"Moderniści chcieli pogodzić
Kościół z cywilizacją współczesną, ale, niestety, nie w duchu Kościoła,
lecz przeciwnie, z obaleniem wszystkich fundamentalnych podstaw
katolicyzmu" - skutki modernizmu i charakter nowej religii,
projektowanej przez modernisów, tłumaczy ks. Stanisław Miłkowski.
W programie modernistów, wystosowanym
do Papieża Piusa X w odpowiedzi na encyklikę ich potępiającą, czytamy:
„Ojcze, słuchaj nas, dajemy Ci sposób bardzo skuteczny, odzyskania w
świecie siły moralnej, którą Kościół, niestety, utracił!”. W innym znowu
miejscu, w „rozważaniach nad aktualnymi kwestiami” jeden z
najwybitniejszych modernistów ks. Loisy powiada: „Ja pracowałem nad
sprowadzeniem doskonalszego światła na kraj nasz (Francję), a nawet
powiem na ludzkość całą”.
Z tych słów i z innych roztrząsań
modernistów widać, że oni rzeczywiście na początku szukali sposobów do
pogodzenia Kościoła ze społeczeństwem współczesnym. Ale, niestety,
zapomnieli o tym, że kto chciałby skutecznie pracować nad pojednaniem
Kościoła ze społeczeństwem współczesnym, musiałby przede wszystkim
szczerze i niezachwianie uznawać całą, niezmienną naukę Kościoła
Katolickiego. Jest to warunek zasadniczy. Ani wiedza, ani zacność życia,
ani gorliwość w pracy, nic jednym słowem nie zastąpi wiary
niewzruszonej, w duchu Kościoła pojętej, bez której głos najmędrszego
doktora będzie dźwiękiem przelotnym, który najmniejszy podmuch wiatru
rozwieje.
Moderniści chcieli pogodzić Kościół z
cywilizacją współczesną, ale, niestety, nie w duchu Kościoła, lecz
przeciwnie, z obaleniem wszystkich fundamentalnych podstaw katolicyzmu.
Co po wydaniu Encykliki, wbrew twierdzeniu modernistów włoskich,
przyznał sam Loisy w słowach: „Modernizm, który istnieje rzeczywiście i
który nie jest ani agnostycyzmem, ani filozofią immanencji,
modernizm prawdziwy kwestionuje następujące zasady; mianowicie: ideę
mitologiczną objawienia zewnętrznego i powagę absolutną Kościoła; wobec
tego Encyklika Piusa X była nakazana okolicznościami i Leon XIII nie
mógłby jej napisać inaczej, przynajmniej w części istotnej i
teoretycznej”.
Podstawową zasadą modernizmu według
p. Loisy, jak widać w dalszym ciągu jego enuncjacji, której tu nie
przytaczam, jest zupełne przerobienie wierzenia i dobrowolne zrzeczenie
się przez Kościół zasady, która daje mu boską powagę co do organizacji,
tj. zrzeczenie się zasady boskiej, na której się opiera i która jest
jedyną racją bytu Kościoła. Kosztem tych ustępstw, według modernistów,
mógłby nastąpić pokój między Kościołem i społeczeństwem współczesnym.
Krytykując Encyklikę („Pascendi” – przyp. red.), powiadają oni, że
Kościół nie zrozumiał tego, zawyrokował rozdział, i przez usta swego
Zwierzchnika obwieścił to oficjalnie w encyklice „Pascendi”.
Moderniści, jak widzimy, domagają się
istotnej zmiany religii chrześcijańskiej i katolickiej. Według nich
religia chrześcijańska nowa, jako wytwór ewolucji dziejowej, musi być
taką, by się mogła zastosować do duszy współczesnej, a taką jest religia
chrześcijańska wzięta „jako czysty duch oczekiwania Królestwa Bożego,
sprawiedliwości ostatecznie tryumfującej, zdolna przybrać wszystkie
formy, pochodzące z postulatów idealistycznych”. Nic dziwnego, że
wyławiając tego „ducha czystego chrześcijańskiego” z katolicyzmu,
moderniści powoli ogołocili Kościół ze wszystkich jego dogmatów.
Oto główne zasady tej nowej sekty chrześcijańskiej:
1. Nie mamy środków do wyrozumowanego
przeświadczenia się o istnieniu Boga, ani do naukowego stwierdzenia
objawienia Bożego (wewnętrznego), Bóstwa Chrystusa, Jego cudów;
Zmartwychwstania, Wniebowstąpienia i odkupienia ludzkości przez śmierć
Jego. Ludzie w to wierzą, ale czy to w rzeczy samej poza ich wiarą
istnieje, ani [nie] wiedzą, ani wiedzieć [nie] mogą, bo na zewnątrz nie
masz nic, co by ich doprowadziło do Boga. (Oto bezpośredni wynik
agnostycyzmu, filozoficznego założenia ich religii).
2. Cała zatem religia pochodzi jedynie z wewnątrz, z doświadczeń usposobienia wewnętrznego, które człowiek w sobie wyczuwa.
W tym wyczuciu objawia się każdemu człowiekowi Bóg i innego objawienia
nie ma i być nie może. To zaś poczucie religijne powstaje z wrodzonej
skłonności do rzeczy boskich i niebieskich, która tkwi w sercu ludzkim.
Jest to więc czysta immanencja religijna.
3. Gdy to poczucie religijne obudzi się w sercu człowieka, zaczyna się nad nim zastanawiać umysł.
Z tych rozważań, uświadamiań tworzą się idee o Bogu i o sprawach
Bożych, które człowiek rozważając, kształcąc, udoskonalając i w czyn
zamieniając, tworzy kult, Sakramenty i zasady moralne.
4. To samo wyczucie religijne skłania
do rozważania bacznego i starannego życia Chrystusa i dziejów Kościoła
katolickiego. W mowach i czynach Jezusa, w założeniu Kościoła, w jego
zachowaniu, rozszerzeniu, wpływie na ludy, w jego niespożytości wśród
tylu prześladowań, w rozszerzaniu się – nie można nie spostrzec czegoś
niezwykłego, czegoś tajemniczego. Tę tajemniczość chwyta człowiek swym
poczuciem religijnym (które przede wszystkim dąży ku temu, co ukryte i
niezwykłe), w sercu ją umacnia i wypadkom owym zewnętrznym przypisuje
rysy Boże, niebieskie, których one w rzeczy samej nie posiadają. W ten
sposób człowiek wierzący w pojęciu swoim je przeobraża, przekształca,
przemienia. Stąd naukę, którą Chrystus opowiadał, bierze za naukę
rzeczywiście Bożą, Jego niezwykłe czyny – za rzeczywiste cuda, Jego
przeczucia i przewidywania za rzeczywiste proroctwa, Jego samego za Boga
rzeczywistego, prawdziwego. Historia jednak na pewno świadczy, że
Chrystus był tylko człowiekiem; a Jego słowa i czyny, choć dziwne i
niezwykłe, nie przewyższały sił przyrody. Nadto, osobom bardzo świętym,
przede wszystkim żyjącym w starożytności, przypisywać się zwykło takie
słowa i czyny, których one ani nie mówiły, ani nie spełniały. W ten sam
sposób wierni życie Chrystusa, Świętych, oraz Kościoła całego spaczyli,
zepsuli. Gdy więc człowiek żywi takie myśli, gdy odczuwa takie uczucia i
stosuje je do życia wewnętrznego i zewnętrznego, wtedy nazywa się, że
żyje w Bogu. Na wyrobienie tego zmysłu religijnego wpływają też
okoliczności i warunki zewnętrzne tak prywatne, jak społeczne,
polityczne, przemysłowe, kulturalne. Stąd budzą się nowe dążenia,
powstają nowe udoskonalenia w religii i to drogą ciągłego naturalnego
rozwoju (teoria ewolucji).
5. Prawem więc ewolucji uczucia
religijnego w Chrystusie tłumaczy się i Jego Mesjanizm i Jego Boskie
posłannictwo. Filozofia bowiem i historia, według modernistów, widzą w
Chrystusie tylko człowieka. Zasadami również immanencji, symbolizmu i
ewolucjonizmu tłumaczy się powstanie, rozwój i zasady religii
chrześcijańskiej i katolickiej.
6. Wszelkie religie, nie wyłączając i
pogańskich, są prawdziwe. Prawdziwość ta, oczywiście jest względna
tylko, do niej wystarcza, by twierdzenia religijne zadowalały i
odpowiadały potrzebom i pobudkom religijnym, które człowiek czy dane
społeczeństwa w sobie wyczuwa.
7. Dogmaty, symbole, Kościół, nauka
wiary i moralności, Sakramenty są tylko formułami drugorzędnymi, za
pomocą których umysł chrześcijański wyraża swe pojęcia religijne, o ile
one są uświadomione i ukształtowane.
8. Podanie katolickie – Tradycja jest
tylko zbiorem takich formuł, urobionych i wykształconych w wewnętrznej
świadomości religijnej wiernych czasów ubiegłych i przekazanych
potomstwu.
9. Jak świadomość religijna drogą naturalną się rozwija, tak w ten sam sposób kształtują się i dogmaty.
Nabierają one udoskonalenia w miarę zmieniających się warunków życia,
postępu nauki i polityki, kultury, wytwórczości, stosunków społecznych,
wymagań i potrzeb religijnych, napotykanych wreszcie przeszkód, oraz
wrogów życia religijnego itp. Wobec tego dogmaty mogą udoskonalać się,
dopełniać i przeinaczać... Dogmaty więc Kościoła katolickiego z postępem
kultury w rzeczy samej przedmiotowo nawet pomnażały się i rozwijały;
zatem i obecnie do współczesnej cywilizacji przystosować się winny. Temu
zaś stawa na przeszkodzie zbytni konserwatyzm urzędu kościelnego. Tego
konserwatyzmu zupełnie wyzbywać się nie należy; potrzebny on jest do
postępu religijnego; pożądanym jest tylko, by urząd kościelny umiał
dostrajać się do świadomości postępujących w kulturze wiernych.
10. Jak dogmaty tak i zasady moralne,
prawo kościelne, Sakramenty, obrządki, hierarchia, zwierzchnictwo
Biskupa rzymskiego, sam wreszcie Kościół rozwijały się w sposób
naturalny powoli w ciągu wieków tak z pobudki religijnej, jak i pod
wpływem zewnętrznych warunków, którym ulegały owe epoki, miejsca,
osoby... Zasady filozoficzne o immanencji religijnej i o ewolucji innego
początku przyznać im nie mogą; a i historia potwierdza, że taki, a nie
inny, istotnie był bieg wypadków.
11. Kościół katolicki powstał w ten
sposób, że, gdy wielu ludzi uświadomiło sobie, iż wszyscy oni wytworzyli
w sobie to samo życie religijne, te same w sobie wykształcili formuły i
symbole, wtedy połączyli się w jeden związek, aby wspólnymi siłami ich
bronić i szerzyć... Urząd kościelny otrzymał wszystkie swe prawa od
wiernych, stąd stosować się winien we wszystkim do ich uświadomienia
religijnego; na tej zasadzie obecnie powinien pozwolić, aby wszyscy
należący do Kościoła, to co w duszy swojej o religii wyczuwają i
rozumieją, mogli swobodnie na zewnątrz wyjawiać i głosić; – ma więc on
być obecnie demokratycznym.
12. Jednakże przyznać należy, że
Kościół, zwierzchnictwo i władza Stolicy Apostolskiej, hierarchia
katolicka, sakramenty, dogmaty, kult, cała wreszcie religia katolicka –
są Boże i od Boga pochodzą, chociaż tylko pośrednio, o ile mianowicie,
wytworzyli je wierzący chrześcijanie – katolicy pod wpływem Boskiego
doświadczenia religijnego.
13. Stosunek między wiedzą a wiarą,
między przyrodzonym, a nadprzyrodzonym ma być taki: a) Nie ma i nie
będzie żadnego zatargu między tymi dwiema dziedzinami, mówią moderniści,
o ile każda z nich pozostanie w obrębie swych własnych granic. Wiedza
bowiem bada tylko zjawiska zewnętrzne, dotyczące człowieka lub świata,
podając za pewne tylko to, co może stwierdzić zmysłami. Inne zaś rzeczy,
niepoznawalne zmysłami, które wiara uznaje za nadprzyrodzone, czy to w
człowieku, czy w świecie lub Bogu – wiedza pozostawia na stronie. Wiara
zaś bierze ze wszystkich zjawisk tylko to, co odpowiada potrzebom
religijnym serca ludzkiego i służy do podsycania i udoskonalania zmysłu
religijnego, doszukuje się w nich znamion Bożych; wybiera więc przede
wszystkim z tych zjawisk to, co one mają w sobie niezwykłego, dziwnego,
np. żywot nadzwyczaj świętego człowieka. b) Jednakże wiedzy, a przede
wszystkim filozofii, historii, krytyce – powinna ulegać wiara, a więc i
Kościół i teologia i dogmaty. Wiara bowiem swe postulaty i zasady ma
rozwijać i kształtować według wyników i żądań wiedzy współczesnej.
14. Księgi św. Starego i Nowego
Testamentu są Boże, to jest pod natchnieniem Bożym pisane, o ile ich
autorzy: Mojżesz, Prorocy, Ewangeliści, Apostołowie, mężowie niezwykłej
świętości, układali je z wewnętrznej pobudki zmysłu religijnego, w
przekonaniu, że Bóg im to objawia. „Natchnienie więc to nie różni się
wcale, chyba większą tylko siłą, od owego popędu, który zniewala
wierzącego do wyjawiania swojej wiary w słowach, czy na piśmie. Podobne
zjawisko napotkać można w natchnieniu poetyckim” (Encyklika „Pascendi”).
Ks. Stanisław Miłkowski, „O
modernizmie. Doktryna modernistyczna jako system nowej religii”,
„Dwutygodnik Diecezjalny”, Wilno 1911, pisownię nieznacznie
uwspółcześniono.