piątek, 28 października 2016

III wojna światowa zacznie się w Syrii? Na miejsce zmierza rosyjska grupa bojowa z lotniskowcem Admirał Kuzniecow

Znalezione obrazy dla zapytania naloty w syrii     
      Konfrontacja supermocarstw atomowych w Syrii staje się niebezpiecznie realna. Jak potwierdzają źródła w NATO, Rosja uruchomiła największą operację militarną od czasu tak zwanej Zimnej Wojny. W ciągu dwóch tygodni w okolice Syrii przypłynie poważna siła uderzeniowa Federacji Rosyjskiej w postaci lotniskowca Admirał Kuzniecow i towarzyszących mu okrętów wojennych stanowiących tak zwaną grupę bojową. No pokładzie tego średniej wielkości rosyjskiego lotniskowca znajduje się 50 myśliwców MIG-29 gotowych do wsparcia operacji w Syrii.

 Wiele wskazuje na to, że Putin zdecydował o bitwie o Aleppo, która zacznie się na pełną skalę już niedługo i dodatkowe siły mogą być potrzebne w celu zbudowania odpowiedniej przewagi militarnej. Trwające obecnie naloty na pozycje w tym mieście, są traktowane przez stronę amerykańsko-saudyjsko-brukselską, jako "zbrodnie przeciw ludzkości". Z kolei naloty amerykańskie na siły syryjskie są określane mianem "pomyłek".

Ma rację Donald Trump, który docenia jak wielką rolę w zwalczaniu ISIS odgrywa obecnie Rosja. Oczywiście nie ma tu altruizmu Putina, tylko są konkretne powody tego zamieszania. Przez teren Syrii miały biec rurociągi gazowe z Kataru, które przez Turcję zasiliłyby Europę w konkurencyjny do rosyjskiego gaz, a może i z czasem ropę naftową. Walka o utrzymanie Assada jest więc walką o stan budżetu rosyjskiego, a to już wystarczający powód dla Putina do przeciwdziałania jakimkolwiek zagrożeniom.


Jak wiadomo kilka dni temu armia iracka wspomagana przez Kurdów, czyli Peszmergów i amerykańskich doradców, rozpoczęła szturm na Mosul. Wszystko wskazuje na to, że doniesienia jakoby umożliwiono ucieczkę z tego miasta kilkunastu tysięcy bojowników ISIS były prawdziwe i zapewne kierują się oni teraz do Aleppo. Utrata Mosulu i tego miasta spowoduje, że wpływy Państwa Islamskiego skurczą się i to znacznie.


Oczywiste jest zatem, że jego fundatorzy nie mogą sobie na to pozwolić. Dlatego pani Hillary Clinton podczas ostatniej debaty prezydenckiej w USA, zaczęła mówić o potrzebie stworzenia tzw. "no-fly zones", czyli stref z zakazem lotów. Problem jednak polega na tym, że w tej chwili w bazie Tartus znajdują się już doskonałe rosyjskie systemy obrony przeciwlotniczej S-300, a według niektórych źródeł nawet nowszy S-400, które są tak skuteczne, że jeśli Rosjanie będą chcieli, spadać będzie każdy samolot od Hajfy do Aleppo, któremu nie pozwolą latać.

Oczywiście w okolicy konfliktu znajdują się tez dwie grupy bojowe imperium amerykańskiego z lotniskowcami USS Nimitz i USS Harry S. Truman. Ich siła uderzeniowa z pewnością przewyższa możliwości armii rosyjskiej. TO jednak nie oznacza, że nie dojdzie do jakiegoś niespodziewanego ataku, który wyrówna siły. Taka właśnie jest obecna sytuacja. Zgodnie z przewidywaniami napięcia przed nadchodzącymi wyborami prezydenckimi w USA nadal rosną i III wojna światowa realnie zamajaczyła na horyzoncie. A jeszcze dwa tygodnie do rozstrzygnięcia.


Rosja bardzo wyraźnie oświadczyła, że każdy atak na Syrię i siły zbrojne syryjskiego rządu, będzie skutkował odpowiedzią sił rosyjskich obecnych w tym kraju. Miejmy nadzieje, że po drugiej stronie konfliktu jednak nadejdzie opamiętanie, ale jeśli władzę nad największym na Ziemi potencjałem militarnym zdobędzie ktoś taki jak Hillary Clinton, to prawie na pewno jesteśmy w wielkich kłopotach.