niedziela, 30 października 2016

Jerzy Frodsom: Wielkie oszustwo XXI w.


the-american-dream
       Telewizja, media, politycy jak jeden mąż głoszą: „możesz być bogaty i szczęśliwy jeśli…” oraz „wszyscy jesteśmy równi”. Niemal od razu ludzie wierzą w te słowa, bo kto z nas nie chciałby widzieć na swoim koncie, za jakąś cyferką, sześciu kolejnych zer? Kto z nas nie chciałby z uśmiechem na twarzy wstawać do pracy i z nie mniejszym uśmiechem zasypiać? Kto z nas nie chciałby widzieć świata, gdzie nie jesteśmy gorsi od innych, gdzie nasze poczucie własnej wartości nigdy nie byłoby zachwiane przez szefa, przełożonego, czy po prostu bardziej zdolnego kolegę z pracy?

Oczywiście, że każdy z nas pragnie tych wszystkich rzeczy nawet na najbardziej prymitywnym poziomie, na poziomie podświadomości. Ten fakt, że ich pragniemy, nie zmienia jednak rzeczywistości. Polityczne kłamstwa, medialny zalew manipulacji nakłaniających nas do określonego sposobu bycia zbiera swoje żniwo. Dziś nie tylko Amerykanie wierzą w „American Dream”. W Deklaracji Niepodległości Stanów Zjednoczonych Ameryki znajdujemy ogromnej wagi kłamstwo, które ukształtowało właśnie naszą zachodnią mentalność, a brzmi ono następująco: „wszyscy ludzie stworzeni są równymi”. To kłamstwo, które wielu ludzi bierze za pewnik, tylko dlatego, że inni w nie wierzą i nie wypada się sprzeczać z większością.

Prawda jednak jest nieco bardziej skomplikowana, jak to zwykle bywa z uogólnieniami wszelkiego rodzaju. Aby naprostować to kłamstwo na tory prawdy, musielibyśmy dopisać, że równi jesteśmy w oczach Boga. Bo faktem jest, że choć rodzimy się różni, z różnymi predyspozycjami, z różnymi możliwościami rozwojowymi i różnymi rodzinami, to jednak w oczach Boga nasza wartość jest jednakowa. Skoro jednak jesteśmy równi w oczach Boga, to czemu ludziom wmawia się, że są równi wobec siebie? Bo takie postępowanie rodzi w ludziach pychę, chyba najbardziej podstępny ze wszystkich grzechów. Podstęp polega na tym, że patrząc na siebie nawzajem z boskiej perspektywy, zaczynamy się oceniać, wartościować i sądzić. To z kolei nadaje nam kolejny rząd boskich praw, jakimi jest wtrącanie kogoś do piekła lub wynoszenie do nieba, jak gdyby nigdy nic. Większość z nas, jak na ironię, nie posiada ni cienia kompetencji, by dokonywać jakichkolwiek ocen nawet poszczególnych uczynków innych osób, a co dopiero do oceniania danej osoby. Nie widzimy tego, co Bóg i nie mamy zdolności pojmowania rzeczy takimi, jakie są w rzeczywistości, więc patrząc na drugą osobę, powinniśmy uwzględniać to, że nasza perspektywa jest subiektywna, ludzka i ograniczona. Nasze sądy powinny służyć wyłącznie próbom zrozumienia drugiej osoby i dostrzeżenia jej w całej okazałości bez prób oceniania. 

Kolejną opcją skorygowania fałszywego zdania z Deklaracji Niepodległości Stanów Zjednoczonych Ameryki jest zamienienie słowa „równymi” na „różnymi”. W końcu stwierdzenie, że jesteśmy „równi” wymagałoby jakiejś weryfikacji. Jeśli zapytamy ludzi, na ile we własnych oczach są wartościowi, to usłyszymy różnorodne odpowiedzi. Jeśli sami postaramy się sprawdzić, czy wszyscy są równi, to zobaczymy, że część społeczeństwa ma większe prawa niż inni, a część społeczeństwa ma również o wiele większe możliwości od innych. W końcu, gdy zaczniemy rozpatrywać temat równości, przyjdzie nam zapytać w czym mamy być równi? Równi jesteśmy na poziomie wartości naszego życia, które dla Boga jest zawsze tak samo wartościowe, jak inne życia. Jeśli jednak popatrzymy ludzkimi oczyma i postaramy się dokonać wartościowania, które co wrażliwszych może zniesmaczyć, to dostrzeżemy, że ludzie nie są równi w swej wartości dla społeczeństwa. Podejście eugeniczne jest jednak podejściem do cna zepsutym i nie możemy rozpatrywać wartości ludzkiego życia w myśl darwinizmu społecznego. Nasi zachodni sąsiedzi, zarówno jak USA, już dokonywały podobnych ocen i prób wartościowania życia z wiadomym skutkiem. To, że jednak ich próby były nieetyczne i nieudane, nie powinno nas wprowadzać w drugą skrajność każącą zamykać oczy na różnice międzyludzkie, mówiąc, że jesteśmy równi. Życie ludzkie jest tak samo wartościowe jak inne, ale nasze zasługi i przydatność dla społeczeństwa sprawiają, że powinniśmy być doceniani adekwatnie do nich. Ci, którzy więcej dają od siebie, powinni także więcej otrzymywać. Ci, którzy się poświęcają pracy dla Narodu, powinni przez Naród być bardziej doceniani niż ci, którzy dla niego nie robią zupełnie nic. Ci, którzy dają coś od siebie dla innych, od innych powinni coś otrzymywać, a z kolei ci, którzy próbują innym zabierać, winni sami tracić. Niestety takie podejście już nie jest tak wygodne jak paradygmat równości. W końcu jeśli jesteśmy różni, to nie otrzymamy nic za to, że po prostu „jesteśmy”, a na swój sukces musimy zapracować. Jeśli będziemy lepsi, to otrzymamy więcej niż gorsi. Skoro uznajemy, że możemy być lepsi/gorsi, to powinniśmy starać się określić swój poziom umiejętności i dążyć do rozwoju, by stać się jak najlepszym człowiekiem. Nikt nigdy nie będzie lepszy od wszystkich we wszystkim, więc należy o tym pamiętać, by nie wpaść w pychę, gdy będziemy się zbliżali do mistrzostwa, a na gorszych od nas nie patrzeć z pogardą, a ze wsparciem i pomagać im dostać się wyżej. Naturalnie jednak ludzie czują opór przed podziałem na lepszych i gorszych. Wynika to z prostego faktu, że zwykle lepszy wie, że jest lepszy, a gorszy, że ma niższe umiejętności i stwierdzenie tego faktu na głos zdawałoby się wskazywać na pychę, gdyby wyszło z ust lepszego, a na kompleksy i zaniżoną samoocenę, gdyby wyszło z ust gorszego. Więc w milczeniu godzimy się na stan, jaki jest, bo poprawność polityczna i wrażliwość moralna nie pozwalają nam na stwierdzenie stanu rzeczywistego. Fakty wyglądają jednak tak, że zawsze osoba lepsza w jednej rzeczy, będzie gorsza w innej od osoby drugiej. Jeśli więc zaakceptujemy wzajemne różnice i dokonamy wzajemnej kategoryzacji, będziemy mogli wspólnie z innymi dążyć do doskonałości w wybranych dziedzinach. Dzięki takiemu podejściu dwie osoby o odmiennych umiejętnościach są w stanie podzielić się doświadczeniem bez oporów i traktowania drugiej osoby z wyższością wynikającą z bycia lepszym czy z uniżeniem z uwagi na bycie gorszym. Każdy z nas ma lepsze i gorsze strony, lecz nie jest to powodem do wstydu, a powodem do pracy nad sobą. Powinniśmy odrzucić równość i stwierdzić, że jesteśmy różnorodni w piękny sposób, bo właśnie to czyni nas ludźmi. Są lepsi i gorsi, ale nie ma ludzi doskonałych.

Kolejnym elementem, którym jesteśmy mamieni przez polityków, coach’ów i innych ludzi zajmujących się motywacją czy reklamą jest stwierdzenie, że „każdy może być bogaty jeśli…”. Na końcu tego zdania wystarczy dopisać odpowiednią końcówkę, powiedzieć zdanie z przekonaniem i mamy tłum ludzi w kieszeni. Niestety prawda, jak zwykle, okazuje się bardziej złożona. Jeśli założymy, że istnieje jeden skuteczny i sprawdzony sposób na osiągnięcie bogactwa, to staniemy w momencie, w którym każdy człowiek może zostać milionerem. Jeśli hipotetycznie przyjmiemy, że tak się stanie, to w jaki sposób zadziała rynek? Wartość pieniądza dramatycznie spadnie. Prawa ekonomii są bezduszne i brutalne, ale zawsze bogaci będą stanowili pewną elitę społeczeństwa, która będzie sobie mogła pozwolić na więcej niż inne warstwy społeczne. Prawda jest taka, że nie ma żadnego sposobu na wcielenie w życie komunistycznej utopii, bo w świecie, gdzie istnieje pieniądz, istnieją również prawa ekonomii. Te sprawiają, że wartość pieniądza reguluje się sama i niemożliwe jest, żeby nagle każdy człowiek na świecie mógł pozwolić sobie na zakup Ferrari. Gdyby wszyscy naraz stali się milionerami, to milion miałby pewnie wartość równą współczesnemu banknotowi 100-złotowemu, a zatem na powrót mielibyśmy sytuację, gdzie na Ferrari pozwolić sobie może tylko wąska, elitarna grupa ludzi. To, co możemy zrobić z takimi przemowami, to potraktować je jako swego rodzaju motywator. W końcu każdy z nas czasami traci energię i siłę do jakiegokolwiek działania. Korzystając jednak z takich motywatorów należy pamiętać, że nie mówią one o rzeczywistości, a o ideach, które są nierealne. Gdy więc poczujemy ten przypływ energii i chęci do działania, stawiajmy przed sobą małe, realne i terminowe cele, które przybliżą nas choćby o kroczek do upragnionego celu. Żadna przemowa ani teoria nie uczyni z nas geniuszy od razu, ani od razu nie napełni naszych portfeli czy nie wskaże sensu życia. Jednak szansa na osiągnięcie takich celów pojawia się w sukcesywnej, wytrwałej i długotrwałej pracy.

Wiele młodych osób po studiach, stając na rynku pracy, wierzy w szczytne ideały, jakie wpojono im w procesie edukacji. Pełni marzeń, energii i pomysłów stają niepewnie w obliczu poszukiwania pracy. Ich pierwsze kroki nieśmiałe, jak kroki niemowlaka, zwykle kończą się wylądowaniem tyłkiem na podłodze. Zawsze bowiem znajdzie się ktoś lub coś, co sprowadzi takich „niepoprawnych marzycieli” na ziemię. Czy będzie to szef pomiatający podwładnymi, czy trudności w znalezieniu pracy, czy po prostu zajęcie nieprzystające do kompetencji; motywacja człowieka jest największa właśnie w momencie skończenia edukacji. Tę potężną ilość energii zwykle się tłamsi, miast wykorzystywać i młodzi inżynierowie, lekarze, prawnicy tracą swój idealistyczny zapał na rzecz przyziemnego pragmatyzmu. Rzeczywistość, która wcześniej wyglądała kolorowo w efekcie propagandy mówiącej „osiągniesz wszystko, czego pragniesz, jeśli tylko będziesz chciał”, okazuje się wyglądać zupełnie inaczej. Aspiracje, które powstały na gruncie takich tekstów poprzez swoje niezaspokojenie rodzą frustrację. Żebyśmy jednak nie żyli w ciągłym stresie i niezadowoleniu, co jest już niemal naszą cechą narodową, powinniśmy nie dać omamić się mowami motywacyjnymi. Warto uważać na popadanie w drugą skrajność i zwalczanie tego typu przemówień, bo mają one swoją istotną cechę. Niezależnie od tego, czy są realne, potrafią dodać nam energii i motywacji, jeśli tylko się do nich nie zantagonizujemy. Zatem używajmy ich i oglądajmy, ale wykorzystując je, jako narzędzia, a nie podpowiedzi życiowe. Ograniczajmy swoje aspiracje do realiów rzeczywistości, to będziemy mogli żyć pełnią życia i jednocześnie osiągać maksimum siebie.

Współcześnie możemy zaobserwować pewien trend, który powstał w odpowiedzi na kłamstwa tego typu. Trend do aspirowania na szczyty ludzi, którzy nie mają nawet cienia predyspozycji do tego, by pełnić funkcje kierownicze czy inne istotne stanowiska związane z prestiżem. Nadwyżka ludzi z wykształceniem wyższym powoduje, że załamuje się rynek pracy i brakuje ludzi, którzy po najzwyklejszej w świecie zawodówce wiedzieliby, z której strony trzyma się młotek i potrafili się nim fachowo posłużyć. Zamiast tego mamy rzeszę ludzi, którzy mają wykształcenie „zbyt wysokie”, by kazać im operować młotkiem, a z kolei zbyt mało miejsc pracy, by mieli oni szansę na znalezienie jej w swoim zawodzie. Wyłączając telewizję, każdy z nas powinien rozejrzeć się w rzeczywistości lokalnej. Czego dotyczą ogłoszenia o pracę, jakich kwalifikacji i jakich predyspozycji wymaga regionalny rynek pracy. W końcu Polska nie potrzebuje nadwyżki mądrych bezrobotnych, lecz ludzi, którzy będą potrafili także pełnić te najzwyklejsze funkcje, bez których współczesne życie byłoby niemożliwe. Czy będą to sprzątaczki, piekarze, kasjerki czy też robotnicy. Wszystkim im należy się szacunek taki sam, jak lekarzom i prawnikom, o ile swoją pracę robią z zaangażowaniem i oddaniem. Uczciwa i solidna praca powoduje nie tylko wzrost gospodarczy, ale także nowe miejsca pracy oraz pomaga budować rzeczywistość na wyższym poziomie ekonomicznym. Nadeszły czasy, kiedy Polska nie potrzebuje już ludzi wykształconych, a ludzi czynu. Fachowców, którzy będą wiedzieli jak robić swoje na najbardziej podstawowym poziomie. Powróciły czasy, kiedy zwykły człowiek odzyskuje swoją wartość niezależnie od zawodu jaki pełni. W końcu świat bez robotników i piekarzy nie byłby tak kolorowym i przyjemnym miejscem.

Aby uniknąć tego wielkiego oszustwa należy spojrzeć szerzej na rzeczywistość, która nas otacza i dostrzec sposób, w jaki powiązane są wszystkie zawody tworzące nasze miasta i nasze państwo. Należy odciąć się od pragnienia „życia z ekranu”, które jest fałszywe i powoduje chorobliwy nadmiar ambicji. Powinniśmy umieć dostrzec piękno w tym wielkim dziele, jakim jest budowa społeczeństwa nawet na najmniej, z pozoru, istotnym stanowisku. Rzeczywistość jest diametralnie różna od lansowanej w telewizji mody i od propagowanego stylu bycia. Cel życia proponowany wszystkim nie jest celem jednostki, jest celem manipulatora stojącego po drugiej strony ekranu. Musimy więc włączyć swoje myślenie, by wynurzyć się powoli z zalewu tego fałszu, który nas otacza i postarać się ujrzeć rzeczywistość w oderwaniu od mediów i wpływów innych ludzi, czego sobie i wam życzę.

CWP!!!