„Wymarsz Uderzenia” był podobno ulubionym utworem siedemnastoletniej
sanitariuszki „Inki”. We wrześniu 2012 r. można go było usłyszeć podczas
uroczystości odsłonięcia pomnika Danuty Siedzikówny w krakowskim parku Jordana.
Jest w nim mowa o bzach, kłosach i kalinach, ale i o tym, że „Imperium gdy
powstanie, to tylko z naszej krwi”. W świetnym skądinąd spektaklu „Inka
1946. Ja jedna zginę” słowo „Imperium” zmieniono na „Polska”, pewnie po to, by
maksymalnie uprościć przekaz. A przecież idea imperialna nie jest żadną
skamieliną. Obecna zarówno w tradycji piłsudczykowskiej, jak i narodowej
(„Prosto z Mostu”, „Sztuka i Naród”), wciąż stanowi wyzwanie dla polskich
patriotów. Łącząc idealizm z pochwałą siły i czynu, może stać się pomostem
między różnymi środowiskami. W wierszu Trzebińskiego chodzi o Imperium
Słowiańskie, gdzie granice będą „z miłości, a nie z krwi” – federację
narodów środkowoeuropejskich niezależną od Rosji i Niemiec. Ale jakkolwiek
zdefiniujemy tę wspólnotę, niezmienne jest powołanie Polski: być
ośrodkiem cywilizacji chrześcijańskiej promieniującym na całą Europę.
Wymarsz Uderzenia
A jeśli bzy już będą, to bzów mi przynieś kiść
i tylko mnie nie całuj, i nie broń, nie broń iść.
Bo choć mi wrosłaś w serce, karabin w ramię wrósł
i ciebie z karabinem do końca będę niósł.
To wymarsz Uderzenia i mój (i mój, i mój).
W ten ranek tak słoneczny piosenka nasza brzmi.
Słowiańska ziemia miękka poniesie nas na bój -
Imperium gdy powstanie, to tylko z
naszej krwi.
A jeśli będzie lato, to przynieś żyta kłos -
dojrzały i gorący, i złoty jak twój włos -
i choćby śmierć nie dała, bym wrócił kiedy żyw,
poniosę z twoim kłosem słowiańskich zapach żniw.
To wymarsz Uderzenia...
A jeśli będzie jesień, to kalin pęk mi daj
I tylko mnie nie całuj, i nie broń iść za kraj.
Bo choć mi wrosłaś w serce, karabin w ramię wrósł
i ciebie z karabinem do końca będę niósł.
To wymarsz Uderzenia...
Poniosę nad granicę kalinę, kłosy, bzy -
To z nich granice będą - z miłości, a nie z krwi.
Granicę mieć z miłości w żołnierskich sercach –„U”.
Nasz kraj tam gdzieś się kończy, gdzie w
piersiach braknie tchu.
To wymarsz Uderzenia...
(1942)