poniedziałek, 29 lutego 2016

"Dzieciństwo miałem poszarpane, ale żalu nie mam" - rozmowa z synem kpt. Romualda Rajsa ps. "Bury"


   Ojciec na procesie, przedstawiając się, powiedział do składu sędziowskiego: „Ja jestem Polak i katolik, a wy jesteście pieski stalinowskie!” – wspomina Romuald Rajs, syn kpt. Romualda Rajsa ps. „Bury”.

Czy wie Pan, kto zdradził Pana ojca?

Wiem, kto zdradził. Mama stale mówiła, że to żołnierz z oddziału taty, stale hołubiony przez ojca, któremu bezgranicznie ufał. Nie mam na to dokumentów, przypuszczam, że są one w archiwum IPN, w jeszcze niedostępnej części. Nie można ich jeszcze przeglądać. Nie mogę podać nazwiska, ponieważ zapewne wytoczono by mi proces. Zastanawiam się, skąd moja mamusia to wiedziała, że to on właśnie wydał ojca. Skąd? Bo dokumentów nie miała żadnych.

Ten żołnierz żyje jeszcze?

Tak. Choć jest też wersja, że została aresztowana łączniczka ojca Janina Kijewska ps. „Cudzik”. Szantażowana przez UB zdradziła miejsce jego pobytu.

Do pierwszej próby zatrzymania „Burego” doszło 11 listopada 1948 r., ale ojcu udało się zbiec. Zabrał swojego psa i udał się do Jeleniej Góry. Tam 13 listopada o godzinie drugiej nad ranem, w domu państwa Jurasow – rodziców Włodzimierza por. „Wiarusa” został aresztowany i przewieziony do Warszawy, gdzie rozpoczęto przesłuchanie. Kontynuowano je w Białymstoku, gdzie został przewieziony razem z aresztowanym również „Rekinem”.

Kto prowadził śledztwo?

Prowadził je por. Edward Błażukiewicz.

A czy wie Pan może, w jaki sposób Pana tato był torturowany?

Nie wiem, ale z listu ojca z więzienia w Białymstoku, datowanego 2 stycznia 1948 r., gdzie pisze: „Poprzednio do dnia 29 XII byłem w Warszawie – teraz jest lepiej!”, można się wiele domyślać.

Co wiadomo o procesie?

Rozpoczął się 19 września 1949 r. w białostockim kinie „TON”. Oprócz ojca sądzono również ppor. „Rekina”. Przewodniczącym składu sędziowskiego był ppłk Roman Waląg, obrońcą adwokat Roman Garbusiewicz. Proces zakończył się 27 września.

Po cioci Wisi zostały mi notatki prasowe z „Życia Białostockiego”, który relacjonował proces. Można tam przeczytać, że „w walce z siłami demokracji współpracowali z gestapo”, „zbrodnicza działalność «Burego» znajdowała poparcie wśród części kleru”, „kulisy współpracy z gestapo ujawniają świadkowie”. Jakoś cioci udało się to zachować.

Ojciec na procesie, przedstawiając się, powiedział do składu sędziowskiego: „Ja jestem Polak i katolik, a wy jesteście pieski stalinowskie!”. Wyrok zapadł 1 października o godzinie dziesiątej. Kara śmierci, utrata praw obywatelskich na zawsze i przepadek mienia. Niedawno dowiedziałem się od pani Lucyny Palczewskiej, która jako młoda dziewczyna była na całym procesie, że ojciec zachowywał się bardzo godnie, a podczas odczytywania wyroku stał dumny, patrzył przed siebie…

Spotkałem się z informacją, że kpt. „Bury” w trakcie śledztwa i procesu zrzucał na ppor. „Rekina” winę za pacyfikacje białoruskich miejscowości.

Jest mi to wiadomym, ale to nieprawda! Zastanawiające, kto to mówi i dlaczego. W śledztwie, będąc torturowanym, mógł coś powiedzieć na „Rekina”, ale w procesie to odwołał. Gdyby tak było, to w tym procesie „Rekin” nie otrzymałby dożywocia, tylko karę śmierci. Karę śmierci otrzymał wtedy, gdy prokurator odwołał się od wyroku.

Mama pojechała wtedy do Białegostoku…

W sierpniu 1949 r. pojechałem z mamą do mamy mojego taty do miejscowości Rutka Tartak, tuż nad granicą sowiecką, bo tam dostała ciocia Jadwiga, Wisia, nakaz pracy jako nauczycielka. Stamtąd, w któryś wrześniowy dzień, odjechała na stojąco na plandece amerykańskiego samochodu z UNRRY, kojarzę, że to był Ford, do Białegostoku. Zostałem pod opieką babci i cioci.

Mama skontaktowała się z adwokatem. Chciała mu dać pieniądze na obronę mojego taty. Ten nie przyjął pieniędzy, mówiąc: „Niech pani zatrzyma te pieniądze dla dziecka i niech pani stąd szybko ucieka, bo panią aresztują”. Mama nie czekała końca procesu, otrzymała jeszcze widzenie z ojcem. Ojciec mamę wtedy uspokajał, a na koniec, w charakterystycznym geście, machnął ręką na pożegnanie.

Wyrok na kpt. Romualdzie Rajsie ps. „Bury” został wykonany 30 grudnia 1949 r. Ubecką bestią, który zamordował pańskiego ojca, był sierż. Aleksander Jurczuk. Co wiadomo na jego temat?

Nie żyje. Widziałem jego zdjęcie – pierś, w stylu sowieckim, pełna orderów! Żałosne jest jeszcze to, że w protokole wykonania kary śmierci, taki maszynowy świstek, druczek formatu 1/2 A4, na którym w wykropkowanych miejscach należało wpisać ręcznie nazwiska, datę, godzinę, wpisano tego kata jako dowódcę plutonu egzekucyjnego! Jaki tam pluton?! Robili to tacy „specjaliści” jak Jurczuk – strzałem w tył głowy. Wiem, że zamordowano ojca o 19.15.

Kiedy się dowiedzieliście o śmierci kpt. Romualda Rajsa ps. „Bury”?

Dowiedzieliśmy się w czerwcu 1954 r. Dostaliśmy wtedy pismo, datowane na 24 maja, z Wojskowego Sądu Rejonowego w Białymstoku, w którym napisano, że wyrok został wykonany.

Jakby Pan podsumował swoje dzieciństwo?

To było ciągle poszarpane, ciągłe napięcie, ciągły płacz… I ten strach mamy, że mi się coś stanie…

Ma Pan nadzieję, że odnajdą się szczątki Pańskiego ojca?

Nadzieję mam, ale szanse są coraz mniejsze. Czasami ktoś do mnie dzwoni i mówi, że chyba już odnaleziono ciało mojego ojca, to że w Białymstoku, to że na powązkowskiej Łączce. Później się to okazuje nieprawdą. Wiem już, że jeśli nie będzie to telefon z Bazy Genetycznej, to nie mogę wierzyć w takie informacje.

Kiedy w Białymstoku w latach sześćdziesiątych robiono wykopy pod silosy czy pod chlewnię, nie pamiętam już pod co, to oni zabrali stamtąd tę ziemię razem z pochowanymi tam ludzkimi szczątkami i gdzieś wywieźli. Nie chcę o tym myśleć, ale mówić trzeba. A gdzie wywieźli? Tego nie wiem… Nawet, jak uda się ustalić to miejsce, to ciężko będzie zidentyfikować, ponieważ te szczątki zostały wymieszane.

Jestem zahartowany w tym oczekiwaniu. Wierzę, że szczątki taty się znajdą, ale czy za mojego życia, to nie wiem…

Za działalność na rzecz niepodległości kpt. Romuald Rajs ps. „Bury” został odznaczony Krzyżem Walecznych, Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczami i dwukrotnie Virtuti Militari. Czy po 1989 roku przyznano Pańskiemu ojcu pośmiertne odznaczenie?

Przykro mi, ale nie. Decydenci wolą się pewnym kręgom nie narażać. Polityczna poprawność. Myślę jednak, że ojciec doczeka tego najważniejszego krzyża – krzyża na swoim grobie. Może tego dożyję.

Czy miał Pan kiedyś żal do ojca?

Nigdy mi to nawet przez myśl nie przeszło!


Dziękuję za rozmowę!

Rozmawiał Kajetan Rajski


Za: http://www.pch24.pl/dziecinstwo-mialem-poszarpane--ale-zalu-nie-mam,33008,i.html#ixzz41UcfcYuz