piątek, 31 maja 2013

ESBECKIE KORZENIE III RP - Robert Larkowski

PRZYCZYNEK DO CZYSTOŚCI ETOSU...
Cały naród(wybrany?) głośno pomstował, że wstręciuchy z IPN-u wywlekli na światło dzienne dokumenty z tajnych rozmów świętego Jacka Kuronia od Zupek ze Służbą Bezpieczeństwa, które bohater korowszczyzny prowadził w latach 1985-1988 z majorem, później pułkownikiem Janem Lesiakiem - w IIIRP ulubieńcem Wałęsy, używanym do specjalnych poruczeń, m.in. nękania Porozumienia Centrum Kaczyńskich. Monologi Kuronia z bezpieką miały charakter sondaży politycznych władz PRL, które szukały historycznego otwarcia na rewizjonistyczną opozycję w celu przeprowadzenia kosmetycznej zmiany ustroju, co stało się przy okrągłym stole. Kuroń wprost sugerował SB, iż od tego kanciastego mebla należy odsunąć radykałów z „Solidarności”, bo podpisanie kontraktu z komunistami gwarantuje wyłącznie grupa „doradców” i związkowych figurantów(np. Frasyniuk) z nadania Lecha-pociecha.


Nie ma raczej mowy o agenturalnej działalności Jacka Kuronia, występował on jako ktoś o wiele poważniejszy – nieoficjalny ambasador tzw. strony opozycyjnej w kontaktach ze spec-służbami PRL, stanowiącymi pas transmisyjny najwyższych władz. Wałęsa po zdemaskowaniu dokumentacji udzielił wyjaśnień, że wyznaczył 20 osób – w tym Kuronia – do konferowania ze Służbą Bezpieczeństwa, ponieważ „dla wolnej polski trzeba rozmawiać nawet z szatanem”. Lech-pociech nie wie, choć niby z niego wielki katolik, że dysputy człowieka z diabłem i przyjmowanie jego warunków, to prosta droga do zaprzedania duszy i służenia piekłu. Wersji Wałęsy nie potwierdził Władysław Frasyniuk, utrzymując że „wszyscy” wiedzieli o modzie Kuronia na polityczne rozhowory z SB, ale nikt poza nim tego procederu nie praktykował. Trzeba jednak pamiętać o marginalnej wtedy roli Frasyniuka w otoczeniu wałęsowskich ulubieńców i małej wiedzy o kulisach operacji „okrągły stół”. Jasno ocenił bełkot Lecha-pociecha Andrzej Gwiazda. Wałęsa nie miał prawa bez zwołania Komisji Krajowej „S”, podejmować jakichkolwiek decyzji o wyznaczaniu emisariuszy do kontaktów z PRL-owskimi czynnikami rządowymi, w tym z SB(Gwiazda stwierdził także, iż wie o podobnych konferencjach tuzów neo-Solidarności z bezpieką, znacznie w kwestii moralnej obrzydliwszych od politycznych zwierzeń Jacka Kuronia) . Lech-pociech albo kłamie, dorabiając na prędce wybielającą Kuronia legendę, albo grupa Kuronia i Michnika przejawiała samodzielną aktywność w układach politycznych z komunistyczną władzą, a Lechowi-pociechowi pozostało tylko dzisiaj robić dobrą minę do złej gry.

Trudno zamazywać rzeczywistość historyczną – element z dokumentami na temat Kuronia znakomicie pasuje do układanki okrągłego stołu, gdzie zasiedli ludzie spoza wszelkiej „ekstremy” i dokładnie przez służby specjalne i sitwę solidarnościowych doradców dobrani. Całość wyszła znakomicie, albowiem niedługo stworzono rząd w składzie osobistości z PZPR i KOR, zwany nie wiadomo dlaczego pierwszą niekomunistyczną ekipą od czasów powojennych. Gruba krecha Mazowieckiego zapewniła esbeckim i partyjnym aparatczykom bezkarność, zaś magdalenkowe układy umożliwiły im gromadzenie nielegalnych fortun i polityczną pozycję na najbliższe pół wieku. Nie neguję, że Jacek Kuroń mógł fascynować wielu Polaków swymi cechami ludycznymi, wrażliwością społeczną(potrafił przyznać rentę ideowemu przeciwnikowi, narodowcowi Przemysławowi Górnemu), czy typem brata łaty do butelki. Była to postać z pewnością malownicza i w wyniku walk frakcyjnych w PZPR przez system poważnie dręczona, lecz nie posiadamy obowiązku czcić politycznych wyborów KOR-owskiego supermena. Były one szkodliwe i antypolskie na każdym etapie jego życia.
Z tego też powodu śmiesznie brzmią zideologizowane komentarze na łamach TVN, Polsatu, Radia Zet i „Gazety Wyborczej”, które potępiają od czci i wiary opublikowanie rzeczonych dokumentów, co ma rzekomo zniszczyć kolejny „autorytet moralny”. Jest to myślenie strusia z łbem w piasku, dla którego materialne dowody jakiegoś zdarzenia nie istnieją, jeżeli się je zatai, wyrzuci albo spali. Michnik, Frasyniuk, Niesiołowski itp. twierdzą, iż dyskusje Kuronia z bezpieką stanowiły rodzaj nieszkodliwej wymiany myśli – i w niczym nie szargają jego imienia. Ale jednak opluwają najgorszymi słowy tych, którzy te papiery badali i wyciągnęli na światło dzienne. Zrobił to zresztą bezpośrednio liberalno-lewicowy dziennik „Życie Warszawy”(na podstawie materiałów z trudno dostępnego prawicowego periodyku „Arcana”), pierwszy w stolicy obrońca homoseksualistów, tępiciel narodowców i tzw. antysemitów, zawsze wzorowy w szerzeniu liberalnego postępu. Taki pan Niesiołowski w rozmowie z nieocenioną Monisią Olejnik w Radiu Zet, strzykał nienawiścią nie do bohaterów odkrytej dokumentacji, ale do ludzi w rodzaju Andrzeja Gwiazdy – nazywając go człowiekiem chorym z nienawiści i ogólnie oszołomem. Niesiołowskiemu zdecydowanie coś poprzestawiało się w biednej głowinie, bo w gorliwej ochronie świętości z KOR-u przebija samych członków tej szacownej(?) organizacji. Z kolei złotousty Andrzej Celiński wygłosił tezę o „kilku gnojkach z IPN-u”, taplających świętego Kuronia w błocie. Inni starsi gnojkowie z tej samej instytucji, utopili w szambie dobre imię całego Narodu Polskiego na przykładzie prowokacji w Jedwabnem, acz Celiński piał wtedy z zachwytu z sobie podobnymi udeckimi łachmytami. Można odnieść wrażenie, że według Celińskiego i reszty udeckiego środowiska, rola IPN-u powinna wyczerpywać się w odkrywaniu „zbrodni” Polaków na Żydach. Gdy młodzi historycy podważają zamanipulowaną historię ostatnich lat PRL-u i początków III RP, są narażeni na wulgarne ataki ze strony świętych krów okrągłego stołu.
Laurkę Kuroniowi wystawił Czesław Kiszczak, co zostało bardzo dobrze przyjęte w kręgu szeroko pojętej udecji. Jeżeli esbek sporządzał materiały, które w jakiś sposób te towarzystwo demaskują i obrażają, to mamy do czynienia z gnidą i wrednym kłamcą. Ale jeżeli najwyższy nadzorca SB wystawia wspólnikowi z Magdalenki świadectwo moralności z wyróżnieniem, to michnikowszczyzna chwali się tym pod niebiosa. Cóż począć z tak bezczelnym cynizmem i tupeciarstwem? Po prostu spuścić wodę i nie zawracać sobie umysłu osobnikami o mentalności podstępnych i dwulicowych hien. Stworzyli dla siebie Judeopolonię do spółki z kapitałowym menelstwem o czerwonych podniebieniach, a dzisiaj kopią każdego, kto strąca z piedestału ich bożków.


ROBERT LARKOWSKI

W toku wybebeszania powyższej afery, Żyd Henryk Wujec rzucił na Jędrzeja Giertycha kalumnię, że ten współpracował z wywiadem wojskowym PRL-u w rozpracowywaniu Jana Nowaka-Jeziorańskiego( TVN 31 sierpnia br. godz. 21.30). Szabesgoj Nowak-Jeziorański był krytykowany przez spory odłam narodowej emigracji, głownie za uległość Niemcom i Żydom. Tego typu „rozpracowywanie” ostro uprawiał Jędrzej Giertych, czego syjoniści nie darowali mu do dzisiaj. To przez przodków Wujca – czy jak on tam ma na przezwisko – wielcy Polacy pokroju Giertycha, musieli cierpieć nędzę na obczyźnie, bo w kraju panoszyła się żydokomuna i mordowała narodowych patriotów, np. męczennika Adama Doboszyńskiego. W wolnej(?) Polsce nadal rozpychają się chałaciarze Wujce, a pamięć po narodowcach pokrywa błona żydowskiej podłości. Dlaczego na kolejne plugawienie dziada nie reaguje Roman Giertych? Oczekuje aż szakale czynnie sprofanują ciało jego znamienitego przodka, któremu sam nie dorasta do pięt?