Dokąd sięga tylko oko historii i dziejów
Narodu Polskiego, kraj Piastów związany był nierozłącznie z
chrześcijaństwem. Oczywiście można by tu wspomnieć o czasach, w których
"najświętszym" z bogów był Świętowit, lecz formalne początki Państwa
Polskiego sięgają właśnie roku 966.
Bardzo łatwo oceniać jest świat, stojąc
obok, gdy wszelkie istniejące problemy oraz potencjalne ataki nas nie
dotyczą. Zupełnie błaha wydaje się odpowiedź na wiele pytań, które
gdzieś brzmią, ale nie są skierowane bezpośrednio w naszym kierunku.
Podlaskiemu Oddziałowi ONR-u z góry został jednak narzucony pewien
ciężar udowadniania na wszelkie sposoby stricte narodowych poglądów.
Podlasie od wieków zamieszkane było przez różnego rodzaju narodowości
wyznające różnorakie kultury czy religie. Podlasie i mówię tu o tym
historycznym, głębokim Podlasiu, nigdy nie było jednonarodowościowe czy
jednorako kulturowe. Mieszały się tu kultury narodowości ukraińskiej,
białoruskiej, ruskiej, niemieckiej i żydowskiej. Z jednej strony
potraktować można to optymistycznie. Masy kulturowe przyciągną turystów,
którzy zwiedzą, zjedzą, prześpią się, wyjadą i co najważniejsze,
zostawią pieniądze. Z drugiej strony jest to ten wspomniany wcześniej
ciężar, który musi dźwigać Podlaski ONR, aby udowadniać, że Podlasie
jest i zawsze było polskie. Zawsze stało za narodem polskim i będzie
stać. Istnieje taki ogólny pogląd Podlasia, że to druga Białoruś.
Oczywiście nasz region ma wiele wspólnego z kulturą chociażby
zachodniej Białorusi, ale przypomnijmy sobie, czy chociaż część, a już
na pewno zachodnia część Białorusi, czy to nie były jeszcze przed II
wojną światową polskie ziemie? Odpowiedź jest chyba zbędna. Mieszanka
narodowościowa Podlasia spowodowała również mieszankę religijną naszego
regionu. Od wieków żyją na jednym wspólnym terenie ludności wyznające
religie przede wszystkim katolicką, później protestantyzm,
restoracjonizm, judaizm, islam, buddyzm czy prawosławie. I właśnie to
ostatnie jest najbardziej aktywne (poza katolicyzmem) na ziemiach
Podlasia. Tereny południowej części województwa są, można by rzec,
kolebką religii prawosławnej, nie tylko naszego regionu, ale i całej
Polski. Miasta takie jak Hajnówka czy Bielsk Podlaski są wręcz na wskroś
przesiąknięte prawosławiem. Podobnie jak i wschód województwa.
Nieuniknione są więc konflikty między tymi dwoma, tak potencjalnie
podobnymi wyznaniami, a mimo tego tak odmiennymi.
Odkąd pamiętam, my, prawosławni
byliśmy ci gorsi. Można by dziś rzec: „Polacy gorszego sortu”. Nie
wiedzieć czemu, ale te słowa padały zawsze nie z ust kolegów katolików, a
z ust mojej babci czy mamy. Od zawsze pojęcie „kacapa” było blisko.
Skąd w ogóle wziął się ten kacap? Co to jest? Babcia nie wie, mama nie
wie, a kacap jest. O tym śmiesznym przezwisku, a w zasadzie jego
etymologii dowiedziałem się zasadniczo niedawno. Jest to złączenie dwóch
słów. Rosyjskiego kak (pol. - jak) oraz ukraińskiego цап (czyt. cap, pol. - kozioł), co na końcu daje nam słowo kakcap, kacap.
Skąd ten kozioł? A no stąd, że bojarowie moskiewscy i inni ludzie z
Księstwa Moskiewskiego, którzy zgodnie ze starymi kanonami
bizantyjskimi mieli nosić kozie brody. I tak oto cały czas ten kacap
przewalał się w moim życiu.
Chodząc w niedziele na msze, bardzo
często słyszałem, że nie wolno dać się stłamsić przez katolicką religię, że
tylko nasza, prawosławna jest tą jedyną i słuszną drogą. Tylko o jakim
tłamszeniu ksiądz opowiada? Przecież nikt mi nie mówi, jak mam żyć, nikt
nie narzuca mi swojej wiary. O co księdzu chodzi? Tak samo było w domu.
Pamiętam jak dziś, gdy babcia mówiła: Paweł, znajdź sobie lepszą dziewczynę. Zostaw tę katoliczkę. Znajdź lepszą, naszą. Do
dziś nie mogę zrozumieć, co ma w sobie więcej ta „nasza” niż ta moja
„katoliczka”. Koniec końców nadal jestem z katoliczką. Co ciekawsze, od
kolegów czy przyjaciół „z sąsiedniego kościoła” nigdy nie usłyszałem:
„spadaj! Jesteś inny, gorszy”. Wręcz przeciwnie. Nieraz musiałem
tłumaczyć na swoje wersy modlitwy na prośbę kumpli, bo byli wręcz
zafascynowani inaczej brzmiącą, a nadal tą samą modlitwą. Były w
zasadzie takie same, a dzieliło je tak wiele. Dla kumpli zawsze byłem
takim samym człowiekiem jak oni. I tak jest do dziś.
Próbując dostać się w szeregi ONR-u,
miałem masę myśli. Co pomyśli rodzina? Przecież ONR jest tak stricte
katolicki. Co pomyślą członkowie? Będą się śmiać? Zaproszą i zaraz
wywalą na zbity pysk, bo kacap to jednak jest kacap? Bo ruski? Wszystkie
myśli towarzyszyły mi nieprzerwanie, aż do momentu pierwszej rozmowy.
Dotarło do mnie wówczas, że to nie oni, nie ci „katolicy”, nie ci
ONR-owcy stwarzają problemy. Problemy stwarzamy my sami, my prawosławni,
uważając siebie za swego rodzaju gorszych, niższych. Działa to na
zasadzie niewyjaśnionego kompleksu religijnego. Przecież zawsze to my
byliśmy mniejszością religijną i to nam należy się szacunek za tak
trudną sytuację, w jakiej się znajdujemy. To my prawosławni, najbardziej
„prawdziwy” odłam chrześcijaństwa, jesteśmy poszkodowani. Tak mniej
więcej wygląda ten kompleks, który w zasadzie nie wiadomo, skąd się
wziął. Został stworzony na potrzeby i niepotrzeby ludzi zakompleksionych
religijnie.
Bardzo podobna sytuacja dzieje się, gdy
poruszymy temat Żołnierzy Wyklętych na ziemiach bielskich oraz hajnowskich. Żyją tam i prawosławni, i katolicy. Mieliśmy ostatnio okazję
przejść ulicami Hajnówki podczas I Marszu Żołnierzy Wyklętych
organizowanego przez Narodową Hajnówkę i ONR Brygadę Podlaską. Najwięcej
krzyczeli ci, których dotyczyła ta historia. Krzyczeli prawosławni,
którzy pomimo rehabilitacji wyroku sądu nadal uważają ich za morderców i
potworów. Krzyczą również ci, których historia ta nawet nie tknęła.
Dlaczego? Pierwsze skrzypce rozgrywa tutaj propaganda rosyjska. Jednak
sama propaganda, jak i Związek Radziecki dawno nie istnieją. Co w takim
razie tak bardzo boli tamtejszą ludność prawosławną? Kompleks
mniejszości, słabości. Zabiera się im ich historię. Tą przesiąknięta
nimi na wszelkie możliwe strony historię. Ich własność, coś, co
bezpośrednio ich dotyka i pokazuje tragedię prawosławia na tych
terenach. Znów pojawia się właśnie ten kompleks pokazania światu, jak
bardzo wyznawcy prawosławia są źle traktowani itp. To, że w oddziałach
armii Burego czy Łupaszki czynnie służyły osoby wyznania prawosławnego,
to już nie jest ważne. To, że jednym z Żołnierzy Wyklętych był
prawosławny Anatol Radziwonik „Olech”, to też jest nieważne. Ważne jest
to, że mord podlaskich wsi zależał tylko od wyznania, jakie ktoś
reprezentował… Bzdura.
Polski nacjonalizm ma się bardzo dobrze.
Rośnie w siłę i nie zamierza na tym poprzestać. Nikt nie ganiał nigdy z
pałką za prawosławnymi i nigdy nie będzie. To, że polski ruch narodowy
ściśle łączy się z kościołem rzymskokatolickim, nie oznacza, że zamyka
wszelkie furtki dla osób z „zewnątrz”. Oczywiście wszystko w ramach
zdrowego rozsądku. Nie ma tutaj żadnych ograniczeń dla osób wyznających
katolicyzm, jak i prawosławie. Najważniejszy jest cel, jakim jest dobro
naszego wspólnego Narodu. Dobro Polski jest sprawą nadrzędną i powinno
być priorytetem każdego z nas, nieważne, czy chodzisz do kościoła, czy
cerkwi.
Za: https://kierunki.info.pl/2016/03/gielazyn-pawel-nacjonalizm-a-prawoslawie/
OD REDAKCJI: Oczywiście nikt "nie zamyka drogi" prawosławnym, jeżeli chodzi o przynależność do narodu polskiego i jego organizacji, aczkolwiek pierwszoplanowym zadaniem Polaka - członka organizacji narodowej jest nawrócenie kolegi - prawosławnego na jedyną prawdziwą Wiarę, jaką jest Katolicyzm. Chcemy cały świat zdobyć dla Boga i religii, którą Sam nam ofiarował!
OD REDAKCJI: Oczywiście nikt "nie zamyka drogi" prawosławnym, jeżeli chodzi o przynależność do narodu polskiego i jego organizacji, aczkolwiek pierwszoplanowym zadaniem Polaka - członka organizacji narodowej jest nawrócenie kolegi - prawosławnego na jedyną prawdziwą Wiarę, jaką jest Katolicyzm. Chcemy cały świat zdobyć dla Boga i religii, którą Sam nam ofiarował!