Hilary Belloc napisał, że nacjonalizm, będący jedną z wielu nie
dających się pogodzić z wiarą świeckich „religii”, potężny jeszcze na
początku XX wieku, prawdopodobnie szybko ustąpi miejsca innym
materialistycznym doktrynom. I tak się niewątpliwie stało... Od
zakończenia II wojny światowej liberalny „internacjonalizm” ugruntował
ostatecznie swoją dominującą pozycję. Niemniej, jeśli nawet nacjonalizm
utorował drogę bardziej globalnym ruchom powojennym, takim jak komunizm,
konsumpcjonizm czy modernizm, wyciska on wciąż niezatarte znamię na
naszej kulturze. Zrozumieć korzenie i wpływ nacjonalizmu – to zrozumieć
lepiej schyłek zachodniej cywilizacji. Twierdzenie to może brzmieć
trochę dziwacznie dla tych (włączając w to katolików), którzy przez
długi czas traktowali nacjonalizm jako coś pozytywnego albo co najmniej
jako bastion przeciwko świeckiemu internacjonalizmowi. Miłość do kraju
rodzinnego jest cnotą, tak jak pielęgnowanie tradycji rodzinnych i
narodowych. Kościół katolicki nigdy temu nie przeczył, nawet w
szczytowym okresie rozkwitu Christianitas – w średniowieczu,
(...) wymagał jednak zawsze, by wszystko było na właściwym miejscu.
Miłość do Boga ma pierwszeństwo przed wszystkimi ziemskimi uczuciami.
Nacjonalizm (różny od miłości do własnego kraju) wywraca ten porządek,
twierdząc, że państwo, które nazywa „narodem” lub „ojczyzną”, ma jako
pierwsze prawo do naszych uczuć. Kościół rozsądnie uczy, że kraj i
państwo nie są tym samym, i że w żadnym przypadku różnice pomiędzy
ludźmi nie usuwają wspólnej tożsamości dzieci Bożych. Musimy pamiętać,
że religia katolicka i kultura były „międzynarodowe” – w prawdziwym
sensie tego słowa – na długo przed powstaniem Organizacji Narodów
Zjednoczonych czy Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Patrząc z
perspektywy raczej tysiąclecia niż kilku dekad, oczywiste jest, że do
powstania kultu narodu mogło dojść jedynie poprzez rozbicie Christianitas.
Średniowiecze – cywilizacja ponadnarodowa
Człowiek żyjący w średniowieczu nie traktował Imperium Rzymskiego, o
którym sądzi się powszechnie, że „upadło” w roku 476, jako nieuchwytnego
i nie mającego powiązania z teraźniejszością bytu historycznego. Z
pewnością nie było ono dla niego tak intelektualnie odległe, jak
średniowiecze dla nas. Kultura, której ciągłość nie została zakłócona,
postrzegała samą siebie jako dziedziczkę Romanitas, nawiązując do marzeń
o powszechnej władzy.
Według historyka Krzysztofa Dawsona średniowieczna jedność –
kulturowa, religijna i polityczna – osiągnęła swój szczyt za czasów
papieża Grzegorza X (1271-1276), w epoce św. Ludwika IX i św. Tomasza z
Akwinu. To właśnie Kościół nadawał ostateczny kształt cywilizacji
zachodniej, a słabość papiestwa w XV i XVI wieku przyczyniła się w
znacznym stopniu do stopniowego rozbicia politycznego Europy i, co za
tym szło, jej rozbicia religijnego pod płaszczykiem rewolucji
protestanckiej. Jak pisze Dawson:
"(...) uznając, że to, co jest katolickie, nie jest koniecznie średniowieczne, a to, co jest średniowieczne, nie jest z konieczności katolickie, musimy równocześnie przyznać, że nigdy nie było epoki, w której kultura europejska była bardziej przeniknięta tradycją katolicką lub w której katolickie ideały znalazłyby pełniejszy wyraz na prawie każdym polu ludzkiej aktywności." (The Formation of Christendom)
Nasiona rozpadu
To, że rewolucja protestancka zainicjowała polityczne rozbicie
Europy, nie powinno nikogo dziwić, jednak wzrost nastrojów
nacjonalistycznych nie był ani tak gwałtowny, ani nieunikniony, jak
sugerowali później liberalni historycy. Państwo narodowe kształtowało
się stopniowo w ciągu trzech stuleci, zaś nacjonalizm jako ideologia nie
pojawił się przed końcem XVIII wieku. Herezja protestancka przygotowała
grunt pod te przemiany, niszcząc jednoczącą moralnie i politycznie siłę
katolicyzmu. Kolejne stulecia były świadkami upadku religijności
(zwłaszcza w Europie północnej), narodzin liberalnego humanizmu i innych
prądów intelektualnych, będących wyzwaniem dla tradycyjnego ładu, oraz
powstania państw narodowych. Kulminacja przypadła na okres rewolucji
francuskiej (w najprawdziwszym sensie tego słowa – dziecka
protestantyzmu), która zapoczątkowała erę stosunków międzynarodowych i
międzynarodowych konfliktów, opartych nie na rywalizacji rodzin czy
religii, ale na politycznej walce pomiędzy rządami posiadającymi wolę i
środki do zmobilizowania całych populacji w służbie państwu.
Podziały w Europie przed schizmą protestancką występowały często,
były one jednak raczej powierzchowne niż zasadnicze. Miały charakter
dynastyczny i do pewnego stopnia etniczny, a nie polityczny czy
religijny. Granice pomiędzy krajami nie były precyzyjnie wyznaczone i
uszczelnione. Europejskie domy królewskie sprzeczały się i walczyły ze
sobą, jednak prawie wyłącznie z powodów dynastycznych. Konflikty te,
często krwawe, nie były jednak wojnami totalnymi. Nie mobilizowano
całych populacji i zasobów ekonomicznych i chociaż ludność cywilna
często cierpiała z powodu konfliktów, nie żyła w stałym zagrożeniu
terrorem, eksterminacją czy wysiedleniem.
Społeczeństwo średniowieczne wszędzie zorganizowane było według tych
samych zasad. Feudalizm podkreślał wagę osobistej lojalności suwerena i
wasala; idea lojalności wobec jakiegoś rządu czy kraju była całkowicie
nieznana. Monarchowie nie prowadzili kampanii dla zmobilizowania „opinii
publicznej” – koncentrowali się raczej na zapewnieniu sobie lojalności
szlachty. Zwykły człowiek mógł postrzegać swego króla czy królową jako
osobę bardzo daleką. Mógł darzyć czcią monarchę, jednak lojalność czuł
wobec swego pana. Populacje mieszały się i jako że różnice językowe były
rzeczywiste, w sposób naturalny łacina – jako język Kościoła
Powszechnego, odgrywający znaczącą rolę w życiu codziennym – zajęła
miejsce nadrzędne. (...) obrzędy religijne miały
fundamentalne znaczenie dla zachowania jedności religijnej na poziomie
ludu. Polityczne czy ideologiczne podziały pomiędzy narodami były
całkowicie niezrozumiałe.
Rewolucja protestancka rozpoczęła epokę wojen religijnych. Konflikty
te, zwłaszcza wojna trzydziestoletnia (1618-1648), były straszliwymi
zmaganiami, które spowodowały ogromne cierpienia ludności cywilnej, po
raz pierwszy celowo atakowanej przez armie obu stron. (...)
Katolicy, po przywróceniu Kościołowi energii podczas tzw.
kontrreformacji, stanęli w obliczu wyboru: całkowity tryumf
protestantyzmu albo zwycięstwo i odbudowa Christianitas w postaci
jeszcze silniejszej i trwalszej niż uprzednio. Zwycięstwo protestantów
oznaczałoby z pewnością, niezależnie od potwornego zła moralnego wskutek
całkowitego niemal zniszczenia Kościoła, początek szeregu
wyniszczających wojen domowych pomiędzy sektami heretyckimi, które
mogłyby zniszczyć cywilizację europejską. Zwycięstwo katolików mogło
natomiast oznaczać odbudowę prawdziwej jedności Europy – pod wpływem i
kierownictwem odzyskującego siły Kościoła. Mogły powrócić wojny
dynastyczne, nie do pomyślenia jednak byłyby konflikty typu wojen
napoleońskich czy II wojny światowej. Była to ostatnia prawdziwa okazja
do odbudowy Christianitas.
Pokój westfalski z 1648 roku, potwierdzający militarny pat pomiędzy
walczącymi w wojnie trzydziestoletniej stronami, był tragedią, której
rozmiar następne pokolenia z trudem tylko mogą ogarnąć. Udało się
zapobiec całkowitemu zwycięstwu protestantyzmu i chociaż religia
pozostała źródłem konfliktów, epoka wojen religijnych zakończyła się.
Jednak podział Europy został zaakceptowany; położono też fundament pod
przyszły wzrost państw protestanckich w Anglii, Niemczech, Szwajcarii i
Holandii, które posłużyły jako rozsadniki liberalizmu sto lat później.
Katolickie monarchie, zwłaszcza Francja, były dla Kościoła ocalone,
zostały jednak poważnie osłabione zarówno fizycznie, jak i moralnie
przez trwające dziesiątki lat wojny domowe o podłożu religijnym.
Okres absolutystyczny
Okres od 1648 do 1789 r. stał się ponownie sceną wojen dynastycznych,
jednak w formie bardzo różnej od tych z okresu średniowiecza. Przede
wszystkim prowadzone one były na o wiele większą skalę, w sposób niemal
ciągły i niezwykle niszczycielski, nadwerężający w o wiele większym
stopniu zasoby państwa. Rezultatem była dogłębna zmiana struktury
społeczeństwa europejskiego. Jako że działania wojenne stały się
bardziej skomplikowane, a stawki wojen coraz wyższe, rządy czuły się
zmuszone do poszukiwania lepszych metod mobilizowania zasobów.
Rezultatem była większa biurokracja, bardziej scentralizowana
administracja i ogromne armie. W tym właśnie celu powołano w roku 1694
Bank Anglii. Tzw. monarchie absolutne, jak np. Ludwika XIV, skupiały
w swych rękach znacznie więcej władzy, której zakres stale poszerzały,
roztaczając coraz większą kontrolę nad szlachtą i usiłując za pomocą
rozmaitych środków, zwłaszcza podatków, sięgać po dobra swych poddanych.
Nawet w Anglii, gdzie monarcha był „konstytucyjny”, ale nie bezsilny,
państwo stało się scentralizowane i znacznie silniejsze. Po raz
pierwszy ludzie zostali związani w sposób bezpośredni ze swymi władcami.
Działania wojenne uderzały w ludność cywilną jak nigdy dotąd. Podlegała
ona poborowi do wojska (choć jeszcze nie systematycznie), jej domy były
palone, własność grabiona, a rodziny terroryzowane przez wielkie armie.
Na kontynencie stacjonujące wojska (nierozpuszczane na czas pokoju)
stały się czymś naturalnym. Anglicy buntowali się przeciw temu, ale
nawet oni z powodu swych zobowiązań zagranicznych zmuszeni zostali do
utrzymywania armii niemal przez cały czas.
Vive la Nation!
Pomimo wszystkich zmian w polityce europejskiej w XVII i XVIII wieku
nie ma wątpliwości, że decydujące zerwanie z przeszłością nastąpiło wraz
z rewolucją francuską. Świecka ideologia pojawiła się jako siła zdolna
poruszyć całe ludy, najpierw do niszczenia, później do służby państwu.
Początkowo rewolucja francuska była, podobnie jak rewolucja
amerykańska, buntem przeciwko uciskowi podatkowemu wprowadzonemu przez
państwo szukające pokrycia kosztów wojen: wojny francuskiej i
indiańskiej w przypadku Ameryki oraz amerykańskiej wojny o niepodległość
w przypadku Francji. Szybko jednak odstępczy intelektualiści
wykorzystali okazję do przekształcenia reform monarchicznych czynionych w
XVIII wieku w coś więcej. Ludzie pokroju Jana Jakuba Rousseau
pokierowali ideologicznym atakiem na ancién regime, domagając się
zbudowania nowego państwa – liberalnego i świeckiego.
Radykalizujące się ruchy niepodległościowe wzmacniane były przez
luterańskie i kalwińskie żądania religijnego „samookreślenia”.
Zakwestionowanie autorytetu religijnego prowadzić mogło jedynie do
podkopania wszelkich tradycyjnych form władzy. Szczególny wkład Rousseau
w rozwój nacjonalizmu polegał na namiętnym głoszeniu teorii „umowy
społecznej” – nie w suchych i sztywnych formułach oświeceniowego
racjonalizmu, ale w żarliwej prozie wywodzącej się z ruchu
romantycznego. Wbrew osobistym, libertariańskim inklinacjom autora,
roussowski model państwa idealnego sięgał do surowego militarnego
systemu Sparty: gloryfikował masowe rządy, masową wojnę i –
konsekwentnie – masowy terror, a wszystko to w imię „woli powszechnej”. W
przebłysku niezwykłej szczerości człowiek, który doprowadził ideał
Rousseau do ostatecznych konsekwencji, oświadczył: Być może byłoby lepiej, gdyby świat nigdy o nas nie usłyszał. – Napoleon Bonaparte wypowiedział te słowa, będąc u szczytu swej potęgi.
Niestety dla reformatorów, wydarzenia z roku 1789 szybko zaczęły
toczyć się własnym torem. Radykałowie przejęli rewolucję dla swoich
własnych celów, czekając na moment, gdy będą mogli zmobilizować ludzi
przez nowe formy politycznej indoktrynacji, przeprowadzanej na wielką
skalę. Stworzona została religia państwowa, kult Rozumu, nowy kodeks
cywilny, postępowała też centralizacja, osiągająca punkt kulminacyjny w
napoleońskim levee en masse, który powoływał tysiące niechętnych temu
Francuzów do Wielkiej Armii. Państwowa edukacja i symbole narodowe,
takie jak „Marianna”, rozwijały lojalność dla patrie. Te same ideały
republikańskiego nacjonalizmu wyeksportowane zostały do reszty Europy
pod auspicjami francuskiej administracji, która tworzona była nad
podbitych terytoriach. Jak na ironię, w krajach okupowanych, jak np. w
Hiszpanii, ten nowy nacjonalistyczny sentyment wykorzystywany był
przeciw Francji, a reżimy antynapoleońskie stosowały go jako środek
pobudzający do walki ludność na terenach jeszcze niepodbitych przez
Francję, takich jak Anglia, Rosja czy Austria.
XIX wiek: apogeum nacjonalizmu
Zakończenie wojen napoleońskich i Kongres Wiedeński w roku 1815
przywróciły pozory starego ładu europejskiego, jednak nowe idee niełatwo
było wykorzenić. Z idei tych największy wpływ na kształt XIX-wiecznej
Europy wywrzeć miał nacjonalizm. Jako ideologia okazywał się on
niezwykle elastyczny, pociągając tak liberałów, jak i konserwatystów.
Był również blisko związany z nadzwyczaj silnym w pierwszej połowie tego
stulecia ruchem romantycznym, przedstawiającym w idealistyczny sposób
historie narodowe, folklor i kultury regionalne. Również nauka
współdziałała z nacjonalizmem. O ile wspólne założenie naukowców
poprzedzających Darwina (oparte na naukach biblijnych i badaniach
empirycznych) brzmiało, że ludzie pochodzą od wspólnego przodka, to
w połowie XIX wieku narodził się nowy potężny ruch głoszący, że ludzie
zostali stworzeni albo wyewoluowali z prymitywnych przodków w różnych
odległych od siebie rejonach planety (w pierwszym przypadku – stworzenia
– chodzi o poligenizm, tj. przekonanie o pochodzeniu ludzkości od wielu
przodków, a nie, jak naucza Kościół, od jednej tylko pary rodziców,
czyli Adama i Ewy – przyp. red. Zawsze wierni). Ta nowa
idea, poprzedzająca bardziej ogólną koncepcję społecznego darwinizmu,
była pod koniec wieku ostatnim krzykiem mody; używano jej do
usprawiedliwiania różnic narodowościowych jako opartych na różnicach
rasowych – naturalnych, stałych i niezmiennych. Anglicy i Amerykanie
powszechnie używali jej dla usprawiedliwienia swego stosunku do
Irlandczyków i Francuzów jako do ras niższych, dla których rzekomo
typowy jest katolicyzm i rządy absolutne, podczas gdy rasy wyższe
cechować miał protestantyzm i klasyczna gospodarka liberalna oraz
organizacje polityczne.
Postulat „wolnego handlu”, który towarzyszył politycznym żądaniom
liberałów, był w rzeczywistości jedynie ochłapem rzuconym
internacjonalistom. Co znaczące, najgłośniej podnoszono go w kraju,
który prowadził najagresywniejszą ekonomicznie politykę: w Anglii. Wolny
handel był dla tamtejszych liberałów, przeświadczonych o wyższości
Anglii nad innymi narodami w uczciwym współzawodnictwie, narzędziem
wzrostu potęgi i prestiżu ich własnego kraju. W żadnym przypadku nie
miał on wykraczać poza istniejące podziały czy działać jako więź
jedności międzynarodowej. Liberałowie z innych krajów byli znacznie
mniej życzliwi dla wolnego handlu, a sami Anglicy stracili w niego
wiarę, gdy ich własna potęga podupadła.
Walka o kolonie w Afryce pod koniec XIX wieku spowodowana była w
dużej mierze nastrojami nacjonalistycznymi i pragnieniem budowy
politycznego prestiżu. Ten nowy imperializm, przeważnie o dobroczynnych
dla tubylców skutkach, niósł ze sobą nasiona przyszłego upadku. W
odróżnieniu od rzymskiego rozumienia imperium, kontynuowanego przez
Habsburgów, nowa ekspansja nie miała charakteru głównie religijnego czy
nawet dynastycznego. Ekspansjonizm XIX wieku kierował się głównie
interesem handlowym lub doraźną polityką i w żadnym przypadku nie był
postrzegany jako szlachetne narzędzie szerzenia cywilizacji, chociaż
apologeci wielkich mocarstw często posługiwali się szlachetnie
brzmiącymi frazesami dla zamaskowania niezbyt popularnych aspektów
rodzącego się globalizmu.
Jeszcze bardziej złowrogie skutki przyniósł wzrost międzynarodowej
rywalizacji w samej Europie. W roku 1848 rewolucje przetoczyły się jak
ściana ognia przez cały kontynent, grożąc obaleniem zarówno monarchii,
jak i Kościoła. Zarzewiem ich był liberalizm. Nacjonalistyczne slogany
towarzyszyły liberalnym żądaniom zniszczenia starego ładu społecznego,
politycznego i ekonomicznego, i zbudowania państwa konstytucyjnego. Żale
pracowników były bezwzględnie wykorzystywane przez liberałów, którzy
posługiwali się prostymi ludźmi do realizacji swych własnych celów,
poświęcając ich później na barykadach. Papież Pius IX, początkowo
tolerancyjny wobec liberałów, szybko zraził się do nich ze względu na
radykalizm ich celów i stosowane metody. Kościół katolicki stał się
obiektem brutalnych ataków we Włoszech, Austrii, Niemczech i Francji.
Drugim przedmiotem nienawiści liberałów była sama idea państwa
wielonarodowościowego i jej wcielenie – monarchia habsburska, która
została niemal rozszarpana i uratowana jedynie dzięki interwencji
rosyjskiej. W Niemczech i we Włoszech liberałowie usiłowali zjednoczyć
swe kraje, zostali jednak powstrzymani przez interwencje z zewnątrz.
Włoscy liberałowie, jak Garibaldi i Mazzini, którzy pomogli monarchii
sardyńskiej zjednoczyć Włochy w roku 1860, zapamiętali Kościołowi
stanowisko z 1848 roku i okazywali wobec niego ostentacyjną wrogość.
Ostatecznie zajęli pozostałość po Państwie Kościelnym i rozpoczęli
antykatolicką politykę wewnętrzną, która była powodem konfliktu między
państwem a Kościołem aż do czasów dojścia do władzy Mussoliniego.
W Niemczech w roku 1871 powołany został autorytarny i antykatolicki
rząd. Bismarckowski Kulturkampf, skierowany przeciw Kościołowi
katolickiemu w Bawarii i innych krajach Cesarstwa, był realizacją
protestanckiego prusko-niemieckiego imperializmu, którym Belloc i
Chesterton tak gardzili. We Francji ustanowienie III Republiki po upadku
Napoleona III w roku 1871 rozpoczęło okres surowych prześladowań
Kościoła przez republikański i radykalnie nacjonalistyczny rząd. Z kolei
rząd angielski kontynuował prześladowanie katolików w Irlandii i
zaangażował się w szereg niekończących się bitew z papiestwem poza
granicami, wpajając równocześnie poddanym dumę z Imperium Brytyjskiego
za pośrednictwem państwowego systemu edukacji. Również Stany Zjednoczone
po wojnie domowej były niechętne katolikom i realizowały swą własną
politykę imperialną w Ameryce Łacińskiej, traktując imigrantów
niesprawiedliwie i prowadząc propagandę nacjonalistyczną na skalę niespotykaną przed rokiem 1860.
Habsburska nadzieja
Jedynym promykiem nadziei dla Christianitas były w tym okresie
kraje walczące z pochodem nacjonalizmu: Imperium Habsburskie i – na o
wiele mniejszą skalę – Hiszpania (Irlandia i Polska, w których działały
nacjonalistyczne organizacje zwrócone przeciw obcej okupacji, były
wyjątkami, lecz nawet w tych krajach grupy nacjonalistyczne infiltrowane
były przez elementy liberalne i masońskie). Hiszpania, która od lat
dwudziestych XIX wieku zmagała się z poważnymi kłopotami wewnętrznymi,
nie mogła jeszcze stawić znaczącego oporu siłom uwolnionym przez
rewolucję francuską. Imperium Habsburskie (Monarchia Austro-Węgierska)
było zaś jednym z ostatnich prawdziwie katolickich krajów w Europie i
z pewnością najważniejszym z nich... Choć niesprawne, z nieefektywnym
rządem, wolno rozwijającą się gospodarką i słabą armią, jego rządy były
ogólnie rzecz biorąc sprawiedliwe1.
W tym samym czasie stara społeczność katolicka podkopywana była
stopniowo przez nasilający się świecki kosmopolityzm panujący we
Wiedniu, podczas gdy Węgrzy, którzy podczas rewolucji roku 1848
przesiąkli w poważnym stopniu nacjonalizmem, mieli zwyczaj działać
represyjnie w stosunku do (własnych – przyp. tłum.) mniejszości
narodowych.
Papież uznawał wagę oraz rolę Austro-Węgier i robił co mógł, by
utrzymać z nimi dobre stosunki. Niestety, narody wchodzące w skład
imperium, które zachowywały się dość pokojowo przed rokiem 1789, zaczęły
się radykalizować i żądać autonomii lub wręcz niepodległości. W wielkim
stopniu było to skutkiem propagandy szerzonej nielegalnie przez
uchodźców z Polski i Czech, i innych krajów, zarażonych poważnie
liberalizmem i romantyzmem. Najbardziej niezadowoloną narodowością byli
Czesi, wskrzeszający swój język i tworzący narodową mitologię, częściowo
opartą na faktach, a częściowo będącą wytworem ich fantazji. Niektórzy z
nich symbolem swej walki narodowej uczynili Jana Husa, XV-wiecznego
czeskiego heretyka. Równocześnie pomiędzy mniejszościami słowiańskimi i
prawosławnymi Austro-Węgier rozszerzał się panslawizm, nierzadko przy
aktywnej pomocy Rosji i Serbii, które szerzyły nienawiść etniczną na
terenie Imperium, chociaż same bezwzględnie prześladowały swe własne
mniejszości.
Pomimo tych licznych nacisków Imperium austro-węgierskie nie było z
góry skazane na porażkę. Wielu historyków wskazuje na fakt, że kraj ten
był w istocie silny gospodarczo, a rządy w latach poprzedzających I
wojnę światową stawały się coraz bardziej skuteczne i sprawiedliwe2.
Nieszczęśliwie zamordowanie arcyksięcia Franciszka Ferdynanda i jego
żony w Sarajewie w sierpniu 1914 roku przez serbsko-bośniackiego
terrorystę wystarczyło, by pogrążyć kontynent w ogniu i zniszczyć
państwo Habsburgów, zanim zdążyło się ono odrodzić. Jest
charakterystyczne, że morderca – Gawriło Princip – wybrał jako cel
następcę tronu, który znany był jako zwolennik reform. Franciszek
Ferdynand chciał zwiększyć reprezentację narodów słowiańskich, co mogło
zniweczyć plany nacjonalistów pragnących nie reformy, lecz rewolucji.
Równie znaczące jest, że niezręczna austriacka odpowiedź na zamach
została sprowokowana przez rząd niemiecki, którego polityka była
zasadniczo antykatolicka i darwinistyczna – dążyła do rozstrzygnięć
kwestii narodowych w Europie za pomocą brutalnej siły.
Polityka masowa, masowa wojna
Gorliwość, jaką wszyscy Europejczycy, zarówno prości ludzie, jak i
członkowie klas wyższych, okazali wobec wojny 1914 roku, świadczy o
skuteczności, z jaką rządy wykorzystały nacjonalizm do swych własnych
celów. Dziesiątki lat państwowej edukacji i nieustanna propaganda
prasowa wzbudziły w młodzieży Europy prawie fanatyczną miłość do
własnego kraju i pogardę dla obcokrajowców. Lojalność wobec państwa, bez
względu na jego cele, stała się ważniejsza od miłości do siebie, swojej
rodziny czy nawet miłości do Boga. Tuż przed rokiem 1914 niemal nikt
nie kwestionował już etosu nacjonalistycznego. Nawet socjaliści, przy
całej swej gadaninie o międzynarodowej solidarności robotników, niemal
jednogłośnie wspierali politykę swych rządów i byli równie spragnieni
krwi i żądni zwycięstwa jak wszyscy inni. Tak samo było w Ameryce, kiedy
przystąpiła ona do wojny w roku 1917. Papież Benedykt XV, który stał
ponad konfliktem i próbował pośredniczyć w porozumieniu przy pomocy
austriackiego cesarza Karola I, był pogardzany przez obydwie walczące
strony i oskarżany odpowiednio o proniemieckość lub profrancuskość.
Nacjonalizm, złożony w ręce państwa, posiadał ogromną siłę, co
znalazło odbicie w skali wojny, bardziej przerażającej niż wszystko, co
widziano dotąd. Była to w najprawdziwszym sensie tego słowa wojna ludowa
(demokratyczna wojna totalna – przyp. tłum.); cel stanowili nie tylko
wrodzy żołnierze, ale całe wrogie narody. Niemcy bombardowali Paryż
i Londyn, nie czyniąc rozróżnienia pomiędzy militarną i cywilną naturą
celów, kierując się przede wszystkim chęcią osłabienia morale
przeciwnika; w Belgii i w północnej Francji przeprowadzali bezwzględne
represje, kiedy dowódcom wojskowym wydawało się, że istnieje taka
konieczność. Skala ich okrucieństwa wobec ludności cywilnej w Rosji,
chociaż nie dorównywała tej z II wojny światowej, była jednak wielka. W
tym samym czasie Wielka Brytania, Francja i Stany Zjednoczone nałożyły
na Niemcy i Austrię ścisłe embargo, które trwało jeszcze wiele miesięcy
po zawieszeniu broni w roku 1918, ograniczając racje żywnościowe
ludności cywilnej w Niemczech i doprowadzając do śmierci głodowej tysięcy
ludzi. Sprzymierzeni nie cofali się też przed bombardowaniem
niemieckich miast, kiedy tylko mieli ku temu sposobność.
Zakończenie I wojny światowej wyzwoliło powszechną niechęć do
nacjonalizmu, powodując wzrost popularności radykalnych ruchów
lewicowych, takich jak komunizm czy pacyfizm. Socjaliści, wstydząc się
swego poparcia dla wojny, próbowali ze zmiennym powodzeniem rekultywować
swoje internacjonalistyczne dziedzictwo. W Niemczech i we Włoszech
jednak prawdziwa i dostrzegalna niesprawiedliwość porozumień pokojowych
doprowadziła do ożywienia uczuć nacjonalistycznych. We Włoszech faszyści
Mussoliniego skoncentrowali się najpierw na konstruktywnym i w wielkiej
mierze zakończonym sukcesem programie wewnętrznej odbudowy Włoch i na
zapewnieniu im silnej pozycji międzynarodowej. Niestety, lekceważenie ze
strony mocarstw zachodnich w połączeniu z żywym temperamentem
Mussoliniego popchnęły Włochy ku bardziej agresywnej polityce
zagranicznej i związkowi z Hitlerem, który doprowadził je do ostatecznej
klęski.
W Niemczech nazizm wskrzesił nacjonalizm w formie bardziej zajadłej i
niebezpiecznej niż wcześniej. Sam narodowy socjalizm był mieszaniną
pogaństwa, społecznego darwinizmu, socjalizmu i nacjonalizmu, ale dla
wielu z jego zwolenników najważniejsze było, że Hitler obiecał
przywrócić Niemcom miejsce, którego „niesprawiedliwie” pozbawiono ich w I
wojnie światowej. Uważano, że naziści mogliby przywrócić Niemcom
pozycję i prestiż międzynarodowy, co miało wielkie znaczenie. Posługując
się argumentami trącącymi mistycyzmem i paranoją, a ignorującymi
całkowicie fakty militarne, naziści twierdzili, że Niemcy nie zostały de facto w I wojnie pokonane, ale że padły od ciosu w plecy zadanego im przez Żydów i komunistów. (...)
Cechą wspólną ruchów prawicowych nacjonalistów w okresie międzywojnia
we Włoszech i w Niemczech był ich pozorny antyliberalizm; w
rzeczywistości dzieliły one jednak wiele zasad z ugrupowaniami
lewicowymi. Podobnie jak wiele państw w epoce przed 1914 rokiem, Niemcy i
Włochy manipulowały uczuciami nacjonalistycznymi jako środkami
pomagającymi podporządkować jednostkę państwu. Religia mogła być
tolerowana jedynie na tyle, na ile wzmacniała tę tendencję. W Niemczech,
co nie powinno dziwić, wspólnoty protestanckie były przez nazistów
faworyzowane ze względu na łatwość, z jaką protestanci zaakceptowali
nieograniczoność władzy świeckiej. Z drugiej strony Kościół katolicki
negował supremację państwa tak, jak uczynił to w roku 1792 i stał się
jedyną rzeczywistą opozycją wobec absolutystycznych rządów nazistów. Nic
więc dziwnego, że ci ostatni wybrali go na obiekt swych prześladowań.
Gdyby katolicyzm nie stanowił wiary tak licznej części społeczeństwa,
zwłaszcza w Bawarii i Austrii, prawdopodobnie naziści usiłowaliby
wyplenić go całkowicie.
Tymczasem na Bałkanach próżnia wytworzona przez zniszczenie
Austro-Węgier (których wskrzeszenia papiestwo stale poszukiwało)
spowodowała, że rejon ten stał się niestabilny politycznie i
ekonomicznie i łatwy do manipulacji z zewnątrz. Naziści przyczynili się
zwłaszcza do rozbicia Europy Środkowej, penetrując ten rejon
ekonomicznie i wygrywając na przeciwnych interesach poszczególnych
krajów. Przerażone widmem komunizmu, łatwo padały one ofiarą
nazistowskich machinacji i tak wciągnięte w II wojnę światową znalazły
się w latach 1944-45 w obrębie wpływów sowieckich. Ostatecznie
skonstatowały, że ich próba wywalczenia niepodległości dała im jedynie
nowego sowieckiego władcę, który był znacznie mniej pobłażliwy niż
poprzednio Austriacy.
Owoc nacjonalizmu – powojenny globalizm
Od zakończenia II wojny światowej nacjonalizm zdawał się wygasać na
Zachodzie. Starzy wrogowie, jak Francja i Niemcy, postrzegają się
obecnie jako bliscy przyjaciele i sojusznicy3, podczas gdy wysiłki eurokratów w kierunku stworzenia „Stanów Zjednoczonych Europy”
osiągnęły znaczący postęp. Przed rokiem 1939 politycy, intelektualiści i
media w Stanach Zjednoczonych i Europie propagowały ideę państwa
narodowego opierającego się na podstawach etnicznych czy rasowych.
Jednak po roku 1945 te same organy „opinii publicznej” otwarcie
potępiały nacjonalizm jako przestarzałą koncepcję, niegodną już
cywilizacji. Jaki był powód tej zmiany stanowiska?
Dwoma czynnikami, które zadecydowały o tym trendzie, były II wojna
światowa oraz zimna wojna. II wojna postrzegana była przez wielu ludzi
jako ostateczna konsekwencja nienawiści zrodzonej przez nacjonalizm.
Zimna wojna ujawniła z kolei rosnącą potrzebę jedności Zachodu w obliczu
sowieckiej agresji. W rzeczywistości jednak konflikty te dostarczyły
jedynie pożywki dla idei rozwijających się od przełomu stuleci, a które
zyskały nagle niespodziewaną popularność. Idee te, które w uproszczeniu
możemy nazwać internacjonalistycznymi, były blisko związane ze wzrostem
ruchów lewicowych pod koniec XIX i na początku XX wieku. Zwłaszcza
socjaliści, ale też moderniści, anarchiści i inni lewicowcy albo silnie
krytykowali, albo w całości odrzucali koncepcję państwa narodowego.
Socjalizm opierał się częściowo na idei głoszącej, że podziały narodowe
są sztuczne, a rzeczywistością są jedynie różnice klasowe. Socjaliści
wierzyli, że zjednoczenie robotników wszystkich krajów w braterstwie
pracy mogłoby zapobiec konfliktowi na skalę globalną. Rozważali różne
schematy międzynarodowej unifikacji lub stworzenia międzynarodowego
języka, jak np. esperanto.
Była to oczywiście idea całkiem różna od koncepcji Christianitas,
która poprzedzała epokę nacjonalizmów. Jednak jako że socjalizm w
czasie dwóch wojen światowych podlegał ewolucji, jego stosunek do
internacjonalizmu również uległ zmianie. Radykalni socjaliści, którzy
objęli władzę w Rosji, w dalszym ciągu głosili międzynarodowe
braterstwo, jednak w rzeczywistości utrzymywali sowieckie państwo
narodowe w bardziej nawet scentralizowanej i opresyjnej formie. „Jedność
robotników” w Sowietach i okupowanych krajach Europy Wschodniej nie
była nigdy niczym więcej niż farsą; rosyjski nacjonalizm był w tym
czasie silnie popierany przez sowieckich władców, podczas gdy narodowe
uczucia poddanych ludów bezwzględnie tłumiono. Nie było to
międzynarodowe braterstwo, ale raczej brutalny imperializm.
Na Zachodzie socjaliści zaczęli łagodzić swoje cele socjalne, nie
budując już programów na sloganie o wyzwoleniu mas pracujących, ale
wręcz domagając się rozrostu aparatu państwowego. Internacjonalizm nie
był już dla proletariatu, ale dla biurokratów. Jedność międzynarodowa
stała się synonimem europejskiego superpaństwa, a właściwie państwa
światowego. Najbardziej oczywistym przejawem tej tendencji było
powołanie Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej, będącej narzędziem nie
tylko ekonomicznej, ale i politycznej integracji Europy, oraz
Organizacji Narodów Zjednoczonych – następcy Ligi Narodów, która nigdy
nie była niczym więcej jak forum arbitrażu międzynarodowego. Również w
Ameryce Północnej zachodził ten sam proces, aczkolwiek wolniej, poprzez
stworzenie NAFTA (North America Free Trade Agreement,
Północnoamerykańskie Porozumienie w Sprawie Wolnego Handlu – przyp.
tłum.), nie mówiąc już o roli i wysiłkach rządu USA. Różnica polegała na
tym, że USA wciąż czują się wystarczająco pewne siebie, by iść dalej
same oraz przejawiają nieco silniejszy nacjonalizm – częściowo jako
rezultat swej pozycji lidera w zimnej wojnie. Ten stan rzeczy nie może
jednak trwać dłużej.
Nowy internacjonalizm jest silnie zakorzeniony w filozofii
współczesnego liberalizmu; „państwo światowe” jest po prostu „państwem
narodowym” na większą i potężniejszą skalę. Scentralizowany globalny
reżim jest nieskończenie odległy od średniowiecznego Rzymu. Ma on
charakter orwellowski, a jego ogromna i stale rozrastająca się
biurokracja dąży do uzyskania maksymalnej kontroli nad społeczeństwem,
zorganizowanym według zasad politycznej poprawności. Jest ono zasadniczo
antykatolickie. Sama idea konkurenta – Kościoła, domagającego się
jurysdykcji nad duszami ludzi całego świata – jest kamieniem obrazy dla
liberalnych internacjonalistów i nie może być tolerowana nawet w formie
głoszonej przez modernistów po przewrocie II Soboru Watykańskiego.
Jak można wytłumaczyć antagonizm pomiędzy nacjonalizmem i
internacjonalizmem – dzielącymi tę samą ideologiczną ojcowiznę – ale
równocześnie tak zaciekle się zwalczającymi? To samo można by powiedzieć
o liberalnym kapitalizmie i komunizmie. Tarcie pomiędzy tymi siłami
staje się mniej tajemnicze, jeśli spojrzymy na nie jako na część
powszechnej schizofrenii postkatolickiej cywilizacji. Wraz z naruszeniem
kulturowej harmonii chrześcijańskiego ładu, pojęcia organicznie niegdyś
złączone zostały rozerwane i doprowadzone do absurdalnych skrajności.
Na przykład równowaga pomiędzy władzą i wolnością, oparta na prawdziwym
autorytecie, została utracona i ludzie zaczęli skłaniać się ku
libertarianizmowi albo totalitaryzmowi. Oba te systemy rozczarowywały
ich niezdolnością do przywrócenia utraconej równowagi i stabilności,
zdesperowani szukali więc ratunku kolejno w liberalizmie, faszyzmie,
powojennej demokracji i socjalizmie.
Powrót do nacjonalizmu
Pozostałości nacjonalizmu są przedmiotem wściekłych ataków ze strony
liberalnych internacjonalistów, aczkolwiek często z niewłaściwych
pobudek. Wydaje się, że postrzegają oni obecnie fazę nacjonalistyczną,
tak ważną dla wzrostu liberalizmu, jako przestarzałą czy wręcz jako
przeszkodę w realizacji dalszych celów. Zwolennicy Nowego Porządku
Światowego odwołują się również często do szlachetnej i zupełnie
zrozumiałej niechęci, jaką inteligentni ludzie odczuwają do nienawiści
rasowej i masakr oglądanych w Rwandzie, na Bałkanach, w byłym Związku
Sowieckim i w innych krajach.
Przetrwanie nacjonalizmu stanowi kamień obrazy dla idei
„różnorodności” i „tolerancji”, leżących u podstaw liberalnego etosu.
Nic więc dziwnego, że liberalni intelektualiści na zachodnich uczelniach
nieustannie wyładowują na nim swoją wściekłość, lansując coraz to nowe
paradygmaty, jak np. postmodernizm. Wszystkie różnice międzyludzkie,
twierdzą postmoderniści, są fikcją (...) Naród nie ma żadnych podstaw,
może więc zostać wymazany z mapy i zastąpiony czymś innym, wraz ze
zmianą poglądów ludzi. Edukacja (czytaj indoktrynacja), jak twierdzą,
przekreśli stare uprzedzenia i stworzy nowy zespół wartości
odpowiadających liberałom i międzynarodowemu rządowi. W ten sposób może
być urzeczywistniony paradoks „różnorodnego”, tolerancyjnego świata,
który przekreśli swe narodowe, kulturowe i nawet językowe różnice,
odmawiając jednak tolerancji „nietolerancyjnym”.
Katolicka odpowiedź
Jakkolwiek sfrustrowani mogą być katolicy w obliczu zagrożenia tą
globalną tyranią, błędem byłoby poszukiwanie ratunku w powrocie do
pewnych wcześniejszych etapów rozwoju zachodniej cywilizacji. Nie możemy
zrzucić kajdan Nowego Porządku Światowego poprzez powrót do faszyzmu
lat trzydziestych czy republikanizmu lat siedemdziesiątych. Nacjonalizm,
rozwijający się od średniowiecza, z samej swej natury sprzyja
podziałom, ponieważ dąży do osiągnięcia przewagi jednej grupy etnicznej
nad innymi. Zgodnie z jego zasadami Kościół musi być podporządkowany
interesom państwa i zeświecczonego społeczeństwa, a interes sąsiadów
(należących przecież również do wspólnoty państw chrześcijańskich)
egoistycznym i doraźnym interesom danej partii, klasy czy grupy
etnicznej.
Nie zamierzamy tu kwestionować rzeczywistych różnic, istniejących
pomiędzy narodami, ani nie wyobrażamy sobie, że wszystkie tarcia i spory
mogły zostać całkowicie wyeliminowane. Należy bezwzględnie zaprzestać
polityki prowadzącej do wyniszczenia kultur narodowych w celu stworzenia
ponadnarodowego państwa politycznej poprawności. Co najważniejsze,
katolicy muszą rozciągnąć zakres miłości bliźniego na cały świat,
przezwyciężając różnice i wspierając nawrócenia, zarówno duchowe, jak i
społeczne. W sercu katolickiego przesłania leży idea nadprzyrodzoności,
wykraczającej poza naturę. Tak więc, zamiast bezmyślnie powtarzać
narzuconą nam tezę o konflikcie na linii globalizm-nacjonalizm, czas
byśmy podnieśli i ożywili ideę (...) chrześcijańskiego ładu
międzynarodowego. Jeśli tego nie uczynimy, będziemy mogli wybrać jedynie
pomiędzy bałkanizacją świata a Novus Ordo Seclorum. Ω
Edward G. Lengel, Mateusz M. Anger
Za „The Angelus” z sierpnia 1999 r., tłumaczył Wojciech Zalewski.
Za: http://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/609
Przypisy:
- Autorzy pominęli m. in. bolesne dla polskiej historii wydarzenia „rzezi galicyjskiej” (przyp. red. Zawsze wierni).
- Austro-Węgry zostały skazane na śmierć polityczną w wyniku włączenia się do I wojny światowej Stanów Zjednoczonych w 1917 roku. Prezydent USA Woodrow Wilson od momentu przystąpienia USA do wojny szermował hasłami rozbicia „więzienia narodów”, które znalazło odbicie w tzw. czternastopunktowym orędziu Wilsona z 22 I 1917 r., które zakładało utworzenie w Europie państw jednonarodowych. Zapis ten był skierowany w pierwszym rzędzie właśnie przeciw Austro-Węgrom (przyp. red. Zawsze wierni).
- Co uwidoczniło się ostatnio w zgodnym sprzeciwie obu tych państw wobec amerykańskiej agresji w Iraku (przyp. red. Zawsze wierni).