Współcześnie
jak nigdy wcześniej jesteśmy świadkami skutków fałszywie pojętej
„wolności”. Szeroko rozumiana swoboda obyczajowa i do granic możliwości
rozwinięte poczucie indywidualnej niezależności jednostki, pchnęło do
życia bakterię, której pandemia trawi umysły dzisiejszych Europejczyków.
Ta choroba wyrządza naszej populacji większe straty biologiczne niż
dżuma, zaś żniwo swoje czerpie z relatywnej i światopoglądowej anarchii
mas ludzkich, które pozbawione poczucia tożsamości i stałych zasad
etycznych nieuchronnie zmierzają do końca naszej cywilizacji.
Kościół katolicki już w początkowej fazie istnienia tego problemu zdawał
sobie sprawę z powagi zagrożenia, jakie niesie ze sobą liberalizm oraz
przestrzegał przed niemożliwością pogodzenia jego ideałów z wyznawaną
przez siebie doktryną. Potępienie liberalizmu wynikało jednak nie tyle z
potrzeby chwili, ale miało miejsce już dużo wcześniej w wypracowanej
przez wieki nauce magisterium Kościoła. Wszystkie postulaty doktryny
liberalnej stoją bowiem w całkowitej sprzeczności z katolickim wyznaniem
wiary.
Naganę
liberalnego pojęcia „wolności”, jako nieskrępowanej możliwości
swobodnego działania, nie mającego prawie żadnych ograniczeń, spotykamy
już w nauczaniu świętego Tomasza. Głosił on w swojej nauce na temat
etyki, że prawdziwie wolnym nie jest ten kto (niczym liberał) łaknie
dostępu do realizacji zewnętrznych pobudek zmysłowych, ale ten kto
poprzez swoją wewnętrzną dyscyplinę zdolny jest do wywyższenia swego
ducha poza granicę immanentnej bariery doczesnych, chutliwych uciech.
Mało tego, tomizm budując koncepcję bonum commune (dobra wspólnego)
stawiał tezę, że droga do osiągnięcia zbawienia wiedzie człowieka przede
wszystkim po ścieżce realizacji swoich doczesnych zadań, poprzez
wspólną pracę do polepszenia życia całej społeczności. Za najdoskonalszą
formę realizacji dobra wspólnego i organizacji ludzkiej w rozumieniu
tejże doktryny, wskazywał na hierarchicznie zorganizowane państwo. Tym
samym fundamenty najczystszych koncepcji filozofii katolickiej wskazują
jasno na jej ponadindywidualny i propaństwowy charakter – we wszystkich
swych elementach, dokładnie odwrotny od założeń liberalizmu.
Pierwszym
papieżem zdającym sobie sprawę z powagi zagrożenia jakie niesie ze sobą
ideologia liberalna był Grzegorz XVI, który w roku 1832 wydał encyklikę
„Mirari vos” („Zdziwić was może”, że Stolica Apostolska tak długo
milczy…) wymierzoną bezpośrednio w liberalizm i idący za nim religijny
indyferentyzm. Nie minęło wiele czasu, kiedy ten sam następca św. Piotra
wydał w roku 1834 kolejną encyklikę, zatytułowaną tym razem „Singulari
nos” i skierowaną w rodzący się wewnątrz kościoła nurt tzw. „liberalnych
katolików”. Następstwem powyższego była m.in. ekskomunika dominikanina
Jana Henryka Lacordaire, redaktora francuskiego dziennika „L’Avenir”
(fr. „Przyszłość”), stanowiącego główny organ prasowy liberalnych
katolików. Całość zaś prasy i dzieł tego nurtu wpisana została na Index
Librorum Prohibitorum (Indeks Ksiąg Zakazanych).
„Ateizm
w prawodawstwie, obojętność w sprawach religii i szkodliwe maksymy,
które maszerują pod sztandarem liberalnego katolicyzmu są prawdziwymi
przyczynami zniszczenia państwa (…) Uwierzcie mi, zło, które wskazuję
jest straszliwsze niż Rewolucja, straszliwsze nawet niż Komuna. Zawsze
potępiałem liberalny katolicyzm i – jeśli to będzie konieczne – potępię
go ponownie, nawet czterdzieści razy.” – pisał następca Grzegorza XVI,
bł. Pius IX „Bądźcie ostrożni! Nie ma gorszych wrogów Kościoła niż
liberalni katolicy!” – dodawał. Ten sam papież w dodatku „Syllabus
Errorum”, stanowiącym uzupełnienie do encykliki „Quanta cura” stwierdzał
też wprost, że „herezją jest stwierdzenie, jakoby Kościół miał być
oddzielony od państwa, a państwo od Kościoła”. Stanowisko to
podtrzymywali wszyscy następni papieże, aż do Soboru Watykańskiego II.
Pełnia reakcji ze strony Kościoła wobec liberalizmu i zrodzonego na jego
podstawach systemu kapitalistycznego znalazła jednak swoje odbicie w
pierwszej encyklice społecznej, powstałej w 1891 roku z inicjatywy Leona
XIII zatytułowanej „Rerum Novarum” oraz dokonanego w jej czterdziestą
rocznicę rozwinięcia, drugiej encyklice społecznej, powstałej za
pontyfikatu Piusa XI, „Quadragesimo anno”.
Nad
obydwoma pismami, po raz pierwszy tak obszernie poświęconymi
zagadnieniom życia społecznego, czuwał cały aparat największych umysłów
katolickich. Pod kierownictwem o. Henryka Pescha wraz z pierwszą
encykliką społeczną, narodziła się nowa dziedzina nauki, nazywana odtąd
„Disciplina Socialis Catholica” (Katolicką Nauką Społeczną). Stanowiąc
oparcie w dotychczasowym nauczaniu, formułowała definicje intencjonalnie
sprzeczne z liberalizmem i bezpośrednio w niego wymierzone.
W
celu rozwiązania problemów jakie stworzył system kapitalistyczny, nowo
powstała dyscyplina odwoływała się do tomistycznej wizji społeczeństwa,
zalecając skoordynowane działania: Państwa (interweniującego), Kościoła
(nauczającego i prowadzącego działalność charytatywną) oraz Związków
Zawodowych. W późniejszym okresie te ostatnie zastąpiła idea
Korporacjonizmu Chrześcijańskiego, ściśle wynikającego z tomistycznej
koncepcji państwa organicznego oraz mającego na celu pogodzenie kolizji
interesów pracowników i pracodawców, które zrodził liberalizm. Jej
bardziej popularny wariant w świecie anglo-saskim znany jest jako
dystrybucjonizm.
Najgorszym
postulatem stawianym przez liberałów, była jednak wynikająca z ich
indywidualistycznego usposobienia chęć wolności religijnej, negującej
charakter jedynego prawdziwego Boga. W szeregach katolickich żądano zaś
„uwspółcześnienia religii”, które ciągnąć za sobą miało szereg
modernistycznych zmian. Tego rodzaju stawiane propozycje wymierzone były
w wieczny i nieustępliwy wyraz nauki bożej oraz uważane za bluźnierstwo
największego kalibru – swoistą próbę zniszczenia ponadczasowej natury
boskiej istoty. Dlatego też wybitny teolog ks. Feliks Sarda y Salvany
zwykł określać liberałów jako „żyjących w stanie grzechu śmiertelnego”,
zaś dla papieża Piusa X „owi moderniści” stanowili nic innego, jak
zwykły synonim degeneracji.
Mateusz Wesołowski