Zrozumienie kłopotów dnia dzisiejszego
może być dla nas czasem bardzo ciężkie i mylące. Widzimy wiele różnych
konfliktów, konfliktów w polityce, ekonomii i we wszystkich rodzajach
tego, co my dziś nazywamy polityką społeczną, widzimy to, co się nazywa
„wojną kulturową”. Czy istnieje w ogóle jakikolwiek jednoczący wątek,
jakaś rama, która zdolna jest spiąć to wszystko razem? „Nasze” media
lubują się w przedstawianiu wszelkich kontrowersji, jako pozostałych w
wyniku konfliktu liberalizmu z konserwatyzmem. Najczęściej tylko
wytrawny obserwator jest w stanie dostrzec to, że ta dychotomia nie ma
żadnego sensu.
A nasze zaabsorbowanie tym domniemanym podziałem wydaje się być czymś zaprojektowanym bardziej w celu zmylenia Katolików, w imię czyichś interesów politycznych, niż w celu rzucenia odrobiny światła na otaczająca nas rzeczywistość. Ale mimo tego, to nie jest wątek, który łączy ze sobą historię kulturową naszych czasów, czy pokoleń, które żyły tu przed nami. W tym artykule chciałbym ukazać wyjaśnienie konfliktów nie tylko naszej epoki, lecz także ostatnich dziesiątek lat, które ogniskuje się wokół sukcesów tylko jednego ruchu. Ruchem tym jest liberalizm. Liberalizm, który oznacza tu coś znacznie szerszego niż współczesne amerykańskie rozumienie tego słowa i dlatego będzie dobrze, jeśli przed samym rozważaniem tego tematu odłożymy je na bok. Będziemy używać tego słowa w jego europejskim znaczeniu, w takim samym, w jakim jest ono używane w dokumentach papieskich. Liberalizm rozumiany w ten właśnie sposób jest głównym wrogiem Kościoła, który skutecznie zaatakował Cywilizację Chrześcijańską trzy razy, na trzech poziomach i niestety jego tryumf był prawie pełny praktycznie w każdym przypadku. Ponadto w ciągu 35 lat walki liberalizmu z jego wrogami powstało tak wiele zawirowań i sprzecznych ze sobą prądów, że bez tej podstawowej ramy, z której będziemy mogli zbadać te rzeczy, opisywane przeze mnie konflikty mogą wydawać się tylko mieszanką niepowiązanych ze sobą wydarzeń i ruchów.
Na samym początku pozwólcie mi z
grubsza zdefiniować liberalizm. Definicja ta wyznaczy nam kierunek, w
jakim będziemy się posuwać. Dobrze działająca i pełna definicja może
być taka: liberalizm jest ruchem powszechnym w zachodniej cywilizacji,
który poszukiwał wolności od ograniczeń nałożonych na ludzi przez naukę
chrześcijańską, a swoją działalność rozpoczął od zaatakowania
katolickiej kultury: najpierw na poziomie chrześcijańskiej moralności
gospodarczej, potem na poziomie politycznych praw Boga i wreszcie na
poziomie samego człowieka. Odpowiednio do tych trzech ataków: obalono
cechy i ustanowiono indywidualistyczny kapitalizm (pierwszy), obalono
tradycyjne systemy katolickie (drugi) i zaatakowano ludzkość takimi
rzeczami jak rozwód, antykoncepcja, eutanazja czy poprzez próbę obalenia
naturalnego i komplementarnego podziału ludzkości na dwie płcie. To
właśnie ten liberalizm odpowiedzialny jest za taki kształt nowoczesnego
świata, za jego wszechobecny sekularyzm i jest on chyba największym
sukcesem Szatana od czasów skuszenia Adama i Ewy w ogrodzie Eden.
Spójrzmy teraz na każdy z tych ataków oddzielnie i po kolei.
ATAK EKONOMICZNY
Pierwszym atakiem liberalizmu był atak
ekonomiczny. To właśnie w tej sferze jesteśmy najbardziej skłonni mylić
się przez różne znaczenia słowa: „liberalny”. Wychwalając zalety
wolnorynkowego kapitalizmu, Milton Friedman napisał w swojej książce:
„To niezwykle wygodnie mieć etykietę dla
politycznego i gospodarczego punktu widzenia, opracowanego w tej
książce. Tak więc najbardziej właściwą i prawowitą wydaje się być
liberalizm. (…) Będzie to ruch intelektualny, który rozwinął się pod
koniec XVII i na początku XVIII wieku i pod egidą liberalizmu uznał
wolność za ostateczny cel i jednostkę za ostateczny i jedyny podmiot w
społeczeństwie. Jest on sposobem na zmniejszenie roli państwa w sprawach
gospodarczych, zwiększając w nich tym samym rolę jednostki, wsparciem
wolnego handlu zagranicą jako środka łączącego narody w sposób pokojowy i
demokratyczny”.
Innymi słowy, liberalizm w sensie takim, w jakim go tutaj używam, jest używany także w wielu innych częściach świata,
włączając w to wiele doktryn zaliczających się do tego, co Amerykanie
nazywają konserwatyzmem. Ale jak Friedman dobrze wie, bynajmniej nie
jest tu on siłą konserwatywną, lecz jej całkowitym przeciwieństwem.
Podczas średniowiecza Katolicy kładli mocny nacisk na konieczność
utrzymania w ryzach potężnego ludzkiego pragnienia wzbogacania się tak
samo, jak i pragnienia odczuwania przyjemności seksualnej. Richard Tawney
tak opisuje tę średniowieczną postawę:
„Bogactwa materialne są konieczne. Mają
one co prawda drugorzędne znaczenie, jednak bez nich ludzie nie są w
stanie wspierać się i pomagać sobie nawzajem. Mądry władca, jak
powiedział święty Tomasz, rozważy w fundamentach swojego państwa stan
zasobów naturalnych. Motywy ekonomiczne są podejrzane. Są to potężne
apetyty, ludzie się ich boją i nie są na tyle silni, by je pochwalić.
Podobnie jak inne silne namiętności, to czego im potrzeba, to myśl. Nie
ma miejsca w średniowiecznej teorii na działalność gospodarczą, która
nie jest związana z moralnym końcem i która opiera swoją naukę o
społeczeństwie na założeniu, że pęd ku bogactwu jest stałą i mierzalną
siłą i że musi być ona zaakceptowana podobnie jak inne siły występujące w
przyrodzie”.
I odrobinę dalej:
„Na każdym kroku wszędzie są granice,
restrykcje i ostrzeżenia przed pozwoleniem na kolidowanie interesów
gospodarczych ze sprawami o znacznie większej wadze. To normalne dla
człowieka, by poszukiwać takiego bogactwa, które jest konieczne dla
niego do utrzymania się w jego sytuacji życiowej. Zasięgnąć więcej to
nie przedsiębiorczość, a skąpstwo i chciwość jest grzechem śmiertelnym.
Handel jest całkowicie uzasadniony, różne przykłady różnych krajów
pokazują, że został on nam dany przez Opatrzność. Ale taki biznes jest
też niebezpieczny. Człowiek, który go prowadzi, musi mieć pewność, że
prowadzi go dla dobra publicznego, a jego zyski nie są większe niż
należność za wykonaną przez siebie pracę”.
Albo jak wyłożył to inny pisarz:
„A zatem, za pierwszą zasadę
średniowiecznej ekonomii możemy uznać to, że istnieje granica zarabiania
pieniędzy, która zostaje narzucona przez cel, który przyświeca ich
zarabianiu. Każdy pracownik miał mieć zatem przed oczyma ostateczny cel
swojego życia i uważać zdobywanie pieniędzy za środek do jego
osiągnięcia. Gdy zatem wspominana wystarczalność ekonomiczna już została
przez kogoś osiągnięta, to nie powinien mieć ten ktoś już żadnego
powodu do kontynuowania dalszych wysiłków na rzecz bogacenia się, chyba
że w celu pomocy innym”.
By zrealizować te pomysły w praktyce,
człowiek musi wytworzyć niezbędne instytucje i struktury. Najważniejsza z
nich, gildia rzemieślnicza zawiera w sobie kwintesencję katolickiej
idei regulowania gospodarki bez bezpośredniej interwencji rządu. Belloc tak na przykład podsumowywał pracę jednej z rybnych gildii: „Gildia
Rybna w Londynie reguluje handel rybami, ceny stałe, sprawdza charakter
występującej konkurencji, zapobiega zjedzeniu mniejszych sprzedawców
przez tych bardziej bogatszych i tak dalej”. Średniowiecze uznało
sprawiedliwość i stabilność za swoje ekonomiczne ideały i surowo
karciło, a nawet karało tych, których pragnienie zysku doprowadziło do
wyniesienia się ponad swoich bliźnich. Aczkolwiek, jak można było się
spodziewać, znalazło się także wielu ludzi, których irytowały tego
rodzaju ograniczenia. Tak więc, za pomocą różnych środków, udało im się
wywrócić do góry nogami cały średniowieczny system. Zarówno za pomocą
tych bezpośrednich, jak i pośrednich sposobów, w krajach katolickich, jak i
protestanckich, ta struktura obyczajów i instytucji, której podstawowym
filarem była gildia rzemieślnicza, została zniszczona w przybliżeniu
pomiędzy 1600 i 1800 rokiem.
Co się dokładnie stało, opisuje po raz
kolejny Belloc:
„To, co od wieków było chrześcijańską
równowagą i jednocześnie równowagą zadowalającą w stosunkach
międzyludzkich: stopniowo rozwijało wolne chłopstwo w miejsce podległych
i zależnych od państwa niewolników, tworzyło ekonomiczne reguły i
obyczaje społeczeństwa, ochraniało ludzi przed nadmierną konkurencją,
kładło nacisk na stabilność ekonomii - to wszystko zniknęło w wyniku
potężnego szoku na początku XVI wieku. W miejsce starej i stabilnej
średniowiecznej cywilizacji, dawnej filozofii społecznej w pełni
zadowalającej żyjącego wówczas człowieka, przyszedł nowy stan rzeczy,
który stworzył cały nowoczesny świat oparty na nieokiełznanej
konkurencji, eliminując jednocześnie starą idee statusu, stawiając na
jego miejscu jedynie kontrakt i prezentacje”.
Tak rezultat tych zmian przedstawiał papież Leon XIII:
„Dawne gildie robotników zostały
zniszczone w przeciągu ostatniego stulecia, a żadne konkretne
organizacje nie wypełniły powstałej po nich pustki. Instytucje i
stanowione prawa odrzuciły religię. W ten sposób człowiek pracujący
został oddany pojedynczy i bezbronny na pastwę znieczulicy pracodawców i
nieokiełznanej konkurencji. Zło to zostało powiększone przez drapieżną
lichwę, która choć nieraz potępiana przez Kościół, nadal jest
praktykowana w zmienionej formie przez chciwych i zaborczych ludzi.
Należy do tego dodać jeszcze zwyczaj pracowania na umowie i fakt, że
koncentracja wielu gałęzi handlu w rękach nielicznych pozwoliła garstce
bogatych ludzi nałożyć na biedniejsze masy jarzmo niewiele lepsze od
samego niewolnictwa”.
To obalenie nauki Kościoła stało się
pierwszym poważnym tryumfem liberalizmu. Choć stało się to w różnych
miejscach i sektorach gospodarki w różnym czasie, to wszystkie te
procesy definitywnie zakończyły się w pierwszym trzydziestoleciu XIX
wieku. Co więcej, to obalenie katolickiej moralności gospodarczej
przyczyniło się do czegoś większego niż do samego zmieniania kształtu
sceny gospodarczej.
Ludwig van Mises, apologeta wolnego rynku pisał:
„Dzięki rozprzestrzenianiu się i
postępowaniu kapitalizmu, tabletka antykoncepcyjna staje się powszechną
praktyką”. Jak zobaczymy zaraz, nienawiść wobec moralności gospodarczej
prezentowanej i nauczanej przez Kościół jest połączona intymną więzią z
nienawiścią do całego chrześcijańskiego nauczania.
ATAK POLITYCZNY
Jeszcze przed tym, jak zakończył się
pierwszy atak liberalizmu, rozpoczął się ten drugi, wycelowany w sferę
polityczną. Miało to miejsce w Anglii w 1688 roku i sto lat później we
Francji w 1789. Istota tego ataku będzie tutaj szczególnie trudna do
zrozumienia dla Amerykanów, ponieważ liberalizm rozumiany na nasz własny
sposób jest dla nas częścią powietrza, którym na co dzień oddychamy.
Jak słusznie zauważył to Friedrich von Hayek, kolejny zadeklarowany
liberał i wolnorynkowy ekonomista: „To, co w Europie kryło się pod nazwą
„liberalizm”, tu było wspólną tradycją, na której zbudowano cały
amerykański ustrój. Tak więc obrońca amerykańskiej tradycji był w
europejskim rozumieniu liberałem”. Co dokładnie było takiego w
katolickiej nauce, że liberalizm dążył do obalenia jej w wyniku
politycznego ataku? Kwestie te wyraźnie określa i wyjaśnia papież Leon
XIII w swojej encyklice Immortale Dei: „Naturalny instynkt człowieka przenosi
go do życia w społeczeństwie obywatelskim, ponieważ nie może on bez
wychodzenia na zewnątrz zaopatrzyć się w rzeczy niezbędne do życia, ani
też pozyskać środków na rozwijanie swoich zdolności moralnych i
umysłowych. Stąd można wywnioskować, że to wolą Bożą jest to, by człowiek
prowadził swoje życie w sferze rodzinnej, społecznej czy cywilnej,
razem z Rodakami, wśród których jego pragnienia będą mogły być
odpowiednio zaspokojone. Ale żadne społeczeństwo nie jest w stanie
utrzymać się razem, jeśli nie znajdzie się ktoś, kto będzie stał ponad
ogółem, kierując wszystkimi sprawami w imię wspólnego dobra. Każda
cywilizowana społeczność musi mieć władzę rządzącą, a organ ten nie
mniej niż same społeczeństwo ma swoje źródło w naturze, dlatego że to
sam Bóg je stworzył. Stąd wychodzi kolejna kwestia, że wszelka władza
publiczna pochodzi od Boga, albowiem tylko on jest prawdziwym i
najwyższym Panem Świata. Wszystko bez wyjątku musi podlegać Niemu i musi
Mu służyć tak, aby każdy, kto posiada prawo do rządzenia, otrzymywał je z
jednego i jedynego źródła, a mianowicie od Boga, Władcy, który rządzi
światem. Nie ma innej władzy i siły niż ta, która pochodzi od Boga [List
do Rzymian 13:1]".
O czym właściwie mówi tutaj Leon XIII? W
pierwszej kolejności staje on w czytelnej i jasnej opozycji do Johna
Locke’a i innych teoretyków umowy społecznej. Papież naucza, że
społeczeństwo jest dla człowieka czymś naturalnym, a nie wynikiem
jakiegoś politycznego paktu czy prowadzonych rokowań. Co więcej
wskazuje, że jest ono konieczne nie tylko dla zapewnienia człowiekowi
materialnego komfortu, lecz także dla rozwijania jego psychiki i
moralności. A ponieważ już ustaliśmy, że społeczeństwo jest niezbędne,
dlatego że sam człowiek jest istotą społeczną, to wychodzi także, że musi
być on istotą polityczną. Oczywiście nie w nowoczesnym sensie tego
słowa, jako potrzeby posiadania szybkiej kolei w Wheeling i ciągłego
użerania się z politykami. Chodzi tu bardziej o naturalną potrzebę
posiadania rządu, kogoś, kto będzie „kierować wszystkimi sprawami w imię
wspólnego dobra”. A więc ta moc rządzenia jest zarówno naturalna, jak i
pochodząca od Boga, jako Twórcy natury. Wiele osób czytając powyższy
fragment z Leona XIII, wysnuje wniosek, że staje on tutaj w obronie
monarchii, uzasadniając przy tym nawet boskie prawo do sprawowania
władzy przez królów (co nawiasem mówiąc, zostało wymyślone w sporej
mierze przez protestantów). Ale Leon XII wcale nie przedłożył tutaj
jednej formy sprawowania władzy ponad drugą. O czym nawet wspomina,
pisząc kawałek dalej: „Prawo do sprawowania władzy nie jest
koniecznie powiązane z jakimś szczególnym trybem rządzenia. Może ono
przybrać taką czy inną formę, pod warunkiem, że będzie miało ono
charakter prowadzący do zapewnienia powszechnego dobrobytu”. W
Katolickiej Europie nie było od dawna republiki w takim kształcie, jak
Islandia, Szwajcaria czy San Marino i nie ma żadnego powodu, by rządzący
mieliby nie być wybierani w powszechnym głosowaniu. Leon XIII promuje w
swoich słowach raczej coś innego, coś, co jest znacznie bardziej
radykalne. Papież podkreśla, że jeśli rządy pochodzą od Boga, to oznacza
to, że mają one wobec Niego obowiązki, ponieważ rządzą ludźmi w Jego
imieniu. Rządy nie są tylko prowizorycznymi konstruktami stworzonymi
przez ludzi, kiedy zebrali się oni (niechętnie w społeczeństwie). Ich
podstawowy charakter został ustalony przez Boga i nie jest on
uzależniony od ludzkiej woli. Chociaż rządy w istocie muszą dbać o to, by nie wchłonąć i nie przytłoczyć społeczeństwa lub przyjąć, że są one
naturalną i potrzebną stroną w złagodzeniu każdego ludzkiego problemu,
to pogląd, że istnienie rządu to zło konieczne - jest czystym
liberalizmem. Ignoruje on prawdy, o których naucza papież Leon XIII i
rzeczywiście naucza cały Kościół nieprzerwanie od Nowego Testamentu, że
rządy są niezbędnymi dobrami, a ich istnienie oddaje cześć samemu Bogu.
Różne rewolucje, które wstrząsnęły
Europą i obiema Amerykami między XVII a XIX wiekiem, pokazują jednak, że
istniejące wówczas rządy były czystymi kreacjami samych rządzących i w
istocie sprawowały one władzę tylko we własnym imieniu, służąc w pewnym
sensie tylko własnym interesom. Chociaż doktryna, że to rządy powinny
rządzić i czerpać z tego korzyści, jest tak stara jak sam Platon i
usankcjonowana przez katolicką wiarę, to jednak to wciąż liberalizm był
tym czynnikiem, który zniszczył pojęcie rządzących jako tych, którzy
swoją władzę dzierżą od Boga. Jest ogromna różnica pomiędzy łaskawym
rodzicem, a zatrudnionym menadżerem, który tylko spełnia rolę swoich pracodawców.
ATAK NA OSOBĘ CZŁOWIEKA
Najnowszym atakiem liberalizmu jest
atak przypuszczony na osobę człowieka. To atak, który dziś widzimy na
własne oczy; to współczesny nam i najnowszy projekt liberalizmu. Ma on
swoje korzenie już w XIX-wiecznej propagandzie broniącej rozwodów, co
było zapowiedziane już przez nieuporządkowane życie wielu XVIII-wiecznych liberałów. Najpierw zaczęło się od obrony rozwodów, potem
chodziło im o antykoncepcję, następnie o aborcję, potem po aborcji
zaczęto walczyć o legalizację zachowań homoseksualnych, a na końcu
zażyczono sobie zniesienia obowiązującego podziału na dwie płcie.
Wszystkie te ataki są tak naprawdę jednym i tym samym: zamachem na
podstawową prawdę zawartą w Księdze Rodzaju: „Jako mężczyznę i niewiastę ich
stworzył” (Rdz 1,27). Stworzenie człowieka jako kobiety i mężczyzny
jest prawdą o małżeństwie i jednocześnie faktem świadczącym przeciwko
antykoncepcji i aborcji; o życiu człowieka, a tym samym przeciwko
eutanazji; o świętości małżeńskiej naturalnej płci, a tym samym
przeciwko homoseksualnym aktom, a zwłaszcza przeciwko koncepcji, że te
dwie obowiązujące płcie są czymś, co jest arbitralnie narzucone
ludzkości. Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo obecnie
próbuje się zaszufladkować męską i żeńską płeć jako coś
niesprawiedliwie narzuconego ludziom. Jest to coś, co właśnie dziś
najbardziej próbuje uzyskać ostrze liberalizmu. Ich pierwszą „pinezką”
była próba odseparowania płci biologicznej od płci kulturowej, co
nazwali później ideologią gender. Ideologia ta już na pierwszy rzut oka
jawi się jako totalnie społeczny konstrukt, niemający żadnego
zakorzenienia w naturze. Następnie zaczęli zaprzeczać stabilności i
rzeczywistości istnienia dwóch oddzielnych płci za pomocą takich rzeczy
jak operacje zmiany płci. Stąd był już tylko krok do stwierdzenia, że
obecnie znane dwie płcie są tylko jednym z wielu możliwych standardów
wyrażania ludzkiej seksualności.
Kate Bornstein nie jest ani mężczyzną,
ani kobietą. Uważa się za „hira”, ma swoją własną transgresywną
osobowość, która niewątpliwie ma coś w sobie z wędrownego cyrku. „Ze”
urodził się mężczyzną i został wychowany jako chłopiec. Potem w wieku
dorosłym zdecydował się na zmianę płci i stał się kobietą. Kilka lat
później mu się to znudziło, więc z tym skończył, ale nie chciał wrócić do
bycia mężczyzną. Czy to dlatego stał się on swojego rodzaju gwiazdą dla
wszelkiej maści transów?
Tak jak wcześni liberałowie mieli za złe
fakt, że Bóg ustanowił sprawiedliwość i powściągliwość w stosunkach
gospodarczych, później nie podobało im się to, że państwa mają Boga za
swojego autora, tak teraz przeciwstawiają się temu, że stworzył On
człowieka jako kobietę i mężczyznę. Nawet jeśli okaleczają swoje ciała,
to i tak nie są w stanie tego zmienić. „Jako mężczyznę i niewiastę ich
stworzył”. Są dwie płcie i mają one oddzielony od siebie społeczny wyraz
kulturowy seksualności, który jeśli ma być zdrowy, to musi być on
zakorzeniony w naturze i faktach biologicznych.
DUCH LIBERALIZMU
Duch liberalizmu jest całkowicie
opozycyjny do ducha katolicyzmu. Ostatecznie jest on przecież duchem
samego Lucyfera, który przeciwstawia się wszystkiemu, co zostało
stworzone przez Boga na Ziemi lub w Niebie, a więc w konsekwencji staje
też przeciwko samemu Bogu. Liberałowie kierują się zasadą supremacji
woli. Zamiast przyjąć porządek ustanowiony przez Boga i Jego
przedstawicieli, liberalizm niszczy wszystko to, co jest mu przeciwne i
niespokojnie dąży do spełnienia swoich pragnień.
Choć różne podejścia liberalizmu,
zwłaszcza te w ostatnich czasach mogą wydawać nam się śmieszne i
niepoważne, to w gruncie rzeczy one wszystkie i tak wychodzą z jednego
ducha. To, że niektóre osoby wyznają tylko część liberalnego
światopoglądu (a inne zdecydowanie odrzucają), to niczego nie zmienia.
POWRÓT BOŻEGO PORZĄDKU
Jeśli takowy powrót miałby w ogóle
nastąpić, to będzie on musiał odbyć się na wszelkich możliwych
poziomach. Nie wystarczy przecież po prostu odeprzeć ostatnią falę
liberalizmu, jeśli nie zajmiemy się dwoma poprzednimi, ponieważ one
wszystkie mają swój początek w jednym źródle. Widać to dobrze na
przykładzie marketingu i reklamy. To, co było niegdyś niezgodne z
katolickim prawem w średniowieczu, dziś jest jednym z najbardziej
efektywnych i skutecznych środków, służących do przemycania obrazów
seksualnych i pokus do sfery publicznej. To naturalne, że wolny rynek
wykorzystuje seksualne bodźce, by łatwiej sprzedać oferowane przez
siebie produkty. Realizując cel, jakim jest nakłonienie klienta do
zakupu jakiegoś towaru, reklama działa także przeciwko czystości, co
pokazuje, jak pierwszy i trzeci atak liberalizmu może się złączyć w
jeden.
W chwili obecnej nie wydaje się to
prawdopodobne, by kultura zachodnia była w stanie przejść tak poważną
konwersję. Ale zawsze możemy zacząć od przemiany własnych serc i
umysłów. Jako katolicy, musimy zrozumieć, że liberalizm istnieje i
wzmocnić się przed nim wewnętrznie. Tak więc, jak zwykle wypada nam studiować i uczyć się od autentycznego nauczania Wikariuszy Chrystusa. Tylko
wtedy będziemy mieli szansę na prawidłowe odczytanie znaków czasu i
skuteczną walkę z naszymi wrogami.