Ten moment, gdy odkrywam, że
czytana przeze mnie książka nie została, wbrew pozorom, napisana przez
wojującego katotaliba, lecz feministkę... Tak można podsumować moje
doświadczenie z lekturą "Pornolandu" autorstwa Gail Dines.
O tym, że pornografia wpływa
destrukcyjnie na relacje między kobietą a mężczyzną, wiem od dawna z
różnorodnych opracowań i badań naukowych. Mówi też o tym zdrowy
rozsądek, więc nie przeżyłam wielkiego zdziwienia. Co mnie zdumiało, to
fakt, że w tej chwili do mainstreamu pornograficznego, takiego
oglądanego przez przeciętnego Kowalskiego, weszły sceny
sadomasochistyczne, czy też porno z udziałem pełnoletnich aktorek
ucharakteryzowanych na małe dziewczynki.
Generalnie polecałabym „Pornoland” do
przeczytania każdemu rodzicowi zastanawiającemu się nad tym, czy
dziecko powinno mieć swobodny dostęp do internetu (np. we własnej
sypialni). Książka jest jednak nader ciekawa z powodu kilku pobocznych
wątków, które się w niej pojawiają. Co prawda szczerze przyznaję, że nie
wiem, jak została przetłumaczona, bo czytałam ją w oryginale, jednak na
końcu rozdziału piątego autorka zastanawia się, jak można by
przeciwstawić się zalewowi pornograficznej ideologii, niszczącej
kompletnie relacje damsko-męskie.
Właściwie odpowiedź dla mnie, jako
katoliczki w szczęśliwym, długoletnim małżeństwie jest oczywista -
wychowanie dzieci tak, by spostrzegały współżycie seksualne jako wyraz
miłości, która została przypieczętowana uroczystym zobowiązaniem - przed
Bogiem i ludźmi: „przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, jakim nas
Bóg obdarzy”, a także: „miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz, że
cię nie opuszczę aż do śmierci”. Małżeństwo oparte na monogamii,
otwartości na nowe życie, wzajemnym szacunku i budowaniu trwałej miłości
to jedyny styl życia, który może przeciwstawić się pornoideologii.
Jednak pani Dines, jako zadeklarowana
feministka, widzi to inaczej. Pisze: „potrzebna jest kontr-ideologia”, a
następnie nazywa to wprost: „ideologia feministyczna”. Na chwilę
zbaraniałam i kolejny raz z niedowierzaniem czytałam ten akapit. Raz, że
oto autorka proponuje gaszenie pożaru napalmem, dwa, że otwarcie nazywa
feminizm ideologią. Wszystkie feministki, jakie w życiu spotkałam, czy
miałam okazję czytać, dostawały spazmów i histerii, słysząc, że ktoś
nazywa ich ukochany feminizm ideologią, a tu proszę!
Nie był to jednak koniec zaskoczeń.
Feministki strasznie oburzają się na wiązanie ich ideologii z ideologią
marksistowską. Pani Dines na początku rozdziału szóstego parafrazuje
Karola Marksa, opisując człowieka jako produkt inżynierii społecznej, i
na tej koncepcji człowieka próbuje zbudować jakieś remedium na problem
pornograficznego postrzegania relacji damsko-męskich (rzecz z góry
skazana na klęskę).
Zauważa też, że współczesnym
nastolatkom brakuje pozytywnych kobiecych wzorców do naśladowana. Jak to
ujmuje: „z czasem dziewczyna spostrzega, że jedyną alternatywą dla tego,
by wyglądać na łatwą, jest bycie niewidzialną”. Autorka nie widzi tu
żadnego rozwiązania. Gdzie mają sięgać młode dziewczyny po wzorce?
Patrząc na feministki wyglądające jak mało atrakcyjni mężczyźni, czy te,
które przyjęły pornoideologię i szafują hasłami typu: "nie czytasz, nie
idę z tobą do łóżka", sugerując, że są tylko towarem, który można kupić
- co prawda nie pieniędzmi, a inteligentnymi bon motami z modnych książek, ale jednak?
I znowu, tylko katolicyzm z licznym
zastępem świętych (nie, nie wszystkie święte to dziewice-męczennice!),
czy z prostą prawdą, że własna matka, czy ciotki z rodziny mogą być
wzorcami szczęśliwego życia, daje rozsądną alternatywę.
Generalnie książkę bardzo polecam w
zakresie opisu współczesnej rzeczywistości, przesiąkniętego
pornograficznymi obrazami codziennego życia. Lektura może być o tyle
zniechęcająca, że jeśli macie dzieci, zastanawiać się będziecie nie
tylko nad tym, jak je przed tym uchronić, lecz również gdzie znajdą
normalnych kandydatów na mężów czy żony.
Nie znajdziemy, niestety, w
"Pornolandzie" żadnych pożytecznych propozycji rozwiązań. Feminizm
autorki i jej całkowita nieświadomość istnienia alternatywy, na przykład
rodziny opartej na wartościach katolickich, które - jak wykazują
kolejne badania naukowe - zapewniają także zwyczajnie zdrowe i dające
poczucie sensu i szczęścia życie, wszystko to sprawia, że Gail Dines nie
jest w stanie zaproponować żadnego wyjścia z matni.
Sposobów na to musimy już szukać
sami. Dlatego, moim zdaniem, przydałaby się książka pisana z punktu
widzenia etyki katolickiej, która dawałaby konkretne propozycje odparcia
problemów tak doskonale opisanych w „Pornolandzie”.
Bogna Białecka, psycholog