W szeregu opracowań i
publikacji koncesjonowanej, nieustannie składającej wiernopoddańczy
hołd demoliberalnemu Molochowi centroprawicy,
narracja dotycząca II wojny światowej jest zawsze taka sama –
miała być ona jakoby tytanicznym, manichejskim
starciem sił Dobra personifikowanego przez demokrację
i Zła uosabianego pod postacią totalitaryzmu.
Wierutny fałsz takiego rozumowania, zarówno na gruncie
historycznym, jak i ideowym, widać jednak jak na dłoni, zaś wizja
„prawicowych” i „konserwatywnych” demoliberałów przecieka w
tak wielu miejscach, że jej obrona posiada iście cudaczny i
operetkowy charakter. Mimo to jest podtrzymywana z uporem godnym
lepszej sprawy, gdyż posiada kolosalne implikacje polityczne,
bezwzględnie oddziałując na losy współczesnego świata.
Patrząc pod kątem czysto
historycznym, w największym globalnym konflikcie w dziejach brały
udział państwa zarówno totalitarne, demokratyczne, jak i1
autorytarne2.
Wojna rozpoczęła się wszak we wrześniu 1939 r. od najazdu dwóch
totalitarnych potęg – nazistowskiej III Rzeszy
i komunistycznego Związku Sowieckiego na sanacyjną Polskę,
rządzoną w umiarkowanie autorytarny sposób przez piłsudczykowską
klikę3.
W 1940 r. Niemcy uderzyły z kolei na liberalne, już wtedy
doszczętnie zarażone demokratyzmem, nielegitymistyczne
pseudomonarchie konstytucyjne – Danię,
Norwegię, Belgię Holadnię i Luksemburg oraz demokratyczno-masońską
III Republikę (anty)Francuską. Kluczowych
sojuszników hitlerowskich Niemiec z bloku państw Osi tj.
faszystowskich Włochy oraz imperialną Japonię, nie sposób
zaliczyć do reżimów totalitarnych4.
Od 1941 r. totalitaryzm sowiecki w przymierzu z anglosaskimi
demokracjami znalazł się w śmiertelnym zwarciu z totalitaryzmem
hitlerowskim, a z tym natomiast połączeni byli sojuszniczymi
więzami, nie wykazujący żadnych nazistowskich inklinacji ideowych,
lecz dostrzegający w aliansie z Niemcami5
jedyną geopolityczną możliwość na ocalenie niepodległości i
duchowego jestestwa swych narodów, liczni autorytarni przywódcy
państw Europy Środkowej i Wschodniej6.
Jak więc widać, dokonując nawet bardzo pobieżnego przeglądu
wojennych wydarzeń, nie sposób uznać II wojny światowej, za
mityczny wręcz agon demokracji
i totalitaryzmu, gdyż
państwa biorące w niej udział nieraz zmieniały strony, zaś w
poszczególnych blokach – Osi i alianckim,
znajdowały się kraje o ustrojach zarówno demokratycznych,
autorytarnych, jak i totalitarnych.
Tyle, jeśli idzie o
historyczne fałszerstwa dokonywane przez centroprawicowych
propagandystów, usiłujących nagiąć rzeczywistość do
prokrustowego łoża swoich osobliwych teorii. Znacznie
niebezpieczniejsza jest jednak, lansowana przez nich i masowo
powielana w propagandzie, metapolityczna wizja największego
konfliktu zbrojnego w dotychczasowych dziejach i tym samym tego, co
stało się z Europą i całym światem w wyniku zakończenia wojny.
Demoliberałowie postrzegają bowiem totalitaryzm jako zło7,
lecz jest to dla nich pojęcie tak pojemne i nieostre, że jako
totalitarne uznają
nie tylko, w istocie będące takimi, systemy rządów Związku
Sowieckiego i III Rzeszy8,
lecz w ogóle wszystko co nieliberalne i niedemokratyczne9
– autorytaryzmy okresu międzywojnia, klasyczne dyktatury
starożytności, monarchie absolutne czasów ancien
régime’u,
a nawet przednowożytne monarchie średniowieczne! Na to zaś nie
może być nigdy zgody, gdyż oznacza to wywyższenie bezbożnej
demokracji i wzgardę dla tego wszystkiego co jej się sprzeciwia10.
Jeszcze bardziej horrendalna, wręcz bluźniercza, jest zaś druga
teza demoliberałów, mianowicie, że demokracja jest dobrem
esencjalnym11.
Odrzucenie tego niewzruszonego dogmatu demoliberalizmu jest
bezwzględnie konieczne, a to oznacza z kolei również rewizję
spojrzenia na II wojnę światową i jej ostateczne rozstrzygnięcie.
Rewizja ta przejawia się przede wszystkim w uznaniu faktu, że nie
było całkowicie dobrej
i złej strony w tym
konflikcie, że każda z nich była w jakiś sposób skażona,
a osąd danych państw biorących udział w wojnie powinien być
uwarunkowany nie całościowo, lecz odnosić się do pojedynczych
frontów.
W inicjującej całą
wojnę kampanii wrześniowej słuszność stała jednoznacznie po
polskiej stronie i nie piszę tak tylko dlatego, że sam jestem
Polakiem. Napadnięta przez hitlerowskie Niemcy Rzeczpospolita miała
pełne prawo się bronić i walczyć nie tylko o niepodległość i
integralność swojego terytorium, lecz po prostu o zachowanie samej
egzystencji narodu, tym bardziej, że III Rzesza stosowała w trakcie
tych zmagań metody nie licujące z tradycyjnym prowadzeniem działań
wojennych, jak na przykład terror względem ludności cywilnej, czy
prześladowanie kapłanów prawdziwej religii12.
Identycznie sprawa wygląda, jeśli idzie o zmagania Finlandii i
krajów bałtyckich z sowiecką nawałą w 1940 r. –
każdy żołnierz Tradycji lokuje swe sympatie po stronie
przeciwników czerwonych. Natomiast niejednoznacznie i zarazem
niezwykle interesująco przedstawiała się
sytuacja Francji. Podobnie jak Polska, została napadnięta przez
Niemcy i identycznie jak nasz kraj, miała uzasadnione prawo do
obrony swej państwowości. Jednak jej klęska była, jak to ujął
Maurras, boską niespodzianką,
modelowym wręcz przykładem szczęścia w nieszczęściu,
wydarzeniem zgoła opatrznościowym dla samych Francuzów13,
gdyż spowodowała upadek bezbożnej, laickiej, masońskiej,
demokratycznej, parlamentarnej i liberalnej republiki oraz umożliwiła
im życie pod rządami autorytarno-korporacyjnego, w jakiś sposób
odwołującego się do spuścizny białej, przedrewolucyjnej Francji,
Państwa Vichy14.
Jak wielkim dobrodziejstwem to było, można dostrzec dopiero wtedy,
gdy sobie uzmysłowimy, że od 1870 r. – daty
powstania III Republiki, do dzisiaj minęło 146 lat i aż 141 z nich
upłynęło nad Sekwaną pod diabelskimi rządami demokratycznymi!
Operacja Barbarossa
rozpoczęta 22 VI 1941 r. niestety nie stała się tym, czym być
powinna – autentyczną
krucjatą mającą na celu ostateczne zdruzgotanie bolszewizmu i
wyzwolenie narodów Europy Wschodniej z niewoli sowieckiej, przede
wszystkim ze względu na ideologiczne założenia narodowego
socjalizmu, ufundowanego na fałszywych doktrynach rasistowskich,
przez co siły niemieckie, zamiast wyłącznie walką z Armia
Czerwoną, zajmowały się również rzeczami zupełnie
niepotrzebnymi i niemoralnymi, np. terrorem względem Słowian i
Żydów, pacyfikacjami ludności cywilnej itd. Jak niewybaczalna to
była zbrodnia15,
pokazuje gigantyczne poparcie zdobyte przez Wehrmacht w pierwszych
tygodniach kampanii, kiedy tzw. zwykli ludzie witali Niemców jak
prawdziwych wyzwolicieli, mając dość rządów Stalina i jego
sowieckich komisarzy. Hitler to jednak nie kajzer16,
nie potrafił prowadzić wojny w tradycyjny i cywilizowany sposób,
zresztą nie mógł tego zrobić i nadal być tym, kim był, gdyż
swoje poczynania całkowicie podporządkował pryncypiom ideologii
nazistowskiej. A tak naprawdę wystarczyło robić naprawdę niewiele
– dać tylko wolną rękę narodom Europy Wschodniej w wyzwalaniu
swych ojczyzn ze szponów bolszewizmu, który, będąc ustrojem
totalnie sprzecznym z porządkiem naturalnym i nadprzyrodzonym, wobec
tak przemożnego naporu, musiałby się rozsypać niczym domek z
kart. Co by się wydarzyło, gdyby zamiast Führera
na czele Niemiec stał jakiś wychowany na starej, sprawdzonej szkole
monarchistycznej generał? Ciężko tak do końca powiedzieć, ale z
pewnością historia świata potoczyłaby się w zupełnie innym
kierunku.
U boku III Rzeszy w
kampanii przeciwko Sowietom stały również jej państwa sojusznicze
oraz różnego rodzaju formacje ochotnicze. Ich ocena nie nastręcza
już żadnych dylematów – Finowie, Łotysze, Estończycy, Litwini,
czy Rumuni mieli uzasadnione powody, by walczyć o odzyskanie swych
terytoriów wziętych przemocą przez czerwonego potwora i wbrew
różnym obelgom17,
nie kierowali się w tym zbożnym dziele żadnymi nazistowskimi
przesłankami, lecz czystym antykomunizmem i wolą odzyskania tego,
co utracone i niegdyś im przynależne. Podobnie rzecz się ma, jeśli
idzie o międzynarodowe oddziały ochotników z Europy18,
zgrupowane w poszczególnych dywizjach Waffen SS19.
Ludzie ci, gdy widzieli, że wszystko dookoła nich ulega gwałtownym
przeobrażeniom, a stary, zmurszały mieszczański świat aż trzęsie
się cały w posadach, wprost rwali się do walki z czerwoną bestią,
nie popierając bynajmniej zbrodniczych
wytycznych programu hitlerowskiego, lecz korzystając z nadarzającej
się okazji wzięcia udziału w śmiertelnych zmaganiach przeciwko
bolszewii, bez zbędnych roztrząsań ruszali na front. Nie należy
więc postrzegać Barbarossy w zmitologizowany, propagandowy,
sowiecko-demoliberalny sposób, jako szlachetnej i heroicznej walki
z faszyzmem, toczonej przez uciśnione
narody miłującej pokój światowej ojczyzny proletariatu,
gdyż to po prostu bzdura oparta na kłamstwie i fałszu.
Odmienne spojrzenie winno
się zastosować również podczas analizy frontu bałkańskiego i
dokonać pełnej rehabilitacji utworzonego przez ustaszy i
sprzymierzonego z Niemcami Niezależnego Państwa Chorwackiego.
Jakkolwiek chorwaccy nacjonaliści nie ustrzegli się w swych
działaniach pewnych błędów, a i sama struktura polityczna NDH
mogła wyglądać lepiej, to jednak należy bez niedomówień
stwierdzić, że narodziny
Nezavisna Država Hrvatska
stanowiły śmiertelny cios dla tzw. Jugosławii,
tego więzienia narodów południowosłowiańskich, powstałego w
wyniku klęski monarchii habsburskiej w I wojnie światowej i
zdominowanego przez schizmatyckich Serbów, z uszczerbkiem dla praw
katolickiej ludności chorwackiej i słoweńskiej. Warto też mieć
na uwadze, co zostało ustanowione po wojnie na gruzach niepodległej
Chorwacji – jeszcze gorsza, bo komunistyczna, egalitarna,
socjalistyczna i demokratyczna wersja Jugosławii, rządzona przez
krwawego czerwonego oprawcę Titę. Identyczna rehabilitacja dotyczyć
musi także Państwa Słowackiego wraz ze stojącym na jego czele
późniejszym męczennikiem, x. Józefem Tiso. Stanowiło ono
interesującą, autorytarną i korporacyjną nową jakość,
zwłaszcza na tle poprzedniej, bezbożnej, demokratycznej i
antykatolickiej władzy Czechów20.
Żadnych wątpliwości nie pozostawia też, z każdego punktu
widzenia, ocena wojny na Pacyfiku – cesarska Japonia, sprowokowana
do wystąpienia przez cyniczną i agresywną politykę amerykańskiego
demoliberalizmu, nie miała innego wyjścia i musiała wszcząć
działania wojenne, jeżeli nie chciała skończyć, jako wasal
jankesów i niewolnik plutokratów z Wall Street21.
Zupełnie rozmijające się
z rzeczywistością i pozbawione krzty zdrowego rozsądku jest też,
będące filarem powojennej, demokratycznej propagandy, określanie
marszu aliantów w głąb Włoch, Francji i Niemiec z lat 1943-1945,
mianem wyzwolenia.
Jeżeli to było wyzwolenie, to chyba takie, jakie zafundowali nam
Polakom i innym narodom Europy Środkowo-Wschodniej Sowieci…
Trzeba to sobie otwarcie powiedzieć – jeden okupant, hitlerowska
tyrania, został zastąpiony przez innego, bezbożny demoliberalizm
anglosaski. Każde inne podejście w tej materii oznacza wybielanie
demokracji i liberalizmu z wszystkimi potwornościami, które ze sobą
przyniosły. Doprawdy trudno mówić o wyzwoleniu
w przypadku Włoch, kiedy w 1943 r. alianci zażądali od marszałka
Badoglio, stojącego na czele rządu włoskiego po odebraniu władzy
Mussoliniemu, bezwarunkowej kapitulacji, mimo iż ten zadeklarował
opuszczenie Osi i przejście na ich stronę! Zajmując Sycylię i
kontynentalne Włochy, sprzymierzeni
dokonywali przerażających zbrodni, jak np. zamordowanie 14 VII 1943
r. ośmiu cywilów22
w sycylijskim miasteczku Canicatti, czy masakra 74 włoskich i
niemieckich jeńców w Biscari tego samego dnia. Niszczyli przy tym
starożytne i średniowieczne zabytki oraz kościoły jako gniazda
papizmu. Szturmując w 1944 r. Monte Cassino,
Anglosasi doskonale zdawali sobie sprawę, że w klasztorze nie
znajdują się żadne siły niemieckie, a decydując się na stracie
opactwa z powierzchni ziemi, kierowali się wyłącznie
antykatolickim, protestanckim resentymentom i heretycką nienawiścią,
do wszystkiego co święte. Wbrew utartej propagandzie, jakby
zadziwiająco te słowa nie zabrzmiały dla otumanionych
demoliberalną trucizną intelektualną czytelników, to niemiecki
feldmarszałek Albert Kesselring, stał w tych dniach na straży
cywilizacji, gdy wbrew radom niektórych swoich doradców nie wydał
rozkazu obsadzenia wzgórza klasztornego przez podległe mu oddziały,
mimo jego doskonałego usytuowania strategicznego, wiedząc, jakie
skarby kultury kryją się w murach opactwa i jakie znaczenie duchowe
ono posiada. Z kolei w lutym 1944 r. alianci trzykrotnie
zbombardowali letnią rezydencję papieską w Castel Gandolfo, w
wyniku czego zginęło 500 chroniących się tam kobiet i dzieci, w
tym 17 zakonnic. Wyjątkową niesławą okryli się, pozostający pod
komendą gaullistowskich, należących do obozu alianckiego, tzw.
„Wolnych Francuzów”, saraceńscy goumiers
rekrutowani w Maroku, depczący wszędzie, gdzie tylko się dało
cześć Włoszek i dokonujący masowych gwałtów. Po zajęciu Monte
Cassino goumiers,
dostawszy w tej materii całkowicie wolną rękę od swojego
dowództwa, zgwałcili ponad 60 tys. kobiet. Najstarsza z nich miała
86 lat, najmłodsza, była zaledwie jedenastoletnią dziewczynką…
Ich ofiarami padały zresztą nie tylko kobiety –
potrafili nawet, dając upust swym bestialskim, sodomickim
skłonnościom, zgwałcić x. Alberta Terillego, w wyniku czego zmarł
on kilka dni później23.
Myślę, że przytoczenie tych kilku faktów całkowicie wystarczy,
by diametralnie odmienić postrzeganie działań sprzymierzonych
w Italii. Jednym słowem, wyzwalanie
Włoch przez aliantów było typowo barbarzyńską kampanią,
porównywalną z najadami Gotów, czy Hunów u schyłku
starożytności. Zwieńczeniem tych wszystkich „dokonań”
Anglosasów i ich sojuszników na Półwyspie Apenińskim, było, już
po wojnie, narzucenie Włochom demokratycznej, parlamentarnej
republiki w wyniku sfałszowanego referendum.
Podobnie wyglądało
wyzwalanie Francji.
Tam też doszło do serii gwałtów ze strony „bohaterskich”
żołnierzy US Army, a na skutek alianckich nalotów i działań
naziemnych zginęło ponad 30 tys. francuskich cywili. W ślad za
wyzwolicielami szli
wysługujący się im demokratyczni i komunistyczni partyzanci,
przeprowadzający antyfaszystowską
czystkę, tzw. épuration,
polegającą na mordowaniu bez żadnego sądu politycznych
przeciwników lewicy i liberałów. Rzetelni, nie ulegający
wszechobecnej w dzisiejszych czasach presji demoliberalnej ideologii,
historycy szacują, że łączna liczba zabitych w wyniku tych
działań24,
mogła wynosić nawet 100 tys25.
O obaleniu rządów marszałka Pétaina
i wprowadzeniu kolejnej mutacji bezbożnej republiki, to już nawet
nie wspomnę… W Niemczech wyzwalający
poczynali sobie wcale nie lepiej. Barbarzyńskie starcie z
powierzchni ziemi Drezna jest już na szczęście, przede wszystkim
dzięki imponującemu wysiłkowi badawczemu Dawida Irvinga, faktem na
tyle znanym, że nie będę się nad nim dłużej zatrzymywał. Ale
warto przytoczyć takie wstrząsające, zupełnie niezgodne z
oficjalną wersją historii wydarzenia, jak choćby śmierć na
skutek fatalnych warunków sanitarnych, ponad 50 tys. niemieckich
jeńców w obozach w Nadrenii u schyłku wojny26,
czy samowolne, dokonane bez żadnego wyroku sądowego, zamordowanie
29 IV 1945 r. w Dachau około 560 żołnierzy Waffen SS. Większość
z nich padła od kul sadystycznego amerykańskiego porucznika, Jakuba
Bushyheada, który rzecz jasna nie poniósł za swój czyn
jakiejkolwiek odpowiedzialności27.
Jednakże chyba największe, bo symboliczne poniżenie, nie tylko
Niemiec, ale w ogóle całej Starej Europy, miało miejsce w
Akwizgranie, gdzie prymitywny amerykański żołnierz, pewnie jakiś
prostak z Kentucky, czy Ohio, strzelił sobie
fotkę z przekrzywioną koroną cesarza
Karola Wielkiego na głowie… Podobnie jak wszędzie, gdzie tylko
postawili swoje obrzydłe, demoliberalne stopy, również w Niemczech
jankesi zaprowadzili po wojnie, pod pozorem denazyfikacji28,
potworny, oparty na demokracji, parlamentaryzmie, tolerancji i
prawach człowieka, rewolucyjny ustrój.
Charyzmatyczny twórca
ruchu Christus Rex, Leon Degrelle, pisał swego czasu z poetycką
emfazą: marzyłem o wieku Rycerzy, silnych i
szlachetnych, którzy najpierw odnoszą zwycięstwo nad sobą, a
dopiero potem nad innymi. Kto zaś przyszedł
w ’45 r. do Europy w wyniku tego koszmarnego wyzwolenia
w miejsce rycerzy? Amerykańskie żołdactwo, obtłuszczeni burżuje,
liczący swymi spoconymi łapskami każdy grosz, jak gdyby od niego
zależało zbawienie dusz, demokraci, plutokraci, liberałowie,
kapitaliści i pseudokatoliccy chadecy z jednej strony oraz
moskiewsko-mongolsko-kałmucko-bolszewicka dzicz z drugiej. W imię
defaszyzacji i
denazyfikacji swój
złowrogi cień nad Starym Kontynentem rozpostarły komunizm na
Wschodzie oraz nieświęta, Szatańska Czwórca: Demokracja –
Tolerancja – Liberalizm – Kapitalizm, na Zachodzie. Europa
została podzielona na dwoje, pobita, poniżona, wydana na łup
bezbożnych, rewolucyjnych ideologii demokracji, liberalizmu i
komunizmu. Na żywym organizmie narodów europejskich przeprowadzono
gigantyczny, zbrodniczy program społecznej inżynierii, zatruwając
ich dusze obezwładniającym jadem tolerancji, niszcząc tkwiące w
nich wtedy jeszcze głęboko wzniosłe i heroiczne pierwiastki
duchowe oraz każąc wyrzec się im przeszłości i
najchwalebniejszych tradycji. Nie tak to miało wyglądać, nie o
taką Europę chodziło29…
Czy to wszystko oznacza,
że ukazując II wojnę światową z innej, niż przywykło się
dotychczas oglądać perspektywy, wybielam te z posunięć państw
Osi, których nie sposób usprawiedliwić –
mordercze i zbrodnicze poczynania wymierzone w niebędących siłą
zbrojną cywilów, identyczne, jak u Sowietów,
czy aliantów, bagatelizuję zbrodnie hitlerowskie, lekceważę
wszystkie antykatolickie założenia ideologii narodowego socjalizmu
i uznaję, że siedemdziesiąt pięć lat temu siły integralnej
kontrrewolucji powinny były przyłączyć się do obozu, któremu
przewodziła III Rzesza? Nic bardziej mylnego. Największą przewiną
głoszącego prymitywny kult rasy hitleryzmu, nie były bowiem
dokonane przezeń hekatomby, nawet te najokrutniejsze, lecz, jak
trafnie zauważył wielki kolumbijski reakcjonista Mikołaj Gómez
Dávila, to, iż udając podobieństwo do
pewnych szlachetnych tematów germańskiej medytacji, zamordował
również nadzieję na nowy rozkwit Zachodu,
gdyż od momentu jego klęski zaczęto utożsamiać z nim, cóż z
tego, że zupełnie kłamliwie i całkowicie błędnie, tradycję
Starej Europy. Dramat tej najstraszniejszej z
wojen polegał właśnie na tym, że żadna ze stron –
anglosaski demoliberalizm, sowiecki komunizm oraz neopogański nazizm
niemiecki, nie była tą dobrą,
każda z nich, będąc naznaczona jakimś potwornym defektem, nie
reprezentowała świata katolickiej Tradycji. Ten zaś, ograniczający
się wówczas tylko do Stolicy Apostolskiej, Hiszpanii gen. Franco i
salazarowskiej Portugalii30,
nie odgrywał już wiodącej roli w polityce światowej. Najlepsze,
co można było w tej sytuacji zrobić, to, gdy tylko istniała taka
możliwość, przeczekać ten monstrualny konflikt i ogłosić
neutralność, co w istocie państwa przeze mnie wymienione uczyniły.
Natomiast działania tych krajów i formacji zbrojnych, które wzięły
udział w owej wyniszczającej wojnie światowej, należy oceniać
nie za pomocą kuriozalnego, manichejskiego
kryterium nieubłaganej walki demokratycznego
Dobra z totalitarnym
Złem, lecz przypatrując się wybranym frontom i dokonując
ograniczonych, wycinkowych sądów.
1
I tutaj pojawia się pierwszy wyłom w uproszczonej, by nie rzec:
prostackiej, demoliberalnej narracji o drugiej wojnie światowej.
2
Różniące się przy tym wzajemnie zarówno co do stopnia swojego
autorytaryzmu, jak i treści ideowej nadającej kierunek ich
politycznym poczynaniom.
3
Nie miejsce tutaj na pogłębioną ocenę rządów sanacyjnych,
która jednak z kontrrewolucyjnego punktu widzenia musi wypaść –
trzeba to otwarcie i bez zbędnych ceregieli powiedzieć, mocno
negatywnie (rzecz jasna ta negatywna ocena sanacji nie jest
spowodowana częściowo autorytarnym sposobem sprawowania rządów
przez piłsudczyków! Chodzi tu o zupełnie inne powody, sięgające
głęboko do samej natury ideowej sanatorów).
4
Chociaż faszyści w Italii jako pierwsi zapowiedzieli budowę
ustroju totalnego, to jednak, zwłaszcza w porównaniu ze
stosunkami panującymi w Sowietach i III Rzeszy, ich zapewnienia
posiadały bardziej deklaratywny, niźli rzeczywisty charakter i
nigdy nie doczekały się całkowitej realizacji.
5
Wobec straszliwego naporu bolszewizmu z jednej i anglosaskiego
demoliberalizmu z drugiej strony.
6
A także stojący na czele jedynego uznawanego w tamtych czasach
rządu francuskiego, marszałek Filip Pétain (w odróżnieniu od
etatowego zdrajcy – vide Algieria dwie dekady później…,
sługusa Anglosasów, republikanina i demokraty de Gaulle’a).
7
I w tym miejscu można im przyznać bez wahania rację, lecz
motywowaną całkiem odmiennymi argumentami niż nieprzestrzeganie
praw człowieka i dławienie wolności słowa – po
prostu totalitaryzmy, jako część schizmatyckiego względem Ładu
prawdziwego świata nowoczesnego, nie przejawiały dążeń do
choćby częściowej, parcjalnej restauracji porządku w
jakiejkolwiek dziedzinie – religijnej, ustrojowej, społecznej,
prawnej, gospodarczej etc., mało tego, częstokroć ów porządek
niszczyły, a więc, jakby to powiedział brazylijski karlista
Arlindo Veiga dos Santos, nie będąc Tradycją, były z
pewnością zdradą…
8
Jak również np. maoistowskich Chin, czy Kambodży Pol Pota.
9
A także przedliberalne i przeddemokratyczne.
10
Lub choćby tylko w jakiś sposób od niej odróżnia…
11
Już sama supozycja, iż demokracja mogła być kiedyś jakimkolwiek
dobrem, jest bezsprzecznym szaleństwem.
12
Zupełnie inną kwestią pozostaje, czy nie lepiej było schować
bombastyczny sanacyjny „honor” do kieszeni i dla ratowania kraju
przyjąć z bólem serca ultimatum niemieckie, wejść w struktury
Paktu Antykominternowskiego, a następnie ruszyć wraz z Rzeszą i
jej aliantami na Moskwę, próbując przynajmniej zdruzgotać
bezbożny komunizm – co więcej, z perspektywy czasu, biorąc pod
uwagę kompletne fiasko polityki Becka, właśnie takie rozwiązanie
wydawało się być najrozsądniejsze, ale akurat to zagadnienie nie
jest tematem tego artykułu.
13
Przynajmniej tych znajdujących się w południowej, nieokupowanej
strefie.
14
Dokładnie Państwa Francuskiego – État Français.
15
Nawet w czysto politycznym znaczeniu tego słowa
16
Który podczas I wojny światowej również zdobył olbrzymie
połacie ówczesnej, carskiej Rosji, nie stosując przy tym metod
masowego terroru i zastraszania!
17
Wysuwanym pod ich adresem także obecnie, np. przez kultywującego
sowiecką szkołę historii Putina i jego usłużnych poputczików.
18
Całej, nie tylko okupowanej przez bolszewię jej wschodniej części!
19
Np. słynnej hiszpańskiej Błękitna Dywizji, SS Wallonien
Leona Degrelle’a, czy francuskiej SS Charlemagne.
20
Którzy, nie wiedzieć czemu, biorąc pod uwagę całą ich
historię, posiadają w Polsce niezasłużenie dobrą prasę, a np.
w takim dwudziestoleciu międzywojennym zhańbili się całkowicie,
kiedy jako jedyny w naród Europie Środkowo-Wschodniej, zachowali
rządy parlamentarno-demokratyczne…
21
Nie rozpisuję się zbyt obszernie na ten temat, gdyż zamierzam mu
poświęcić osobny, pogłębiony artykuł.
22
W tym jedenastoletniej dziewczynki!
23
I bynajmniej nie był on jedyną ofiarą należącą do stanu
kapłańskiego, która zginęła z rąk saraceńskich oddziałów
biorących udział w wyzwalaniu Włoch…
24
Mających miejsce zarówno w trakcie trwania wojny, jak i po jej
zakończeniu.
25
Natomiast w wyniku zbrodni sądowej został stracony wybitny poeta
Robert Brasillach; z kolei twórcę monarchistycznej Akcji
Francuskiej i znakomitego pisarza, Karola Maurrasa, mimo iż nie był
uwikłany w żadną kolaborację z hitlerowcami, ani nie wspierał
swym talentem nazistowskiej ideologii, mściwie skazano na
dożywotnie więzienie.
26
Najgorszą sławą cieszył się obóz w Bretzenheim, w którym
zmarło ponad 18 tys. uwięzionych żołnierzy niemieckich.
27
Przez lata Amerykanie zarzekali się, gdyż już nie dało się
dalej tuszować tej haniebnej zbrodni i chcąc ją niejako
zniwelować, że Bushyhead miał rzekomo do czynienia z
załogą niemieckiego obozu koncentracyjnego, lecz tak naprawdę
przytłaczająca większość zamordowanych przez niego jeńców
należała do oddziałów liniowych. Gdy jednak i ta prawda wyszła
na jaw, amerykańska argumentacja zaczęła z kolei opierać się na
osobliwym, quasirasitowskim, deterministycznym i psychologizującym
zrzucaniu odpowiedzialności za te wydarzenia na… indiańskie, a
konkretnie czirokeskie pochodzenie Bushyheada (sic!), będącego
jakoby z natury skłonnym do aktów bezprzykładnego
okrucieństwa i tym samym w zasadzie zwolnionym z wszelkiej
odpowiedzialności!
28
Która, przynajmniej w swym założeniu, rozumiana absolutnie
dosłownie i czysto negatywnie – jako bezwzględne usunięcie
wszelkich śladów neopogańskiej, rasistowskiej ideologii
narodowego socjalizmu, była czymś ze wszech miar dobrym i godnym
poparcia, problem powstaje wówczas, gdy w jej imię, aplikuje się
bezbożne, po wielokroć już wymieniane, potępione przez szereg
Papieży, masońskie zasady rewolucji – demokrację, tolerancję,
wolność słowa, prawa człowieka, liberalizm itd.
29
Dlatego też jest arcygłupstwem ze strony różnej maści
endokomunistów, sierot po PRL-u paxowskiego chowu, ze starczym
sentymentem wspominających ich ukochaną „Polskę Ludową” i
kapitalnie określonych swego czasu przez prof. Bartyzela mianem
endectwa, egzaltowanie się zdobyciem Berlina w 1945 r. u
boku sojuszniczej armii radzieckiej i zawieszeniem na
berlińskiej Kolumnie Zwycięstwa biało-czerwonej flagi obok
sowieckiej czerwonej szmaty z sierpem i młotem. Ale to już temat
na całkiem osobną historię…
30
W pewnej mierze również Irlandii pod rządami Éamona de Valery.
Tekst opublikowany za pisemną zgodą Autora.
Gladius Ferreus – legitymista, kontrrewolucjonista i tradycjonalista katolicki, bezlitosny wróg rewolucji, demokracji, tolerancji, praw człowieka, masonerii, rozdziału Kościoła od państwa, wolności słowa, liberalizmu, modernizmu, egalitaryzmu, protestantyzmu, pacyfizmu, humanitaryzmu, socjalizmu, komunizmu, syjonizmu oraz wszelkich innych heretyckich i wywrotowych idei w każdej formie i pod każdą postacią, miłośnik dziejów wypraw krzyżowych, późnego Cesarstwa Rzymskiego, epoki kontrreformacji, konkwisty Nowego Świata, a także sztuki barokowej, antycznych i rycerskich eposów, tragedii szekspirowskich i heroicznej poezji religijnej, w wolnych chwilach zapalony fan piłki nożnej, wycieczek rowerowych i gier komputerowych, jego dewizą są słowa brazylijskiego karlisty, Arlinda Veigi dos Santosa, „Wszelka polityka, która nie jest Tradycją, jest z pewnością zdradą” oraz francuskiego tradycjonalisty, Ludwika de Bonalda: „Kompromis jest kompromitacją”.
Gladius Ferreus – legitymista, kontrrewolucjonista i tradycjonalista katolicki, bezlitosny wróg rewolucji, demokracji, tolerancji, praw człowieka, masonerii, rozdziału Kościoła od państwa, wolności słowa, liberalizmu, modernizmu, egalitaryzmu, protestantyzmu, pacyfizmu, humanitaryzmu, socjalizmu, komunizmu, syjonizmu oraz wszelkich innych heretyckich i wywrotowych idei w każdej formie i pod każdą postacią, miłośnik dziejów wypraw krzyżowych, późnego Cesarstwa Rzymskiego, epoki kontrreformacji, konkwisty Nowego Świata, a także sztuki barokowej, antycznych i rycerskich eposów, tragedii szekspirowskich i heroicznej poezji religijnej, w wolnych chwilach zapalony fan piłki nożnej, wycieczek rowerowych i gier komputerowych, jego dewizą są słowa brazylijskiego karlisty, Arlinda Veigi dos Santosa, „Wszelka polityka, która nie jest Tradycją, jest z pewnością zdradą” oraz francuskiego tradycjonalisty, Ludwika de Bonalda: „Kompromis jest kompromitacją”.