W dzisiejszych czasach popularne stało
się powszechne zwracanie uwagi na nastolatków z telefonami w rękach i
zgarbionych nad ekranami. Również zwraca się uwagę na ryzyko wypływające
z portali społecznościowych i z wirtualizacji młodzieży, która ma
obecnie o wiele bardziej bogate życie towarzyskie w sieci niż w
rzeczywistości. Niestety, zwykle takie spostrzeżenia nie dość, że nic
nie wnoszą, to nawet niczemu nie służą. Zważywszy na to, że większość
osób dokonujących takich obserwacji sama spędza ogromną ilość czasu przy
komputerze, robiąc “memy” i udzielając się w internecie, takie
spostrzeżenie zupełnie traci na znaczeniu. Służy do tego, żeby zebrać
trochę “lajków” i podbudować ego danej osoby.
Mało kto jednak zadaje sobie pytanie o przyczynę, dla której ludzie coraz bardziej zaczynają zgłębiać się w świat wirtualny. Odpowiedź z punktu widzenia psychologii może wydawać się dla wielu osób szokiem, ale jest to ten sam powód, który powoduje alkoholizm, narkomanię i inne uzależnienia.
W czasach, gdy świat zachodni został
podporządkowany kapitalistycznym ideom na piedestale postawiono
indywidualizm. Niewątpliwie jest to wartość, która pozwala nam się rozwijać i
osiągać wciąż więcej. Jednak jej dzisiejsza odmiana zaczyna ukazywać
swoją ciemną stronę. Jej skrajny rodzaj, który działa głównie dzięki
odrzuceniu jakichkolwiek wartości kolektywnych, powoduje wzrastające
poczucie samotności.
Ludzie są istotami społecznymi i
potrzeby społeczne możemy wymienić niemalże na równi z pragnieniem czy
głodem. Życie w grupie wiąże się jednak z pewnego rodzaju zależnością, od
której w rzeczywistości nie jesteśmy w stanie się uwolnić. Ułuda
całkowitej samodzielności z punktu widzenia wolności wydaje się być
jednak nad wyraz kusząca, więc wielu ludzi ulega jej i wierzy w utopijną
wizję niezależności. Jednak prawda jest taka, że ochłodzenie relacji i
ich spłycenie w społeczeństwie powoduje poważny ubytek na naszym
poczuciu szczęścia. Poczucie samotności w tłumie, nawet wśród ogromnych
miast, nie jest dziś niczym wyjątkowym. To już pewna reguła. Choć z
pozoru stajemy się coraz bardziej niezależni i zaczynamy się mniej
przywiązywać do partnerów, rodziny, społeczności miasta czy nawet
narodu, to nie jesteśmy bardziej szczęśliwi. Powstaje luka, która była
wcześniej uzupełniona miłością i przyjaźnią, a która teraz jest bolesną
pustką. Tutaj z pomocą przychodzi… Technologia. Zamiast paczki
prawdziwych bliskich osób i głębokich relacji z nimi łączymy się
milionami powierzchownych połączeń z ludźmi poznanymi w sieci. Z tego
względu, że nie mamy realnych kontaktów z innymi ludźmi, jesteśmy w
stanie obyć się i wzgardzić znajomością z każdym, kto nie spełni naszych
wymagań. W końcu, jak zamiast 500 znajomych na facebooku będziemy mieli
498, to nic złego nam się nie stanie…
Ten patologiczny rodzaj relacji stanowi
protezę prawdziwych więzi i zapewnia nam jednocześnie wspomnianą ułudę
niezależności. Niestety, zamiast bliskości między nami a członkami
rodziny, przyjaciółmi i ludźmi, których kochamy, wchodzimy w kontakty z
siecią i innymi użytkownikami internetu. Ich pochwały pod naszymi
zdjęciami, które przedstawiają rzeczy zwyczajne, takie, że w
rzeczywistości nikogo nie obchodzą, podbudowują nasze ego oraz
uzależniają nas od pochwały i uznania ze strony innych osób. Jest to
bardzo niebezpiecznym zjawiskiem, ponieważ dokładnie takie samo podłoże
ma alkoholizm, narkomania czy jakiekolwiek inne uzależnienia.
Tym fundamentem jest tzw. układ nagrody.
Poprzez wydzielanie dopaminy mózg steruje naszym poziomem szczęścia.
Zwykle ten związek organiczny powstaje przy okazji ćwiczeń fizycznych,
jedzenia smacznych potraw czy uprawiania seksu. Jednak jego średnia,
która stanowi o naszym codziennym poczuciu radości jest regulowana przez
wszystkie czynniki, które nas otaczają i mają na nas wpływ, w tym
relacje międzyludzkie. Jeśli w nich jest kłopot, a w dzisiejszych
czasach niemal każdy z nas ma problem na tym poziomie, to musimy znaleźć
jakiś zamiennik, który pozwoli nam wyrównać poziom dopaminy do
określonej normy, przy której czujemy się dobrze. Właśnie w tym momencie
przychodzi do nas alkohol, narkotyki lub w tym przypadku internet.
Jeśli chcemy uniknąć tego uzależnienia i
ograniczenia swojej wolnej woli, to musimy odnaleźć złoty środek. Punkt,
który jest między indywidualizmem a kolektywizmem. Zamiast uciekać w
używki, powinniśmy skupić się na budowaniu więzi i poczuciu wspólnoty,
zarówno na poziomie mikro – rodzina oraz przyjaciele, jak i makro –
miasto i naród. Taka wielopoziomowa relacja na wysokim poziomie pozwoli
nam na pozostanie prawdziwie wolnym oraz szczęśliwym bez popadania w
nałogi.
Niestety, żyjąc w kapitalistycznym
świecie mamy zdecydowanie pod górkę. W końcu, jeśli zamiast alkoholu
spędzimy popołudnie z rodziną, a zamiast kupować karnet na siłownię
(uzależnienie od sportu także ma podłoże w szlaku dopaminowym i również
wynika ze złych relacji społecznych) będziemy dbać o relację ze swoją
sympatią, to nie będziemy idealnymi konsumentami. Mniejsze i rzadsze
wydatki będą zadrą w trybach tego systemu, który będzie z nimi walczył
zaciekle. Ponadto człowiek uzależniony jest człowiekiem słabym. Można go
kontrolować poprzez czynnik od którego jest zależny. Zabiera on także
czas i odsuwa od innych. Zabija solidarność ludzką, którą następnie
zastępuje konkurencja. W końcu, gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta.
Na naszym upadku także ktoś skorzysta, a do tego zdobędzie trochę
więcej pieniędzy.
Najlepszą formą na uzdrowienie nie tylko
siebie, ale także bliskich, jest pielęgnacja naszych relacji. Jeśli
obudzimy się w porę, możemy wykluczyć swoje uzależnienia i zamiast na nie
postawimy swój czas, energię i pieniądze na ludzi. Dzięki temu będziemy
mieli szansę stworzyć szczęśliwe społeczeństwo. Takie inwestycje nie
tylko dają korzyści dla naszych bliskich, również tworzą podwaliny dla
silnego narodu, który składa się właśnie ze społeczeństwa. Między
rodzinami będą panowały przyjaźnie i wzajemny szacunek, a silne więzi
sprawią, że staniemy się zgrani. Niezależnie od władzy i rządu zbudujemy
taki naród, takie społeczności lokalne i takie rodziny, których
jedności nikt nie będzie miał odwagi spróbować zachwiać.
Dopóki jednak nie zrozumiemy zasady
złotego środka oraz będziemy między sobą konkurować nawet o drobiazgi,
dopóty będziemy społeczeństwem zatomizowanym, w którym poszczególne
jednostki są samotne, zagubione i słabe. Na tym rozproszeniu korzysta
system, dlatego ze wszystkich sił będzie walczył z każdą formą jedności
ludzi, w tym też taką, jak nacjonalizm. Połączeni mocą wspólnych przekonań,
wiary i stawiający na relacje między członkami narodu ludzie mogą stać
się niebezpieczni dla władzy. Zjednoczeni w ogromnym organizmie
stanowimy siłę, a władza nie chce stać się bezradna. W końcu, jeśli
kilkadziesiąt tysięcy osób będzie stało murem za jednostką, która się
sprzeciwiła systemowi, to ten będzie bezsilny.
We współczesnych czasach rząd sprawuje
władzę w modelu rodzic-dziecko w stosunku do obywateli. Prawda jest
jednak taka, że społeczeństwo w dużej mierze jest bardziej kompetentne
niż sama władza, co sprawia, że to my znajdujemy się pod butem kapryśnego
dziecka, które chce mieć tylko więcej. Nasze zjednoczenie stanowiłoby
podwaliny pod nowe społeczeństwo, które nie potrzebowałoby karzącego
rodzica, a samo stałoby się dorosłym, odpowiedzialnym za swoje czyny.
Niestety, do stworzenia takiego społeczeństwa niezbędna jest dogłębna
zmiana mentalności milionów Polaków, z którą będzie walczył system:
atomizując społeczeństwo, wprowadzając obowiązkową konkurencję,
pokazując bogaczy jako ideał szczęścia i promując indywidualistów w
filmach. Zmiana nie ma możliwości dokonać się w krótkim czasie. Stanowi
jednak cel, o który warto walczyć i któremu warto poświęcić życie; dać
powstać narodowi z kolan, na które obalił go rząd. Pozwolić mu dojrzeć i
stanowić prawdziwe społeczeństwo, które nie wymagałoby ucieczki do
internetu, narkotyków lub alkoholu.
Philip G. Zimbardo, Richard J. Gerrig Psychologia i życie., Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2012,
Erich Fromm Mieć czy być, Wydawnictwo Rebis, Warszawa 2012