środa, 16 marca 2016

Narodziny i schyłek nacjonalizmu

 
   Hilary Belloc napisał, że nacjonalizm, będący jedną z wielu nie dających się pogodzić z wiarą świeckich „religii”, potężny jeszcze na początku XX wieku, prawdopodobnie szybko ustąpi miejsca innym materialistycznym doktrynom. I tak się niewątpliwie stało... Od zakończenia II wojny światowej liberalny „internacjonalizm” ugruntował ostatecznie swoją dominującą pozycję. Niemniej, jeśli nawet nacjonalizm utorował drogę bardziej globalnym ruchom powojennym, takim jak komunizm, konsumpcjonizm czy modernizm, wyciska on wciąż niezatarte znamię na naszej kulturze. Zrozumieć korzenie i wpływ nacjonalizmu – to zrozumieć lepiej schyłek zachodniej cywilizacji. Twierdzenie to może brzmieć trochę dziwacznie dla tych (włączając w to katolików), którzy przez długi czas traktowali nacjonalizm jako coś pozytywnego albo co najmniej jako bastion przeciwko świeckiemu internacjonalizmowi. Miłość do kraju rodzinnego jest cnotą, tak jak pielęgnowanie tradycji rodzinnych i narodowych. Kościół katolicki nigdy temu nie przeczył, nawet w szczytowym okresie rozkwitu Christianitas – w średniowieczu, (...) wymagał jednak zawsze, by wszystko było na właściwym miejscu. Miłość do Boga ma pierwszeństwo przed wszystkimi ziemskimi uczuciami. Nacjonalizm (różny od miłości do własnego kraju) wywraca ten porządek, twierdząc, że państwo, które nazywa „narodem” lub „ojczyzną”, ma jako pierwsze prawo do naszych uczuć. Kościół rozsądnie uczy, że kraj i państwo nie są tym samym, i że w żadnym przypadku różnice pomiędzy ludźmi nie usuwają wspólnej tożsamości dzieci Bożych. Musimy pamiętać, że religia katolicka i kultura były „międzynarodowe” – w prawdziwym sensie tego słowa – na długo przed powstaniem Organizacji Narodów Zjednoczonych czy Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Patrząc z perspektywy raczej tysiąclecia niż kilku dekad, oczywiste jest, że do powstania kultu narodu mogło dojść jedynie poprzez rozbicie Christianitas.

Średniowiecze – cywilizacja ponadnarodowa

Człowiek żyjący w średniowieczu nie traktował Imperium Rzymskiego, o którym sądzi się powszechnie, że „upadło” w roku 476, jako nieuchwytnego i nie mającego powiązania z teraźniejszością bytu historycznego. Z pewnością nie było ono dla niego tak intelektualnie odległe, jak średniowiecze dla nas. Kultura, której ciągłość nie została zakłócona, postrzegała samą siebie jako dziedziczkę Romanitas, nawiązując do marzeń o powszechnej władzy.

Według historyka Krzysztofa Dawsona średniowieczna jedność – kulturowa, religijna i polityczna – osiągnęła swój szczyt za czasów papieża Grzegorza X (1271-1276), w epoce św. Ludwika IX i św. Tomasza z Akwinu. To właśnie Kościół nadawał ostateczny kształt cywilizacji zachodniej, a słabość papiestwa w XV i XVI wieku przyczyniła się w znacznym stopniu do stopniowego rozbicia politycznego Europy i, co za tym szło, jej rozbicia religijnego pod płaszczykiem rewolucji protestanckiej. Jak pisze Dawson:
"(...) uznając, że to, co jest katolickie, nie jest koniecznie średniowieczne, a to, co jest średniowieczne, nie jest z konieczności katolickie, musimy równocześnie przyznać, że nigdy nie było epoki, w której kultura europejska była bardziej przeniknięta tradycją katolicką lub w której katolickie ideały znalazłyby pełniejszy wyraz na prawie każdym polu ludzkiej aktywności." (The Formation of Christendom)

Nasiona rozpadu

To, że rewolucja protestancka zainicjowała polityczne rozbicie Europy, nie powinno nikogo dziwić, jednak wzrost nastrojów nacjonalistycznych nie był ani tak gwałtowny, ani nieunikniony, jak sugerowali później liberalni historycy. Państwo narodowe kształtowało się stopniowo w ciągu trzech stuleci, zaś nacjonalizm jako ideologia nie pojawił się przed końcem XVIII wieku. Herezja protestancka przygotowała grunt pod te przemiany, niszcząc jednoczącą moralnie i politycznie siłę katolicyzmu. Kolejne stulecia były świadkami upadku religijności (zwłaszcza w Europie północnej), narodzin liberalnego humanizmu i innych prądów intelektualnych, będących wyzwaniem dla tradycyjnego ładu, oraz powstania państw narodowych. Kulminacja przypadła na okres rewolucji francuskiej (w najprawdziwszym sensie tego słowa – dziecka protestantyzmu), która zapoczątkowała erę stosunków międzynarodowych i międzynarodowych konfliktów, opartych nie na rywalizacji rodzin czy religii, ale na politycznej walce pomiędzy rządami posiadającymi wolę i środki do zmobilizowania całych populacji w służbie państwu.

Podziały w Europie przed schizmą protestancką występowały często, były one jednak raczej powierzchowne niż zasadnicze. Miały charakter dynastyczny i do pewnego stopnia etniczny, a nie polityczny czy religijny. Granice pomiędzy krajami nie były precyzyjnie wyznaczone i uszczelnione. Europejskie domy królewskie sprzeczały się i walczyły ze sobą, jednak prawie wyłącznie z powodów dynastycznych. Konflikty te, często krwawe, nie były jednak wojnami totalnymi. Nie mobilizowano całych populacji i zasobów ekonomicznych i chociaż ludność cywilna często cierpiała z powodu konfliktów, nie żyła w stałym zagrożeniu terrorem, eksterminacją czy wysiedleniem.

Społeczeństwo średniowieczne wszędzie zorganizowane było według tych samych zasad. Feudalizm podkreślał wagę osobistej lojalności suwerena i wasala; idea lojalności wobec jakiegoś rządu czy kraju była całkowicie nieznana. Monarchowie nie prowadzili kampanii dla zmobilizowania „opinii publicznej” – koncentrowali się raczej na zapewnieniu sobie lojalności szlachty. Zwykły człowiek mógł postrzegać swego króla czy królową jako osobę bardzo daleką. Mógł darzyć czcią monarchę, jednak lojalność czuł wobec swego pana. Populacje mieszały się i jako że różnice językowe były rzeczywiste, w sposób naturalny łacina – jako język Kościoła Powszechnego, odgrywający znaczącą rolę w życiu codziennym – zajęła miejsce nadrzędne. (...) obrzędy religijne miały fundamentalne znaczenie dla zachowania jedności religijnej na poziomie ludu. Polityczne czy ideologiczne podziały pomiędzy narodami były całkowicie niezrozumiałe.

Rewolucja protestancka rozpoczęła epokę wojen religijnych. Konflikty te, zwłaszcza wojna trzydziestoletnia (1618-1648), były straszliwymi zmaganiami, które spowodowały ogromne cierpienia ludności cywilnej, po raz pierwszy celowo atakowanej przez armie obu stron. (...)

Katolicy, po przywróceniu Kościołowi energii podczas tzw. kontrreformacji, stanęli w obliczu wyboru: całkowity tryumf protestantyzmu albo zwycięstwo i odbudowa Christianitas w postaci jeszcze silniejszej i trwalszej niż uprzednio. Zwycięstwo protestantów oznaczałoby z pewnością, niezależnie od potwornego zła moralnego wskutek całkowitego niemal zniszczenia Kościoła, początek szeregu wyniszczających wojen domowych pomiędzy sektami heretyckimi, które mogłyby zniszczyć cywilizację europejską. Zwycięstwo katolików mogło natomiast oznaczać odbudowę prawdziwej jedności Europy – pod wpływem i kierownictwem odzyskującego siły Kościoła. Mogły powrócić wojny dynastyczne, nie do pomyślenia jednak byłyby konflikty typu wojen napoleońskich czy II wojny światowej. Była to ostatnia prawdziwa okazja do odbudowy Christianitas.

Pokój westfalski z 1648 roku, potwierdzający militarny pat pomiędzy walczącymi w wojnie trzydziestoletniej stronami, był tragedią, której rozmiar następne pokolenia z trudem tylko mogą ogarnąć. Udało się zapobiec całkowitemu zwycięstwu protestantyzmu i chociaż religia pozostała źródłem konfliktów, epoka wojen religijnych zakończyła się. Jednak podział Europy został zaakceptowany; położono też fundament pod przyszły wzrost państw protestanckich w Anglii, Niemczech, Szwajcarii i Holandii, które posłużyły jako rozsadniki liberalizmu sto lat później. Katolickie monarchie, zwłaszcza Francja, były dla Kościoła ocalone, zostały jednak poważnie osłabione zarówno fizycznie, jak i moralnie przez trwające dziesiątki lat wojny domowe o podłożu religijnym.

Okres absolutystyczny

Okres od 1648 do 1789 r. stał się ponownie sceną wojen dynastycznych, jednak w formie bardzo różnej od tych z okresu średniowiecza. Przede wszystkim prowadzone one były na o wiele większą skalę, w sposób niemal ciągły i niezwykle niszczycielski, nadwerężający w o wiele większym stopniu zasoby państwa. Rezultatem była dogłębna zmiana struktury społeczeństwa europejskiego. Jako że działania wojenne stały się bardziej skomplikowane, a stawki wojen coraz wyższe, rządy czuły się zmuszone do poszukiwania lepszych metod mobilizowania zasobów. Rezultatem była większa biurokracja, bardziej scentralizowana administracja i ogromne armie. W tym właśnie celu powołano w roku 1694 Bank Anglii. Tzw. monarchie absolutne, jak np. Ludwika XIV, skupiały w swych rękach znacznie więcej władzy, której zakres stale poszerzały, roztaczając coraz większą kontrolę nad szlachtą i usiłując za pomocą rozmaitych środków, zwłaszcza podatków, sięgać po dobra swych poddanych.

Nawet w Anglii, gdzie monarcha był „konstytucyjny”, ale nie bezsilny, państwo stało się scentralizowane i znacznie silniejsze. Po raz pierwszy ludzie zostali związani w sposób bezpośredni ze swymi władcami. Działania wojenne uderzały w ludność cywilną jak nigdy dotąd. Podlegała ona poborowi do wojska (choć jeszcze nie systematycznie), jej domy były palone, własność grabiona, a rodziny terroryzowane przez wielkie armie. Na kontynencie stacjonujące wojska (nierozpuszczane na czas pokoju) stały się czymś naturalnym. Anglicy buntowali się przeciw temu, ale nawet oni z powodu swych zobowiązań zagranicznych zmuszeni zostali do utrzymywania armii niemal przez cały czas.

Vive la Nation!

Pomimo wszystkich zmian w polityce europejskiej w XVII i XVIII wieku nie ma wątpliwości, że decydujące zerwanie z przeszłością nastąpiło wraz z rewolucją francuską. Świecka ideologia pojawiła się jako siła zdolna poruszyć całe ludy, najpierw do niszczenia, później do służby państwu.

Początkowo rewolucja francuska była, podobnie jak rewolucja amerykańska, buntem przeciwko uciskowi podatkowemu wprowadzonemu przez państwo szukające pokrycia kosztów wojen: wojny francuskiej i indiańskiej w przypadku Ameryki oraz amerykańskiej wojny o niepodległość w przypadku Francji. Szybko jednak odstępczy intelektualiści wykorzystali okazję do przekształcenia reform monarchicznych czynionych w XVIII wieku w coś więcej. Ludzie pokroju Jana Jakuba Rousseau pokierowali ideologicznym atakiem na ancién regime, domagając się zbudowania nowego państwa – liberalnego i świeckiego.

Radykalizujące się ruchy niepodległościowe wzmacniane były przez luterańskie i kalwińskie żądania religijnego „samookreślenia”. Zakwestionowanie autorytetu religijnego prowadzić mogło jedynie do podkopania wszelkich tradycyjnych form władzy. Szczególny wkład Rousseau w rozwój nacjonalizmu polegał na namiętnym głoszeniu teorii „umowy społecznej” – nie w suchych i sztywnych formułach oświeceniowego racjonalizmu, ale w żarliwej prozie wywodzącej się z ruchu romantycznego. Wbrew osobistym, libertariańskim inklinacjom autora, roussowski model państwa idealnego sięgał do surowego militarnego systemu Sparty: gloryfikował masowe rządy, masową wojnę i – konsekwentnie – masowy terror, a wszystko to w imię „woli powszechnej”. W przebłysku niezwykłej szczerości człowiek, który doprowadził ideał Rousseau do ostatecznych konsekwencji, oświadczył: Być może byłoby lepiej, gdyby świat nigdy o nas nie usłyszał. – Napoleon Bonaparte wypowiedział te słowa, będąc u szczytu swej potęgi.

Niestety dla reformatorów, wydarzenia z roku 1789 szybko zaczęły toczyć się własnym torem. Radykałowie przejęli rewolucję dla swoich własnych celów, czekając na moment, gdy będą mogli zmobilizować ludzi przez nowe formy politycznej indoktrynacji, przeprowadzanej na wielką skalę. Stworzona została religia państwowa, kult Rozumu, nowy kodeks cywilny, postępowała też centralizacja, osiągająca punkt kulminacyjny w napoleońskim levee en masse, który powoływał tysiące niechętnych temu Francuzów do Wielkiej Armii. Państwowa edukacja i symbole narodowe, takie jak „Marianna”, rozwijały lojalność dla patrie. Te same ideały republikańskiego nacjonalizmu wyeksportowane zostały do reszty Europy pod auspicjami francuskiej administracji, która tworzona była nad podbitych terytoriach. Jak na ironię, w krajach okupowanych, jak np. w Hiszpanii, ten nowy nacjonalistyczny sentyment wykorzystywany był przeciw Francji, a reżimy antynapoleońskie stosowały go jako środek pobudzający do walki ludność na terenach jeszcze niepodbitych przez Francję, takich jak Anglia, Rosja czy Austria.

XIX wiek: apogeum nacjonalizmu

Zakończenie wojen napoleońskich i Kongres Wiedeński w roku 1815 przywróciły pozory starego ładu europejskiego, jednak nowe idee niełatwo było wykorzenić. Z idei tych największy wpływ na kształt XIX-wiecznej Europy wywrzeć miał nacjonalizm. Jako ideologia okazywał się on niezwykle elastyczny, pociągając tak liberałów, jak i konserwatystów. Był również blisko związany z nadzwyczaj silnym w pierwszej połowie tego stulecia ruchem romantycznym, przedstawiającym w idealistyczny sposób historie narodowe, folklor i kultury regionalne. Również nauka współdziałała z nacjonalizmem. O ile wspólne założenie naukowców poprzedzających Darwina (oparte na naukach biblijnych i badaniach empirycznych) brzmiało, że ludzie pochodzą od wspólnego przodka, to w połowie XIX wieku narodził się nowy potężny ruch głoszący, że ludzie zostali stworzeni albo wyewoluowali z prymitywnych przodków w różnych odległych od siebie rejonach planety (w pierwszym przypadku – stworzenia – chodzi o poligenizm, tj. przekonanie o pochodzeniu ludzkości od wielu przodków, a nie, jak naucza Kościół, od jednej tylko pary rodziców, czyli Adama i Ewy – przyp. red. Zawsze wierni). Ta nowa idea, poprzedzająca bardziej ogólną koncepcję społecznego darwinizmu, była pod koniec wieku ostatnim krzykiem mody; używano jej do usprawiedliwiania różnic narodowościowych jako opartych na różnicach rasowych – naturalnych, stałych i niezmiennych. Anglicy i Amerykanie powszechnie używali jej dla usprawiedliwienia swego stosunku do Irlandczyków i Francuzów jako do ras niższych, dla których rzekomo typowy jest katolicyzm i rządy absolutne, podczas gdy rasy wyższe cechować miał protestantyzm i klasyczna gospodarka liberalna oraz organizacje polityczne.

Postulat „wolnego handlu”, który towarzyszył politycznym żądaniom liberałów, był w rzeczywistości jedynie ochłapem rzuconym internacjonalistom. Co znaczące, najgłośniej podnoszono go w kraju, który prowadził najagresywniejszą ekonomicznie politykę: w Anglii. Wolny handel był dla tamtejszych liberałów, przeświadczonych o wyższości Anglii nad innymi narodami w uczciwym współzawodnictwie, narzędziem wzrostu potęgi i prestiżu ich własnego kraju. W żadnym przypadku nie miał on wykraczać poza istniejące podziały czy działać jako więź jedności międzynarodowej. Liberałowie z innych krajów byli znacznie mniej życzliwi dla wolnego handlu, a sami Anglicy stracili w niego wiarę, gdy ich własna potęga podupadła.

Walka o kolonie w Afryce pod koniec XIX wieku spowodowana była w dużej mierze nastrojami nacjonalistycznymi i pragnieniem budowy politycznego prestiżu. Ten nowy imperializm, przeważnie o dobroczynnych dla tubylców skutkach, niósł ze sobą nasiona przyszłego upadku. W odróżnieniu od rzymskiego rozumienia imperium, kontynuowanego przez Habsburgów, nowa ekspansja nie miała charakteru głównie religijnego czy nawet dynastycznego. Ekspansjonizm XIX wieku kierował się głównie interesem handlowym lub doraźną polityką i w żadnym przypadku nie był postrzegany jako szlachetne narzędzie szerzenia cywilizacji, chociaż apologeci wielkich mocarstw często posługiwali się szlachetnie brzmiącymi frazesami dla zamaskowania niezbyt popularnych aspektów rodzącego się globalizmu.

Jeszcze bardziej złowrogie skutki przyniósł wzrost międzynarodowej rywalizacji w samej Europie. W roku 1848 rewolucje przetoczyły się jak ściana ognia przez cały kontynent, grożąc obaleniem zarówno monarchii, jak i Kościoła. Zarzewiem ich był liberalizm. Nacjonalistyczne slogany towarzyszyły liberalnym żądaniom zniszczenia starego ładu społecznego, politycznego i ekonomicznego, i zbudowania państwa konstytucyjnego. Żale pracowników były bezwzględnie wykorzystywane przez liberałów, którzy posługiwali się prostymi ludźmi do realizacji swych własnych celów, poświęcając ich później na barykadach. Papież Pius IX, początkowo tolerancyjny wobec liberałów, szybko zraził się do nich ze względu na radykalizm ich celów i stosowane metody. Kościół katolicki stał się obiektem brutalnych ataków we Włoszech, Austrii, Niemczech i Francji. Drugim przedmiotem nienawiści liberałów była sama idea państwa wielonarodowościowego i jej wcielenie – monarchia habsburska, która została niemal rozszarpana i uratowana jedynie dzięki interwencji rosyjskiej. W Niemczech i we Włoszech liberałowie usiłowali zjednoczyć swe kraje, zostali jednak powstrzymani przez interwencje z zewnątrz.

Włoscy liberałowie, jak Garibaldi i Mazzini, którzy pomogli monarchii sardyńskiej zjednoczyć Włochy w roku 1860, zapamiętali Kościołowi stanowisko z 1848 roku i okazywali wobec niego ostentacyjną wrogość. Ostatecznie zajęli pozostałość po Państwie Kościelnym i rozpoczęli antykatolicką politykę wewnętrzną, która była powodem konfliktu między państwem a Kościołem aż do czasów dojścia do władzy Mussoliniego. W Niemczech w roku 1871 powołany został autorytarny i antykatolicki rząd. Bismarckowski Kulturkampf, skierowany przeciw Kościołowi katolickiemu w Bawarii i innych krajach Cesarstwa, był realizacją protestanckiego prusko-niemieckiego imperializmu, którym Belloc i Chesterton tak gardzili. We Francji ustanowienie III Republiki po upadku Napoleona III w roku 1871 rozpoczęło okres surowych prześladowań Kościoła przez republikański i radykalnie nacjonalistyczny rząd. Z kolei rząd angielski kontynuował prześladowanie katolików w Irlandii i zaangażował się w szereg niekończących się bitew z papiestwem poza granicami, wpajając równocześnie poddanym dumę z Imperium Brytyjskiego za pośrednictwem państwowego systemu edukacji. Również Stany Zjednoczone po wojnie domowej były niechętne katolikom i realizowały swą własną politykę imperialną w Ameryce Łacińskiej, traktując imigrantów niesprawiedliwie i prowadząc propagandę nacjonalistyczną na skalę niespotykaną przed rokiem 1860.

Habsburska nadzieja

Jedynym promykiem nadziei dla Christianitas były w tym okresie kraje walczące z pochodem nacjonalizmu: Imperium Habsburskie i – na o wiele mniejszą skalę – Hiszpania (Irlandia i Polska, w których działały nacjonalistyczne organizacje zwrócone przeciw obcej okupacji, były wyjątkami, lecz nawet w tych krajach grupy nacjonalistyczne infiltrowane były przez elementy liberalne i masońskie). Hiszpania, która od lat dwudziestych XIX wieku zmagała się z poważnymi kłopotami wewnętrznymi, nie mogła jeszcze stawić znaczącego oporu siłom uwolnionym przez rewolucję francuską. Imperium Habsburskie (Monarchia Austro-Węgierska) było zaś jednym z ostatnich prawdziwie katolickich krajów w Europie i z pewnością najważniejszym z nich... Choć niesprawne, z nieefektywnym rządem, wolno rozwijającą się gospodarką i słabą armią, jego rządy były ogólnie rzecz biorąc sprawiedliwe1. W tym samym czasie stara społeczność katolicka podkopywana była stopniowo przez nasilający się świecki kosmopolityzm panujący we Wiedniu, podczas gdy Węgrzy, którzy podczas rewolucji roku 1848 przesiąkli w poważnym stopniu nacjonalizmem, mieli zwyczaj działać represyjnie w stosunku do (własnych – przyp. tłum.) mniejszości narodowych.

Papież uznawał wagę oraz rolę Austro-Węgier i robił co mógł, by utrzymać z nimi dobre stosunki. Niestety, narody wchodzące w skład imperium, które zachowywały się dość pokojowo przed rokiem 1789, zaczęły się radykalizować i żądać autonomii lub wręcz niepodległości. W wielkim stopniu było to skutkiem propagandy szerzonej nielegalnie przez uchodźców z Polski i Czech, i innych krajów, zarażonych poważnie liberalizmem i romantyzmem. Najbardziej niezadowoloną narodowością byli Czesi, wskrzeszający swój język i tworzący narodową mitologię, częściowo opartą na faktach, a częściowo będącą wytworem ich fantazji. Niektórzy z nich symbolem swej walki narodowej uczynili Jana Husa, XV-wiecznego czeskiego heretyka. Równocześnie pomiędzy mniejszościami słowiańskimi i prawosławnymi Austro-Węgier rozszerzał się panslawizm, nierzadko przy aktywnej pomocy Rosji i Serbii, które szerzyły nienawiść etniczną na terenie Imperium, chociaż same bezwzględnie prześladowały swe własne mniejszości.

Pomimo tych licznych nacisków Imperium austro-węgierskie nie było z góry skazane na porażkę. Wielu historyków wskazuje na fakt, że kraj ten był w istocie silny gospodarczo, a rządy w latach poprzedzających I wojnę światową stawały się coraz bardziej skuteczne i sprawiedliwe2. Nieszczęśliwie zamordowanie arcyksięcia Franciszka Ferdynanda i jego żony w Sarajewie w sierpniu 1914 roku przez serbsko-bośniackiego terrorystę wystarczyło, by pogrążyć kontynent w ogniu i zniszczyć państwo Habsburgów, zanim zdążyło się ono odrodzić. Jest charakterystyczne, że morderca – Gawriło Princip – wybrał jako cel następcę tronu, który znany był jako zwolennik reform. Franciszek Ferdynand chciał zwiększyć reprezentację narodów słowiańskich, co mogło zniweczyć plany nacjonalistów pragnących nie reformy, lecz rewolucji. Równie znaczące jest, że niezręczna austriacka odpowiedź na zamach została sprowokowana przez rząd niemiecki, którego polityka była zasadniczo antykatolicka i darwinistyczna – dążyła do rozstrzygnięć kwestii narodowych w Europie za pomocą brutalnej siły.

Polityka masowa, masowa wojna

Gorliwość, jaką wszyscy Europejczycy, zarówno prości ludzie, jak i członkowie klas wyższych, okazali wobec wojny 1914 roku, świadczy o skuteczności, z jaką rządy wykorzystały nacjonalizm do swych własnych celów. Dziesiątki lat państwowej edukacji i nieustanna propaganda prasowa wzbudziły w młodzieży Europy prawie fanatyczną miłość do własnego kraju i pogardę dla obcokrajowców. Lojalność wobec państwa, bez względu na jego cele, stała się ważniejsza od miłości do siebie, swojej rodziny czy nawet miłości do Boga. Tuż przed rokiem 1914 niemal nikt nie kwestionował już etosu nacjonalistycznego. Nawet socjaliści, przy całej swej gadaninie o międzynarodowej solidarności robotników, niemal jednogłośnie wspierali politykę swych rządów i byli równie spragnieni krwi i żądni zwycięstwa jak wszyscy inni. Tak samo było w Ameryce, kiedy przystąpiła ona do wojny w roku 1917. Papież Benedykt XV, który stał ponad konfliktem i próbował pośredniczyć w porozumieniu przy pomocy austriackiego cesarza Karola I, był pogardzany przez obydwie walczące strony i oskarżany odpowiednio o proniemieckość lub profrancuskość.

Nacjonalizm, złożony w ręce państwa, posiadał ogromną siłę, co znalazło odbicie w skali wojny, bardziej przerażającej niż wszystko, co widziano dotąd. Była to w najprawdziwszym sensie tego słowa wojna ludowa (demokratyczna wojna totalna – przyp. tłum.); cel stanowili nie tylko wrodzy żołnierze, ale całe wrogie narody. Niemcy bombardowali Paryż i Londyn, nie czyniąc rozróżnienia pomiędzy militarną i cywilną naturą celów, kierując się przede wszystkim chęcią osłabienia morale przeciwnika; w Belgii i w północnej Francji przeprowadzali bezwzględne represje, kiedy dowódcom wojskowym wydawało się, że istnieje taka konieczność. Skala ich okrucieństwa wobec ludności cywilnej w Rosji, chociaż nie dorównywała tej z II wojny światowej, była jednak wielka. W tym samym czasie Wielka Brytania, Francja i Stany Zjednoczone nałożyły na Niemcy i Austrię ścisłe embargo, które trwało jeszcze wiele miesięcy po zawieszeniu broni w roku 1918, ograniczając racje żywnościowe ludności cywilnej w Niemczech i doprowadzając do śmierci głodowej tysięcy ludzi. Sprzymierzeni nie cofali się też przed bombardowaniem niemieckich miast, kiedy tylko mieli ku temu sposobność.

Zakończenie I wojny światowej wyzwoliło powszechną niechęć do nacjonalizmu, powodując wzrost popularności radykalnych ruchów lewicowych, takich jak komunizm czy pacyfizm. Socjaliści, wstydząc się swego poparcia dla wojny, próbowali ze zmiennym powodzeniem rekultywować swoje internacjonalistyczne dziedzictwo. W Niemczech i we Włoszech jednak prawdziwa i dostrzegalna niesprawiedliwość porozumień pokojowych doprowadziła do ożywienia uczuć nacjonalistycznych. We Włoszech faszyści Mussoliniego skoncentrowali się najpierw na konstruktywnym i w wielkiej mierze zakończonym sukcesem programie wewnętrznej odbudowy Włoch i na zapewnieniu im silnej pozycji międzynarodowej. Niestety, lekceważenie ze strony mocarstw zachodnich w połączeniu z żywym temperamentem Mussoliniego popchnęły Włochy ku bardziej agresywnej polityce zagranicznej i związkowi z Hitlerem, który doprowadził je do ostatecznej klęski.

W Niemczech nazizm wskrzesił nacjonalizm w formie bardziej zajadłej i niebezpiecznej niż wcześniej. Sam narodowy socjalizm był mieszaniną pogaństwa, społecznego darwinizmu, socjalizmu i nacjonalizmu, ale dla wielu z jego zwolenników najważniejsze było, że Hitler obiecał przywrócić Niemcom miejsce, którego „niesprawiedliwie” pozbawiono ich w I wojnie światowej. Uważano, że naziści mogliby przywrócić Niemcom pozycję i prestiż międzynarodowy, co miało wielkie znaczenie. Posługując się argumentami trącącymi mistycyzmem i paranoją, a ignorującymi całkowicie fakty militarne, naziści twierdzili, że Niemcy nie zostały de facto w I wojnie pokonane, ale że padły od ciosu w plecy zadanego im przez Żydów i komunistów. (...)

Cechą wspólną ruchów prawicowych nacjonalistów w okresie międzywojnia we Włoszech i w Niemczech był ich pozorny antyliberalizm; w rzeczywistości dzieliły one jednak wiele zasad z ugrupowaniami lewicowymi. Podobnie jak wiele państw w epoce przed 1914 rokiem, Niemcy i Włochy manipulowały uczuciami nacjonalistycznymi jako środkami pomagającymi podporządkować jednostkę państwu. Religia mogła być tolerowana jedynie na tyle, na ile wzmacniała tę tendencję. W Niemczech, co nie powinno dziwić, wspólnoty protestanckie były przez nazistów faworyzowane ze względu na łatwość, z jaką protestanci zaakceptowali nieograniczoność władzy świeckiej. Z drugiej strony Kościół katolicki negował supremację państwa tak, jak uczynił to w roku 1792 i stał się jedyną rzeczywistą opozycją wobec absolutystycznych rządów nazistów. Nic więc dziwnego, że ci ostatni wybrali go na obiekt swych prześladowań. Gdyby katolicyzm nie stanowił wiary tak licznej części społeczeństwa, zwłaszcza w Bawarii i Austrii, prawdopodobnie naziści usiłowaliby wyplenić go całkowicie.

Tymczasem na Bałkanach próżnia wytworzona przez zniszczenie Austro-Węgier (których wskrzeszenia papiestwo stale poszukiwało) spowodowała, że rejon ten stał się niestabilny politycznie i ekonomicznie i łatwy do manipulacji z zewnątrz. Naziści przyczynili się zwłaszcza do rozbicia Europy Środkowej, penetrując ten rejon ekonomicznie i wygrywając na przeciwnych interesach poszczególnych krajów. Przerażone widmem komunizmu, łatwo padały one ofiarą nazistowskich machinacji i tak wciągnięte w II wojnę światową znalazły się w latach 1944-45 w obrębie wpływów sowieckich. Ostatecznie skonstatowały, że ich próba wywalczenia niepodległości dała im jedynie nowego sowieckiego władcę, który był znacznie mniej pobłażliwy niż poprzednio Austriacy.

Owoc nacjonalizmu – powojenny globalizm

Od zakończenia II wojny światowej nacjonalizm zdawał się wygasać na Zachodzie. Starzy wrogowie, jak Francja i Niemcy, postrzegają się obecnie jako bliscy przyjaciele i sojusznicy3, podczas gdy wysiłki eurokratów w kierunku stworzenia „Stanów Zjednoczonych Europy” osiągnęły znaczący postęp. Przed rokiem 1939 politycy, intelektualiści i media w Stanach Zjednoczonych i Europie propagowały ideę państwa narodowego opierającego się na podstawach etnicznych czy rasowych. Jednak po roku 1945 te same organy „opinii publicznej” otwarcie potępiały nacjonalizm jako przestarzałą koncepcję, niegodną już cywilizacji. Jaki był powód tej zmiany stanowiska?

Dwoma czynnikami, które zadecydowały o tym trendzie, były II wojna światowa oraz zimna wojna. II wojna postrzegana była przez wielu ludzi jako ostateczna konsekwencja nienawiści zrodzonej przez nacjonalizm. Zimna wojna ujawniła z kolei rosnącą potrzebę jedności Zachodu w obliczu sowieckiej agresji. W rzeczywistości jednak konflikty te dostarczyły jedynie pożywki dla idei rozwijających się od przełomu stuleci, a które zyskały nagle niespodziewaną popularność. Idee te, które w uproszczeniu możemy nazwać internacjonalistycznymi, były blisko związane ze wzrostem ruchów lewicowych pod koniec XIX i na początku XX wieku. Zwłaszcza socjaliści, ale też moderniści, anarchiści i inni lewicowcy albo silnie krytykowali, albo w całości odrzucali koncepcję państwa narodowego. Socjalizm opierał się częściowo na idei głoszącej, że podziały narodowe są sztuczne, a rzeczywistością są jedynie różnice klasowe. Socjaliści wierzyli, że zjednoczenie robotników wszystkich krajów w braterstwie pracy mogłoby zapobiec konfliktowi na skalę globalną. Rozważali różne schematy międzynarodowej unifikacji lub stworzenia międzynarodowego języka, jak np. esperanto.

Była to oczywiście idea całkiem różna od koncepcji Christianitas, która poprzedzała epokę nacjonalizmów. Jednak jako że socjalizm w czasie dwóch wojen światowych podlegał ewolucji, jego stosunek do internacjonalizmu również uległ zmianie. Radykalni socjaliści, którzy objęli władzę w Rosji, w dalszym ciągu głosili międzynarodowe braterstwo, jednak w rzeczywistości utrzymywali sowieckie państwo narodowe w bardziej nawet scentralizowanej i opresyjnej formie. „Jedność robotników” w Sowietach i okupowanych krajach Europy Wschodniej nie była nigdy niczym więcej niż farsą; rosyjski nacjonalizm był w tym czasie silnie popierany przez sowieckich władców, podczas gdy narodowe uczucia poddanych ludów bezwzględnie tłumiono. Nie było to międzynarodowe braterstwo, ale raczej brutalny imperializm.

Na Zachodzie socjaliści zaczęli łagodzić swoje cele socjalne, nie budując już programów na sloganie o wyzwoleniu mas pracujących, ale wręcz domagając się rozrostu aparatu państwowego. Internacjonalizm nie był już dla proletariatu, ale dla biurokratów. Jedność międzynarodowa stała się synonimem europejskiego superpaństwa, a właściwie państwa światowego. Najbardziej oczywistym przejawem tej tendencji było powołanie Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej, będącej narzędziem nie tylko ekonomicznej, ale i politycznej integracji Europy, oraz Organizacji Narodów Zjednoczonych – następcy Ligi Narodów, która nigdy nie była niczym więcej jak forum arbitrażu międzynarodowego. Również w Ameryce Północnej zachodził ten sam proces, aczkolwiek wolniej, poprzez stworzenie NAFTA (North America Free Trade Agreement, Północnoamerykańskie Porozumienie w Sprawie Wolnego Handlu – przyp. tłum.), nie mówiąc już o roli i wysiłkach rządu USA. Różnica polegała na tym, że USA wciąż czują się wystarczająco pewne siebie, by iść dalej same oraz przejawiają nieco silniejszy nacjonalizm – częściowo jako rezultat swej pozycji lidera w zimnej wojnie. Ten stan rzeczy nie może jednak trwać dłużej.

Nowy internacjonalizm jest silnie zakorzeniony w filozofii współczesnego liberalizmu; „państwo światowe” jest po prostu „państwem narodowym” na większą i potężniejszą skalę. Scentralizowany globalny reżim jest nieskończenie odległy od średniowiecznego Rzymu. Ma on charakter orwellowski, a jego ogromna i stale rozrastająca się biurokracja dąży do uzyskania maksymalnej kontroli nad społeczeństwem, zorganizowanym według zasad politycznej poprawności. Jest ono zasadniczo antykatolickie. Sama idea konkurenta – Kościoła, domagającego się jurysdykcji nad duszami ludzi całego świata – jest kamieniem obrazy dla liberalnych internacjonalistów i nie może być tolerowana nawet w formie głoszonej przez modernistów po przewrocie II Soboru Watykańskiego.

Jak można wytłumaczyć antagonizm pomiędzy nacjonalizmem i internacjonalizmem – dzielącymi tę samą ideologiczną ojcowiznę – ale równocześnie tak zaciekle się zwalczającymi? To samo można by powiedzieć o liberalnym kapitalizmie i komunizmie. Tarcie pomiędzy tymi siłami staje się mniej tajemnicze, jeśli spojrzymy na nie jako na część powszechnej schizofrenii postkatolickiej cywilizacji. Wraz z naruszeniem kulturowej harmonii chrześcijańskiego ładu, pojęcia organicznie niegdyś złączone zostały rozerwane i doprowadzone do absurdalnych skrajności. Na przykład równowaga pomiędzy władzą i wolnością, oparta na prawdziwym autorytecie, została utracona i ludzie zaczęli skłaniać się ku libertarianizmowi albo totalitaryzmowi. Oba te systemy rozczarowywały ich niezdolnością do przywrócenia utraconej równowagi i stabilności, zdesperowani szukali więc ratunku kolejno w liberalizmie, faszyzmie, powojennej demokracji i socjalizmie.

Powrót do nacjonalizmu

Pozostałości nacjonalizmu są przedmiotem wściekłych ataków ze strony liberalnych internacjonalistów, aczkolwiek często z niewłaściwych pobudek. Wydaje się, że postrzegają oni obecnie fazę nacjonalistyczną, tak ważną dla wzrostu liberalizmu, jako przestarzałą czy wręcz jako przeszkodę w realizacji dalszych celów. Zwolennicy Nowego Porządku Światowego odwołują się również często do szlachetnej i zupełnie zrozumiałej niechęci, jaką inteligentni ludzie odczuwają do nienawiści rasowej i masakr oglądanych w Rwandzie, na Bałkanach, w byłym Związku Sowieckim i w innych krajach.

Przetrwanie nacjonalizmu stanowi kamień obrazy dla idei „różnorodności” i „tolerancji”, leżących u podstaw liberalnego etosu. Nic więc dziwnego, że liberalni intelektualiści na zachodnich uczelniach nieustannie wyładowują na nim swoją wściekłość, lansując coraz to nowe paradygmaty, jak np. postmodernizm. Wszystkie różnice międzyludzkie, twierdzą postmoderniści, są fikcją (...) Naród nie ma żadnych podstaw, może więc zostać wymazany z mapy i zastąpiony czymś innym, wraz ze zmianą poglądów ludzi. Edukacja (czytaj indoktrynacja), jak twierdzą, przekreśli stare uprzedzenia i stworzy nowy zespół wartości odpowiadających liberałom i międzynarodowemu rządowi. W ten sposób może być urzeczywistniony paradoks „różnorodnego”, tolerancyjnego świata, który przekreśli swe narodowe, kulturowe i nawet językowe różnice, odmawiając jednak tolerancji „nietolerancyjnym”.

Katolicka odpowiedź

Jakkolwiek sfrustrowani mogą być katolicy w obliczu zagrożenia tą globalną tyranią, błędem byłoby poszukiwanie ratunku w powrocie do pewnych wcześniejszych etapów rozwoju zachodniej cywilizacji. Nie możemy zrzucić kajdan Nowego Porządku Światowego poprzez powrót do faszyzmu lat trzydziestych czy republikanizmu lat siedemdziesiątych. Nacjonalizm, rozwijający się od średniowiecza, z samej swej natury sprzyja podziałom, ponieważ dąży do osiągnięcia przewagi jednej grupy etnicznej nad innymi. Zgodnie z jego zasadami Kościół musi być podporządkowany interesom państwa i zeświecczonego społeczeństwa, a interes sąsiadów (należących przecież również do wspólnoty państw chrześcijańskich) egoistycznym i doraźnym interesom danej partii, klasy czy grupy etnicznej.

Nie zamierzamy tu kwestionować rzeczywistych różnic, istniejących pomiędzy narodami, ani nie wyobrażamy sobie, że wszystkie tarcia i spory mogły zostać całkowicie wyeliminowane. Należy bezwzględnie zaprzestać polityki prowadzącej do wyniszczenia kultur narodowych w celu stworzenia ponadnarodowego państwa politycznej poprawności. Co najważniejsze, katolicy muszą rozciągnąć zakres miłości bliźniego na cały świat, przezwyciężając różnice i wspierając nawrócenia, zarówno duchowe, jak i społeczne. W sercu katolickiego przesłania leży idea nadprzyrodzoności, wykraczającej poza naturę. Tak więc, zamiast bezmyślnie powtarzać narzuconą nam tezę o konflikcie na linii globalizm-nacjonalizm, czas byśmy podnieśli i ożywili ideę (...) chrześcijańskiego ładu międzynarodowego. Jeśli tego nie uczynimy, będziemy mogli wybrać jedynie pomiędzy bałkanizacją świata a Novus Ordo Seclorum. Ω

 Edward G. Lengel, Mateusz M. Anger

Za „The Angelus” z sierpnia 1999 r., tłumaczył Wojciech Zalewski.
Za:  http://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/609

Przypisy:

  1. Autorzy pominęli m. in. bolesne dla polskiej historii wydarzenia „rzezi galicyjskiej” (przyp. red. Zawsze wierni).
  2. Austro-Węgry zostały skazane na śmierć polityczną w wyniku włączenia się do I wojny światowej Stanów Zjednoczonych w 1917 roku. Prezydent USA Woodrow Wilson od momentu przystąpienia USA do wojny szermował hasłami rozbicia „więzienia narodów”, które znalazło odbicie w tzw. czternastopunktowym orędziu Wilsona z 22 I 1917 r., które zakładało utworzenie w Europie państw jednonarodowych. Zapis ten był skierowany w pierwszym rzędzie właśnie przeciw Austro-Węgrom (przyp. red. Zawsze wierni).
  3. Co uwidoczniło się ostatnio w zgodnym sprzeciwie obu tych państw wobec amerykańskiej agresji w Iraku (przyp. red. Zawsze wierni).