Kamień-pomnik upamiętniający ofiary NKWD |
8
czerwca 2016 roku członkowie RCR udali się z wizytą do miasta Toszek na
Górnym Śląsku w celu odwiedzin byłego obozu NKWD w tym mieście (obecny
szpital psychiatryczny) oraz oddania hołdu ofiarom tej zbrodniczej
formacji (ponad 3300 osób).
Oto krótka historia obozu:
Oto krótka historia obozu:
W toszeckim szpitalu ulokował się obóz nadzorowany przez NKWD, uchodzący
za jeden z najcięższych na Śląsku. Był elementem wprowadzonym przez
sowieckie Komendantury Wojenne, rezydujące we wszystkich większych
śląskich miastach. Obozy utworzone przez „pełnomocników” podlegały
bezpośrednio NKWD. Ich głównym komendantem był płk Kowalczukow. Obozy
takie, jak w Toszku, powstały również w Lędzinach, Kluczborku,
Raciborzu, Bielsku, Blachowni, Kędzierzynie i w Łabędach.
Toszecki obóz istniał od maja (bądź nawet od stycznia) 1945 r. do dnia
25 XI 1945 roku. Podlegał sowieckiej komendanturze obozów z siedzibą w
Berlinie. Jego komendantem był płk Pylajew (podawane jest również
nazwisko płk. Ponajewa). Prawdopodobnie przebywało w nim około 4500-5000
osób cywilnych przewidzianych do wysiedlenia. Więźniowie musieli
pracować w okolicznych gospodarstwach zasiedlonych przez ludność polską
(głównie repatriantów).
Pamiętajmy, że nie byli to niemieccy jeńcy wojenni ani osoby związane z
nazistowskim systemem władzy. To cywile, autochtoni, których uznano za
Niemców i z góry założono, że nie zasługują na żadną litość czy
pobłażanie. W toszeckim obozie znaleźli się mieszkańcy Wrocławia
zatrzymani po poddaniu się w maju 1945 r. Festung Breslau, uznani za
Niemców mieszkańcy Prus Wschodnich, Dolnego i Górnego Śląska, a także
najliczniejsza grupa – więźniowie przetransportowani przez Sowietów z
więzienia znajdującego się w Budziszynie.
W lipcu 1945 r. trzema transportami kolejowymi przewieziono do Toszka
3665 więźniów z przepełnionego więzienia w Budziszynie. Więźniami
toszeckiego obozu NKWD byli praktycznie sami mężczyźni, gdyż liczbę
kobiet szacuje się jedynie na około 30. Więźniowie zazwyczaj byli
umieszczani w głównym budynku obecnego szpitala (blok D). Co ciekawe, w
obozie obowiązywał czas moskiewski.
Był to obóz pracy przymusowej, gdzie wszystkie roboty na polach czy w
lesie wykonywano ręcznie i bez żadnych przerw. Wykonywano je codziennie,
wymaszerowując z obozu i wracając do niego po ciężkiej pracy.
Maszerowano kilka kilometrów na ogromne kartofliska. Obóz słynął z
bardzo brutalnego traktowania więźniów przez straże. Więźniowie
otrzymywali głodowe wyżywienie w postaci ciemnego chleba (jednego
bochenka na czterech więźniów) i jednej wodnistej zupy. W połączeniu z
ciężką pracą oznaczało to powolną śmierć. Jednakże największą szykaną
dla więźniów było brutalne podejście sowieckich strażników, czyli
funkcjonariuszy NKWD. Znane są przypadki zmuszania więźniów do połykania
żywych żab czy myszy, co często powodowało uduszenie się maltretowanej
osoby.
W toszeckim obozie, czyli właściwie w budynku szpitala, znajdowało się
jedynie trzech lekarzy, którzy sami także byli więźniami. Trzech lekarzy
na kilka tysięcy osób. Zmarłych i zakatowanych chowano nieopodal
żydowskiego cmentarza na obrzeżach miasta (obecnie znajduje się tam
pomnik ku czci pomordowanych), a gdy zabrakło tam miejsca, zwłoki
wywożono do pobliskiej kopalni piasku, gdzie pochowano około 2 tysięcy
ludzi. Z powodu ciężkich warunków panujących w obozie i katorżniczej
pracy zmarło w nim blisko 3,3 tys. ludzi. Biorąc pod uwagę krótki czas
istnienia obozu, było to kilkanaście ofiar każdego dnia. Kiedy obóz był
likwidowany, przy życiu pozostało jedynie 1375 osób, lecz wkrótce 975
osób zmarło z wycieńczenia.
Obecnie na budynku szpitala znajduje się tablica pamiątkowa
upamiętniająca funkcjonowanie obozu NKWD, jednak przez wiele lat jego
istnienie utrzymywano w tajemnicy. Podlegał NKWD, więc polskie ("polskie"- przyp. Redakcji RCR) władze
praktycznie nie miały do niego dostępu. Stąd szczupłość informacji na
temat jego powstania, funkcjonowania i likwidacji. Dopiero w 1993 r.
Sybille Krägel, której ojciec przebywał w tym obozie, przypomniała
sprawę istnienia obozu i jednocześnie starała się dokonać inwentaryzacji
osób, które się tam znalazły (http://www.uokg.de). Udało jej się
ustalić nazwiska około 4500 osób. Od tego momentu zaczęło być o nim
głośniej.
Dariusz Pietrucha
Tekst za: http://odkrywcy.pl/kat,132794,page,3,title,Toszecki-szpital-przemilczana-historia-tragedii,wid,15984490,wiadomosc.html