Mamy obecnie bardzo nagłaśniane hasła walki z nietolerancją i
dyskryminacją. Bo przecież wszyscy jesteśmy równi (i z tym się
zgadzam), a tymczasem na dyskryminację skarżą się środowiska LBGTQ (co
mocno dziwi, bo nie spełniają kryterium komórki społecznej – rodziny i
logiczne, że nie przysługują im te same prawa), feministki (no bo, bądź
co bądź, tylko kobiety rodzą dzieci i w naturalnym porządku głównie one
się dziećmi opiekują), no i Polska niby dyskryminuje imigrantów, nie
zgadzając się na „kwoty”.
Tymczasem powiem tu Czytelnikom: czuję się dyskryminowana, ale z
innych powodów! I myślę, że przynajmniej z jednego z nich dyskryminacji
doświadcza znacznie więcej ludzi.
Po pierwsze, w rozmowie z potencjalnymi kierownikami specjalizacji
jako problem (!) traktowane są moje przekonania odnośnie do diagnostyki
prenatalnej – że nie powinna umożliwiać zabijania pacjentów. Lepiej
widziany byłby ktoś potulny, bez zastrzeżeń, bez słów o tym, że także
chore dziecko ma prawo żyć – na tyle długo i dobrze, jak przy jego
problemach możemy mu pomóc. I myślę: a gdzie wolność sumienia?
Po drugie, żyjąc z wadą genetyczną, spotykałam wiele razy informację,
że takich ludzi, tylko odpowiednio młodszych, można zabijać i nawet
jest to dobrodziejstwem. Dyskryminacja z uwagi na stan zdrowia i zależną
od niego użyteczność – czy to nie hańba całego społeczeństwa?
I czy jednak prawna ochrona życia nienarodzonych i lepsze
finansowanie lecznictwa, i opieki nad niepełnosprawnymi nie są ważniejsze
od stadionów, Pendolino, a nawet sporów o Trybunał Konstytucyjny? Ile
środków, czasu, zaangażowania pochłaniają sprawy, które przy ludzkim
życiu trzeba uznać za drugorzędne?
Mamy wpływ na to, czy dyskryminacja niepełnosprawnych i łamanie
sumień stracą swoje oparcie prawne. Niech Polska będzie za życiem!