niedziela, 16 października 2016

Michał Mikłaszewski: Film, który powinien zobaczyć każdy Polak!


 

         W tym tygodniu byłem na filmie "Wołyń" w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego. Idąc na ten film, miałem już pewne informacje, często sprzeczne, na temat jego fabuły. Jedni twierdzili że film jest bardzo słabej jakości, że za długi wstęp, że wątki zbyt chaotyczne, że za mało pokazane, że główna rola żeńska kiczowata, że to negatywna, bo z Ukraińcem, bo przed ślubem, bo męża zdradzała... Inni zaś twierdzili że w filmie zbyt dużo jest okrucieństwa, zbyt dużo krwi. Albo też że jest nieobiektywny, że pokazuje obraz wyłącznie z polskiej strony. 
Muszę przyznać, że film zaskoczył mnie i to bardzo pozytywnie. Otóż został nakręcony, moim zdaniem, fachowo i profesjonalnie. Nie wiem jak niektórzy, ale ja cały czas doskonale łapałem się w fabule, i wiedziałem co w danej chwili się dzieje, i dlaczego. Film jest właściwie jednowątkowy, pokazuje historię konkretnej osoby, głównej bohaterki, i wszystko cały czas kręci się wokoło niej... Jest to pokazanie następstw wydarzeń, od początku wojny. Przeskoki o kilka miesięcy są łatwo wyczuwalne i naturalne. Fabuła jest wręcz nad wyraz prosta i zwięzła.
Bohaterka jest po prostu zwykłą osobą. Nie jest to jakaś postać historyczna, którą należało by pokazać jako czystą i idealną, pokazując wyłącznie jej heroiczne cnoty. Jest to postać fikcyjna, która ma nas po prostu przybliżyć w epokę, pomóc nam wczuć się, i postawić na jej miejscu... Dlatego jest ona zwykłą, normalną osobą, taką jak my wszyscy, która jak każdy błądzi, grzeszy, żyje i po prostu zwyczajnie chce przeżyć w tych jakże ciężkich czasach. Pokazanie w takim filmie osoby sztucznie wyidealizowanej mijało by się całkowicie z celem.
Wyjątkowo dobrym posunięciem reżysera było pokazanie tak długiego wstępu, jakim jest wesele. Te wszystkie zwyczaje, symbole, relacje między ludzkie, doskonale wprowadzają nas w tamte lata. Pokazują jak pięknie przed wojną funkcjonowały Polskie Kresy, i jednocześnie jak wielkie były dążenia wśród dużej części Ukraińców aby ten ład i harmonię zburzyć... Jak wiele było powtarzanych kłamstw, pomówień, siania nienawiści między ludźmi... Jednocześnie widzimy Polskie, katolickie duchowieństwo wzywające do miłości i pojednania, do wspólnego trwania obydwu nacji obok siebie, tak jak to było od wieków...
Dalsza część filmu rozwija cały wątek, pokazuje kolejne etapy podjudzania konfliktu, najpierw przez sowietów, a potem przez Niemców (którzy jednak jak widzimy byli znacznie bardziej cywilizowani od banderowców). Ostatecznie dochodzi do eskalacji nienawiści, i rzezi na masową skalę, którą widzimy w ostatniej scenie. Ale i tam widać, że wśród Ukraińców zdarzały się jednostki, nieliczne wyjątki potwierdzające ogólną regułę, które pomagały Polakom, ratowały ich, często z narażeniem własnego życia. Podobnie wśród grekokatolickiego duchowieństwa byli banderowcy, którzy święcili kosy i widły, oraz prawdziwi Duchowni Kościoła Katolickiego, wzywający do pojednania. 
Film pozostaje obiektywny, pokazując także odwetowe akcje dokonywane przez Polaków na ludności ukraińskiej, jednakże pokazuje jasno, że skala tych aktów zemsty była nieporównywalnie mniejsza, do ilości zbrodni ukraińskich, podobnie jak skala ich okrucieństwa. Nie jest to więc, jak twierdzą ukraińcy, tragedia obu narodów, tylko jest to wyłącznie zbrodnia ludobójstwa dokonana przez ukraińców na Narodzie Polskim, za którą do dziś dnia nie usłyszeliśmy nawet zwykłego słowa "przepraszam". 
Jakkolwiek nie oceniać by tego filmu, to był on niezmiernie potrzebny. Pokazuje bowiem cienką granicę między cnotą Nacjonalizmu - czyli miłości do własnego Narodu, a szowinizmem, czyli chorą nienawiścią do innych nacji. Tam gdzie brakuje Boga i jego Prawa, tam najczęściej rodzi się nienawiść - nazizm, komunizm, czy szowinizm. W dzisiejszych czasach, gdy chaos i lewactwo święci swój tryumf, głosząc prawdziwą "mowę nienawiści" wobec wszystkiego co prawdziwie Polskie i Katolickie, odrzucając przy tym wszelkie prawa Boskie, moralne i naturalne, szczególnie należy o tym pamiętać i innym przypominać.
Prawdziwy Polak i prawdziwy Katolik nie chce zemsty. Naszym celem nie jest zniszczenie nacji ukraińskiej. My chcemy po prostu usłyszeć słowa "Przepraszamy. Tak to było ludobójstwo. Jest nam wstyd i prosimy o wybaczenie.". Wtedy, i tylko wtedy, możemy mówić o jakimkolwiek pojednaniu. Oczywiście za taką deklaracją muszą też iść konkretne czyny, inaczej będą to tylko puste słowa. A więc po 1. Ukraińcy musieliby całkowicie zaprzestać kultu wobec oprawców Polaków, musieliby zburzyć u siebie wszystkie pomniki Bandery i innych morderców, oraz potępić banderyzm i wszelkie ruchy neo-banderowskie. Po 2. musieliby uznać, że Kresy Wschodnie, a więc dawne województwo lwowskie, stanisławowskie, tarnopolskie i łuckie, to ziemie Polskie, i dążyć do ostatecznego zwrotu tych ziem, zawłaszczonych przez związek radziecki, Polsce, lub przynajmniej, w okresie przejściowym, do zagwarantowania wszelkich praw mniejszości Polskiej na tych ziemiach. Po 3. musieliby oczywiście zrzec się wszelkich roszczeń terytorialnych wobec Polski. 
Możemy raczej wątpić że to nastąpi, bo wszelkie głosy i znaki mówią nam że jest dokładnie przeciwnie. Ukraińcy nie tylko nie chcą zaprzestać kultu Bandery i banderyzmu, ale i posuwają się do roszczeń terytorialnych wobec Polski [sic!] a nawet plotą o "konieczności zburzenia Cmentarza Obrońców Lwowa"! Jest to całkowitą kpiną z ich strony i splunięciem nam, Polakom, w twarz. Nie dość wspomnieć, że po obejrzeniu filmu "Wołyń" młodzi Ukraińcy stwierdzili, że "są dumni że swojej historii"... 
Oby ten film otworzył oczy jak największej ilości naszych rodaków, zwłaszcza tych zaślepionych pro-ukraińską i rusofobiczną retoryką syjonistycznego PiSu, którzy liczą na pojednanie z Ukraińcami, bez wcześniejszego rozliczenia win... Ci którzy to głoszą, są zdrajcami polskiej racji stanu, zasługującymi tylko na to, aby ich powiesić na szafocie! "Wołyń" można różnie oceniać, ale ten film był nam potrzebny. I uważam, że każdy prawdziwy Polak powinien go zobaczyć!
Michał Mikłaszewski