poniedziałek, 26 września 2016

Wesołowski: Doktryna katolicka wobec liberalizmu

liberalizm-300x218 
       Współcześnie jak nigdy wcześniej jesteśmy świadkami skutków fałszywie pojętej „wolności”. Szeroko rozumiana swoboda obyczajowa i do granic możliwości rozwinięte poczucie indywidualnej niezależności jednostki, pchnęło do życia bakterię, której pandemia trawi umysły dzisiejszych Europejczyków. Ta choroba wyrządza naszej populacji większe straty biologiczne niż dżuma, zaś żniwo swoje czerpie z relatywnej i światopoglądowej anarchii mas ludzkich, które pozbawione poczucia tożsamości i stałych zasad etycznych nieuchronnie zmierzają do końca naszej cywilizacji.
Kościół katolicki już w początkowej fazie istnienia tego problemu zdawał sobie sprawę z powagi zagrożenia, jakie niesie ze sobą liberalizm oraz przestrzegał przed niemożliwością pogodzenia jego ideałów z wyznawaną przez siebie doktryną. Potępienie liberalizmu wynikało jednak nie tyle z potrzeby chwili, ale miało miejsce już dużo wcześniej w wypracowanej przez wieki nauce magisterium Kościoła. Wszystkie postulaty doktryny liberalnej stoją bowiem w całkowitej sprzeczności z katolickim wyznaniem wiary.
Naganę liberalnego pojęcia „wolności”, jako nieskrępowanej możliwości swobodnego działania, nie mającego prawie żadnych ograniczeń, spotykamy już w nauczaniu świętego Tomasza. Głosił on w swojej nauce na temat etyki, że prawdziwie wolnym nie jest ten kto (niczym liberał) łaknie dostępu do realizacji zewnętrznych pobudek zmysłowych, ale ten kto poprzez swoją wewnętrzną dyscyplinę zdolny jest do wywyższenia swego ducha poza granicę immanentnej bariery doczesnych, chutliwych uciech. Mało tego, tomizm budując koncepcję bonum commune (dobra wspólnego) stawiał tezę, że droga do osiągnięcia zbawienia wiedzie człowieka przede wszystkim po ścieżce realizacji swoich doczesnych zadań, poprzez wspólną pracę do polepszenia życia całej społeczności. Za najdoskonalszą formę realizacji dobra wspólnego i organizacji ludzkiej w rozumieniu tejże doktryny, wskazywał na hierarchicznie zorganizowane państwo. Tym samym fundamenty najczystszych koncepcji filozofii katolickiej wskazują jasno na jej ponadindywidualny i propaństwowy charakter – we wszystkich swych elementach, dokładnie odwrotny od założeń liberalizmu.
Pierwszym papieżem zdającym sobie sprawę z powagi zagrożenia jakie niesie ze sobą ideologia liberalna był Grzegorz XVI, który w roku 1832 wydał encyklikę „Mirari vos” („Zdziwić was może”, że Stolica Apostolska tak długo milczy…) wymierzoną bezpośrednio w liberalizm i idący za nim religijny indyferentyzm. Nie minęło wiele czasu, kiedy ten sam następca św. Piotra wydał w roku 1834 kolejną encyklikę, zatytułowaną tym razem „Singulari nos” i skierowaną w rodzący się wewnątrz kościoła nurt tzw. „liberalnych katolików”. Następstwem powyższego była m.in. ekskomunika dominikanina Jana Henryka Lacordaire, redaktora francuskiego dziennika „L’Avenir” (fr. „Przyszłość”), stanowiącego główny organ prasowy liberalnych katolików. Całość zaś prasy i dzieł tego nurtu wpisana została na Index Librorum Prohibitorum (Indeks Ksiąg Zakazanych).
„Ateizm w prawodawstwie, obojętność w sprawach religii i szkodliwe maksymy, które maszerują pod sztandarem liberalnego katolicyzmu są prawdziwymi przyczynami zniszczenia państwa (…) Uwierzcie mi, zło, które wskazuję jest straszliwsze niż Rewolucja, straszliwsze nawet niż Komuna. Zawsze potępiałem liberalny katolicyzm i – jeśli to będzie konieczne – potępię go ponownie, nawet czterdzieści razy.” – pisał następca Grzegorza XVI, bł. Pius IX „Bądźcie ostrożni! Nie ma gorszych wrogów Kościoła niż liberalni katolicy!” – dodawał. Ten sam papież w dodatku „Syllabus Errorum”, stanowiącym uzupełnienie do encykliki „Quanta cura” stwierdzał też wprost, że „herezją jest stwierdzenie, jakoby Kościół miał być oddzielony od państwa, a państwo od Kościoła”. Stanowisko to podtrzymywali wszyscy następni papieże, aż do Soboru Watykańskiego II. Pełnia reakcji ze strony Kościoła wobec liberalizmu i zrodzonego na jego podstawach systemu kapitalistycznego znalazła jednak swoje odbicie w pierwszej encyklice społecznej, powstałej w 1891 roku z inicjatywy Leona XIII zatytułowanej „Rerum Novarum” oraz dokonanego w jej czterdziestą rocznicę rozwinięcia, drugiej encyklice społecznej, powstałej za pontyfikatu Piusa XI, „Quadragesimo anno”.
Nad obydwoma pismami, po raz pierwszy tak obszernie poświęconymi zagadnieniom życia społecznego, czuwał cały aparat największych umysłów katolickich. Pod kierownictwem o. Henryka Pescha wraz z pierwszą encykliką społeczną, narodziła się nowa dziedzina nauki, nazywana odtąd „Disciplina Socialis Catholica” (Katolicką Nauką Społeczną). Stanowiąc oparcie w dotychczasowym nauczaniu, formułowała definicje intencjonalnie sprzeczne z liberalizmem i bezpośrednio w niego wymierzone.
W celu rozwiązania problemów jakie stworzył system kapitalistyczny, nowo powstała dyscyplina odwoływała się do tomistycznej wizji społeczeństwa, zalecając skoordynowane działania: Państwa (interweniującego), Kościoła (nauczającego i prowadzącego działalność charytatywną) oraz Związków Zawodowych. W późniejszym okresie te ostatnie zastąpiła idea Korporacjonizmu Chrześcijańskiego, ściśle wynikającego z tomistycznej koncepcji państwa organicznego oraz mającego na celu pogodzenie kolizji interesów pracowników i pracodawców, które zrodził liberalizm. Jej bardziej popularny wariant w świecie anglo-saskim znany jest jako dystrybucjonizm.
Najgorszym postulatem stawianym przez liberałów, była jednak wynikająca z ich indywidualistycznego usposobienia chęć wolności religijnej, negującej charakter jedynego prawdziwego Boga. W szeregach katolickich żądano zaś „uwspółcześnienia religii”, które ciągnąć za sobą miało szereg modernistycznych zmian. Tego rodzaju stawiane propozycje wymierzone były w wieczny i nieustępliwy wyraz nauki bożej oraz uważane za bluźnierstwo największego kalibru – swoistą próbę zniszczenia ponadczasowej natury boskiej istoty. Dlatego też wybitny teolog ks. Feliks Sarda y Salvany zwykł określać liberałów jako „żyjących w stanie grzechu śmiertelnego”, zaś dla papieża Piusa X „owi moderniści” stanowili nic innego, jak zwykły synonim degeneracji.

Mateusz Wesołowski