sobota, 2 lipca 2016

Dr Dariusz Ratajczak: Tryumf dyletanta


dariusz ratajczak józef piłsudzki
      Polacy kochają dyletantów. Dyletant w moim przekonaniu to człowiek, który zarozumialstwem i chamstwem stara się pokryć własny, często elementarny brak wiedzy. Nie musi to być tylko pojedyncza kreatura, ale i całe środowisko. Weźmy dla przykładu Józefa Piłsudskiego i jego przydupasów tworzących obóz tzw. sanacji. Tych bohaterów niezliczonych dzisiaj publikacji, pasujących ich na mądrych, przewidujących, a tylko na skutek nieprzyjaznych okoliczności zewnętrznych - tragicznych ludzi. Jak wiemy, Piłsudski stworzył legiony, później kluczył, wąchał, szukał szansy dla Polski, by następnie przywrócić jej państwowy byt. To pierwszy, w ogromnym skrócie, element wtłaczanej obecnie do uczniowskich mózgownic legendy.

Tymczasem Polska odzyskała niepodległość na skutek bardzo szczęśliwego zbiegu okoliczności (upadek trzech państw zaborczych, interesy Francji w Europie Środkowej) i mądrego rozgrywania sprawy polskiej przez Romana Dmowskiego oraz polityków z szeroko rozumianego obozu prawicy. Żadne operetkowe imprezy w postaci legionów nie wpływały na przyszły los Polski. Co więcej, Piłsudski tak dla Ententy, jak i większości Polaków był podczas wojny nikim. Dopiero sprytny manewr z ”kryzysem przysięgowym” i niemieckie poparcie tuż przed końcem działań wojennych pozwoliły mu powrócić do Warszawy w glorii męczennika (a męczył się w twierdzy magdeburskiej okrutnie) i zbawcy narodu. Typowa, hochsztaplerska zagrywka.

Mit drugi: genialny wódz, zwycięzca Bitwy Warszawskiej. Ten genialny wódz, cackający się z bolszewikami w roku 1919 - a więc wtedy, gdy na froncie byli widmowym przeciwnikiem - snujący jako polityk beznadziejnie anachroniczne, jagiellonowe koncepcje (w dobie uformowanych, mających własną tożsamość i własne cele narodów), wspomagający Ukraińców, którzy nie dorośli do życia w niepodległym państwie, otóż ten geniusz przez własne zadufanie i nieuctwo pozwolił prymitywnej, bolszewickiej masie, dowodzonej bynajmniej nie przez wielkich strategów, zbliżyć się na przedpola Warszawy. W następstwie: załamanie nerwowe, czasowe opuszczenie walczących wojsk (nazywamy to dezercją) i zdanie się na oświadczenie wojskowego fachowca, generała Rozwadowskiego, planującego i wzorowo wykonującego kontruderzenie.

Zamach majowy - czyli Polska nierządem stoi. To typowy, bardzo prymitywny, w stylu Piłsudskiego, chwyt propagandowy. Rzeczpospolita w I połowie lat 20-tych była wprawdzie państwem biednym, inaczej być nie mogło, ale o całkiem sprawnie działającym systemie demokratycznym - nie zmienia tego fakt zamordowania prezydenta, to może zdarzyć się wszędzie, nawet w USA - i o rozkręcającej się gospodarce (stabilizacja złotego przez fachowca z obozu prawicy, początek budowy gdyńskiego portu). Jedynym motywem działania marszałka (takie słowo w środku zdania pisze się małą literą) była chęć przejęcia władzy - dla siebie i swojej jeszcze bardziej kurduplowatej sitwy. Udowodniły to aż nadto kolejne lata.

Mit ostatni: przedwczesna śmierć Piłsudskiego albo: "gdyby komendant żył dłużej”. Myślę, że śmierć w maju 1935 roku była jego finalnym hochsztaplerskim trickiem. Zmarł bezpiecznie na 4 lata przed wybuchem tej wojny, która ostatecznie złamałaby ”dziadkową” legendę. Gdyby żył, pewnie stałby się polskim odpowiednikiem marszałka Petain. Chociaż nie, to mimo wszystko za wielkie nazwisko. Byłby polskim Gamelin.

Miałem zamiar napisać jeszcze o następcach Piłsudskiego, tych wszystkich pułkownikach, generałach i jednym marszałku. Po namyśle - rezygnuję. Nie można dotykać łajna. Choćby wybryczesowanego.

Tekst ukazał się w książce dra Ratajczaka pt. „Tematy Niebezpieczne”.