„To nie miejsce dla łajdaków i oszustów,
tu chór śpiewa płynąc z prądem, tu maszerujemy jako jeden, tę jedność
kochamy, my cieszymy się idąc bez Ciebie!” – piosenka z musicalu
„Стиляги”
Kilku mężczyzn powoli włóczyło się nocą
po Warszawie. Zdecydowanie spędzili w pewnym przybytku przy ulicy Foksal
zbyt wiele czasu. Mieli jednak powody do świętowania i samozadowolenia –
kolejne tysiące wędrowały na ich konto, od czasu do czasu można było
pokazać się w telewizji lub na jakimś uroczystym bankiecie, jednym
słowem – byli ustawieni. Dziś jednak w swoim towarzystwie mogli się, jak
to niegdyś bywało, porządnie zniszczyć. Po prostu, na luzie. Jedyną
różnicą było, jak im się zdawało, to, że wreszcie nie trzeba było myśleć
o tym, jak dociągnąć do pierwszego. Wesoło zmierzali na ulicę
Nowakowskiego, by tam ostatecznie zakończyć alkoholowy rausz. Powoli
wchodzili na kolejne piętra kamienicy, by w końcu dotrzeć na miejsce.
Jeden z nich, po dłuższej walce z zamkiem, otworzył drzwi i wszedł do
środka. A ponieważ złapały go rozmyślania na temat przeszłości,
postanowił wyciągnąć zieloną flagę z mieczykiem Chrobrego, symbolem
polskiego nacjonalizmu. Szturmówkę, która niejedno już widziała i
niejednego już doświadczyła. Niewyprana od kilku miesięcy cały czas
naznaczona była brązowymi plamami. Ich widok, niespecjalnie apetyczny,
oraz zbyt duża liczba zdegustowanych piw regionalnych, sprawiła, że
flaga została przyozdobiona kolejnymi kolorami. Wymiocinami jednego z
miłośników jasnego trunku.
Kilka miesięcy temu, gdy Ruch Narodowy
zadeklarował start z listy kukizowców, popełniłem tekst o dość ostrym,
ale bardzo prawdziwym w moim odczuciu tytule, a mianowicie „Obsrany
sztandar”. Przyznam się nieskromnie, że wiele pozytywnych głosów, od
często zupełnie przypadkowych osób z tzw. środowiska później usłyszałem,
jednak nie będę dzisiaj się tym chwalił. Chwalić się będę zupełnie czym
innym – wszystko to, o czym pisałem, ostatecznie się spełnia. W
„Obsranym sztandarze” i różnych prywatnych wypowiedziach wieściłem, że
jest to nie tylko zdrada, ale też gwóźdź do trumny RN. Dziś mogę chyba
tylko toczyć bekę z bohaterów ostatnich godzin. Niestety, przy okazji
wychodzi na to, że – jak zauważył jeden z moich kolegów – sztandar RN-u
jest nie tylko obsrany, ale w dodatku obrzygany.
Polska „idea narodowa” została
sprowadzona do roli (przepraszam, ale nie zamierzam bawić się w tym
tekście w przesadną kulturę – dostosuję się do poziomu bohaterów tej
historii) przydupasów inicjatywy, którą łączył pop-patriotyzm i niechęć
do establishmentu, a która wymyślona została przez człowieka, który
kiedyś śpiewał, że „ZChN zbliża się”. Doprawdy jesteście zdziwieni, że
on nacjonalistami gardzi? Swego czasu dowcipkowałem sobie, że ruch
Kukiza to chyba został sfinansowany przez firmy produkujące koszulki
patriotyczne, gdyż lider formacji pojawiał się w nich przy każdej
możliwej okazji – żarty żartami, ale inny bohater afery, moim zdaniem,
jak to mówią internety, wygrał życie. Nie tylko stał się kultową
postacią na prawicy, jego alkoholowe produkty stały się czymś, co każdy
narodowiec pić musi (swój do swego po swoje, nie?), a na koniec został
jeszcze posłem. Ciekaw jestem, przy okazji jako osoba interesująca się
piwnym światkiem, w jaki sposób odbije się to na jego biznesie. Ale
koniec tym złośliwościom, życzę panu Jakubiakowi wszystkiego dobrego, on
w gruncie rzeczy nigdy prawdziwym narodowcem nie był i nawet go nie
udawał, już od dawna jego produkty zdarzało mi się pić dość rzadko, a
jeśli prawdą jest, że zamierzał wpłynąć na stanowisko RN w sprawie
ochrony życia poczętego w sposób skrajnie niezgodny z nauką Kościoła, to
ja tym bardziej jego piwa będę unikał. Paradoksalnie „skrajnie
prawicowy” Ciechan chyba nagle staje na tych samych pozycjach ideowych,
co na przykład legenda zachodniego piwnego rzemiosła, czyli BrewDog,
któremu zdarza się dedykować piwo środowiskom LGBT.
To, co teraz obserwujemy, jest po prostu
groteskowe. Jeśli nagrania nie kłamią (a umówmy się, nikt już chyba nie
próbuje ich prawdziwości podważać), Ruch Narodowy został z premedytacją
wykorzystany i osłabiony, a Paweł Kukiz narodowców uważa za osoby,
którym marzy się mordowanie Żydów. Co prawda jego ruch wydał
oświadczenie, że w tych wypowiedziach chodzi tylko o „antysemitów”, ale
sam muzyk wygadał się, że miał na myśli słynne spalenie kukły we
Wrocławiu przez ONR (który, jak pamiętamy, swego czasu współtworzył RN),
więc nie mamy chyba żadnych wątpliwości, kto miałby marzyć o zabijaniu
Żydów i strzelaniu do Murzynów. I Paweł Kukiz oczywiście ma w pełni
prawo uważać, że narodowcy takie zamiary mają! Mówię poważnie – nie
bronię mu tego. Chce, niech sobie tak wierzy. Nawet nie mam do niego
żalu, że wykorzystał Ruch Narodowy i zniszczył jego potencjał (w gruncie
rzeczy, może lepiej się stało, w końcu dzięki temu wyszło szydło z
worka) – jako polityk myślał o swoim interesie, a nie innej formacji.
Problem w tym, że po takich wydarzeniach jedyne, co można zrobić, to
unieść się honorem i pożegnać. Wyszło się na tzw. losera, wizerunkowo
najlepiej to nie wygląda, ale mimo wszystko lepszego rozwiązania nie ma.
W przeciwnym razie choruje się na syndrom sztokholmski lub jest się jak
mąż, który dziękuje swojej małżonce, że co tydzień zdradza go z innym
facetem. Innego wytłumaczenia nie ma. Cóż, okazuje się, że niektórzy
chyba (ba, większość) bohaterów tej opowieści cierpi na masochizm – lubi
być obrzucana gównem i jeszcze jest wdzięczna tym, którzy rzucają. Nie
wiem, czy na cokolwiek liczą, na jakikolwiek polityczny biznes w
przyszłości, ale pojęcie honoru i godności tym osobom zdecydowanie jest
obce. Co gorsza, nie tylko nie czują niesmaku, że to oni zostali
zmieszani z błotem, ale również setki działaczy i tysiące zwolenników.
Chyba po raz kolejny komuś szekle przysłaniają wszystko inne.
Byli nasi koledzy, którzy w gruncie
rzeczy chyba już porzucili, do reszty podeptali endecki czy
narodowo-radykalny sztandar i tym samym ostatecznie przeszli na służbę
do nowych panów z Kukiz’15, deklarując niepodporządkowanie się decyzji
Ruchu o wystąpieniu z formacji rockmana, nie zasługują na żaden szacunek
i nie ma się już chyba nad czym rozczulać. Najpierw na ten sztandar
nasrano, potem go obrzygano. Problem jest jednak innego rodzaju – co z
tymi, którzy postanowili Kukiza opuścić? I tutaj ponownie należy
odpowiedzieć sobie twardo – żadnej taryfy ulgowej. Jeśli ktoś powie, że
należy klaskać i gratulować politykowi, bo ten nie lubi, jak miesza się
go z błotem albo dlatego, że zamierzał głosować zgodnie ze swym
katolickim sumieniem, to taka osoba ma bardzo niskie standardy. To mniej
więcej tak, jakby właśnie dziękować swojej ukochanej osobie, że nie
puszcza się na prawo i lewo. Naprawdę szlachetne jest, że małżonkowie są
sobie wierni. Medal powinno się im dać.
Mam szczerą nadzieję, że te osoby, które
zostały u Kukiza, nie będą nawet próbowały podlizywać się nam – ale nie
dajmy się zwieść tym, którzy weszli w tę żałosną koalicję i teraz
próbują się z niej wymiksować. Grali ze sprytniejszym od siebie i
przegrali. Jeśli będą nagle chcieli znów udawać narodowych
rewolucjonistów – nie dajmy się zwieść. Bo w gruncie rzeczy – gdzie ta
cała radykalna zmiana? Co RN zrobił? Jego aktywność jest znikoma. Po
radykalnie katolicko-narodowej formacji spodziewałbym się pierwszego
dnia w Sejmie projektu zmiany ustawy aborcyjnej, stałej walki na tle
obyczajowym, wykłócania się o sprawy społeczne – a my nie dostaliśmy
absolutnie nic. NIC. Maksymalna bierność oraz pudrowanie wizerunku.
Paradoksalnie centroprawicowy PiS potrafi obecnie być bardziej radykalny
od formacji, która szła na fali buntu społecznego i
narodowo-rewolucyjnych haseł.
Gdyby nie ten wyciek, to nie wiemy, co
by było dalej – zapewne jednak „narodowi” posłowie nadal byliby w ruchu
Kukiza. Pamiętam, że po ogłoszeniu wyniku wyborów kolega endek
entuzjastycznie popierający RN spytał się mnie, czy mimo wszystko nie
cieszy mnie wizja powstania jakiegoś, dajmy na to, Narodowego Koła
Poselskiego. Dzień później miałem przeciek, że jego nadzieja jest
daremna, a postulat, iż sojusz jest czysto taktyczny, nagle stracił
aktualność. Zdradą według mnie było wejście w ten sojusz, zdradą było
pozostawanie w jednym klubie poselskim, grzechem zaniechania i poniekąd
także zdradą było bierne siedzenie w ławach poselskich zamiast walki o
katolickie wartości i narodowe interesy. Dzisiaj… dzisiaj po prostu
róbmy swoje, śmiejmy się z nich wszystkich i nie dajmy się złapać na
udawany żal za grzechy.