czwartek, 9 czerwca 2016

Nie dajmy się zwieść banderowcom

Azov - symbolika faszystowska 
    Zbrodnie ludobójstwa nie ulegają przedawnieniu zgodnie z prawem międzynarodowym. Fałszowanie historii i zaniżanie liczby pomordowanych, w tym zaniechanie uznania zbrodni ludobójstwa  w czasie ostatniej wojny, jest współudziałem w tych zbrodniach. Liczby pomordowanych obywateli polskich,  w tym przede wszystkim narodowości polskiej, w czasie ostatniej wojny, są przez „historyków” celowo zaniżane.

Powszechnie „uznana” liczba wymordowanych ok. 3 milionów obywateli narodowości polskiej w czasie II wojny światowej jest niestety wielokrotnie zaniżona, natomiast liczba ponad 3 milionów żydów jako obywateli II RP jest zawyżona. Podczas  obrad  Trybunału Norymberskiego szacowano wymordowanie 1/3 obywateli Polski w granicach II RP, a więc obejmuje to także obywateli mniejszości narodowych, które stanowiły około 1/3 ludności Polski w 1939 r. – liczącej 36 milionów. Po wojnie na zmniejszonym obszarze Polski, uwzględniając przesiedlenia z terenów II RP przejętych przez ZSRR, liczba ludności wynosiła ok. 24 miliony.

Dr Ludwik Staszyński  w książce pt. W szponach ludobójców i grabieżców dokumentuje, że podczas II wojny światowej wymordowano co najmniej 8,5 miliona obywateli polskich w granicach 1939 r. Twierdzi też, że aby ustalić ile wymordowano więcej – wymaga to dalszych badań.

To, że Polacy byli głównym obiektem holokaustu, ale Słowian, potwierdza Martyrologia Polaków na terenach ZSRR (bez Ukrainy) w latach 1917-1945 opracowana przez 40-osobową komisję historyków: w połowie Rosjan, w połowie Polaków zamieszkałych w Rosji, pod przewodnictwem polskiego księdza katolickiego. Opracowanie to zawiera wykaz nazwisk i adresów 11,5 miliona Polaków wymordowanych w  okresie 1917-1953 przez chazarsko-żydowskie NKWD na całym obszarze byłego ZSRR z wyjątkiem obszaru Ukrainy. Książka  zawiera zestawienie oryginalnych nazwisk pomordowanych osób narodowości polskiej oraz kto wydawał rozkaz mordu i kto wykonywał, także w Katyniu, Ostaszkowie, Starobielsku i innych obozach. Podstawą opracowania, które obecnie jest tłumaczone na polski, były dokumenty  archiwalne, głównie z archiwów NKWD, udostępnione Komisji za zgodą Władimira Putina. (za: http://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2015/08/uszkujnik-paradoksy-historii-tajna-historia-rosji-europy-i-swiata/)

Podobnie mają się manipulacje wyliczeniami pomordowanych Polaków przez ukraińskich nacjonalistów w czasie ostatniej wojny i po wojnie do 1947 r., kiedy przeprowadzono w ramach akcji „Wisła” przesiedlenie Ukraińców ze Wschodniej Polski na Ziemie Zachodnie do województw: warmińsko-mazurskiego, zachodniopomorskiego, lubuskiego i dolnośląskiego. Ostatnie zaniżane wyliczenia pomordowanych Polaków na Wołyniu i w całej Wschodniej Galicji jako części  II RP oscylują w granicach 100-120 tysięcy. Podczas gdy wyliczenia Wiktora Poliszczuka, uczciwego ukraińskiego historyka mówią o około 300 tysiącach Polaków pomordowanych w okrutny sposób przez banderowskich zwyrodnialców. Obserwując olbrzymie fałszerstwa historii, co do liczby wymordowanych Polaków podczas ostatniej wojny, można przypuszczać, że nawet liczba podana przez Poliszczuka  może być zaniżona.

Powyższe skrótowe zestawienie faktów liczbowych udowadnia haniebne zachowanie „polskich władz”, nie tylko wobec ludobójstwa z wyjątkowym okrucieństwem na Polakach na terenach obecnej Zachodniej Ukrainy, ale także przez Niemców, od których polskie rządy nie wyegzekwowały do tej pory gigantycznych odszkodowań wojennych.  Poniższy wywiad z dr. Andrzejem Zapałowskim jedynie tą hańbę potwierdza.

Redakcja KIP

Nie dajmy się zwieść

 

Z dr. Andrzejem Zapałowskim, historykiem, wykładowcą akademickim, ekspertem ds. bezpieczeństwa, prezesem rzeszowskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Geopolitycznego, rozmawia Mariusz Kamieniecki 

Jak skomentuje Pan wypowiedź nowego ambasadora RP na Ukrainie Jana Piekło, który wypowiadając się dla Telewizji Republika o filmie „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego, stwierdził, że z tematu rzezi wołyńskiej nie należy obecnie robić sprawy politycznej, gdyż mogłoby to znacznie utrudnić relacje polsko-ukraińskie? 

– Proszę zwrócić uwagę, że przy bardzo bliskich stosunkach Berlina z Ankarą Niemcy nie ulegli naciskom Turcji i podjęli uchwałę o tym, że Turcja dokonała ludobójstwa na Ormianach. Należy tu podkreślić, iż Niemcy nie były państwem bezpośrednio zainteresowanym stroną konfliktu ormiańsko-tureckiego. Jeżeli Berlin stać na taki gest, to tym bardziej dziwi fakt, że Polski, której dziesiątki tysięcy obywateli z zimną krwią, w bestialski sposób zostało wymordowanych, nie stać na oddanie im należnej czci i nazwanie zbrodni wołyńskiej po imieniu – ludobójstwem. Interesy narodowe są najważniejsze i uchwała polskiego parlamentu uznająca zbrodnie dokonane przez OUN-UPA na Polakach na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej za ludobójstwo powinny być priorytetem dla polskiego parlamentu. Należy się zastanowić, jak daleko i jak długo jeszcze będziemy mieć do czynienia z poprawnością polityczną polskich władz, której kolejnym zresztą przejawem jest stanowisko ambasadora RP Jana Piekło.

Czym dla Pana jest określenie filmu dotyczącego ludobójstwa na Wołyniu, w dodatku przez ambasadora RP mianem „wypowiedzi artystycznej, a nie historycznej”?

 – Jest to przede wszystkim nieporozumienie personalne polskiego MSZ. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć fakt, że osoba na takim stanowisku, po wielu latach zabiegów szeregu środowisk w Polsce jedną tego typu wypowiedzią dezawuuje dotychczasową politykę historyczną państwa, które go oddelegowało na placówkę dyplomatyczną do Kijowa jako reprezentanta Polski. W mojej ocenie, za tak rażąco nieodpowiedzialną wypowiedź ten dyplomata powinien być natychmiast odwołany ze stanowiska.

Skoro już mowa o relacjach polsko-ukraińskich, to jak naprawdę one obecnie wyglądają? 

– Najkrócej rzecz ujmując, można powiedzieć, że mamy do czynienia z jednostronną asymetrią na korzyść Kijowa. Od dwóch dekad Warszawa wykonuje w stosunku do Kijowa gesty w zasadzie bez wzajemności. Najpełniej widać to na przykładzie Lwowa. Od 25 lat mimo licznych zabiegów nie zwrócono tam Kościołowi rzymskokatolickiemu ani jednego obiektu, czego najlepszym przykładem jest kościół pw. św. Marii Magdaleny we Lwowie. Ostatnio o tych problemach głośno mówił metropolita lwowski ks. abp Mieczysław Mokrzycki. Jednocześnie w Polsce uregulowano praktycznie wszystkie sprawy na korzyść mniejszości ukraińskiej, co więcej wszelkie wątpliwości interpretowano zawsze na korzyść strony ukraińskiej. Polska strona przesadnie jest wyczulona na wrażliwość strony ukraińskiej, podczas gdy przemilcza fakt, że Prezydenta RP podczas oficjalnej wizyty państwowej na Ukrainie obrzuca się jajkami. To jednak nie wszystko, bo po wizycie ówczesnego prezydenta Komorowskiego w ukraińskim parlamencie w tym samym dniu 9 kwietnia 2015 r. Werchowna Rada Ukrainy podejmuje jednoznacznie konfrontacyjną z Polską ustawę, w której OUN-UPA zostaje uznana za formację walczącą o niepodległość kraju, a bandyci i zbrodniarze, którzy mają na sumieniu tysiące istnień ludzkich, zostają uznani za bohaterów Ukrainy. To tzw. strategiczne partnerstwo Polski i Ukrainy ma polegać tylko na uległości ze strony Polski, która sama uczyniła siebie adwokatem i ambasadorem Ukrainy na arenie międzynarodowej, co nie przynosi nam żadnych korzyści, a wręcz przeciwnie – działa na naszą niekorzyść. W zamian po stronie ukraińskiej mamy gesty, które wprost kpią sobie z Polski i Polaków, jak chociażby honorowanie zbrodniarzy UPA poprzez budowę pomników czy nazywanie ulic. Przykładem może być nadanie jednej z ulic Kijowa imienia Stepana Bandery.

Przypominają mi się słowa śp. ks. abp. Ignacego Tokarczuka, który cudem uniknął śmierci z rąk OUN-UPA, że bez przyznania się przez Ukraińców do winy i przeproszenia za zbrodnie ludobójstwa nie może być mowy o polsko-ukraińskim pojednaniu…  

– Przeproszenie może być rzeczywiste albo taktyczne. O tym, z czym mamy do czynienia – czy z jednym, czy z drugim najlepiej może świadczyć to, czy strona przepraszająca odcina się od wykonawców krzywd i jednoznacznie potępia i zwalcza ideologię, która do tego doprowadziła. Na razie na Ukrainie mamy do czynienia wyłącznie z gestami przeprosin, które mają taktyczne cele polityczne.

Co sądzi Pan o apelu ukraińskich polityków i duchownych do Polaków o pojednanie, w którym proszą o przebaczenie za rzeź na Wołyniu oraz wybaczają polskie „zbrodnie i krzywdy”…? 

– Jest to kolejny przykład działania, które ma na celu sparaliżowanie prac w Sejmie RP na temat ustawy o ludobójstwie i ustanowienia 11 lipca Dniem Pamięci Męczeństwa Kresowian upamiętniającym ofiary tej zbrodni. Już sam fakt, że to pismo sygnuje swoim nazwiskiem były prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko, który podczas swojego urzędowania ogłosił inspiratorów ludobójstwa Stepana Banderę i Romana Szuchewycza bohaterami narodowymi Ukrainy, najlepiej pokazuje faktyczne intencje autorów i cele tego dokumentu. Tak jak powiedziałem, taktyka i przebiegłość strony ukraińskiej, a nie chęć pojednania i dążenie do prawdy, jest celem tych działań. Ponadto stawianie znaku równości pomiędzy ludobójstwem kobiet i dzieci a krzywdami wyrządzonymi – według autorów listu – przez państwo polskie dezawuuje to pismo.

Można zatem powiedzieć, że mamy tu do czynienia z deprecjonowaniem zbrodni dokonanej na polskiej ludności przez ukraińskich nacjonalistów? 

– Oczywiście, że tak. Jeżeli na czele instytucji ukraińskiej zajmującej się polityką historyczną państwa stoi człowiek, o którym zachodnia prasa i historycy wprost mówią, że jest to fałszerz historii, to chyba najpełniej pokazuje poziom, z którego strona ukraińska rozpoczyna rozmowę na temat ludobójstwa obywateli II RP przez OUN i UPA. Należy też zadać sobie pytanie, czy sygnatariusze listu odcięli się od ideologii ukraińskiego nazizmu i w jaki sposób, co jest chyba pytaniem retorycznym.

Czy to przypadek, że apel – w dodatku w takiej formie – pojawia się w przeddzień kolejnej rocznicy zbrodni wołyńskiej? 

– Tak jak już wcześniej wspomniałem, jest to zabieg typowo taktyczny, w mojej opinii niemający nic wspólnego ze szczerością intencji. Polska strona nie powinna być wrażliwa na opinię ukraińskich polityków, ale ma obowiązek być wrażliwa wobec oczekiwań własnych obywateli, których krewnych w okrutny sposób mordowano na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej. Bez pełnej prawdy nie będzie pojednania.

Skoro w związku z trwającym konfliktem z Rosją Ukraińcy mają tak lekceważący stosunek do faktów historycznych, do Polski i Polaków, to jakie byłyby te relacje w czasie pokoju? 

– To jest bardzo dobre pytanie. Można powiedzieć, iż obecnie władze ukraińskie są w pewien sposób zależne od poparcia polskich polityków, a mimo to zamiast tworzenia pozytywnych gestów i realnych działań w stosunku do nas wymuszają na polskich politykach postawy, które na pewno będą w konfrontacji ze społeczeństwem. To dowodzi, że korzystają z tej pomocy tylko instrumentalnie.

„Kierując się duchem braterstwa wzywamy do ustanowienia wspólnego Dnia Pamięci Ofiar Konfliktu Polsko-Ukraińskiego podczas i po II wojnie światowej oraz do niepowtarzania zła”. Na jaki efekt ze strony polskich władz obliczone jest to działanie? 

– To brzmi mniej więcej tak, jakby Niemcy zaproponowali Żydom, aby zamiast holokaustu ustanowić dzień wspólnego Dnia Pamięci ofiar konfliktu niemiecko-żydowskiego. Dlatego już tylko tym jednym zdaniem autorzy kompromitują całą treść wspomnianego apelu. Komentarz dodatkowy jest tu zatem zbędny. Nie dajmy się zwieść ukraińskim manipulacjom.

Jakiej odpowiedzi na ten apel oczekiwałby Pan od polskich władz? 

– To nie rząd Ukrainy skierował do rządu Rzeczypospolitej Polskiej apel, ale m.in. byli politycy, dlatego też polskie władze powinny przede wszystkim upamiętnić ofiary ludobójstwa 11 lipca w formie ustawy. Następnym krokiem powinno być podjęcie rozmów na temat dojścia do pełnej, podkreślam pełnej prawdy w kwestii zbrodni ludobójstwa dokonanego przez OUN-UPA na Polakach na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Po zakończeniu badań i dokonaniu wspólnych ustaleń co do pewnych faktów będzie odpowiedni czas na wspólne deklaracje i pełne pojednanie oparte na prawdzie.

Dziękuję za rozmowę. 

Mariusz Kamieniecki

Za:  http://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2016/06/nie-dajmy-sie-zwiesc-banderowcom/


OD REDAKCJI: Jest tylko jeden błąd powielany w powyższym wywiadzie - nie ma polskiego rządu, polskich władz etc. Dopóki ludzie nie zrozumieją, iż rok 1989 niczego nie zmienił, a wręcz pogorszył sytuację w Polsce, tak długo Polska i Polacy nie podniosą się z kolan.