Michał Juszczuk na co dzień jest nauczycielem wiedzy o
społeczeństwie w II Liceum Ogólnokształcącym z Dodatkową Nauką Języka
Białoruskiego w Hajnówce. Jego życiową pasją stało się tworzenie ikon.
Ma w tej dziedzinie największy dorobek w Hajnówce:
Kurier Hajnowski: Jak długo zajmuje się Pan pisaniem ikon?
Michał Juszczuk: Robię to już 25 lat. Na początku nie było farb i trudno
było zdobyć wiedzę na temat technologii ikony. Wszystko zaczęło się od
obozu ikonograficznego na Grabarce, na którym Finowie byli malarzami
ikon i naszymi nauczycielami.
Czy w jakiś sposób zachęca Pan swoich uczniów do nauki pisania ikon?
- Tak, prowadzę od siedmiu lat kółko ikonograficzne w szkole. Zazwyczaj
uczęszcza na nie od 10 do 14 uczniów.
Trzeba mieć szczególne zdolności plastyczne, by móc tworzyć ikony?
- Nie, plastyczne zdolności nie są specjalnie do tego potrzebne. Każdy
może się zapoznać z techniką tworzenia ikon.
Wielu Pańskich uczniów kontynuuje naukę w tym kierunku?
- Najczęściej jest tak, że właśnie najzdolniejsi uczniowie tego nie
czynią, a inni często kontynuują warsztat, ponieważ się tym fascynują.
Technicznie i artystycznie ikony te nie są doskonałe, ale uczniowie
pozostawiają je dla siebie. Jest to rodzaj duchowej przygody. Ale jest
to bardzo pracochłonne, więc uczniowie raczej nie wracają do tego
zajęcia.
Często się zdarza, żeby Pańscy uczniowie sprzedawali swoje ikony?
- Jeśli ktoś je sprzedaje, jest to po prostu brak pokory i skromności. W
takim przypadku sam źle bym pomyślał o nabywcy takiej ikony.
A dlaczego Pan pisze ikony? Czy tylko dla siebie?
- Relaksuję się przy pisaniu ikon, a nabywcy znajdują się sami. Mam
trochę zamówień prywatnych, także za granicę, na przykład do Francji czy
Włoch, ale nie to jest najważniejsze. Ważne jest to zakorzenienie w
naszej kulturze. Wykonuję ikony ślubne, ikonostasy i malowidła ścienne
(polichromie, freski) w cerkwiach oraz kościołach. Również turyści są
zainteresowani i szukają miejscowego malarza ikon. Tak więc
zainteresowanie ikonami jest i ludzie z całej Polski sami mnie znajdują.
W ten sposób można pozostawić po sobie coś trwalszego, trwały ślad w
dziedzictwie kulturowym naszego regionu.
Jaką technikę Pan stosuje przy tworzeniu ikon?
- Stosuję metodę malarza ikon średniowiecza, która niczym się nie różni
od tej średniowiecznej. Jest to technika temperowa. Ma zupełnie inny
klimat, ponieważ farby nie ciemnieją i są bardzo trwałe, gdy dobrze się
je zabezpieczy. Poza tym uważam, że trzeba łączyć tradycję ze środkami
współczesnymi.
Jak to wygląda w praktyce?
- Pigment uzyskany z minerału na przykład lazurytu, malachitu czy
glaukonitu rozprowadza się z emulsją żółtkową, która jest rodzajem
kleju. Przykleja ona sproszkowany pigment do gruntu, czyli deski
lipowej, która z kolei gruntowana jest masą z żelatyny i mielonej kredy,
tworzącej podobrazie. Przypomina to tynkowanie ściany. Gruntuje się na
płótnie lnianym, a dla trwałości przykleja się na deskę gazę, ponieważ
mocniej to wszystko się trzyma dzięki gazie. Jeżeli chodzi o prawdziwe
złoto, to trzeba umieć je położyć. Powłokę zabezpieczającą tworzy
werniks, tzw. olifa. Jest to lakier z oleju lnianego połączonego z
różnymi substancjami, które powodują utwardzanie. Jego wadą była
absorpcja sadzy i nieczystości. Współcześnie farby nie czernieją, tylko
trzeba umieć je położyć.
Te specjalne farby można kupić, czy trzeba robić je samemu?
- Można samemu robić, czyli kruszyć i rozcierać minerał na płytach.
Osobiście tak właśnie sam robię pigmenty. Można też kupić je w sklepach
dla artystów plastyków. Do wyboru są farby naturalne i syntetyczne. Te
naturalne są oczywiście droższe, cena farb zależy od dostępności
minerałów. Ochra czy ugier złoty powstałe z gliny są tańsze, natomiast
lazuryt oraz malachit są rzadsze i droższe. Najczystszy lazuryt kosztuje
nawet około 9000 złotych, ale można też kupić farby za kilkaset
złotych. Najczęściej jest to wydatek powyżej tysiąca złotych. Ważne są
też pędzle, stosuje się te z naturalnego włosia: kuny, wiewiórki albo
sobola.
Jak długo trwa napisanie ikony?
- To zależy od wielkości ikony i kompozycji. Najważniejszy jest efekt.
Pełny cykl produkcji trwa tydzień, jeżeli jest to niezłożona kompozycja.
Zajmuje się Pan też restauracją starych ikon?
- Tak. Restauracja ikony jest najtrudniejsza, ponieważ poprawianie
zajmuje więcej czasu. Technika ta może być szybka, ale wymaga dużej
wprawy i warsztatu.
Co Pan sądzi o ikonach sprzedawanych na straganach?
- Jest dużo ikon cepeliowskich dla masowego turysty, ale jest to tylko
rzemiosło. Niektórzy nawet podrabiają ikony na stare i czasami drożej je
sprzedają. Ludzie bez wiedzy kupują to, ale trzeba szukać autentyzmu.
Dobrze, żeby ktoś znał tradycję i wyrastał z tego kręgu kulturowego, aby
podnieść autentyczność ikony. Lepiej kupić autentyczną ikonę na całe
życie, która będzie tworzyć rodzinną i duchową wartość. Niewielu ludzi
ma prawdziwe stare ikony, a takie właśnie przetrwają latami, nawet
pięćdziesiąt i więcej. Dlatego radzę nie kupować atrap, ponieważ
sprzedający na straganach często oszukują, że ikony są stare. Na
szczęście rośnie świadomość oraz zamożność ludzi i coraz częściej
zamawiają oni prawdziwe ikony, na przykład na ślub. To o wiele lepiej
niż kupienie papierkowej podróbki. Tradycja musi być żywa.
OD REDAKCJI: Wywiad przeprowadziła w 2010 r. obecna przedstawicielka Dzielnicy Podlaskiej Ruchu Christus Rex, koleżanka Natalia Guziejko.