Niemal
dokładnie dwadzieścia lat temu – 17 maja 1994 roku – zmarł wybitny
kolumbijski myśliciel polityczny Nicolas Gomez Davila. Określał siebie
mianem reakcjonisty. Sławę zyskały mu publikowane począwszy od lat
osiemdziesiątych ubiegłego wieku komentarze (scholia) do lektur, które
zgromadził w swojej domowej bibliotece.
W jednym ze swoich zbiorów Gomez
Davila napisał, że „czytanie jest narkotykiem, od którego nie można się
uwolnić, gdyż – jeszcze bardziej niż od przeciętności naszego życia –
pozwala on nam uciec od przeciętności naszej duszy”. Kolumbijski
myśliciel oddawał się temu „narkotykowi duszy” namiętnie. Choroby, które
trapiły go od dzieciństwa, sprawiły, że całe swoje dorosłe życie (aż do
śmierci w wieku osiemdziesięciu jeden lat) ten syn bogatego kupca
spędził w swojej rezydencji w Bogocie, a konkretnie w bibliotece. Tam
obcował z klasykami myśli grecko-rzymskiej, Ojcami Kościoła, wielką
filozofią (także polityczną) i literaturą piękną, która przez stulecia
była owocem, ale i spoiwem zachodniej cywilizacji. To było jego
towarzystwo, jedyne właściwie, które tolerował. Wszak, jak sam pisał,
„dziś, aby przebywać regularnie w towarzystwie dobrze wychowanych osób,
musimy systematycznie czytywać stare, co najmniej stuletnie listy”.
Rozmowy z klasykami
Kolumbijski reakcjonista zauważał, że
„myślenie jest nieustannym dialogiem z nieżyjącymi rozmówcami”. Jego
interlokutorzy zamieszkiwali woluminy przechowywane w rodzinnej
bibliotece, które zasoby przez dziesięciolecia pieczołowicie uzupełniał
(pod koniec życia właściciela liczyła ona niemal 30 tysięcy tomów).
Owocem tego dialogu były wspomniane scholia – nie tylko dotyczące dzieł
aktualnie czytanych, ale stanowiące syntetyczne komentarze dotyczące nie
tylko historii, ale również cywilizacyjnej (we wszystkich wymiarach)
kondycji współczesnego świata.
Jak wspomniałem, „Scholia”
kolumbijskiego myśliciela zyskały mu sławę na całym świecie. Cenił je m.
in. znany katolicki filozof Dietrich von Hildebrand. W latach
osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia kolejne edycje
ukazywały się w Europie, m. in. w Austrii oraz Włoszech. W „Scholiach”
zaczytywano się przede wszystkim w kręgach konserwatywnych, były i
pozostają one wspaniałą odtrutką na współczesne zabobony „postępu”.
Chociaż pochwały dla dzieła Gomeza Davili płynęły również z całkiem
niespodziewanych stron. Oto jego rodak, Gabriel Garcia Marquez – pisarz
uhonorowany literackim Noblem, a przy tym obnoszący się ze swoją
przyjaźnią z Fidelem Castro, miał powiedzieć: „Gdybym nie był komunistą,
myślałbym jak Gomez Davila”.
W sporze z całym światem
W Polsce – jeśli nie liczyć
wcześniejszych publikacji fragmentów „Scholiów” na łamach „Stańczyka” –
„garść rubinów stylu i ametystów myśli” (Jacek Bartyzel) Kolumbijczyka
została udostępniona dzięki wysiłkowi (także translatorskiemu) dr.
Krzysztofa Urbanka i wydawnictwa „Furta Sacra”.
Dzieło Nicolasa Gomeza Davili jest
specyficzne. Trudno je czytać jak jednolity traktat z dziedziny
filozofii polityki, antropologii czy historii zachodniej cywilizacji -
jej rozwoju i upadania. Choć jest tam wszystko. Pozostając jednak przy
„jubilerskiej” metaforze – podobnie jak trudno godzinami i codziennie
oglądać kolekcje kamieni szlachetnych przechowywanych w dużych ilościach
w jednym miejscu, tak trudno czytać „ciągiem” myśli Kolumbijczyka.
Raczej należy je smakować, sięgając po nie od czasu do czasu, ze
świadomością jednak, że z nie wszystkimi wnioskami autora można i należy
się zgadzać (jak chociażby z jego konstatacją, że „każda etyka kończy się
pelagianizmem”).
Gomez Davila nazywał sam siebie
reakcjonistą, czyli kimś, kto „nie pisze, by przekonać. Po prostu
przekazuje swym przyszłym wspólnikom akta świętego sporu”. Autor
„Scholiów” spierał się z całym współczesnym światem, na wszystkich
płaszczyznach. Odrzucał demoliberalny paradygmat w polityce i kulturze.
Pogardzał marksizmem i socjalizmem, ale był także sceptyczny wobec zasad
„demokratycznego kapitalizmu”. Zatrwożony był tzw. posoborowymi
reformami w Kościele, które dodatkowo uzasadniały jego przekonanie, iż
„kto we współczesnym świecie nie wyczuwa zapachu siarki, jest pozbawiony
powonienia”.
Szczególnie błyskotliwe i morderczo
ironiczne są uwagi o rozmaitych przejawach tzw. cywilizacji
demokratycznej. Te scholia są zazwyczaj przytaczane przez wielbicieli
kolumbijskiego reakcjonisty. Istotnie, są one dowodem jego niezwykłej
przenikliwości, a jednocześnie wykwintnej inteligencji. Jak chociażby
jego spostrzeżenie, że „lewica jest zboczem, po którym staczają się
wszelkie przymioty ducha”.
Zawsze przy okazji smakowania tego
fragmentu dzieła Gomeza Davili nie sposób nie zadziwić się nad
aktualnością jego spostrzeżeń. W dobie firmowanego „wezwania do ubóstwa w
Kościele” bardzo świeżo brzmią słowa myśliciela o tym, że „współczesny
Kościół z upodobaniem praktykuje swojego rodzaju katolicyzm wyborczy”
lub jego spostrzeżenie, iż „dobroczynność może być najsubtelniejszą
formą apostazji”.
Dusza Zachodu dezerteruje
Według niektórych badaczy,
oceniających myśl Gomeza Davili z pozycji katolickich (np. prof. Miguel
Ayuso), specyficzny „pointylizm [jego] myśli filozoficznej i
literackiej” sprawia, że o wiele łatwiej wskazać przeciw czemu
Kolumbijczyk występuje, aniżeli za czym się opowiada. Wydaje się jednak,
że jest to chyba zbyt surowa krytyka. Chociaż – jak już zaznaczyłem –
trudno traktować wszystkie jego komentarze jako w pełni do
zaakceptowania, a w tej kolekcji szlachetnych kamieni znajdują się i
takie, które jeśli nie fałszywe, to przynajmniej pozbawione są starannej
obróbki, to jednak widać w myśli Davili pewną stałą myśl, której nie
sposób zakwestionować.
To przede wszystkim wielka afirmacja
katolicyzmu - „cywilizacji chrześcijaństwa”, które dzięki Kościołowi
pojawiło się „jako dzieło sztuki”. W historii dzieło to zajaśniało
najpełniejszym blaskiem w średniowieczu, traktowanym przez Davilę jako
fascynujący „paradygmat anty-współczesności”. Destrukcja tej z gruntu
katolickiej cywilizacji zaczęła się według Kolumbijczyka już w XII wieku
- „Prądy historyczne zmierzają w dobrym kierunku jedynie w okresie od V
do XII wieku”. Po XII wieku mamy do czynienia jego zdaniem z
permanentnym kryzysem cywilizacyjnym Zachodu: „’Jesień średniowiecza’
przeciąga się do XIX wieku. Wtedy zaczyna się ‘zima Zachodu’”.
Jednym z najgorszych symptomów tej
degrengolady Okcydentu była ekspansja egalitaryzmu, którego wykwitem
była dwudziestowieczna cywilizacja demoliberalna. A przecież, jak
zauważał Kolumbijczyk, „zarówno w społeczeństwie, jak i w duszy, kiedy
znikają hierarchie, rządzą instynkty”.
Degrengolada dotknęła również sferę
estetyki (piękna), która od zawsze była - wraz z prawdą i dobrem -
ważnym elementem triady podtrzymującej zachodnią cywilizację: „Słowa
nie wystarczają, by cywilizacja była przekazywana. Gdy pejzaż
architektoniczny cywilizacji się rozpada, jej dusza dezerteruje”.
Jak już zaznaczyłem, kolumbijski
reakcjonista z trwogą obserwował dewastujące Kościół tzw. reformy
posoborowe. Według niego były one kolejnym powiewem „zimy Zachodu”. To
temat, który często pojawiał się w kolejnych edycjach jego dzieła. Gomez
Davila swoimi lapidarnymi komentarzami właściwie streścił to, co
opisywał we wspaniałych analizach posoborowego kryzysu Kościoła
wspomniany Dietrich von Hildebrand. Podobnie jak autor „Spustoszonej
winnicy”, również twórca „Scholiów” jako szczególną stratę – nie tylko w
wymiarze duchowym, ale i cywilizacyjnym – uważał destrukcję klasycznego
rytu Mszy Świętej: „Likwidując określone liturgie, likwidujemy
określone oczywistości. Wycinanie świętych gajów jest zacieraniem
boskich śladów”.
Gomez Davila jest rzeczywiście
doskonały (w swojej przenikliwości i zgryźliwości) w krytyce
współczesnego świata. Własnych recept na przezwyciężenie kryzysu
cywilizacyjnego Zachodu nie podaje. A właściwie są one rozsiane w
„Scholiach”. Można je jednak wyłowić, jak chociażby spostrzeżenie, że
„człowiekiem szlachetnym jest ten, który stawia sobie wymagania, jakich
nie stawiają mu okoliczności”, czy jeszcze ważniejszą maksymę głoszącą,
iż „jedynie wizja teocentryczna ostatecznie nie czyni z człowieka
absolutnej nicości”.
Poszukiwanie tych wskazówek to
prawdziwa intelektualna przyjemność, którą od czasu do czasu należy
sobie sprawić. Wyszły one spod pióra człowieka, który nie ulegał żadnym
modom, a codziennie obcował z mądrością Zachodu spisaną na kartach
tysięcy woluminów. Był wybitnym reakcjonistą, do którego idealnie pasuje
definicja, którą kiedyś sam zamieścił w swoich „Scholiach”:
„reakcjonista nie jest myślicielem ekscentrycznym, lecz myślicielem
nieprzekupnym”.
Grzegorz Kucharczyk