Wczesne lata mojej młodości przepłynęły
pod znakiem poobdzieranych kolan, niezliczonej ilości strupów czy
niekiedy połamanych rąk. Nic w tym dziwnego. Urodziłem się w czasach,
kiedy jeszcze można było spotkać duże grupy dzieci na placach zabaw,
trzepakach czy asfaltowych prowizorycznych boiskach, gdzie bramkami
stawały się stare drzewa, studzienki melioracyjne lub najzwyklejsze
kamienie. To właśnie za tych wspaniałych czasów poznałem pewien budynek
na obrzeżach mojego osiedla. Gdy byłem prowadzony przez matczyną dłoń, budynek ten
odznaczał się swoją wielkością. Wydawało mi się dziwne, że ma „gniazda”
na krańcach murów, w których urzędowali „panowie” w ciemnych uniformach
i bronią przy boku. Podczas dziecięcych zabaw, nie myśląc długo, brałem
pierwszy napotkany na mej drodze patyk, namierzałem owych strażników i
bawiłem się w „strzelankę”. Jak się później okazało, był to budynek
Aresztu Śledczego w Białymstoku, kiedyś nazywany więzieniem.
Przez długi okres w moim życiu ten
budynek miał dla mnie wartość symboliczną. Wokół murów aresztu odbywały
się pierwsze zabawy z przyjaciółmi, pierwsze kłótnie czy też pierwsze
spotkania z dziewczynami. Z biegiem czasu zauważyłem, że cały ten
kompleks służy do innych celów. Co raz można było usłyszeć syreny
policyjne bądź zauważyć media, które dostarczały informacji na temat
osób osadzonych w areszcie. Siedział tutaj sławny „Dziad”, domniemany
szef mafii wołomińskiej. Swoją karę odsiadywała tutaj Katarzyna
Waśniewska, która zabiła swoją półroczną córkę. Moje wspomnienia
związane z aresztem jako placem zabaw zaczęły odchodzić w niepamięć.
Dorastając, mój umysł, jak i moja dusza
zaczęły obserwować świat inaczej. Zauważyłem, że nadrzędną wartością w
życiu człowieka jest miłość, miłość do ojczyzny. Wchłaniałem masę
informacji. Na lekcjach historii uczyłem się o chrzcie Mieszka I, jak i o
walce Jana III Sobieskiego z Turkami. Wkrótce też przyswoiłem wiedzę o
tym „wielkim gmachu”, tuż nieopodal mojego mieszkania. Do moich rąk
trafiła książka Marcina Zwolskiego pt. „Więzienie w Białymstoku w latach
1944-1956”. Modlitwa i zaduma wypychała z moich myśli dziecięce
wspomnienia na temat tego miejsca. Okazało się bowiem, że ten areszt
był miejscem kaźni wielu Polaków, którzy nie tylko walczyli z
hitlerowskim i sowieckim okupantem, ale też pozostali niezłomni i
kontynuowali swoją walkę długo po zakończeniu II wojny światowej.
Niegdysiejsze więzienie było
umiejscowione przy Szosie Południowej. Obecnie jest to ulica Mikołaja
Kopernika, znajdująca się 1,5 km od centrum Białegostoku. Najstarszy
budynek kompleksu więziennego jest zabytkiem, choć istnieje niewiele
dokumentów związanych z powstaniem tego gmachu. Ciekawe jest to, iż od
powstania budowli w okresie carskim jego działka otoczona murem
pozostała bez zmian do czasów współczesnych. Na początku swojego
istnienia więzienie w Białymstoku wielokrotnie zmieniało
„właściciela”. Powstało w czasie zaborów, po wyzwoleniu Białegostoku w
1919 roku przypadło w polskie ręce, w czasie II wojny światowej było na
krótko we władaniu nazistowskich Niemiec, potem już w posiadaniu Związku
Radzieckiego, PPR i PZPR. To właśnie czas panowania komunistów
określany jest mianem „czarnej karty” białostockiego więzienia.
Tuż po wojnie wydzielono w Polsce wiele
placówek penitencjarnych. Więzienie przy Szosie Południowej w
Białymstoku było największym więzieniem w północno-wschodniej Polsce i
jednym z największych w kraju. Warto tu wspomnieć o personelu
więziennym. Opierając się na wspomnieniach byłych więźniów, można
stwierdzić, że pierwsi funkcjonariusze pochodzili ze środowisk lokalnej
biedoty i ludności, która znalazła się w mieście wskutek migracji
wojennych. Przesuwający się na zachód front powodował, że przytłaczającą
większość funkcjonariuszy więziennych stanowili Białorusini, co było
ewenementem na skalę krajową. Nie tylko narodowość „wyróżniała” służbę
więzienną. Kadra placówki była gorzej wykształcona niż ogół
funkcjonariuszy służby więziennej w Polsce. W roku 1951 ponad 66% kadry
więziennej pozostawało bez wykształcenia podstawowego. Czy teraz
możecie wyobrazić sobie więzienie, w którym osadzeni są polscy
bohaterowie AK i NSZ pod niedouczonym panowaniem służby więziennej?
Więźniów dzielono na dwie główne
kategorie: śledczych, wobec których wciąż trwało postępowanie oraz
karnych, na których zapadł już wyrok. Pierwszy podział ze względu na
charakter przestępstwa został wprowadzony już w 1944 roku. Wydzielono
wtedy trzy kategorie: więźniowie antypaństwowi, pospolici i folksdojcze.
Jak łatwo się domyślić, Żołnierze Wyklęci dostali łatkę więźniów
antypaństwowych. Ich grupa więzienna miała wymowny tytuł: „AK, NSZ
itp.”. Spośród wszystkich więzień w kraju to właśnie w Białymstoku
przetrzymywano najwięcej więźniów politycznych. Spotykali się oni z
nasilonymi represjami ze strony służby więziennej. Czasami wystarczał
fakt, że w jednej celi umieszczano żołnierza AK, Białorusina, Ukraińca, gestapowca i folksdojcza. Powodowało to brak zaufania i częste bójki
wśród współwięźniów, którzy nie tak dawno stali po przeciwnych stronach
barykady. Największą swobodą mogli cieszyć się folksdojcze i
kolaboranci. Funkcjonariusze więzienni wiedzieli o tym, że jeżeli ktoś
podjął współpracę z hitlerowskim okupantem, teraz może swobodnie zmienić
swoje zdanie, przejść na stronę służby więziennej, jak i komunistów.
Kolaboranci i folksdojcze niejednokrotnie pełnili funkcje konfidentów, a
czasami nawet katów. Tylko po to, aby mieć lepsze warunki egzystencji w
więzieniu.
Formy represji czy też usiłowanie
składania zeznań wśród więźniów miały okrutny charakter. Początkowo
znęcano się na więźniach podczas przesłuchań, lecz ta forma sadyzmu była
jedną z najłagodniejszych. Służba więzienna potrafiła wrzucić
osadzonego do szamba z odchodami, po czym zostawić na kilka dni.
Potrafili też odwrócić taboret do góry nogami, po czym na jednym z
takich nóżek usadzać więźnia, podnieść jego nogi ku górze i pozwalać, aż
nóżka taboretu będzie wbijać się w ciało posądzonego. Ostateczną formą
tortur było pobicie, aż do śmierci więźnia. Wszystko zależało od
„humoru” funkcjonariusza. Niekiedy wpływ na intensywność tortur miały
też działania Żołnierzy Wyklętych na terenie Białostocczyzny. Jeżeli do
służby więziennej dochodziły słuchy, że Żołnierze Niezłomni odnosili
sukcesy w walce z komunistami, to nie wahali się zastosować bardziej
okrutnych form tortur. Jednym z takich żołnierzy był Romuald Rajs ps.
„Bury”, który walczył z komunistycznym okupantem. Jego działania
doprowadzały do wściekłości służbę więzienną w większości składającą
się z Białorusinów. Niestety, „Bury” trafił do więzienia w Białymstoku, gdzie został zamordowany 30 grudnia 1949 r.
Polecam książkę Marcina Zwolskiego pt.
„Więzienie w Białymstoku w latach 1944-56”. Chociaż wszystkie wydarzenia
w niej zawarte dzieją się w białostockim więzieniu, bądź jego
okolicach, to równie dobrze podobne zachowania wśród więźniów, jak i ich
oprawców możemy znaleźć na terenie całego kraju.
Dziecięce lata już nie wrócą. Już nie
chwycę za patyk, już nie będę „strzelał” do strażników. Za każdym razem
przechodząc obok, będę pochylał głowę i oddawał cześć zamordowanym w
murach tego więzienia.
Kamil Rajkowski
Za: https://kierunki.info.pl/2016/03/kamil-rajkowski-kopernika-21/