kościoła objawia się bardziej w czysto zewnętrznym ubiorze i zachowaniu, niż w istotnych czynach, słowach, gestach, symbolach etc.? Xiędza Ratzingera od pana Bergoglio pod tym względem różniły jedynie czerwone buty i mucet, których ten drugi unika. Ale buty i pelerynka nie czynią jeszcze Papieża...

Herezjarcha Ratzinger podczas modlitwy 
W heretyckim, luterańskim zborze...

    My, katolicy rzymscy integralni, wiemy jednak, że tak nie jest. Jako katolicy wierni niezmiennemu i nieomylnemu Magisterium Kościoła i normom przez tenże Kościół ustanowionym, trzymający się Tradycji i nauczania wszystkich katolickich Papieży aż do Piusa XII włącznie, możemy z całą pewnością stwierdzić, że Jerzy Bergoglio zwany "Papieżem Franciszkiem", podobnie jak wszyscy jego modernistyczni poprzednicy od "Jana XXIII", są formalnymi, uporczywymi i jawnymi (publicznymi) heretykami, a więc nigdy nie byli Papieżami Kościoła katolickiego. To stwierdzenie obiektywnego faktu nie jest osądem, bo do takiego nikt na ziemi, żadna ludzka władza (żaden kardynał ani sobór powszechny) nie jest upoważniona. Stolica Apostolska przez nikogo nie może być sądzona! (jak mówi stara, katolicka maksyma). Nie ma władzy sądowniczej nad Papieżem, nikt też nie może unieważnić jego wyroku. Żaden kardynał nie może nagle, kilka godzin, dni, miesięcy czy lat po konklawe, stwierdzić że jednak ma wątpliwości co do ważności i legalności dokonanego wyboru. Gdyby tak było, to każdy kardynał mógł by "unieważnić" wybór dowolnego Papieża, gdyby coś mu się nagle przestało podobać (np. personalne, polityczne czy administracyjne decyzje lub poglądy tegoż Papieża). Tak zresztą rozpoczęła się przecież Wielka Schizma Zachodnia, gdy kilka miesięcy po konklawe w 1378 r., na którym wybrano Papieża Urbana VI, część niezadowolonych (z przyczyn czysto politycznych) z jego pontyfikatu (głównie francuskich) kardynałów stwierdziła, że było ono nieważne, bo działali rzekomo "pod przymusem", i postanowili "złożyć go z urzędu" i wybrać sobie własnego "papieża" – kard. Roberta z Genewy, byłego arcybiskupa Cambrai – antypapieża Klemensa VII (najpierw próbowali oni zmusić prawowitego Ojca Świętego do ustąpienia, zarzucając mu m.in. "herezję" etc., następnie sami ogłosili "nieważność" jego wyboru). W ten sposób doszło do trwającego blisko 50 lat okresu schizmy, w którym świat chrześcijański (Christianitas) był podzielony na dwie, a później aż trzy obediencje (rzymską, awiniońską i pizańską). Kościół katolicki za prawowitych uznaje Papieży obediencji rzymskiej (Urbana VI, Bonifacego IX, Innocentego VII, Grzegorza XII), "papieży" awiniońskich uznając za uzurpatorów. "Papieże" obediencji awiniońskiej i pizańskiej są tradycyjnie nazywani antypapieżami.

    Pan Jakubczyk w swym nowszym tekście, z 2018 r. stwierdza, że jego osobiste podejście do osoby pana Jerzego Bergoglio jest podejściem „(…) syna, który (po prostu) powinien szanować ojca nawet jeśli nie widzi racji jego zachowania (Syr 3) – zwłaszcza że chodzi o Ojca Świętego, czyli następcę św. Piotra". Mamy tu więc klasyczny argument "złego tatusia", który jednak wciąż pozostaje tatusiem, choćby nawet był alkoholikiem, zbrodniarzem lub mordercą, i należy mu się szacunek. Porównanie to jednak jest bezzasadne i bezsensowne, bo wynika znowu z niezrozumienia tej zasadniczej różnicy, jaka istnieje między Bosko-ludzkim Kościołem Chrystusowym, a jakąkolwiek czysto ludzką społecznością czy instytucją lub organizacją, także rodziną, która jest podstawową komórką społeczną. W rodzinie bowiem kwestie biologiczne są istotne (choć nie tylko i wyłącznie, bo przecież mamy także rodziny adopcyjne i inne, gdzie nie ma co prawda żadnego biologicznego pokrewieństwa, ale w praktyce lub w kwestiach prawnych nie ma to często żadnego znaczenia). Podobnie sytuacja wygląda w narodzie, który również jest tworzony przede wszystkim przez wspólnotę ludzi mających wspólne pochodzenie etniczne (wspólnota krwi i przodków) ale nie tylko, bo mogą zostać do niego "przysposobieni" (adoptowani) także członkowie innych wspólnot etnicznych, zwłaszcza pochodzący z tej samej grupy cywilizacyjnej, mający wspólną lub podobną kulturę, religię i tradycję, którzy wyrażają taką chęć i do tego dążą (wspólnota kulturowa). W Kościele natomiast najważniejsze jest pokrewieństwo duchowe. Ktoś kto nie wyznaje tej samej katolickiej Wiary, nie przyjmuje tych samych Sakramentów, oraz nie ma tego samego autorytetu, jakim jest niezmienne i nieomylne Magisterium, nie jest związany w żaden sposób z resztą Kościoła, nie należy do jego wspólnoty, nie jest z nią w żadnej kościelnej jedności. Nie może więc być dla nas – członków tej wspólnoty – ojcem, duchowym ojcem, zwłaszcza że chodzi o Ojca Świętego, czyli następcę św. Piotra! My – sedewakantyści, po prostu wykonujemy test na ojcostwo, jakim jest katolicka Wiara i zgodność z katolickim DNA – Magisterium Kościoła, a z którego jasno wynika brak pokrewieństwa. To nie jest (i nigdy nie był) nasz ojciec. Nie odrzucamy jego praw do ojcostwa, po prostu potwierdzamy jego całkowity brak. Nie jest odmową czy brakiem szacunku stwierdzenie, że ktoś nie miał nigdy podstaw do tego szacunku. Okazywanie szacunku komuś, komu się on nie należy, jest bałwochwalstwem (ostatecznie bowiem każdą cześć jaką okazujemy człowiekowi, czy będzie to ojciec czy matka, czy xiądz czy biskup, xiąże czy kardynał, król, cesarz czy też Papież, okazujemy w istocie samemu Bogu. Czcząc uzurpatorów, czcimy anty-Boga, czyli diabła...). Tu nie ma miejsca dla, jak to się wyraził pan Jakubczyk, "zachowywania pozorów" [sic!]. 

Dwóch kacerzy na jednym obrazku.
Który to Luter?

   Wiara katolicka nakazuje nam heretyków unikać, mówi o tym zresztą już samo Pismo Św., św. Paweł Apostoł uczy: ,,Heretyka po pierwszym i drugim upomnieniu unikaj. Wiedząc, że taki człowiek jest przewrotny i grzeszy, i sam siebie osądza.''  (Tytus 3:10-11). Od heretyków pokroju pana Bergoglio, od których śmierdzi Lutrem na kilometr, musimy się trzymać jak najdalej. Podobnie zresztą jak od tych, co w imię fałszywie rozumianego posłuszeństwa twierdzą że "uznają go" za "papieża" a jednocześnie krytykują go we wszystkim. Od nich również śmierdzi modernizmem, kloaką wszystkich herezji (jak pisał św. Pius X Papież). Trzeba robić dokładnie odwrotnie, niż sugeruje pan Jakubczyk, a więc publicznie pisać o ich błędach i herezjach, napominać, ostrzegać, być jak te "psy pańskie" (jak określano niegdyś Zakon Kaznodziejski) – a więc szczekać w porę i nie w porę, ostrzegając przed heretykami, "złodziejami dusz". Jednocześnie powinniśmy modlić się za nich, o ich nawrócenie, ale nigdy nie z nimi lub w jedności z nimi (una cum) manifestując tym samym wyznawanie tej samej co oni, fałszywej, heretyckiej doktryny. Kto modli się z heretykami, sam staje się heretykiem – jak naucza nas Św. Agaton, Papież. Panu Jakubczykowi możemy również życzyć jedynie nawrócenia, przypominając, że poza Kościołem nie ma zbawienia. Jest tylko jeden Kościół katolicki, w którym mieszają się różne i przeciwstawne sobie szkoły teologiczne i filozoficzne, to fakt. Ale Kościół jest zjednoczony jednością tej samej Wiary, Sakramentów oraz Autorytetu. Nieomylność i niezniszczalność Kościoła polega na tym, że nigdy nie zbłądzi on, nigdy nie będzie nauczał herezji, nigdy nie będzie prowadzić ludzi na manowce, nigdy nie wyrzeknie się Wiary, którą otrzymał od Chrystusa i Apostołów, nigdy nie wypowie buntu Prawdzie, którą jest Chrystus, jak zrobił to Luter i inni heretycy. Nigdy prawdziwy Kościół nie wprowadzi grzesznych, niemoralnych norm dyscyplinarnych, prawnych czy liturgicznych, prowadzących raczej do apostazji, bezbożności i wiecznego potępienia, niż do zbawienia. Owszem, poszczególni hierarchowie często upadali, ale ,,Stolica Piotrowa jest zawsze wolna od wszelkiego błędu zgodnie z Bożą obietnicą uczynioną przez naszego Pana” (Sobór Watykański, Konstytucja dogmatyczna o Kościele Chrystusowym „Pastor aeternus”, 1870 r.).

    Gdyby tak się stało, oznaczało by to, że bramy piekielne jednak przemogły Kościół, a więc że nasz Pan Jezus Chrystus mylił się, lub w błąd nas wprowadził. To niemożliwe. Gdyby Vaticanum II i posoborowi pseudopapieże mieli rację, oznaczało by to że wcześniejsi, katoliccy Papieże i sobory mylili się, że mylił się Sobór Florencki, Trydencki, Watykański, że mylili się Papieże, zwłaszcza od Grzegorza XVI do Piusa XII włączenie, na czele ze św. Piusem X, którzy dokładnie potępili wszystkie tzw. błędy współczesne, liberalizm, modernizm, wolność religijną, fałszywy ekumenizm, synkretyzm, rozdział państwa od Kościoła, prawa człowieka, rewolucjonizm, socjalizm, materializm etc. Wszystko to zostało już jasno potępione, w wielu oficjalnych i ostatecznych dokumentach. Wiele z tych rzeczy znajduje się jednak, mniej lub bardziej, w dokumentach Vaticanum II i posoborowych "papieży". To niemożliwe, aby Kościół mylił się przez setki lat, ani też niemożliwym jest, aby Kościół katolicki mylił się przez ostatnie 60 lat (jak twierdzą np. lefebryści, twierdzący zgodnie z prawdą, że "Kościół Soborowy" myli się, ale wciąż w jakiś dziwny sposób nadal uważający ten "kościół" za Kościół katolicki). W oby przypadkach oznaczało by to, że Duch Święty, zesłany przez Boga Ojca i Chrystusa na Apostołów, opuścił Kościół na pewien czas, wbrew obietnicy Chrystusa. Wg. modernistów (podobnie jak według Lutra) był to okres mniej więcej od początków średniowiecza (lub od edyktu mediolańskiego wg. Lutra) aż do modernistycznej rewolucji Vaticanum II, w latach 1962-1965, którą moderniści okrzyknęli przecież mianem aggiornamento, nowej wiosny Kościoła, nowego Zesłania Ducha Św. etc. (wg. Lutra była to oczywiście jego rewolucja, czyli lata 1517-1521). Natomiast zdaniem wielu pseudo-tradycjonalistów z pod znaku FSSPX stało się odwrotnie, to w 1962 r., ich zdaniem Duch Św. spakował walizki i wyjechał na urlop... Pozornie na najbardziej "logicznych" wychodzą tu ludzie pokroju pana Jakubczyka, czyli ci umiarkowani konserwatyści novus ordo, którzy usilnie próbują wmówić (raczej sami sobie) że nie ma żadnej sprzeczności między tym co było przed, a tym co jest po Vaticanum II, że nie dokonała się żadna "rewolucja w tiarze i kapie". Jest to jednak życie w świecie ułudy i iluzji, coś jak usilna, ślepa wiara w jednorożce i krasnoludki, to całkowite odrzucenie realnej, obiektywnej rzeczywistości i faktów, które mówią same za siebie. Nic nie da wmawianie sobie, dla wygody i spokoju własnego sumienia, że jest tak, jak byśmy chcieli, aby było... Dla nas integralnych rzymskich katolików nie jest to przyjemne, że nie mamy Papieża od ponad 60 lat. Jest to dla katolika integralnego, Ultramontanty, Papisty, dla którego te określenia są powodem do honoru i dumy, wyjątkowo trudne i bolesne, ale taka po prostu jest prawda, i nie można się na nią obrażać, ale trzeba się pogodzić z rzeczywistością. 

    Nie oznacza to oczywiście że Kościół katolicki przestał istnieć, lub że został zastąpiony jakimś innym, nowym kościołem. Kościół katolicki cały czas trwa, niezmienny, zawsze ten sam, jakim go Chrystus Pan ustanowił. Chociaż nieliczny, pozbawiony doczesnej władzy, środków, majątków, budynków, miejsc, struktur etc., cały czas istnieje, i będzie istnieć, do końca świata. Jak pisał św. Atanazy Wielki: "Nawet jeśli katolicy wierni Tradycji zmaleją do garstki, to oni właśnie są tymi, którzy są prawdziwym Kościołem Jezusa Chrystusa".
     "Niech Bóg was pocieszy!... Co zasmuca was to fakt, że inni zajmują kościoły przemocą, podczas gdy wy w tym czasie jesteście na zewnątrz. Jest faktem, że mają oni budynki, ale wy macie Wiarę Apostolską. Mogą oni okupować nasze kościoły, lecz są oni na zewnątrz miejsc kultu, a w nas mieszka wiara. Rozważmy co jest ważniejsze - miejsce czy wiara? Oczywiście, prawdziwa wiara. Kto przegrał a kto wygrał w tej walce, ten kto zachowuje budowlę czy ten, kto zachowuje wiarę? To prawda, budowle są dobre, kiedy Wiara Apostolska jest w nich głoszona. Są one święte, jeśli wszystko jest tam sprawowane w święty sposób.

     Wy jesteście tymi, którzy są szczęśliwi. Wy, którzy pozostajecie wewnątrz Kościoła przez waszą wiarę, którzy przylgnęliście mocno do fundamentów wiary, która przyszła do was z Tradycji Apostolskiej. I choć przeklęta zazdrość próbowała ją zachwiać przy licznych okazjach, nie odniosła ona sukcesu. Oni są tymi, którzy się w obecnym kryzysie z niej wyłamali. Umiłowani bracia, nikt nigdy nie przemoże waszej Wiary. Wierzymy i my, że Bóg pewnego dnia da nam z powrotem nasze kościoły. Tak więc z im większą przemocą próbują oni okupować miejsca kultu, tym bardziej oddzielają się od Kościoła. Twierdzą oni, że reprezentują Kościół, lecz w rzeczywistości są oni tymi, którzy sami się z niego wyrzucają i schodzą na błędną drogę. Nawet jeśli katolicy wierni Tradycji zmaleją do garstki, to oni właśnie są tymi, którzy są prawdziwym Kościołem Jezusa Chrystusa."

Święty Atanazy Wielki

Źródło: Nicene and Post-Nicene Fathers: Series II, Volume IV. Athanasius: Select Writings and Letters. Edinburgh, 1886.

    Sekta novus ordo  – modernistyczny neokościół jest dokładnie tym samym co "kościół" Marcina Lutra, a jeszcze dokładniej, jak "kościół" Anglii. Zachował on wszelkie zewnętrzne pozory; dawniej katolickie świątynie, stare modlitwy, nabożeństwa, duchownych, struktury, organizację kościelną, zwyczaje etc. Jednak to wszystko jest tylko pustą skorupą, wydmuszką, atrapą i imitacją prawdziwego Kościoła. Kościół katolicki jest bowiem tam (i tylko tam), gdzie jest katolicka Wiara!

w Czwartek w Oktawie Zesłania Ducha Św.,

Michał Mikłaszewski, redaktor naczelny

Za:  https://tenetetraditiones.blogspot.com/2021/05/bergoglio-inaczej-franciszek-ojciec.html