czwartek, 9 czerwca 2016

Były obóz NKWD w Toszku - wizyta członków RCR

Kamień-pomnik upamiętniający ofiary NKWD






   
     8 czerwca 2016 roku członkowie RCR udali się z wizytą do miasta Toszek na Górnym Śląsku w celu odwiedzin byłego obozu NKWD w tym mieście (obecny szpital psychiatryczny) oraz oddania hołdu ofiarom tej zbrodniczej formacji (ponad 3300 osób).
Oto krótka historia obozu:

     W toszeckim szpitalu ulokował się obóz nadzorowany przez NKWD, uchodzący za jeden z najcięższych na Śląsku. Był elementem wprowadzonym przez sowieckie Komendantury Wojenne, rezydujące we wszystkich większych śląskich miastach. Obozy utworzone przez „pełnomocników” podlegały bezpośrednio NKWD. Ich głównym komendantem był płk Kowalczukow. Obozy takie, jak w Toszku, powstały również w Lędzinach, Kluczborku, Raciborzu, Bielsku, Blachowni, Kędzierzynie i w Łabędach.

     Toszecki obóz istniał od maja (bądź nawet od stycznia) 1945 r. do dnia 25 XI 1945 roku. Podlegał sowieckiej komendanturze obozów z siedzibą w Berlinie. Jego komendantem był płk Pylajew (podawane jest również nazwisko płk. Ponajewa). Prawdopodobnie przebywało w nim około 4500-5000 osób cywilnych przewidzianych do wysiedlenia. Więźniowie musieli pracować w okolicznych gospodarstwach zasiedlonych przez ludność polską (głównie repatriantów). Pamiętajmy, że nie byli to niemieccy jeńcy wojenni ani osoby związane z nazistowskim systemem władzy. To cywile, autochtoni, których uznano za Niemców i z góry założono, że nie zasługują na żadną litość czy pobłażanie. W toszeckim obozie znaleźli się mieszkańcy Wrocławia zatrzymani po poddaniu się w maju 1945 r. Festung Breslau, uznani za Niemców mieszkańcy Prus Wschodnich, Dolnego i Górnego Śląska, a także najliczniejsza grupa – więźniowie przetransportowani przez Sowietów z więzienia znajdującego się w Budziszynie.

   W lipcu 1945 r. trzema transportami kolejowymi przewieziono do Toszka 3665 więźniów z przepełnionego więzienia w Budziszynie. Więźniami toszeckiego obozu NKWD byli praktycznie sami mężczyźni, gdyż liczbę kobiet szacuje się jedynie na około 30. Więźniowie zazwyczaj byli umieszczani w głównym budynku obecnego szpitala (blok D). Co ciekawe, w obozie obowiązywał czas moskiewski.

     Był to obóz pracy przymusowej, gdzie wszystkie roboty na polach czy w lesie wykonywano ręcznie i bez żadnych przerw. Wykonywano je codziennie, wymaszerowując z obozu i wracając do niego po ciężkiej pracy. Maszerowano kilka kilometrów na ogromne kartofliska. Obóz słynął z bardzo brutalnego traktowania więźniów przez straże. Więźniowie otrzymywali głodowe wyżywienie w postaci ciemnego chleba (jednego bochenka na czterech więźniów) i jednej wodnistej zupy. W połączeniu z ciężką pracą oznaczało to powolną śmierć. Jednakże największą szykaną dla więźniów było brutalne podejście sowieckich strażników, czyli funkcjonariuszy NKWD. Znane są przypadki zmuszania więźniów do połykania żywych żab czy myszy, co często powodowało uduszenie się maltretowanej osoby.

    W toszeckim obozie, czyli właściwie w budynku szpitala, znajdowało się jedynie trzech lekarzy, którzy sami także byli więźniami. Trzech lekarzy na kilka tysięcy osób. Zmarłych i zakatowanych chowano nieopodal żydowskiego cmentarza na obrzeżach miasta (obecnie znajduje się tam pomnik ku czci pomordowanych), a gdy zabrakło tam miejsca, zwłoki wywożono do pobliskiej kopalni piasku, gdzie pochowano około 2 tysięcy ludzi. Z powodu ciężkich warunków panujących w obozie i katorżniczej pracy zmarło w nim blisko 3,3 tys. ludzi. Biorąc pod uwagę krótki czas istnienia obozu, było to kilkanaście ofiar każdego dnia. Kiedy obóz był likwidowany, przy życiu pozostało jedynie 1375 osób, lecz wkrótce 975 osób zmarło z wycieńczenia.

    Obecnie na budynku szpitala znajduje się tablica pamiątkowa upamiętniająca funkcjonowanie obozu NKWD, jednak przez wiele lat jego istnienie utrzymywano w tajemnicy. Podlegał NKWD, więc polskie ("polskie"- przyp. Redakcji RCR) władze praktycznie nie miały do niego dostępu. Stąd szczupłość informacji na temat jego powstania, funkcjonowania i likwidacji. Dopiero w 1993 r. Sybille Krägel, której ojciec przebywał w tym obozie, przypomniała sprawę istnienia obozu i jednocześnie starała się dokonać inwentaryzacji osób, które się tam znalazły (http://www.uokg.de). Udało jej się ustalić nazwiska około 4500 osób. Od tego momentu zaczęło być o nim głośniej.

                                                                                                                                     Dariusz Pietrucha

Tekst za:  http://odkrywcy.pl/kat,132794,page,3,title,Toszecki-szpital-przemilczana-historia-tragedii,wid,15984490,wiadomosc.html