W całej Polsce w 2012 roku odbywały się projekcje roboczej wersji filmu
Jerzego Zalewskiego „Historia Roja” połączone z dyskusjami twórców z
historykami zajmującymi się tematyką Żołnierzy Wyklętych oraz z widzami.
Pierwsza z tych projekcji odbyła się 29 lutego w SmArt Studio w Warszawie i
była zorganizowana przez Instytut Druckiego-Lubeckiego.
Zainteresowanie filmem było bardzo duże, sale pękały w szwach. Po projekcji
w SmArt Studio odbyła się niezwykle merytoryczna i ciekawa debata, w której
uczestniczyli m.in. historycy, specjaliści od historii Żołnierzy Wyklętych, a
także potomkowie Żołnierzy Wyklętych.
Dyskusja po projekcji filmu w SmArt Studio
Jan Ruman postanowił najpierw oddać głos widzom, a dopiero potem
specjalistom od historii Żołnierzy Wyklętych.
Jako pierwsza głos zabrała pani z rodziny podkomendnego „Tygrysa” w patrolu
„Roja”. Wypowiedź była emocjonalna i bardzo krytyczna zarówno pod adresem
filmu, reżysera, jak i samej akcji „Ratujmy Roja”. Zarzuciła przekłamania
historyczne, wulgarny język, brak pokazania motywacji bohaterów. Dzieliła się
wrażeniami po projekcji wcześniejszej wersji filmu.
Pani z rodziny "Tygrysa" powiedziała m.in.:
[...] Po obejrzeniu „Elegii na śmierć Roja” [film dokumentalny Jerzego
Zalewskiego m.in. o Mieczysławie Dziemieszkiewiczu - „Roju”], choć tam też są
niezgodności historyczne, oczekiwaliśmy z wielką radością na film „Historia
Roja”. Prawda jest taka, że po godzinie wszyscy mieliśmy dosyć. Dziękować Bogu,
że teraz trochę skrótów zostało zrobionych, więc można mieć nadzieję, że
następne wersje będą jeszcze lepsze. Nie mniej jednak, co nas zszokowało:
przekłamania historyczne.
Przyjechaliśmy na film historyczny, który jest oparty
na faktach, po to, by była zrozumiała historia, która się zdarzyła. W tym filmie
nie ma ciągu przyczynowo-skutkowego. Nie wynika z niego, dlaczego oni byli w tym
lesie. [...] Nasza rodzina i rodziny poległych partyzantów, które reprezentuję,
musieliśmy się troszeczkę zjednoczyć w walce o pamięć prawdziwą [...] My ten
film odbieramy też jako takie przekłamanie. [...] To nie byli chłopcy, którzy
bluźnili [...] Dlaczego, jak się maluje czyjś portret, to się go robi 5 lat
młodszym, a akurat zostało spłycone, to, co powinno być najbardziej wartościowe
jako perełka.[...]”
I później jeszcze ostrzej: „Dla rodzin poległych partyzantów, którzy
podlegali „Rojowi” [...] akcja „Ratujemy Roja” jest nadużyciem i obrazą. Nam ta
akcja uwłacza. [...] Dla nas akcja nie byłaby nadużyciem, gdyby było
powiedziane uczciwie: ratujemy Jerzego Zalewskiego. [...] Rój się przez 50
lat komuny uratował. Sam. Nie musiał nikogo prosić o pomoc.” [...]
Wypowiedzi osób pracujących przy filmie:
Dystrybucja tego filmu jest szaleństwem i obrazą dla żołnierzy, których ten film miał upamiętniać. [...] Potężny budżet został zmarnowany.
Natomiast kiedy przeczytałam scenariusz, natychmiast miałam te same
obiekcje, co pani [mowa o pani z rodziny], ponieważ również znam dobrze historię
i historię Żołnierzy Wyklętych. Natychmiast zaszokowała mnie wulgarność w
pierwszej części scenariusza, to, że pili wódkę, przeklinali... Tymczasem to
byli ludzie o niesłychanym systemie wartości, systemie wartości katolickim, dla
których ojczyzna była najważniejsza i oni nie pozwoliliby sobie na tego typu
zachowania. Podzieliłam się moimi obiekcjami z Leszkiem Żebrowskim, który był
konsultantem przy tym filmie i on mi powiedział, że miał dokładnie te same
uwagi, jeżeli chodzi o scenariusz, z tym, że Jurek Zalewski po prostu nie przyjmował
tych uwag. [...]
Wypowiedzi publiczności:
Jestem synem oficera Armii Krajowej z Wileńszczyzny. Mój
ojciec był dowódcą oddziału. [...] Odebrałem pewne rzeczy niezwykle rażąco. Przede
wszystkim końcowa scena jest dla mnie szokująca. Podoficerowie Wojska
Polskiego, ludzie szlachetni walczący o Polskę, po pijanemu idą ginąć. W głupiej
absolutnie scenie, takiej niczym nieuzasadnionej. Oni sobie biegną, wybuchy
dookoła nich, wszyscy strzelają, oni sobie biegną, strzelają dookoła.
[...]
Niepotrzebne są te późniejsze sceny erotyczne, jakieś takie wizje. [...]
Dla mnie to jest niezrozumiałe. [...] O ile jest tam scen kapitalnych bardzo
dużo w filmie. [...] można spokojnie co najmniej kilkanaście minut tego filmu
wyrzucić bez żadnej straty dla niego.
Usłyszałam od pana II reżysera, że ze względu na młodzież
umieścił Pan takie, a nie inne sceny. Uważam się za dość młodą osobę, ponieważ
nie skończyłam jeszcze 25 lat i mogę panu śmiało powiedzieć jako
przedstawicielka największej studenckiej organizacji w Warszawie Soli Deo [...]
że nam się nie spodoba ten film. [...]
Czekamy na film, w którym nie będzie scen seksu, nie będzie scen picia
alkoholu.[...] Dziękuję serdecznie, bo film uważam za bardzo dobry, po prostu
kwestia poprawienia kilku scen.
Ja jestem nauczycielem i uważam, że przede wszystkim najpierw
ten film powinni zobaczyć tylko i wyłącznie nauczyciele. W momencie wpuszczenia
tam dzieci i młodzieży licealnej ¾ tego filmu przez nich nie będzie zrozumiana,
jeżeli nauczyciele nie będą wiedzieli, czego mogą się spodziewać.
Ja przez pierwsze pół
godziny nie wiedziałem, kto jest głównym bohaterem, więc nie uważam, że pan ma
rację, że wszystko jest konsekwentne, bo ja się w tym gubiłem. Początek,
pierwsze 30, 40 minut szukam tego bohatera, ja go nie widzę, sorry.
Grzegorz Wąsowski z fundacji „Pamiętamy” ocenił film bardzo surowo
W mojej ocenie pan Zalewski popełnił daleko idące nadużycie, podając na początku tego filmu, że jest to historia „Roja”. Historia w zrozumieniu popularnym to jest oddanie rzeczywistości, która kiedyś miała miejsce. Jeszcze w napisach początkowych wskazał, że film opowiada zdarzenia realne, które miały miejsce na Mazowszu i na Kurpiach, które jedynie zostały zaadoptowane na potrzeby filmu fabularnego. [...]
Następnie padło kilka przykładów niezgodności filmu z faktami.W nawiązaniu
do wcześniejszej dyskusji Grzegorz Wąsowski powiedział:
„Rój” absolutnie do końca nie wiedział, że w tym domu, tego dnia jego los
się dokona. Kobieta, która go zdradziła, cieszyła się jego absolutnym,
bezwzględnym zaufaniem. Zdradziła go w sytuacji niezwykle dramatycznej dla niej
samej, w sytuacji, w której jej starsi wiekiem rodzice zostali aresztowani przez
resort, kiedy resort wziął ją na przesłuchanie i wykazał, że pomaga oddziałowi
„Roja” od dłuższego czasu [...] I w tej dramatycznej sekwencji, gdzie tragedia
antyczna wydaje się płaska, bo antyczni Grecy nie znali komunizmu, ta kobieta
zdecydowała się „Roja” wydać. Więc rys, że ci partyzanci zdawali sobie sprawę,
co ich tam czeka, jest nieprawdziwy.
Rys, że ta kobieta w momencie, kiedy matka rozpoznaje, czy też ma nie
rozpoznać zwłok „Roja”, stoi w mundurze więziennym, jest zupełnie skandaliczny
moim zdaniem. Sekwencja w czasie majaczeń „Roja”, kiedy widzimy scenę seksu z
partyzantem o pseudonimie „Kot”, też jest skandaliczna. Ta kobieta nie zdradzała
„Roja” w żadnym wypadku. Nawiasem mówiąc, „Kot” nie był wtedy jeszcze agentem
Urzędu Bezpieczeństwa. Mógłbym tutaj czterdzieści pięć minut opowiadać o tym,
co pan profesor Żaryn tak ładnie powiedział, że wierność detalu może nie
została oddana. Wierności faktografii jest niezwykle mało. Na film, który
podaje w tytule, że jest historią „Roja”, jest skandalicznie mało. Zresztą
tak na marginesie, matka Roja rozpoznała zwłoki swojego syna w Urzędzie
Bezpieczeństwa. [...]
Nie zgadzam się z tezą profesora Żaryna, że reżyser poświęcając detal
(absolutnie nie poświęcił detalu, tylko opowiedział własną historię, która w
historii „Roja” jest zakorzeniona niezwykle słabo), odmalował pewne zjawiska
właściwe dla całego podziemia. Moim zdaniem, gdyby się decydował na coś
takiego, to powinien po prostu zrobić film o jakimś „Czarnym”, „Białym”,
„Żółtym” i pewnie byśmy tutaj nie siedzieli i sporów nie toczyli. I pani z
rodziny Ildefonsa Żbikowskiego, „Tygrysa”, nie wygłosiłaby swojego wystąpienia
bardzo emocjonalnego i moim zdaniem trafionego, gdybyśmy się oderwali od pewnej
realnej historii, która się zadziała, w której użyto konkretnych pseudonimów,
konkretnych nazwisk [...]
Wyobraźmy sobie grupę oficerów Narodowych Sił Zbrojnych, czyli
konspiratorów wytrawnych z okresu okupacji niemieckiej, którzy w momencie
wejścia wojsk sowieckich do miasteczka w najlepsze w biały dzień biesiadują w
knajpie i ustalają losy konspiracji na przyszłość. Jest to scena zupełnie
niedorzeczna, odrealniona od prawdy.
„Pogoda” rozmawiając z „Tygrysem”, mówi: słuchaj, ty brata nie masz,
matki nie masz, no tak chodzisz z tą bronią, to myślisz, że to jest tak łatwo
[...] tymczasem był to człowiek, który nie dlatego poszedł do lasu, że nie
wiedział, co ze sobą zrobić, tylko podjął bardzo świadomy ideowy wybór, są
zachowane dokumenty [...] Z tych dokumentów rysuje się bardzo czytelny obraz
tych ludzi, zostały m.in. pamiętniki „Pilota” Grudzińskiego, który w tym filmie
się pojawia, może nam jest trudno uwierzyć po tym okresie PRL-u, ale ci ludzie
rzeczywiście, jeżeli przeklinali, to bardzo rzadko, a nie często, jak w tym
filmie, zwracali się do siebie językiem godnym, słowo „kolego”, które tam się
przewija w tym filmie, to był język komunikacji między nimi, szanowali swoje
szarże itd., itd.
Jeżeli chodzi jeszcze o istotne dla mnie szczegóły tego filmu, które
powodują, że obraz jest wypaczony [...] – cała sekwencja ujawniania, w której
dochodzi do rozmowy między „Młotem” a „Lasem”, jest sekwencją zupełnie fikcyjną.
Prawda jest taka, że „Młot” wydał rozkaz prowadzenia walki do końca, po czym
wyjechał z terenu i ujawnił się gdzieś w Wałbrzychu i „Las” z „Młotem” w ogóle
na ten temat okazji rozmawiać nie miał. Cała sekwencja scen w Warszawie,
wymyślona, wykreowana, gdzie jest wątek, że „Młot” negocjuje z towarzyszem „Wiesławem”,
to jest zupełne nieporozumienie. Jest takie zdanie, kiedy „Młot” mówi, że
„Wiesław” powiedział, że UBecja ujawnienia nie przeprowadzi tak, jak należy, to
ja będę interweniował, ale spróbujmy. To jest fundamentalne zafałszowanie
obrazu - partia komunistyczna decydowała o tym, co w Polsce będzie się działo,
Urząd Bezpieczeństwa wykonywał jej polecenia, a nie odwrotnie. To jakaś fikcja
rozmowy czy negocjacji „Młota” z Gomułką, jeszcze w takim świetle
przedstawione, jest znowu zafałszowaniem obrazu. Podobnie całe sceny zupełnie
nierealne w Warszawie. Podobnie jak nierealna scena ataku na Urząd
Bezpieczeństwa w Makowie w '48 roku, po to, żeby uwolnić aresztowanego „Lasa”.
Podziemie wtedy już nie miało siły do takich ataków, coś takiego w ogóle nie
zaistniało w skali kraju, więc co to ma wspólnego z syntezą?
Podobnie jak na procesie pokazowym „Lasa” widzimy „Lasa”, który krzyczy:
„precz sowieckie pachołki, niech żyje Polska”. Proces pokazowy był dlatego
pokazowy, że ci ludzie byli złamani i tam w ogóle nie było miejsca na takie
sceny i takie sceny oczywiście chcielibyśmy, żeby się działy, tylko ich nie
było. Podobnie, zupełnie groteskowa scena, w której widzimy w czasie tego
procesu na sali „Roja” przebranego za kobietę. Procesy pokazowe
charakteryzowały się również tym, że publiczność na tych procesach była
niezwykle starannie dobrana. To była widownia sceny, na której komuniści
realizowali pewne założenie, żeby splugawić partyzantkę, żeby ją zohydzić
właśnie tam, gdzie ta partyzantka działała. W przypadku „Lasa” był to proces w
Ostrołęce. A obecność na takim procesie jednego z najbardziej poszukiwanych
wówczas partyzantów w terenie jest po prostu czystym nonsensem. Tak jak
cała ta scena później z atakiem na pociąg, w takiej sekwencji nieco
westernowej, indiańskiej, kiedy zatrzymują sędziów i prokuratorów i później ich
rozstrzeliwują. Nic takiego nie miało miejsca. [...]
Fragment świadczący o niechlujstwie reżysera: widzimy scenę, zresztą też
nie mającą pokrycia w rzeczywistości, kiedy „Rój” jest mianowany dowódcą
oddziału Patrolu Akcji Specjalnej i ostatnia sekwencja, że na tego dowódcę
mianuje się plutonowego „Roja”. Po czym 15 minut później w filmie widzimy, jak
„Rój” spotyka się z oddziałami dowodzonymi przez Kozłowskiego - „Lasa” i
przedstawia się jako kapral „Rój”. [...]
Mamy scenę, też zupełnie nielogiczną, kiedy po akcji na więzienie w
Krasnosielcu dochodzi do odprawy, na której partyzanci dowiadują się, że na mocy
rozkazu Narodowego Zjednoczenia Wojskowego oddział partyzancki zostaje
rozwiązany. Na co jeden z tych partyzantów: „ale ja składałem przysięgę w
Narodowych Siłach Zbrojnych, w związku z tym ten rozkaz mnie średnio
interesuje”. A później widzimy ich cały czas w szeregach NZW, jak walczą. [...]
Prawda historyczna jest taka, że Narodowe Siły Zbrojne w sierpniu '45 roku
rozwiązały swoje oddziały, a NZW kontynuowało walkę dalej. [...]
Widzimy tam kilka zdarzeń, które noszą w sobie cechy akcji opartej o
zasadę odpowiedzialności zbiorowej. Mam na myśli przede wszystkim
atak na Komitet Powiatowy PPR w Przasnyszu, który zaczyna się sekwencją
zastrzelenia dwóch ludzi wychodzących z budynku, po czym partyzanci wpadają do
tego budynku [...] strzelanina, z osiem osób po stronie ludzi z tego budynku
ginie. W rzeczywistości do takiej akcji doszło, tylko ona wyglądała w ten
sposób, że w centrum miasta z mocy wyroku sądu podziemnego zastrzelono
sekretarza powiatowego PPR-u, chciano zastrzelić funkcjonariusza UB, zastrzelono
komendanta milicji. Były to wyroki wydane przez sąd podziemny, wyroki za
konkretne przewiny, a nie na zasadzie odpowiedzialności zbiorowej. [...] Nawet
po akcji na więzienie w Krasnosielcu, gdzie oddział „Pogody” zabrał ze sobą
pięciu funkcjonariuszy - tam było dwóch UBeków i trzech milicjantów. Widzimy
to w takiej krótkiej i mało czytelnej scenie, gdy trzy osoby nagle zostają
zastrzelone w obozowisku partyzanckim. W rzeczywistości doszło do
zindywidualizowania win i na mocy zeznań więźniów dwie osoby z tych 5 zostały
zastrzelone, a trzy osoby zostały puszczone. Mnie się wydaje, że to jest
niezwykle istotne dla pokazania, że walka podziemia była walką punktową, a nie
na zasadzie strzelamy do każdego, kto się rusza, kto z jakiegoś powodu jest po
drugiej stronie.
Gdybym był po stronie osób nieprzychylnych tematowi, to bym chętnie
ten film widział w powszechnej dystrybucji. I na te akcenty zwracam uwagę.
[...]
Ale jest też warstwa artystyczna. [...] Czy my coś o tym „Roju” wiemy
jako człowieku? Jego namiętnościach, emocjach? To jest moim zdaniem bardzo
płaski obraz człowieka, który chodzi oczywiście w bardzo słusznym celu, wygłasza
słuszne co do zasady treści, ale raczej podane językiem współczesnym niż mający
odpowiednik w tamtych czasach, co jakiś czas strzela komuś w głowę, najlepiej
przy krzyżu przydrożnym czy przy figurce Matki Boskiej. Tam nie ma w ogóle
emocji w tym filmie. Nawet ta sekwencja z tą jego nieszczęsną miłością, która
go wydała. Przecież to jest materiał na wielkie kino. Tymczasem obawiam się, że
my się cieszymy z samego faktu, że ktoś wreszcie zrobił film o podziemiu
niepodległościowym, antykomunistycznym i że [...] UBecy pokazani są jak
ostatnie bydło, a „Rój” i jego towarzysze bronią wartości, które są nam bliskie.
Tylko pytanie, czy rzeczywiście to jest powód do tego, żeby stać na baczność i
klaskać przed tym filmem. Moim zdaniem bardzo słaby film.
Jeszcze surowiej film ocenił Kazimierz Krajewski z IPN
Trudno jest procentowo zmierzyć, ile jest prawdy historycznej w tym
filmie, ale myślę, że ok. 90% scen, które są tutaj prezentowane, nie ma odbicia w
rzeczywistości albo jest bardzo dalece zniekształcone. To jest film o ludziach,
którzy żyli naprawdę, przewijają się postacie, pseudonimy, naprawdę mieli
jakieś nazwiska, naprawdę mieli rodziny. Te rodziny żyją do dzisiaj, to
wszystko zostało potraktowane z niesłychaną nonszalancją. To są bardzo luźne
impresje na temat wydarzeń historycznych opowiedziane językiem bardzo
szczególnym. To nie jest język tamtej epoki, czytelny dla tamtego pokolenia i
dla mojego pokolenia. Mec. Wąsowski wymienił szereg scen, które są
nieprawdziwe. Ja mógłbym to wyliczanie kontynuować. Oczywiście taki atak na
komitet powiatowy w Przasnyszu się nie odbył [...] akcje w Przasnyszu były,
wyglądały inaczej. Można przywołać tą wielką bitwę pod cukrownią. Oczywiście
akcja na cukrownię była, to była akcja do pewnego stopnia udana. Jeden oddział
zajął ten obiekt, dokonał rekwizycji, inny oddział zaatakował milicję w którymś
z sąsiednich miasteczek, potem obie grupy się połączyły. Tam, gdzie była
cukrownia, rozbrojono chyba 5 ORMOwców, wykonano wyrok śmierci na sekretarzu,
oczywiście nie za to, że miał poglądy komunistyczne, tylko za to, co w praktyce
robił. Cały ten bój z użyciem artylerii – on się nie zdarzył, ludzie w tym
powiecie skręcą się ze śmiechu, jak to obejrzą.
Te sceny z pościgiem i walkami w trakcie pościgu. Owszem, doszło do walk,
ale to wyglądało zupełnie inaczej. Jest na ten temat materiał historyczny, są
relacje żołnierzy, są dokumenty, są raporty z tych akcji. Nie wiem, dlaczego
twórcy nie chcieli z tego skorzystać, tylko stworzyli sobie własną wizję
artystyczną, zresztą z żyjącym przecież Boruckim „Babiniczem” w roli polskiego
samuraja, który XVII-wieczną szablą odgłowił dwóch funkcjonariuszy resortu czy
też oficerów KBW. To się może przyśnić, ale wtedy się nie zdarzyło. Sama ta
okoliczność, że w tych warunkach końcowej partyzantki rozsądny człowiek, jakim
był Borucki, chodzi z szablą i walczy... Cały oddział można było w miecze
samurajskie uzbroić i sceny walki byłyby jeszcze bardziej atrakcyjne. Takie
sceny, prawie jak ze SPECNAZu, że on skacze [...] podrzyna im gardła. Tego nie
było, nie wiem, czy to w jakiś sposób ubarwia [...] Zbędne okrucieństwo,
brutalność, nie wiem, czy to państwu uatrakcyjni ten film, czy tej młodzieży, o
której tyle było mowy.
Oczywiście tej odprawy przedamnestyjnej '47 roku nie było, coś takiego się
nie zdarzyło [...] Stosunek Kuleszy do amnestii był zmienny. [...] W lutym '47
roku nie przekonywał do ujawnienia, tylko wystosował proklamację, w której
zabraniał ujawniania, a ujawniającym się zagroził karą śmierci. Pojechał do
Warszawy, żeby nawiązać kontakt z Obszarem. Zorientował się, że praktycznie
żadnej Komendy Głównej w tym czasie funkcjonującej już nie ma. Obszar też jest
fikcją, nie ma nad nimi żadnej zwierzchniej czapki. Był żonaty, miał dziecko,
żonę, miał rodzinę. Zaczął się pewnie intensywnie zastanawiać, co dalej i
doszedł do zmiany zdania, ale nie zdobył się na odwagę, żeby ze swoim
stanowiskiem podzielić się z podkomendnymi i pojechał na „ziemie wyzyskane”, i
tam się ujawnił, nie odwołując tych rozkazów wcześniej wydanych. Jego odejście i
odejście paru ludzi z nim związanych było oczywiście straszliwym rozczarowaniem
dla partyzantów. [...] Cała historia ze stosunkiem Kuleszy do amnestii jest
pokazana w sposób nieprawdziwy.
Sceny warszawskie z udziałem jakiegoś „Bonda” konspiracji narodowej,
majora Okrzei, Ostoi, nie pamiętam [...] Była taka postać? Miała wpływ na
decyzje, które ludzie podejmowali? Była masakra pod Cyryla i Metodego w '47 roku?
Bitwa tam na Pradze stoczona? Nic takiego się nie zdarzyło. Takie akcje w
Warszawie nie miały miejsca, to wszystko jest nie wymyślone, a po prostu jakoś
wybzdurzone. To jest nierealne, to się w ogóle nie mogło wówczas zdarzyć.
Nie było sceny z nieudanym odbijaniem Makowa, nie było sceny z akcją
na pociąg i likwidacją sądu, nie było akcji z nieudanym odbijaniem rodziny
„Roja”. Nie było, nie było, nie było i tak mógłbym wiele rzeczy, których
naprawdę nie było, które się nie zdarzyły wymieniać. Po co wymyślać rzeczy,
które się nie zdarzyły, skoro w życiu tych ludzi zdarzyło się tak wiele rzeczy
wspaniałych, pięknych, szlachetnych...
Może mam inną estetykę niż pan Zalewski i kolega, który nam towarzyszy.
Sposób, w jaki zostało to pokazane, jest sprzeczny kompletnie z moją estetyką.
[...] To, że młody podoficer zwraca się do oficerów, do swoich dowódców [...]
po imieniu [...] pijąc przy nich alkohol z butelki – takie rzeczy się nie
zdarzały, niezależnie, co na ten temat myśli kolega i pan Zalewski. Ludzie w
tamtej epoce się po prostu szanowali, mieli do siebie zupełnie inny stosunek.
[...] Tu wygląda tak, że jakaś pani masuje Kuleszę, który w trakcie tego masażu
charczy przez zęby, że kogoś tam trzeba zastrzelić, no i chłopcy idą i to
zrobią.
Scena, w której Nasierowski – ten człowiek żył naprawdę i naprawdę
umarł - zostaje uprowadzony, postawiony pod figurą świętą, pod figurą Matki
Boskiej i w momencie, w którym partyzanci każą mu się modlić, on przerażony
modli się i „Rój” z nonszalancją gestapowca strzela modlącemu się człowiekowi w
tył głowy, po czym zapala papierosa... Dla mnie jest to obrzydliwe. Nie wiem,
czy to jest sposób... nie wiem, jak panowie uważają, że to może młodzież do
czegokolwiek przekonać. To może ucieszyć tylko redaktorów „Gazety Wyborczej”.
[...]
Razi mnie jakiś taki manieryzm, skłonność do brzydoty, do jakiejś
takiej obrzydliwości, brudu życia, który jest tam niesłychanie eksponowany.
[...]
Miałem okazję, czy też nieprzyjemność śledzić tę produkcję od dosyć
wczesnego etapu. Przeczytałem scenariusz, który mnie przeraził. Pierwsza wersja
tego filmu rzeczywiście została skrócona, okrojona dalece. Ja się boję, że te
obrazy zostaną przywrócone w serialu, o którym pan mówi...
Grzegorz Wąsowski
Najlepiej estetykę oddaje scena ostatnia, w której „Rój” odjeżdża
symbolicznie w mit na traktorze. Ten traktor, myślę, znakomicie symbolizuje
lekkość, z jaką ta historia została opowiedziana.
Grzegorz Wąsowski
Problem polega na tym, że reżyser nie wybrał nieistniejącej grupy partyzantów
w nieistniejącym lesie, tylko dokładnie wybrał istniejącą grupę partyzantów. To
zbiorowisko istniało, konkretne osoby, konkretne pseudonimy. [...] Jeżeli
budujemy historię opartą o konkretne nazwiska i pseudonimy, to wydaje mi się, że
wybierając taką konwencję filmu, sami bardzo sobie ograniczamy pole do
potencjalnych własnych interpretacji. [...] Jeśli chodzi o syntezę, to proszę
zwrócić uwagę, że z tego filmu w tym obszarze makro, w którym pan chce bronić
ten film, przynajmniej dla mnie, nie widać sensu trwania tej partyzantki. Oni
po prostu trwają, bo nie maja dokąd odejść. Tymczasem przecież doskonale wiemy,
że dzięki tej partyzantce pewne zabiegi komunistyczne, jak kolektywizacja wsi,
jak zniszczenie Kościoła zostały przesunięte o kilka lat. Dzięki temu, że
później Stalin zmarł, że komunistom w tym momencie najbardziej brutalnym nie
starczyło czasu na przeprowadzenie tych operacji, że proces kurii krakowskiej
to jest dopiero '53 rok, internowanie księdza prymasa to jest '53 rok. Gdyby nie
było podziemia, gdyby podziemie nie przyjęło na siebie tego pierwszego ataku
barbarzyńców spod znaku sierpa i młota, to te procesy by zaistniały kilka lat
wcześniej. Komuniści by zdążyli. [...] Tu się to nie udało dzięki tym chłopcom.
Tak, że ich ofiara ma bardzo wymierny sens. Dla nas w skali makro tego sensu
zabrakło. Ci ludzie jednak do końca cieszyli się poparciem społecznym. [...] Ja
odmawiam temu filmowi również dużych walorów w obszarze syntezy ogólnej.
Pogwałcono faktografię, a jednocześnie ten obraz w skali makro jest też
słabiutki.
Na podstawie: http://blogpress.pl/node/12268
OD REDAKCJI: Redakcja strony Ruch Christus Rex była obecna na przedpremierowym pokazie filmu w Katowicach dnia 1 marca A.D. 2016 i w pełni zgadza się z zarzutami zawartymi w powyższym artykule. Zabrakło spójnej fabuły (jakby film składał się z pociętych odcinków), poza tym strumieniami lejący się alkohol, przekłamania historyczne i tym podobne braki dyskwalifikują ten film jako obraz mający przedstawiać rzeczywistą walkę Żołnierzy Niezłomnych. Mimo początkowej zachęty możemy stwierdzić, że film jest niestety zafałszowaniem historii walk polskiego podziemia antykomunistycznego.