Bereza Kartuska to miasteczko na terenie
obecnej Białorusi, położone 95 kilometrów na północny wschód od
Brześcia i liczące sobie nieco ponad 20 tysięcy mieszkańców. Dawne
koszary wojskowe na południowo-zachodnim skraju miejscowości pełniły w
latach 1934-1939 funkcję tzw. „miejsca odosobnienia”, a więc swego
rodzaju obozu pracy, do którego trafiali więźniowie polityczni i
niektórzy kryminaliści.
Bereza to czarna legenda sanacyjnej
Polski międzywojennej. W okresie PRL systematycznie podtrzymywano wizję
„faszystowskiej” i „jaśniepańskiej” władzy sanacyjnej, która więziła
niepokornych komunistów w okrutnym obozie, dławiąc w ten sposób swobody
demokratyczne, wolność słowa i prawa człowieka. Faktem jest, że
większość więźniów politycznych Berezy stanowili na ogół komuniści, ale
władza osadzała tu także dwie inne grupy – polskich narodowców (w
szczególności działaczy ONR) oraz ukraińskich nacjonalistów. Świadczy to
wymownie o tym, że te trzy ruchy – narodowo-radykalny, komunistyczny i
ukraiński – uważane były w kręgach sanacyjnych za najgroźniejsze i
najbardziej wywrotowe. Nie bez powodu zresztą – narodowi radykałowie
słynęli z bojowych akcji na ulicach i uczelniach, komuniści byli
uzależnieni od obcego mocarstwa (ZSRS), a ukraińska wersja nacjonalizmu
była de facto (jak pokazały późniejsze wydarzenia na Wołyniu
oraz działalność UPA) obsesyjnym szowinizmem, podsycanym niechęcią do
Polaków. Zresztą to właśnie działacze OUN dokonali zamachu na ministra
Pierackiego, co stało się dla władz pretekstem do zaostrzenia prawa i
otwarcia obozu w Berezie Kartuskiej.
Historii i strukturze tego miejsca
poświęcona jest praca Wojciecha Śleszyńskiego „Obóz odosobnienia w
Berezie Kartuskiej 1934-39”, wydana w roku 2003. Autor jest adiunktem w
Instytucie Historii Uniwersytetu w Białymstoku, autorem prac na temat
przeszłości północno-wschodnich ziem Rzeczypospolitej. W swojej
publikacji na temat Berezy cytuje (w całości lub w sporych fragmentach)
dużą ilość archiwalnych dokumentów, uważając że (…) bezpośredni kontakt z dokumentami często jest bardziej wymowny niż strony naukowych elaboratów.
Dzięki temu czytelnik może zweryfikować przynajmniej część z podanych
informacji i poznać „klimat” życia obozowego – przez pryzmat raportów
policyjnych, zeznań i podań więźniów czy ulotek z epoki, piętnujących
warunki panujące w obozie.
Co można powiedzieć o Berezie na
podstawie lektury książki W. Śleszyńskiego? Po latach propagandy
komunistycznej, która starała się maxymalnie zohydzić ustrój i władze
Polski międzywojennej, wielu antykomunistycznie nastawionym osobom
(nawet, a może zwłaszcza na szeroko pojętej prawicy) sanacyjna Polska
jawi się jako kraj zgoła wzorcowy, ostoja patriotyzmu, kultury
ziemiańskiej, „właściwego porządku rzeczy” i prawdziwej niepodległości.
Oczywiście jest to tylko mit, niemniej ktoś nim zasugerowany może
przypuszczać, że cała afera związana z Berezą Kartuską to przysłowiowe
„z igły widły”, a w samym obozie warunki były może i surowe, ale zapewne
znośne i przyzwoite. Faktycznie, późniejsze „dokonania” niemieckich
narodowych socjalistów i sowieckich komunistów w dziedzinie terroru
zdecydowanie przebiły najśmielsze nawet pomysły władzy sanacyjnej – nie
oznacza to jednak, że uwięzienie w Berezie było czymś w rodzaju nieco
męczącej, ale w zasadzie niegroźnej przygody z pogranicza sportu i
skautingu.
Podstawą prawną istnienia obozu było
rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej (Mościckiego) z dnia 17
czerwca 1934 roku „w sprawie osób zagrażających bezpieczeństwu,
spokojowi i porządkowi publicznemu”. Przepis ten umożliwiał władzom
aresztowanie (bez formalnego oskarżenia i procesu) najrozmaitsze osoby,
które uznano za groźne dla panującego ładu. Samo uznanie było
najzupełniej arbitralne – czasami chodziło o autentycznych terrorystów,
kiedy indziej o wiecowych agitatorów czy kawiarnianych intelektualistów.
Rozporządzenie ustalało czas „odosobnienia” na trzy miesiące z
możliwością przedłużenia go o kolejne trzy miesiące, jeżeli więzień
zachowywałby się niewłaściwie.
Szczególnie interesujące są rozdziały 2 i
3 pierwszej części xiążki, w których autor skupia się na opisie procesu
zatrzymania i osadzenia podejrzanego oraz przedstawia panujące w obozie
warunki. We wszystkich wspomnieniach byli więźniowie (zarówno
narodowcy, jak i komuniści czy Ukraińcy) podkreślali, że standardem w
Berezie było bicie zatrzymanych, które uzasadniano jako „zastosowanie
środków przymusu bezpośredniego”. Bito przede wszystkim pałkami i to pod
byle pretekstem – za opóźnienia w pracy, za niedokładne wykonanie
polecenia, za rozmowę bez zezwolenia etc. Normą było, że strażnicy
zwracali się do więźniów per „ty” lub po prostu „skurwysynu” (w
ogólności normą były krzyki i wulgaryzmy). Oczywiście osadzenia musieli
odpowiadać formułami w stylu „panie komendancie”, „melduję posłusznie”
etc. Obóz był niewątpliwie nieprzyjemnym miejscem, w którym głód, bicie i
wyzwiska były na porządku dziennym, trzeba jednak przyznać, że w ciągu 5
lat zmarło tu jedynie 13 osób.
Nowych więźniów osadzano w pustym baraku
z zimną, betonową podłogą, którą zlewano codziennie wodą. Dzień
spędzało się albo w pracy (np. przy wyrabianiu kostek brukowych, kopaniu
rowów, produkcji kompostu), albo na wyczerpujących (czasem
dziewięciogodzinnych) ćwiczeniach na placu apelowym, albo wreszcie
stojąc na baczność twarzą do ściany. Według regulaminu pobudka miała
miejsce o 4 rano, zaś o 6.30 (po myciu, śniadaniu, apelu itd.) zaczynała
się praca, która trwała do 11.30, kiedy to następowała półtoragodzinna
przerwa na obiad i związane z tym zajęcia (np. zmywanie naczyń). O
godzinie 13 zaczynały się kolejne cztery godziny pracy, następnie apel
wieczorny i kolacja, od 19.15 – cisza nocna.
Wyżywienie w Berezie było nędzne,
ograniczało się zasadniczo do podłej kawy, chleba, twarogu, kartofli z
solą i słoniną, kaszy. Koszt wyżywienia jednego odosobnionego w dniu 20
stycznia 1939 roku wynosił 49,48 grosza (ba, początkowo miało wystarczać
28 groszy). Oczywiście osadzeni w areszcie lub karcerze dostawali
jeszcze mniej – właściwie tylko chleb i wodę.
Specyficzną praktyką stosowaną w Berezie
było upokarzanie więźniów przez utrudnianie im załatwiania potrzeb
fizjologicznych. Pisał o tym m.in. Stanisław Cat-Mackiewicz, który
również trafił do obozu na pewien czas. Rolę toalety pełniły otwory w
podłodze, a wypróżnianie odbywało się trzy razy dziennie (po posiłkach) –
i to na komendę (odliczanie „raz, dwa, trzy, trzy i pół, cztery”).
Kończyło się to oczywiście chaosem, brudzeniem podłogi i ubrań, a na
dłuższą metę – fatalnymi warunkami higienicznymi i problemami
gastrycznymi. Strażnicy z upodobaniem zmuszali także dyżurnych do
sprzątania (gołymi rękami…) zapaskudzonej podłogi, podobnie było z
formowaniem kompostu w oparciu o „bogactwa” z dołów kloacznych.
Zabraniano po tym nawet mycia rąk (sic!). Cotygodniowe mycie miało
podobnie byle jaki, prowizoryczny charakter, a bieg wzdłuż prysznica
urozmaicany był przez policjantów biciem przy pomocy pałek.
Stosowano oczywiście także wiele innych form upokorzenia więźniów. Mieczysław Prószyński, wówczas działacz ONR, wspomina: Jednym ze sposobów ciemiężenia więźniów w Berezie były tzw. nocne rewizje. Do cel wpadali policjanci (…) — wszyscy
musieliśmy się rozebrać do naga i biec przez korytarz do specjalnej
sali, gdzie z podniesionymi rękami czekaliśmy na przebieg rewizji w
celach. Rozstawieni na ławach policjanci bili przebiegających gumami, a
bili dobrze. Z powrotem ta sama historia. W celi zastawaliśmy słomę
wyrzuconą z siennika i powywracane wszystko do góry nogami, nikt nie
śmiał mieć nic, nie wyłączając kawałka papieru czy gałgana, za co bito
do utraty przytomności. W 5 minut cela musiała być uporządkowana,
inaczej groziły nam karne ćwiczenia. Ćwiczenia te ludziom starszym
wyciskały łzy z oczu.
Na początku września 1939 roku, tuż po
wybuchu wojny, zaczęto przywozić do obozu po kilka setek więźniów
dziennie. Efektem był chaos, a także – niejako siłą rzeczy – pewne
ograniczenie przemocy i kontroli ze strony strażników. Nie miało to już
jednak większego znaczenia – w nocy z 17 na 18 września administracja
obozowa, powiadomiona o wkroczeniu Armii Czerwonej na teren
Rzeczypospolitej Polskiej, opuściła Berezę, rankiem więźniowie byli więc
wolni.
Tekst został opublikowany dzięki uprzejmości portalu Legitymizm.org, dziękujemy i zapraszamy do jego odwiedzin!