sobota, 26 marca 2016

Kamil Rajkowski: KOPERNIKA 21


1909646_916684885111993_5361808883707342289_n 
    Wczesne lata mojej młodości przepłynęły pod znakiem poobdzieranych kolan, niezliczonej ilości strupów czy niekiedy połamanych rąk. Nic w tym dziwnego. Urodziłem się w czasach, kiedy jeszcze można było spotkać duże grupy dzieci na placach zabaw, trzepakach czy asfaltowych prowizorycznych boiskach, gdzie bramkami stawały się stare drzewa, studzienki melioracyjne lub najzwyklejsze kamienie. To właśnie za tych wspaniałych czasów poznałem pewien budynek na obrzeżach mojego osiedla. Gdy byłem prowadzony przez matczyną dłoń, budynek ten odznaczał się swoją wielkością. Wydawało mi się dziwne, że ma „gniazda” na krańcach murów, w których urzędowali „panowie” w ciemnych uniformach i bronią przy boku. Podczas dziecięcych zabaw, nie myśląc długo, brałem pierwszy napotkany na mej drodze patyk, namierzałem owych strażników i bawiłem się w „strzelankę”. Jak się później okazało, był to budynek Aresztu Śledczego w Białymstoku, kiedyś nazywany więzieniem.


Przez długi okres w moim życiu ten budynek miał dla mnie wartość symboliczną. Wokół murów aresztu odbywały się pierwsze zabawy z przyjaciółmi, pierwsze kłótnie czy też pierwsze spotkania z dziewczynami. Z biegiem czasu zauważyłem, że cały ten kompleks służy do innych celów. Co raz można było usłyszeć syreny policyjne bądź zauważyć media, które dostarczały informacji na temat osób osadzonych w areszcie. Siedział tutaj sławny „Dziad”, domniemany szef mafii wołomińskiej. Swoją karę odsiadywała tutaj Katarzyna Waśniewska, która zabiła swoją półroczną córkę. Moje wspomnienia związane z aresztem jako placem zabaw zaczęły odchodzić w niepamięć.

Dorastając, mój umysł, jak i moja dusza zaczęły obserwować świat inaczej. Zauważyłem, że nadrzędną wartością w życiu człowieka jest miłość, miłość do ojczyzny. Wchłaniałem masę informacji. Na lekcjach historii uczyłem się o chrzcie Mieszka I, jak i o walce Jana III Sobieskiego z Turkami. Wkrótce też przyswoiłem wiedzę o tym „wielkim gmachu”, tuż nieopodal mojego mieszkania. Do moich rąk trafiła książka Marcina Zwolskiego pt. „Więzienie w Białymstoku w latach 1944-1956”. Modlitwa i zaduma wypychała z moich myśli dziecięce wspomnienia na temat tego miejsca. Okazało się bowiem, że ten areszt był miejscem kaźni wielu Polaków, którzy nie tylko walczyli z hitlerowskim i sowieckim okupantem, ale też pozostali niezłomni i kontynuowali swoją walkę długo po zakończeniu II wojny światowej.

Niegdysiejsze więzienie było umiejscowione przy Szosie Południowej. Obecnie jest to ulica Mikołaja Kopernika, znajdująca się 1,5 km od centrum Białegostoku. Najstarszy budynek kompleksu więziennego jest zabytkiem, choć istnieje niewiele dokumentów związanych z powstaniem tego gmachu. Ciekawe jest to, iż od powstania budowli w okresie carskim jego działka otoczona murem pozostała bez zmian do czasów współczesnych. Na początku swojego istnienia więzienie w Białymstoku wielokrotnie zmieniało „właściciela”. Powstało w czasie zaborów, po wyzwoleniu Białegostoku w 1919 roku przypadło w polskie ręce, w czasie II wojny światowej było na krótko we władaniu nazistowskich Niemiec, potem już w posiadaniu Związku Radzieckiego, PPR i PZPR. To właśnie czas panowania komunistów określany jest mianem „czarnej karty” białostockiego więzienia.

Tuż po wojnie wydzielono w Polsce wiele placówek penitencjarnych. Więzienie przy Szosie Południowej w Białymstoku było największym więzieniem w północno-wschodniej Polsce i jednym z największych w kraju. Warto tu wspomnieć o personelu więziennym. Opierając się na wspomnieniach byłych więźniów, można stwierdzić, że pierwsi funkcjonariusze pochodzili ze środowisk lokalnej biedoty i ludności, która znalazła się w mieście wskutek migracji wojennych. Przesuwający się na zachód front powodował, że przytłaczającą większość funkcjonariuszy więziennych stanowili Białorusini, co było ewenementem na skalę krajową. Nie tylko narodowość „wyróżniała” służbę więzienną. Kadra placówki była gorzej wykształcona niż ogół funkcjonariuszy służby więziennej w Polsce. W roku 1951 ponad 66% kadry więziennej pozostawało bez wykształcenia podstawowego. Czy teraz możecie wyobrazić sobie więzienie, w którym osadzeni są polscy bohaterowie AK i NSZ pod niedouczonym panowaniem służby więziennej?

Więźniów dzielono na dwie główne kategorie: śledczych, wobec których wciąż trwało postępowanie oraz karnych, na których zapadł już wyrok.  Pierwszy podział ze względu na charakter przestępstwa został wprowadzony już w 1944 roku. Wydzielono wtedy trzy kategorie: więźniowie antypaństwowi, pospolici i folksdojcze. Jak łatwo się domyślić, Żołnierze Wyklęci dostali łatkę więźniów antypaństwowych. Ich grupa więzienna miała wymowny tytuł: „AK, NSZ itp.”. Spośród wszystkich więzień w kraju to właśnie w Białymstoku przetrzymywano najwięcej więźniów politycznych. Spotykali się oni z nasilonymi represjami ze strony służby więziennej. Czasami wystarczał fakt, że w jednej celi umieszczano żołnierza AK, Białorusina, Ukraińca, gestapowca i folksdojcza. Powodowało to brak zaufania i częste bójki wśród współwięźniów, którzy nie tak dawno stali po przeciwnych stronach barykady. Największą swobodą mogli cieszyć się folksdojcze i kolaboranci. Funkcjonariusze więzienni wiedzieli o tym, że jeżeli ktoś podjął współpracę z hitlerowskim okupantem, teraz może swobodnie zmienić swoje zdanie, przejść na stronę służby więziennej, jak i komunistów. Kolaboranci i folksdojcze niejednokrotnie pełnili funkcje konfidentów, a czasami nawet katów. Tylko po to, aby mieć lepsze warunki egzystencji w więzieniu.

Formy represji czy też usiłowanie składania zeznań wśród więźniów miały okrutny charakter. Początkowo znęcano się na więźniach podczas przesłuchań, lecz ta forma sadyzmu była jedną z najłagodniejszych. Służba więzienna potrafiła wrzucić osadzonego do szamba z odchodami, po czym zostawić na kilka dni. Potrafili też odwrócić taboret do góry nogami, po czym na jednym z takich nóżek usadzać więźnia, podnieść jego nogi ku górze i pozwalać, aż nóżka taboretu będzie wbijać się w ciało posądzonego. Ostateczną formą tortur było pobicie, aż do śmierci więźnia. Wszystko zależało od „humoru” funkcjonariusza. Niekiedy wpływ na intensywność tortur miały też działania Żołnierzy Wyklętych na terenie Białostocczyzny. Jeżeli do służby więziennej dochodziły słuchy, że Żołnierze Niezłomni odnosili sukcesy w walce z komunistami, to nie wahali się zastosować bardziej okrutnych form tortur. Jednym z takich żołnierzy był Romuald Rajs ps. „Bury”, który walczył z komunistycznym okupantem. Jego działania doprowadzały do wściekłości służbę więzienną w większości składającą się z Białorusinów. Niestety, „Bury” trafił do więzienia w Białymstoku, gdzie został zamordowany 30 grudnia 1949 r.

Polecam książkę Marcina Zwolskiego pt. „Więzienie w Białymstoku w latach 1944-56”. Chociaż wszystkie wydarzenia w niej zawarte dzieją się w białostockim więzieniu, bądź jego okolicach, to równie dobrze podobne zachowania wśród więźniów, jak i ich oprawców możemy znaleźć na terenie całego kraju.

Dziecięce lata już nie wrócą. Już nie chwycę za patyk, już nie będę „strzelał” do strażników. Za każdym razem przechodząc obok, będę pochylał głowę i oddawał cześć zamordowanym w murach tego więzienia.

Kamil Rajkowski

Za: https://kierunki.info.pl/2016/03/kamil-rajkowski-kopernika-21/