niedziela, 17 kwietnia 2016

Paweł Giełażyn: „Nacjonalizm a prawosławie”


12923313_196366407420085_63074842056890412_n 
   Dokąd sięga tylko oko historii i dziejów Narodu Polskiego, kraj Piastów związany był nierozłącznie  z chrześcijaństwem. Oczywiście można by tu wspomnieć o czasach, w których "najświętszym" z bogów był Świętowit, lecz formalne początki Państwa Polskiego sięgają właśnie roku 966.

Bardzo łatwo oceniać jest świat, stojąc obok, gdy wszelkie istniejące problemy oraz potencjalne ataki nas nie dotyczą. Zupełnie błaha wydaje się odpowiedź na wiele pytań, które gdzieś brzmią, ale nie są skierowane bezpośrednio w naszym kierunku. Podlaskiemu Oddziałowi ONR-u z góry został jednak narzucony pewien ciężar udowadniania na wszelkie sposoby stricte narodowych poglądów. Podlasie od wieków zamieszkane było przez różnego rodzaju narodowości wyznające różnorakie kultury czy religie. Podlasie i mówię tu o tym historycznym, głębokim Podlasiu, nigdy nie było jednonarodowościowe czy jednorako kulturowe. Mieszały się tu kultury narodowości ukraińskiej, białoruskiej, ruskiej, niemieckiej i żydowskiej. Z jednej strony potraktować można to optymistycznie. Masy kulturowe przyciągną turystów, którzy zwiedzą, zjedzą, prześpią się, wyjadą i co najważniejsze, zostawią pieniądze. Z drugiej strony jest to ten wspomniany wcześniej ciężar, który musi dźwigać Podlaski ONR, aby udowadniać, że Podlasie jest i zawsze było polskie. Zawsze stało za narodem polskim i będzie stać. Istnieje taki ogólny pogląd Podlasia, że to druga Białoruś. Oczywiście nasz region ma wiele wspólnego z kulturą chociażby zachodniej Białorusi, ale przypomnijmy sobie, czy chociaż część, a już na pewno zachodnia część Białorusi, czy to nie były jeszcze przed II wojną światową polskie ziemie? Odpowiedź jest chyba zbędna. Mieszanka narodowościowa Podlasia spowodowała również mieszankę religijną naszego regionu. Od wieków żyją na jednym wspólnym terenie ludności wyznające religie przede wszystkim katolicką, później protestantyzm, restoracjonizm, judaizm, islam, buddyzm czy prawosławie. I właśnie to ostatnie jest najbardziej aktywne (poza katolicyzmem) na ziemiach Podlasia. Tereny południowej części województwa są, można by rzec, kolebką religii prawosławnej, nie tylko naszego regionu, ale i całej Polski. Miasta takie jak Hajnówka czy Bielsk Podlaski są wręcz na wskroś przesiąknięte prawosławiem. Podobnie jak i wschód województwa. Nieuniknione są więc konflikty między tymi dwoma, tak potencjalnie podobnymi wyznaniami, a mimo tego tak odmiennymi.

Odkąd pamiętam, my, prawosławni byliśmy ci gorsi. Można by dziś rzec: „Polacy gorszego sortu”. Nie wiedzieć czemu, ale te słowa padały zawsze nie z ust kolegów katolików, a z ust mojej babci czy mamy. Od zawsze pojęcie „kacapa” było blisko. Skąd w ogóle wziął się ten kacap? Co to jest? Babcia nie wie, mama nie wie, a kacap jest. O tym śmiesznym przezwisku, a w zasadzie jego etymologii dowiedziałem się zasadniczo niedawno. Jest to złączenie dwóch słów. Rosyjskiego kak (pol. - jak) oraz ukraińskiego цап (czyt. cap, pol. - kozioł), co na końcu daje nam słowo kakcap, kacap. Skąd ten kozioł? A no stąd, że bojarowie moskiewscy i inni ludzie z Księstwa Moskiewskiego, którzy zgodnie ze starymi kanonami bizantyjskimi mieli nosić kozie brody. I tak oto cały czas ten kacap przewalał się w moim życiu.

Chodząc w niedziele na msze, bardzo często słyszałem, że nie wolno dać się stłamsić przez katolicką religię, że tylko nasza, prawosławna jest tą jedyną i słuszną drogą. Tylko o jakim tłamszeniu ksiądz opowiada? Przecież nikt mi nie mówi, jak mam żyć, nikt nie narzuca mi swojej wiary. O co księdzu chodzi? Tak samo było w domu. Pamiętam jak dziś, gdy babcia mówiła: Paweł, znajdź sobie lepszą dziewczynę. Zostaw tę katoliczkę. Znajdź lepszą, naszą. Do dziś nie mogę zrozumieć, co ma w sobie więcej ta „nasza” niż ta moja „katoliczka”. Koniec końców nadal jestem z katoliczką. Co ciekawsze, od kolegów czy przyjaciół „z sąsiedniego kościoła” nigdy nie usłyszałem: „spadaj! Jesteś inny, gorszy”. Wręcz przeciwnie. Nieraz musiałem tłumaczyć na swoje wersy modlitwy na prośbę kumpli, bo byli wręcz zafascynowani inaczej brzmiącą, a nadal tą samą modlitwą. Były w zasadzie takie same, a dzieliło je tak wiele. Dla kumpli zawsze byłem takim samym człowiekiem jak oni. I tak jest do dziś.

Próbując dostać się w szeregi ONR-u, miałem masę myśli. Co pomyśli rodzina? Przecież ONR jest tak stricte katolicki. Co pomyślą członkowie? Będą się śmiać? Zaproszą i zaraz wywalą na zbity pysk, bo kacap to jednak jest kacap? Bo ruski? Wszystkie myśli towarzyszyły mi nieprzerwanie, aż do momentu pierwszej rozmowy. Dotarło do mnie wówczas, że to nie oni, nie ci „katolicy”, nie ci ONR-owcy stwarzają problemy. Problemy stwarzamy my sami, my prawosławni, uważając siebie za swego rodzaju gorszych, niższych.  Działa to na zasadzie niewyjaśnionego kompleksu religijnego. Przecież zawsze to my byliśmy mniejszością religijną i to nam należy się szacunek za tak trudną sytuację, w jakiej się znajdujemy. To my prawosławni, najbardziej „prawdziwy” odłam chrześcijaństwa, jesteśmy poszkodowani. Tak mniej więcej wygląda ten kompleks, który w zasadzie nie wiadomo, skąd się wziął. Został stworzony na potrzeby i niepotrzeby ludzi zakompleksionych religijnie.

Bardzo podobna sytuacja dzieje się, gdy poruszymy temat Żołnierzy Wyklętych na ziemiach bielskich oraz hajnowskich. Żyją tam i prawosławni, i katolicy. Mieliśmy ostatnio okazję przejść ulicami Hajnówki podczas I Marszu Żołnierzy Wyklętych organizowanego przez Narodową Hajnówkę i ONR Brygadę Podlaską. Najwięcej krzyczeli ci, których dotyczyła ta historia. Krzyczeli prawosławni, którzy pomimo rehabilitacji wyroku sądu nadal uważają ich za morderców i potworów. Krzyczą również ci, których historia ta nawet nie tknęła. Dlaczego? Pierwsze skrzypce rozgrywa tutaj propaganda rosyjska. Jednak sama propaganda, jak i Związek Radziecki dawno nie istnieją. Co w takim razie tak bardzo boli tamtejszą ludność prawosławną? Kompleks mniejszości, słabości. Zabiera się im ich historię. Tą przesiąknięta nimi na wszelkie możliwe strony historię. Ich własność, coś, co bezpośrednio ich dotyka i pokazuje tragedię prawosławia na tych terenach. Znów pojawia się właśnie ten kompleks pokazania światu, jak bardzo wyznawcy prawosławia są źle traktowani itp. To, że w oddziałach armii Burego czy Łupaszki czynnie służyły osoby wyznania prawosławnego, to już nie jest ważne. To, że jednym z Żołnierzy Wyklętych był prawosławny Anatol Radziwonik „Olech”, to też jest nieważne. Ważne jest to, że mord podlaskich wsi zależał tylko od wyznania, jakie ktoś reprezentował… Bzdura.

Polski nacjonalizm ma się bardzo dobrze. Rośnie w siłę i nie zamierza na tym poprzestać. Nikt nie ganiał nigdy z pałką za prawosławnymi i nigdy nie będzie. To, że polski ruch narodowy ściśle łączy się z kościołem rzymskokatolickim, nie oznacza, że zamyka wszelkie furtki dla osób z „zewnątrz”. Oczywiście wszystko w ramach zdrowego rozsądku. Nie ma tutaj żadnych ograniczeń dla osób wyznających katolicyzm, jak i prawosławie. Najważniejszy jest cel, jakim jest dobro naszego wspólnego Narodu. Dobro Polski jest sprawą nadrzędną i powinno być priorytetem każdego z nas, nieważne, czy chodzisz do kościoła, czy cerkwi.

Za: https://kierunki.info.pl/2016/03/gielazyn-pawel-nacjonalizm-a-prawoslawie/

OD REDAKCJI: Oczywiście nikt  "nie zamyka drogi" prawosławnym, jeżeli chodzi o przynależność do narodu polskiego i jego organizacji, aczkolwiek pierwszoplanowym zadaniem Polaka - członka organizacji narodowej jest nawrócenie kolegi - prawosławnego na jedyną prawdziwą Wiarę, jaką jest Katolicyzm. Chcemy cały świat zdobyć dla Boga i religii, którą Sam nam ofiarował!