Zbrodnie ludobójstwa nie ulegają
przedawnieniu zgodnie z prawem międzynarodowym. Fałszowanie historii i
zaniżanie liczby pomordowanych, w tym zaniechanie uznania zbrodni
ludobójstwa w czasie ostatniej wojny, jest współudziałem w tych
zbrodniach. Liczby pomordowanych obywateli polskich, w
tym przede wszystkim narodowości polskiej, w czasie ostatniej wojny, są
przez „historyków” celowo zaniżane.
Powszechnie „uznana” liczba
wymordowanych ok. 3 milionów obywateli narodowości polskiej w czasie II
wojny światowej jest niestety wielokrotnie zaniżona, natomiast liczba
ponad 3 milionów żydów jako obywateli II RP jest zawyżona. Podczas
obrad Trybunału Norymberskiego szacowano wymordowanie 1/3 obywateli
Polski w granicach II RP, a więc obejmuje to także obywateli mniejszości
narodowych, które stanowiły około 1/3 ludności Polski w 1939 r. –
liczącej 36 milionów. Po wojnie na zmniejszonym obszarze Polski,
uwzględniając przesiedlenia z terenów II RP przejętych przez ZSRR,
liczba ludności wynosiła ok. 24 miliony.
Dr Ludwik Staszyński w książce pt. W szponach ludobójców i grabieżców dokumentuje,
że podczas II wojny światowej wymordowano co najmniej 8,5 miliona
obywateli polskich w granicach 1939 r. Twierdzi też, że aby ustalić ile
wymordowano więcej – wymaga to dalszych badań.
To, że Polacy byli głównym obiektem holokaustu, ale Słowian, potwierdza Martyrologia Polaków na terenach ZSRR (bez Ukrainy) w latach 1917-1945
opracowana przez 40-osobową komisję historyków: w połowie Rosjan, w
połowie Polaków zamieszkałych w Rosji, pod przewodnictwem polskiego
księdza katolickiego. Opracowanie to zawiera wykaz nazwisk i adresów
11,5 miliona Polaków wymordowanych w okresie 1917-1953 przez
chazarsko-żydowskie NKWD na całym obszarze byłego ZSRR z wyjątkiem
obszaru Ukrainy. Książka zawiera zestawienie oryginalnych nazwisk
pomordowanych osób narodowości polskiej oraz kto wydawał rozkaz mordu i
kto wykonywał, także w Katyniu, Ostaszkowie, Starobielsku i innych
obozach. Podstawą opracowania, które obecnie jest tłumaczone na polski,
były dokumenty archiwalne, głównie z archiwów NKWD, udostępnione
Komisji za zgodą Władimira Putina. (za: http://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2015/08/uszkujnik-paradoksy-historii-tajna-historia-rosji-europy-i-swiata/)
Podobnie mają się manipulacje
wyliczeniami pomordowanych Polaków przez ukraińskich nacjonalistów w
czasie ostatniej wojny i po wojnie do 1947 r., kiedy przeprowadzono w
ramach akcji „Wisła” przesiedlenie Ukraińców ze Wschodniej Polski na
Ziemie Zachodnie do województw: warmińsko-mazurskiego, zachodniopomorskiego, lubuskiego i dolnośląskiego. Ostatnie zaniżane
wyliczenia pomordowanych Polaków na Wołyniu i w całej Wschodniej
Galicji jako części II RP oscylują w granicach 100-120 tysięcy. Podczas gdy
wyliczenia Wiktora Poliszczuka, uczciwego ukraińskiego historyka mówią o
około 300 tysiącach Polaków pomordowanych w okrutny sposób przez
banderowskich zwyrodnialców. Obserwując olbrzymie fałszerstwa historii,
co do liczby wymordowanych Polaków podczas ostatniej wojny, można
przypuszczać, że nawet liczba podana przez Poliszczuka może być
zaniżona.
Powyższe skrótowe zestawienie faktów
liczbowych udowadnia haniebne zachowanie „polskich władz”, nie tylko
wobec ludobójstwa z wyjątkowym okrucieństwem na Polakach na terenach
obecnej Zachodniej Ukrainy, ale także przez Niemców, od których polskie
rządy nie wyegzekwowały do tej pory gigantycznych odszkodowań
wojennych. Poniższy wywiad z dr. Andrzejem Zapałowskim jedynie tą hańbę
potwierdza.
Redakcja KIP
Nie dajmy się zwieść
Z dr. Andrzejem Zapałowskim,
historykiem, wykładowcą akademickim, ekspertem ds. bezpieczeństwa,
prezesem rzeszowskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Geopolitycznego,
rozmawia Mariusz Kamieniecki
Jak skomentuje Pan wypowiedź
nowego ambasadora RP na Ukrainie Jana Piekło, który wypowiadając się
dla Telewizji Republika o filmie „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego,
stwierdził, że z tematu rzezi wołyńskiej nie należy obecnie robić sprawy
politycznej, gdyż mogłoby to znacznie utrudnić relacje
polsko-ukraińskie?
– Proszę zwrócić uwagę, że przy bardzo
bliskich stosunkach Berlina z Ankarą Niemcy nie ulegli naciskom Turcji i
podjęli uchwałę o tym, że Turcja dokonała ludobójstwa na Ormianach.
Należy tu podkreślić, iż Niemcy nie były państwem bezpośrednio
zainteresowanym stroną konfliktu ormiańsko-tureckiego. Jeżeli Berlin
stać na taki gest, to tym bardziej dziwi fakt, że Polski, której
dziesiątki tysięcy obywateli z zimną krwią, w bestialski sposób zostało
wymordowanych, nie stać na oddanie im należnej czci i nazwanie zbrodni
wołyńskiej po imieniu – ludobójstwem. Interesy narodowe są najważniejsze
i uchwała polskiego parlamentu uznająca zbrodnie dokonane przez OUN-UPA
na Polakach na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej za ludobójstwo powinny
być priorytetem dla polskiego parlamentu. Należy się zastanowić, jak
daleko i jak długo jeszcze będziemy mieć do czynienia z poprawnością
polityczną polskich władz, której kolejnym zresztą przejawem jest
stanowisko ambasadora RP Jana Piekło.
Czym dla Pana jest
określenie filmu dotyczącego ludobójstwa na Wołyniu, w dodatku przez
ambasadora RP mianem „wypowiedzi artystycznej, a nie historycznej”?
– Jest to przede wszystkim
nieporozumienie personalne polskiego MSZ. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć
fakt, że osoba na takim stanowisku, po wielu latach zabiegów szeregu
środowisk w Polsce jedną tego typu wypowiedzią dezawuuje dotychczasową
politykę historyczną państwa, które go oddelegowało na placówkę
dyplomatyczną do Kijowa jako reprezentanta Polski. W mojej ocenie, za
tak rażąco nieodpowiedzialną wypowiedź ten dyplomata powinien być
natychmiast odwołany ze stanowiska.
Skoro już mowa o relacjach polsko-ukraińskich, to jak naprawdę one obecnie wyglądają?
– Najkrócej rzecz ujmując, można
powiedzieć, że mamy do czynienia z jednostronną asymetrią na korzyść
Kijowa. Od dwóch dekad Warszawa wykonuje w stosunku do Kijowa gesty w
zasadzie bez wzajemności. Najpełniej widać to na przykładzie Lwowa. Od
25 lat mimo licznych zabiegów nie zwrócono tam Kościołowi
rzymskokatolickiemu ani jednego obiektu, czego najlepszym przykładem
jest kościół pw. św. Marii Magdaleny we Lwowie. Ostatnio o tych
problemach głośno mówił metropolita lwowski ks. abp Mieczysław
Mokrzycki. Jednocześnie w Polsce uregulowano praktycznie wszystkie
sprawy na korzyść mniejszości ukraińskiej, co więcej wszelkie
wątpliwości interpretowano zawsze na korzyść strony ukraińskiej. Polska
strona przesadnie jest wyczulona na wrażliwość strony ukraińskiej,
podczas gdy przemilcza fakt, że Prezydenta RP podczas oficjalnej wizyty
państwowej na Ukrainie obrzuca się jajkami. To jednak nie wszystko, bo
po wizycie ówczesnego prezydenta Komorowskiego w ukraińskim parlamencie w
tym samym dniu 9 kwietnia 2015 r. Werchowna Rada Ukrainy podejmuje
jednoznacznie konfrontacyjną z Polską ustawę, w której OUN-UPA zostaje
uznana za formację walczącą o niepodległość kraju, a bandyci i
zbrodniarze, którzy mają na sumieniu tysiące istnień ludzkich, zostają
uznani za bohaterów Ukrainy. To tzw. strategiczne partnerstwo Polski i
Ukrainy ma polegać tylko na uległości ze strony Polski, która sama
uczyniła siebie adwokatem i ambasadorem Ukrainy na arenie
międzynarodowej, co nie przynosi nam żadnych korzyści, a wręcz
przeciwnie – działa na naszą niekorzyść. W zamian po stronie ukraińskiej
mamy gesty, które wprost kpią sobie z Polski i Polaków, jak chociażby
honorowanie zbrodniarzy UPA poprzez budowę pomników czy nazywanie ulic.
Przykładem może być nadanie jednej z ulic Kijowa imienia Stepana
Bandery.
Przypominają mi się słowa
śp. ks. abp. Ignacego Tokarczuka, który cudem uniknął śmierci z rąk
OUN-UPA, że bez przyznania się przez Ukraińców do winy i przeproszenia
za zbrodnie ludobójstwa nie może być mowy o polsko-ukraińskim
pojednaniu…
– Przeproszenie może być rzeczywiste
albo taktyczne. O tym, z czym mamy do czynienia – czy z jednym, czy z
drugim najlepiej może świadczyć to, czy strona przepraszająca odcina się
od wykonawców krzywd i jednoznacznie potępia i zwalcza ideologię, która
do tego doprowadziła. Na razie na Ukrainie mamy do czynienia wyłącznie z
gestami przeprosin, które mają taktyczne cele polityczne.
Co sądzi Pan o apelu
ukraińskich polityków i duchownych do Polaków o pojednanie, w którym
proszą o przebaczenie za rzeź na Wołyniu oraz wybaczają polskie
„zbrodnie i krzywdy”…?
– Jest to kolejny przykład działania,
które ma na celu sparaliżowanie prac w Sejmie RP na temat ustawy o
ludobójstwie i ustanowienia 11 lipca Dniem Pamięci Męczeństwa Kresowian
upamiętniającym ofiary tej zbrodni. Już sam fakt, że to pismo sygnuje
swoim nazwiskiem były prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko, który podczas
swojego urzędowania ogłosił inspiratorów ludobójstwa Stepana Banderę i
Romana Szuchewycza bohaterami narodowymi Ukrainy, najlepiej pokazuje
faktyczne intencje autorów i cele tego dokumentu. Tak jak powiedziałem,
taktyka i przebiegłość strony ukraińskiej, a nie chęć pojednania i
dążenie do prawdy, jest celem tych działań. Ponadto stawianie znaku
równości pomiędzy ludobójstwem kobiet i dzieci a krzywdami wyrządzonymi
– według autorów listu – przez państwo polskie dezawuuje to pismo.
Można zatem powiedzieć, że
mamy tu do czynienia z deprecjonowaniem zbrodni dokonanej na polskiej
ludności przez ukraińskich nacjonalistów?
– Oczywiście, że tak. Jeżeli na czele
instytucji ukraińskiej zajmującej się polityką historyczną państwa stoi
człowiek, o którym zachodnia prasa i historycy wprost mówią, że jest to
fałszerz historii, to chyba najpełniej pokazuje poziom, z którego strona
ukraińska rozpoczyna rozmowę na temat ludobójstwa obywateli II RP przez
OUN i UPA. Należy też zadać sobie pytanie, czy sygnatariusze listu
odcięli się od ideologii ukraińskiego nazizmu i w jaki sposób, co jest
chyba pytaniem retorycznym.
Czy to przypadek, że apel – w dodatku w takiej formie – pojawia się w przeddzień kolejnej rocznicy zbrodni wołyńskiej?
– Tak jak już wcześniej wspomniałem,
jest to zabieg typowo taktyczny, w mojej opinii niemający nic wspólnego
ze szczerością intencji. Polska strona nie powinna być wrażliwa na
opinię ukraińskich polityków, ale ma obowiązek być wrażliwa wobec
oczekiwań własnych obywateli, których krewnych w okrutny sposób
mordowano na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej. Bez pełnej prawdy nie
będzie pojednania.
Skoro w związku z trwającym
konfliktem z Rosją Ukraińcy mają tak lekceważący stosunek do faktów
historycznych, do Polski i Polaków, to jakie byłyby te relacje w czasie
pokoju?
– To jest bardzo dobre pytanie. Można
powiedzieć, iż obecnie władze ukraińskie są w pewien sposób zależne od
poparcia polskich polityków, a mimo to zamiast tworzenia pozytywnych
gestów i realnych działań w stosunku do nas wymuszają na polskich
politykach postawy, które na pewno będą w konfrontacji ze
społeczeństwem. To dowodzi, że korzystają z tej pomocy tylko
instrumentalnie.
„Kierując się duchem
braterstwa wzywamy do ustanowienia wspólnego Dnia Pamięci Ofiar
Konfliktu Polsko-Ukraińskiego podczas i po II wojnie światowej oraz do
niepowtarzania zła”. Na jaki efekt ze strony polskich władz obliczone
jest to działanie?
– To brzmi mniej więcej tak, jakby
Niemcy zaproponowali Żydom, aby zamiast holokaustu ustanowić dzień
wspólnego Dnia Pamięci ofiar konfliktu niemiecko-żydowskiego. Dlatego
już tylko tym jednym zdaniem autorzy kompromitują całą treść
wspomnianego apelu. Komentarz dodatkowy jest tu zatem zbędny. Nie dajmy
się zwieść ukraińskim manipulacjom.
Jakiej odpowiedzi na ten apel oczekiwałby Pan od polskich władz?
– To nie rząd Ukrainy skierował do rządu
Rzeczypospolitej Polskiej apel, ale m.in. byli politycy, dlatego też
polskie władze powinny przede wszystkim upamiętnić ofiary ludobójstwa 11
lipca w formie ustawy. Następnym krokiem powinno być podjęcie rozmów na
temat dojścia do pełnej, podkreślam pełnej prawdy w kwestii zbrodni
ludobójstwa dokonanego przez OUN-UPA na Polakach na Wołyniu i w
Małopolsce Wschodniej. Po zakończeniu badań i dokonaniu wspólnych
ustaleń co do pewnych faktów będzie odpowiedni czas na wspólne
deklaracje i pełne pojednanie oparte na prawdzie.
Dziękuję za rozmowę.
Mariusz Kamieniecki
Za: http://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2016/06/nie-dajmy-sie-zwiesc-banderowcom/
OD REDAKCJI: Jest tylko jeden błąd powielany w powyższym wywiadzie - nie ma polskiego rządu, polskich władz etc. Dopóki ludzie nie zrozumieją, iż rok 1989 niczego nie zmienił, a wręcz pogorszył sytuację w Polsce, tak długo Polska i Polacy nie podniosą się z kolan.